Strefa Mroku Jedenastu Aposto��w Grozy 2002 Spis Opowiada� Wst�p 3 Z�ote popo�udnie 4 Gotyk 30 Zielone pola Avalonu 52 Siostra czasu 78 Opowie�� Wigilijna 84 Pi�kna i Bestia 96 Kostucha 106 Gdzie diabe� m�wi dobranoc 110 Twarz na ka�d� okazj� 133 Czarownice 139 Akwizytor 170 Wst�p Moi drodzy, mam ogromn� przyjemno�� odda� w Wasze r�ce specjalny dodatek do magazynu Fantasy. Oto uda�o nam si�, ni mniej, ni wi�cej, tylko nam�wi� czo��wk� polskich pisarzy (plus kilku debiutant�w lub prawie debiutant�w) do napisania opowiada� traktuj�cych o mrocznych stronach ludzkiej duszy. W ko�cu mamy �wi�ta Bo�ego Narodzenia, a wi�c okres rado�ci i wesela. Zapomnijcie o tym! W �wiecie zbudowanym przez naszych Jedenastu Aposto��w Grozy (dlaczego jedenastu? - spytacie. Ano dlatego, �e nie przypuszczacie chyba, bym z kogokolwiek z tych zacnych ludzi chcia� zrobi� Judasza!?) poznacie, co to jest strach, nienawi��, ��dza zniszczenia i czyste, niczym nieskalane okrucie�stwo. W tym uniwersum nie ma miejsca dla dzieciak�w, niewa�ne, czy urodzi�y si� w stajence, czy w pa�acu. A jednak nasi Aposto�owie widz� pewn� nadziej�. �wiate�ko w tunelu pob�yskuje mo�e niezbyt mocno, niemniej pozwala wierzy�, �e uporamy si� kiedy� ze Z�em. Jak� posta� przyjmuje to Z�o w naszej Strefie Mroku? Diab�a z rogami? Wampira? Potwora Frankensteina? O, nie! W dzisiejszych czasach s� to sadystyczny m��, nieznajomy fotograf przybywaj�cy do sennego miasteczka, akwizytor, psycholog, spiskowcy walcz�cy o s�uszn� spraw�, przystojny ekonomista, a nawet najbardziej chyba przera�aj�cy, bo bezosobowy, zwyk�y zbieg okoliczno�ci. Serdecznie Was zapraszam do Strefy Mroku. Nie wiem, czy po lekturze znajduj�cych si� tu opowiada� odczujecie pewn� niech�� do obejrzenia si� za siebie lub poczujecie dziwny dreszcz, s�ysz�c niespodziewany ha�as. Ale mam nadziej�, �e zrozumiecie jedno: potwory kryj� si� wsz�dzie. W sprzedawczyni ze sklepu i przyjacielu ze studi�w, w pani wyprowadzaj�cej na spacer pieska i w pi�knej spikerce na ekranie telewizora. A je�li si� nie boicie, to spojrzyjcie w lustro. Widzicie? Stamt�d r�wnie� patrzy na Was Bestia... Z�ote popo�udnie Andrzej Sapkowski Andrzej Sapkowski (1948) - Adam Ma�ysz polskiej fantastyki. Z wykszta�cenia ekonomista i specjalista od handlu futrami (podobno by� tak zdolny �e sprzedawa� je nawet w Czarnej Afryce). Zadebiutowa� w wieku.38 lat opowiadaniem Wied�min, kt�re momentalnie zyska�o mu ogromna, popularno�� w�r�d czytelnik�w.W roku 1994 obrzyd� mu handel i chodzenie na �sm� do pracy. Po�wieci� si� pisarstwu ca�kowicie i jest to obecnie jedyne jego �r�d�o utrzymania. Sapkowski jest laureatem presti�owego Paszportu Polityki i wielokrotnym laureatem nagrody im. Janusza Zajdla. Z�ote popo�udnie to historia Alicji w Krainie Czar�w, opowiedziana w nieco hmmm... inny spos�b. Poniewa� kocham Alicj�, wi�c musia�em si� tez absolutnie i nieodwo�alnie zakocha� w opowiadaniu Andrzeja. All in the golden afternoon Full leisurely we glide... Lewis Carroll Popo�udnie zapowiada�o si� naprawd� ciekawie jako jedno z tych wspania�ych popo�udni, kt�re istniej� wy��cznie po to, by sp�dza� je na d�ugotrwa�ym i s�odkim far niente, a� do rozkosznego zm�czenia si� lenistwem. Rzecz jasna, b�ogostanu takiego nie osi�ga si� ot, tak