Biniek Kalendarzowa_Zima.txt

(35 KB) Pobierz
Piotr Biniek
			
"Kalendarzowa Zima"
			
			
Jak rozpocz�� opowiadanie, w dodatku takie, kt�re ma przynie�� literack� nagrod� Nobla? Mo�e tak ?	
"W naszym �yciu, pewnego dnia, stajemy twarz� w twarz z nasz� przesz�o�ci�, dzieci�stwem, lub wydarzeniami z dni, kt�re min�y przecie� tak dawno a jawi� si� ci�gle nam jak gdyby zdarzy�y si� wczoraj."
Nie�le, co nie ? Styl zer�ni�ty z tanich powie�ci dla pryszczatych nastolatek, tre�ci �adnej, pewnie s�ynny literat Pan Pilch by�by zachwycony. Dlaczego nie potrafi� po prostu napisa� tego co siedzi we mnie, nie sil�c si� na wyszukan� form�. A propos - pierwotnie moje opowiadanie w�a�nie tak si� zaczyna�o. �a�osne. Tak naprawd� wydarzenia wcale nie "jawi� mi si�" ani nie "staj� twarz� w twarz z nimi". Dosy�!
Doskonale pami�tam ten dzie� poznania  naszego poznania, pisz� naszego, ho� w�a�ciwiej by�oby nazwa� je moim, zreszt� czy dzi� ma to jakiekolwiek znaczenie; pewnie nie. W ka�d� noc kiedy le�� w swoim ��ku i tak bardzo boj� si� zasn��, przypominam sobie jej spojrzenie, dotyk, u�miech, ci�gle nie wiem dlaczego w�a�nie do niej moje uczucia rozb�ys�y z tak� si��. Pami�tam, to by� grudniowy wiecz�r, pierwszy dzie� kalendarzowej zimy, dr�czony okropnymi wyrzutami sumienia, �e oczywi�cie jak zwykle znowu nie potrafi�em powiedzie� "nie" mojej narzeczonej Dominice, kt�ra kolejny raz wspi�a si� na wy�yny nieprawdopodobnej umiej�tno�ci wywo�ania u mnie poczucia winy, wymusi�a na mnie  zgod� by�my mieli dziecko. Co pewien czas sprawa ta wraca�a w naszych rozmowach, kiedy w tych rzadkich chwilach zapomina�em, �e musz� uwa�a� na s�owa. Tego dnia dosta�a jakiego� ataku nerwowego, histerii, zreszt� pal licho jak to nazwa�, a ja poczu�em si� jak bydle i sam nie wiem dlaczego pad�o to s�owo; OK, masz racj�, przyszed� czas aby�my mieli dziecko. Kochali�my si� potem d�ugo, pewnie nawet gdyby kto� To zobaczy� to uzna�by To za nami�tny sex, ale ja ju� dawno przesta�em wierzy�, �e zdo�am prze�y� co� na kszta�t pe�nej rozkoszy fizycznej i duchowej. Kiedy sobie to przypominam bierze mnie obrzydzenie. Do��! Zostawiam t� nieszcz�liw� kobiet�, lepiej zdecydowanie pisa� o niej. No, o niej - bo czy jest sens nazywa� j� jakimkolwiek imieniem, czy nazwiskiem? Bo przecie� nie tak, jak ja zawsze nazywa�em kobiety - dupa, obrabiarka numeryczna (no to taka, kt�ra co� tam obrabia i robi te� numery, a raczej numerki). Jak j� nazwa� -Kalendarzowa Zima ? 
Kalendarzowa Zima - by�o to prawie 26 lat temu, mia�em wtedy oko�o 3 lub 4 lat i jest to jedno z najdawniejszych wspomnie�, kt�re pami�tam. To na pewno by� wiecz�r wigilijny, bo ulotne wra�enie, kt�re pami�tam wraca zawsze, kiedy zbli�a si� gwiazdka, a ja jeszcze nie do�wiadczam przyjemno�ci z zabawy nowymi prezentami. Mieszkali�my wtedy w ma�ej pegeerowskiej wiosce. Moi rodzice byli pracownikami fizycznymi, mama pracowa�a przy krowach, a tata by� traktorzyst�. To by� wielki facet, o twarzy kt�rej prawie nie pami�tam, ale nie by�a ona �adna. Nigdy jednak nie znika� z niej u�miech. To takie du�e dziecko, kt�re ci�gle potrafi bawi� si� zabawkami, a �e nie jest to ma�y drewniany samochodzik, tylko wielki i rycz�cy traktor, to przecie� nie ma to �adnego znaczenia. Zmar� kilkana�cie lat p�niej um�czony przez raka. Tego dnia jednak kiedy sta�em przed nim wpatrzony w unosz�ce si� w powietrzu p�atki �niegu, wydawa� mi si� niezniszczalny i wszech pot�ny. Czu�em na moich plecach jego oddech, zapach i ogromn� si��. 
Pad�o wtedy zdanie, kt�re do dzi� ma dla mnie magiczn� moc. Kiedy cz�apa�em przez gigantyczne zaspy �niegu: cz�apu cz�ap, on sta� tu� za mn� patrz�c by� mo�e na mnie, a by� mo�e na to co rozgrywa�o si� przed naszymi oczami. A by�o to z wszechmiar nieziemskie zjawisko, zapieraj�ce dech ma�ego cz�owieka, kt�ry w�a�nie zachwyca� si� pojawiaj�cym si� w jego �yciu �wiatem. Sta�em tam razem z moim Tat� i wpatrywa�em si� w migotaj�ce w blasku lampy ogromne p�atki �niegu. Bo�e, co si� sta�o ze mn�, �e dzi� nie potrafi� tak tego odbiera�, jak wtedy, gdy ka�dy p�atek �niegu by� ma�� niesko�czon� tajemnic�, wywo�uj�c� we mnie dreszcz emocji. Dlaczego tego dnia, gdy o 25 lat starszy cz�apu cz�apa�em przez ogromne zaspy �niegu a p�atki migota�y w moich oczach, nie czu�em tego zachwycenia ma�ego cz�owieka? A jednak kawa�ek tego uczucia pojawi� si� na kr�tko, gdy zobaczy�em j� wtedy. Ale czy tak naprawd� widzia�em j� w swoich oczach, czy by�a tylko ulotnym obrazem zniekszta�conym przez moj� chor� wyobra�ni�. Na ile miejsce, w kt�rym spotka�em j� po raz pierwszy mia�o wp�yw na moje my�li i uczucia. 
Od dziecka uwielbia�em chodzi� na cmentarz, czyta� te kr�tkie informacje na nagrobkach; �e kto� �y� 46 lat, albo niech spoczywa w pokoju. Wiele razy powtarza�em - "szkoda, �e nie ma u nas tradycji wypisywania epitafi�w", cho� dzi� wydaje mi si�, �e du�o wi�cej ludzkiego �alu i b�lu mie�ci si� w kr�tkim; "Ave Maryja". Jak�e trudno jest cz�owiekowi nazwa� swoje uczucia z powodu �mierci bliskiej osoby, �e godzi si� na napis s�awi�cy kogo�, kogo si� nawet nie zna�o.
Tego dnia, gdy przeczyta�em kolejne daty urodzin i zgonu, zobaczy�em j�. Sta�a zamy�lona, ze smutnym wyrazem twarzy, w jednej z alei cmentarnej. Jakby zastanawia�a si� w kt�r� stron� skierowa� swoje kroki. Napotka�em jej wzrok w chwili, gdy na kawa�ku ubitego �niegu po�lizn��em si� i wywin��em pi�knego or�a. Kiedy tak le�a�em sobie w �niegu i s�ysza�em przyjemny dziewcz�cy �miech, my�la�em sobie ...- nie tego nie napisz� co my�la�em, bo i pi�kne to my�li nie by�y.
- �yje pan ?
- To g�upie pytanie, pewnie �e nie �yje, bo jak tu �y�, kiedy upada si� na widok pi�knej kobiety.
- To tani komplement, ale w pana sytuacji wybaczam i rozumiem chwilowy brak czego� bardziej wyrafinowanego, prosz� oto moja r�ka.
Zrozumia�em wiele czasu p�niej, �e od pierwszych naszych s��w nie pad�o ani jedno niepotrzebne, jakby�my pisali wsp�lne opowiadanie, kt�rego ka�de s�owo jest dok�adnie zaplanowane. Doskona�e duchowe po��czenie, a mo�e jedno��?  A cia�o? Gdy poda�a mi swoj� r�k�, ciep�� mimo sporego mrozu, poczu�em �e... - w�a�nie co poczu�em dotykaj�c j�? 
Jest coraz wi�cej pyta�, kt�re pojawiaj� mi si� od czasu gdy widzia�em j� po raz ostatni, zauwa�am, �e by�a kim�, kto sprawia�, �e nie widzia�em, nie analizowa�em, nie zna�em tylko czu�em. Jakby otworzy�a dla mnie drog� do moich uczu�, drog� kt�ra wydawa�a si� mi albo nieistniej�ca albo zamkni�ta na zawsze. 
- Dzi�kuj� - wyduka�em. Cholera jaki jestem niezgrabny przemkn�o mi i jeszcze ta krzywa r�ka, wydawa�o mi si�, �e chwila podnoszenia si� trwa wieki. 