sobie, bez przygotowania i bez planu, uwaliwszy si� w pozycji horyzontalnej byle gdzie. Nie, moi drodzy. Wymaga to poprzedzaj�cej go aktywno�ci, tak intelektualnej Jak i fizycznej. Na nier�bstwo, jak mawiaj�, trzeba sobie zapracowa�. Aby tedy nie straci� ani jednej ze �ci�le wyliczonych chwil, z kt�rych zwyk�y si� sk�ada� rozkoszne popo�udnia, przyst�pi�em do pracy. Uda�em si� do lasu i wkroczy�em we�, lekcewa��c ostrzegawcz� tabliczk�: BEWARE THE JABBERWOCK, ustawion� na skraju. Bez zgubnego w takich razach po�piechu odszuka�em odpowiadaj�ce kanonom sztuki drzewo i wlaz�em na nie. Nast�pnie dokona�em wyboru w�a�ciwego konara, kieruj�c si� w wyborze teori� o revolutionibus orbium coelestium. Za m�drze? Powiem wi�c pro�ciej: wybra�em konar, na kt�rym przez ca�e popo�udnie s�o�ce b�dzie wygrzewa� mi futro. S�oneczko przygrzewa�o, kora pachnia�a, ptasz�ta i owady �piewa�y na r�ne g�osy sw� odwieczn� pie��. Po�o�y�em si� na konarze, zwiesi�em malowniczo ogon, opar�em podbr�dek na �apach. Ju� mia�em zamiar zapa�� w b�ogi letarg, ju� got�w by�em zademonstrowa� ca�emu �wiatu bezbrze�ne lekcewa�enie, gdy nagle wysoko na niebie dostrzeg�em ciemny punkt. Punkt zbli�a� si� szybko. Unios�em g�ow�. W normalnych warunkach mo�e nie zni�y�bym si� do skupiania uwagi na zbli�aj�cych si� ciemnych punktach, albowiem w normalnych warunkach takie punkty najcz�ciej okazuj� si� ptakami. Ale w Krainie, w kt�rej chwilowo zamieszkiwa�em, nie panowa�y normalne warunki. Lec�cy po niebie ciemny punkt m�g� przy bli�szym poznaniu okaza� si� fortepianem. Statystyka po raz nie wiadomo kt�ry okaza�a si� jednakowo� by� kr�low� nauk. Zbli�aj�cy si� punkt nie by�, co prawda, ptakiem w klasycznym znaczeniu tego s�owa, ale te� i daleko by�o mu do fortepianu. Westchn��em, albowiem wola�bym fortepian. Fortepian, o ile nie leci po niebie razem ze sto�kiem i siedz�cym na sto�ku Mozartem, jest zjawiskiem przemijaj�cym i nie dra�ni�cym uszu. Radetzky natomiast - albowiem to w�a�nie Radetzky nadlatywa� - potrafi� by� zjawiskiem ha�a�liwym, upierdliwym i m�cz�cym. Powiem nie bez z�o�liwo�ci: to by�o w zasadzie wszystko, co Radetzky potrafi�. - Czy nie miewaj� koty na nietoperze ochoty? - zaskrzecza�, zataczaj�c ko�a nad moj� g�ow� i moim konarem. - Czy nie miewaj� koty na nietoperze ochoty? - Spadaj, Radetzky. - Ale� ty wulgarny, Chester. Haaa-haaa! Do cats eat bats? Czy nie miewaj� koty na nietoperze ochoty? A czy nie miewaj� czasami na koty nietoperze ochoty? - Najwyra�niej pragniesz mi o czym� opowiedzie�. Zr�b to i oddal si�. Radetzky zaczepi� pazurki o ga��� powy�ej mojego konara, zawis� g�ow� w d� i zwin�� b�oniaste skrzyde�ka, przybieraj�c tym samym sympatyczniejszy dla moich oczu wygl�d myszy z antypod�w. - Ja co� wiem! - wrzasn�� cienko. - Nareszcie. Natura jest nieogarni�ta w swej �askawo�ci. - Go��! - zapiszcza� nietoperz, wyginaj�c si� jak akrobata. - Go�� zawita� do Kra iny! Wesoooo�y nam dzie� nastaaaa�! Mamy go�cia, Chester! Prawdziwego go�cia! - Widzia�e� na w�asne oczy? - Nie... - stropi� si�, strzyg�c wielkimi uszami i �miesznie poruszaj�c po�yskliwym guziczkiem nosa.- Nie widzia�em. Ale m�wi� mi o tym Johnny Caterpillar. Mia�em przez moment ch�� zgani� go surowo i nie przebieraj�c w s�owach za zak��canie mi sjesty poprzez rozpuszczanie niepotwierdzonych plotek, powstrzyma�em si� jednak. Po pierwsze, Johnny �Blue� Caterpillar mia� wiele przywar, ale nie by�o w�r�d nich sk�onno�ci do bujdy i konfabulowania. Po drugie, go�cie w Krainie byli rzecz� do�� rzadk�, zwykle bulwersuj�c�, ale tym niemniej zdarzaj�c� si� wcale regularnie. Nie uwierzycie, ale raz trafi� si� nam nawet Inka, kompletnie odurnia�y od li�ci koki czy innej prekolumbijskiej cholery. Z tym dopiero by�a uciecha! Pl�ta� si� po ca�ej okolicy, zaczepia� wszystkich, gada� w niepoj�tym dla nikogo narzeczu, krzycza�, plu�, bryzga� �lin�, wygra�a� nam no�em z obsydianu. Ale wkr�tce odszed�, odszed� na zawsze, jak wszyscy. Odszed� w spos�b spektakularny, okrutny i krwawy. Zaj�a si� nim kr�lowa Mab. I jej �wita, lubi�ca okre�la� si� mianem �W�adc�w Serc�. My nazywamy ich po prostu Kierami. Les Coeurs. - Lec� - oznajmi� nagle Radetzky, przerywaj�c moj� zadum�. - Lec� powiadomi� innych. O go�ciu, znaczy si�. Bywaj, Chester. Wyci�gn��em si� na konarze, nie zaszczycaj�c go odpowiedzi�. Nie zas�ugiwa� na �aden zaszczyt. W ko�cu ja by�em kotem, a on tylko lataj�c� mysz�, nadaremnie usi�uj�c� wygl�da� jak miniaturowy hrabia Dracula. Co mo�e by� gorszego od idioty w lesie? Ten z was, kt�ry krzykn��, �e nic, racji nie mia�. Jest co�, co jest gorsze od idioty w lesie. Tym czym� jest idiotka w lesie. Idiotk� w lesie - uwaga - pozna� mo�na po nast�puj�cych rzeczach: s�ycha� j� z odleg�o�ci p� mili, co trzy lub cztery kroki wykonuje niezgrabny podskok, nuci, m�wi do siebie, le��ce na �cie�ce szyszki stara si� kopn��, �adnej nie trafia. A gdy dostrze�e was, le��cych sobie na konarze drzewa, m�wi: �Och!�, po czym gapi si� na was bezczelnie. - Och - powiedzia�a idiotka, zadzieraj�c g�ow� i gapi�c si� na mnie bezczelnie. - Witaj, kocie. U�miechn��em si�, a idiotka, cho� i tak niezdrowo blada, zblad�a jeszcze bardziej i za�o�y�a r�czki za plecy. By ukry� ich dr�enie. - Dzie� dobry, Panie Kotku - wyb�ka�a, po czym dygn�a niezgrabnie. - Bonjour, ma filie - odpowiedzia�em, nie przestaj�c si� u�miecha�. Francuszczyzna, jak si� domy�lacie, mia�a na celu zbicie idiotki z panta�yku. Nie zdecydowa�em jeszcze, co z ni� zrobi�, ale nic mog�em sobie odm�wi� zabawy. A skonfundowana idiotka to rzecz wielce zabawna. - O? est ma chatte? - pisn�a nagle idiotka. Jak s�usznie si� domy�lacie, nie by�a to konwersacja. To by�o pierwsze zdanie z jej podr�cznika francuskiego. Tym nie mniej ciekawa reakcja. Poprawi�em m� pozycj� na konarze. Powoli, by nie p�oszy� idiotki. Jak wspomnia�em, nie by�em jeszcze zdecydowany. Nie ba�em si� zadrze� z Les Coeurs, kt�rzy uzurpowali sobie wy��czne prawo do unicestwiania go�ci i stawiali si� ostro, gdy kto� o�mieli� si� ich w tym wyr�czy�. Ja, b�d�c kotem, naturalnie olewa�em ich wy��czne prawa. Olewa�em, nawiasem m�wi�c, wszelkie prawa. Dlatego zdarza�y mi si� ju� drobne konflikty z Les Coeurs i z ich kr�low�, rudow�os� Mab. Nie ba�em si� takich konflikt�w. Wr�cz prowokowa�em je, gdy tylko mia�em ch��. Teraz jednak jako� nie czu�em specjalnej ch�ci. Ale pozycj� na konarze poprawi�em. W razie czego wola�em za�atwi� spraw� jednym skokiem, bo na uganianie si� za idiotk� po lesie nie mia�em ochoty za grosz. - Nigdy w �yciu - powiedzia�a...
jagaw7