- Prosz� si� nie kr�powa�, jestem przyzwyczajona do pomagania m�czyznom. - Ci�gle si� �mieje, g�upia krowa - ha, to w my�lach sobie powiedzia�em, bo tak naprawd� to nic m�drego nie przychodzi�o mi do g�owy.
- Nie zas�uguj� chyba  na miano m�czyzny skoro nie potrafi� chodzi� - beznadzieja.
- Ach prosz� sobie nie dworowa�.
*
Wracam do tej rozmowy wielokrotnie, wstyd jaki do dzi� mnie ogarnia, nie jest mo�e wielki a zreszt� pal licho wstyd, wa�niejsze co by�o dalej-tak tak, dzi� wa�ne jest to co by�o a nie to co jest, nie jaka� pieprzona chwila obecna, nie ta wspania�a przysz�o�� i  te wielkie, radosne wydarzenia, kt�re mnie spotkaj�. Tylko wczoraj jest wa�ne, bo tylko przesz�o�� ma jej u�miech, jej twarz. Przysz�o�� wiem jaka b�dzie, gdzie z kim i tak dalej.
- Mam na imi� Szymon. - To cudowne imi� nadane mi przez kochaj�cych mnie rodzic�w.
- A Ja Hania. - No-no,  jej rodzice te� mieli fantazj�. 
A wi�c to tak, to tak rodzi si� mi�o�� ? Zawsze by�em ciekaw czy Romea i  Julie, lub inne barach�o - zwane wielkimi kochankami, pope�niali gafy, puszczali przypadkowe, niekontrolowane b�ki, czy te� po prostu �mierdzia�o im z ust. Nie wiem dlaczego, ale zawsze zastanawia�em si� co, jak w trakcie mi�osnego uniesienia, ta cudowna chwila zostaje popsuta przez pewien odg�os, odg�os nie daj�cy si� pomyli� z �adnym innym -odg�os zwany pierdem pospolitym
Nasza mi�o��, a raczej moja mi�o�� mia�a co� z tej fizjologii i dlatego, kiedy pewnego dnia poczu�em od niej- no tak niby przykry zapach, zapach potu, strachu mo�e przera�enia ogarn�a mnie tkliwo�� i natychmiastowa ch�� dokonania czynu heroicznego zwanego stosunkiem p�ciowym.
Nazywany by�em przez koleg�w nekrofilem, spotykali�my si� prawie wy��cznie na cmentarzu, prowadz�c d�ugie dysputy o �yciu, �mierci, mi�o�ci. W�a�nie podczas takich rozm�w odkry�em pewnego dnia, �e znam jej tajemnic�. Ja Wielki  Psycholog z pegeeru rodem, wpad�em na genialne odkrycie, dlaczego Ona ma ten g��boki smutek gdzie� tam w oczach. No wi�c jako m�ody Freud rozpozna�em u niej syndrom niespe�nionej nadziei rodzic�w na posiadanie ch�opca, (a propos dotar�em nawet do po�owy "Wst�pu do psychoanalizy", da�em sobie spok�j po kolejnej interpretacji snu, kt�r� kolega po fachu -Zygmu� opatrzy� stwierdzeniem, �e jaki� tam sen nawet nie wymaga interpretacji bo jest taki oczywisty, no i zinterpretowa� go w taki spos�b, na kt�ry ja bym nigdy nie wpad�). Wracaj�c do mojej diagnozy to by�o po tym, jak opowiedzia�em jej "bajk� o zaj�czku". Nie znacie ? 
Ano to by�o tak.  �y�a sobie rodzinka zaj�cza, szcz�liwa i pogodna. Tata zaj�czek, Mama zaj�czek i Male�stwo zaj�czek. No i jak to zaj�ce byli szarzy, to znaczy taki mieli kolor sier�ci. Ca�a rodzinka �y�a sobie cudownie; chrupi�c marchewki, szczaw oraz inne zaj�cze specja�y do dnia, w kt�rym nie zobaczyli u wodopoju �licznego zaj�czka, kt�ry mia� sier�� ca�kiem bia��- zupe�nie. Od tego dnia Tata i Mama, sami nie wiedz�c jak to si� sta�o zacz�li inaczej patrze� na swojego ma�ego zaj�czka, kt�ry by� �liczny, milutki, ale kolor sier�ci u niego zupe�nie nie przypomina� bieli zaj�czka spotkanego przy strumyku. Nigdy ju� nie dotykali go mordkami w te czu�e u zaj�czka uszy oraz inne miejsca. Pewnego dnia Tata zaj�czek powiedzia�: 
- Musimy mie� kolejne Male�stwo i ono b�dzie ca�kiem bia�e.
I odt�d ca�a rodzinka, ��cznie z szarym Male�stwem zacz�a stara� si�, aby kolejny zaj�czek by� bia�y. Z jedzenia znik�o wszystkie, kt�re nie by�o bia�e, wi�c jedli c...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin