Kroki w nieznane Tom - 2 Janusz A. Zajdel - Prognozja Przyjecha�em nieco za wcze�nie: zegar na przystanku wskazywa� kilka minut po wp� do trzeciej. Upa� by� niezno�ny. Mija�em uliczny ogr�dek jakiej� kawiarni, zat�oczony, lecz jaki� starszy jegomo�� zwalnia� w�a�nie sw�j stolik. Wst�pi�em w nadziei, �e dostan� tu co� ch�odnego do picia. Siedzia�em tu� przy niskim ogrodzeniu. Oczekuj�c na kelnerk�, kt�ra znikn�a we wn�trzu kawiarni i nie pojawia�a si� przez czas d�u�szy, obserwowa�em ruch na tej w�skiej i zapchanej zwykle samochodami ulicy. Dzi� pojazdy porusza�y si� powoli, jakby i one by�y zm�czone upa�em, a przechodnie snuli si� w porozpinanych ubraniach, zgrzani i przyt�oczeni nieruchom� galaret� gor�cego powietrza. W takie dni cz�owiek ma uczucie, jakby czas zwolni� bieg. My�li przep�ywaj� leniwie i omijaj� skrz�tnie wszelkie powa�ne zagadnienia, kr���c raczej wok� piaszczystych pla� nadmorskich czy cho�by miejskich basen�w k�pielowych... - Czy mo�na usi��� ko�o pana? Podnios�em g�ow�. Pytaj�cy sta� nade mn� w kolorowej koszuli, spocony jak wszyscy i z wyrazem zm�czenia na twarzy. - Prosz� bardzo - powiedzia�em. - Na nikogo nie czekam, to miejsce jest wolne. Usiad�. Nie by� m�ody, w�osy zaczyna�y mu ju� siwie�. Czo�o poprzecinane d�ugimi, poziomymi zmarszczkami i pomarszczona twarz z iskrz�cymi si� kropelkami potu zdradza�y cz�owieka, kt�ry nie mia� lekkiego �ycia. Tak to przynajmniej oceni�em. Lubi� czasem czyta� w ludzkich twarzach, by potem konfrontowa� swe spostrze�enia z rzeczywisto�ci�. Musia� zauwa�y�, �e przygl�dam mu si� zbyt d�ugo, bo poruszy� si� niespokojnie i podni�s�szy oczy, zapyta�: - Przepraszam, czy pan... nie spotka� mnie ju� kiedy�? - Chyba nie... - zastanowi�em si�, spogl�daj�c jeszcze raz uwa�nie. - A pan? Czy�by pan sobie mnie przypomina�? U�miechn�� si� blado i otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, ale zrezygnowa� wida�, bo tylko pokr�ci� g�ow� przecz�co i odwr�ci� twarz w stron� ulicy. Pomy�la�em, �e w taki upa� nawet rozmawia� si� nie chce, i jeszcze raz rozejrza�em si� za kelnerk�. - Z obs�ug� tu nie najlepiej. Od dziesi�ciu minut wypatruj� kelnerki - powiedzia�em na wp� do siebie. - Niech si� pan nie trudzi - powiedzia� m�j s�siad, nie odrywaj�c wzroku od ulicy. Kelnerka zjawi si� za nast�pne dziesi�� minut. Piwa zreszt� nie b�dzie ani wody sodowej. - Widz�, �e zna pan miejscowe stosunki! - za�mia�em si�. - Pewnie bywa pan tu cz�sto? Ku mojemu zdumieniu spojrza� na mnie ze smutkiem i powiedzia�: - Nie wiem... - Jak to: nie wie pan? Nie wie pan, czy... - Po prostu nie wiem. Nie pami�tam. Wzruszy�em ramionami bior�c jego s�owa za jeszcze jedn� manifestacj� niech�ci do pogaw�dki. Machinalnie si�gn��em po swoj� teczk� i bezmy�lnie przerzuci�em zawarte w niej arkusze maszynopisu. Tekst, kt�ry przegl�da�em tyle razy, wyda� mi si� teraz idiotyczny, zawi�y i niezrozumia�y. "Je�li przeczytam nast�pn� stron�, dojd� do wniosku, �e to nic niewarte... - pomy�la�em. - Ten upa� nastraja pesymistycznie". Zapi��em teczk�. Trudno, niczego ju� nie zmieni�, za kwadrans oddam tekst w redakcji i poczekam na opini� recenzent�w... - Panowie sobie �ycz�?... To nareszcie zjawi�a si� kelnerka. Ospale strzepn�a ze stolika okruchy tytoniowego popio�u i czeka�a ze znudzon� min�. - Prosz� o piwo - powiedzia�em. - Nie ma. Zabrak�o - mrukn�a z rozdra�nieniem. - Woda sodowa? - Wysz�a. M�j s�siad by� jednak dobrze zorientowany w zaopatrzeniu kawiarni w napoje ch�odz�ce. - Czy jest w og�le co� do picia? Zimnego, oczywi�cie... - spyta�em z rezygnacj�. - Nap�j firmowy. �yczy pan? Drugi pan te�? Obaj zgodzili�my si� na ten nap�j. Kelnerka znikn�a, a m�j s�siad skrzywi� si� z niesmakiem. - Dostan� obrzydliw�, ciep�aw� lur�... mrukn��. - S�dz�c z pa�skich poprzednich przewidywa� - u�miechn��em si� - powinno i tym razem si� sprawdzi�... - Ja nie przewiduj� - powiedzia� nagle. Ja wiem. - Jak to? Czy�by pan by�... jasnowidzem? - za�artowa�em. - W nomenklaturze parapsychologicznej tak si� to nazywa - powiedzia� powoli. - Ja jednak inaczej okre�li�bym m�j przypadek... Potrafi� przewidzie� tylko rzeczy dotycz�ce mnie osobi�cie. Fakty, w kt�rych b�d� bra� udzia� bezpo�rednio, lub te, o kt�rych si� w ten czy inny spos�b dowiem. Nie, �le powiedzia�em. Ja nie przewiduj�, ja wiem... Tak jak pan wie to, co dzia�o si� z panem lub wok� pana, powiedzmy, przed godzin�, przed rokiem i tak dalej... - Chce pan powiedzie� - zauwa�y�em �e pan pami�ta swoj� przysz�o��? - Owszem, je�li mo�na si� tak absurdalnie wyrazi�, to pami�tam sw� przysz�o��. Wiem to, co si� dopiero stanie. Nazwa�bym to prognozj�, dobrze brzmi... - �wietnie! W og�le to doskona�y pomys�, kapitalny �art. �e te� w taki upa� nie traci pan humoru... Nieznajomy posmutnia� jakby, patrz�c na mnie powa�nie spod na wp� opuszczonych powiek. - Bardzo bym by� szcz�liwy, gdyby to tylko �art... - powiedzia� cicho. - Niestety, to prawda, panie Kowalski! - Coo? Pan zna moje nazwisko? Nie pami�tam, abym je wymienia�... - Gdyby nawet je pan wymieni�, nie m�g�bym go pami�ta�! Opr�cz prognozji bowiem dotkni�ty jestem ca�kowit� amnezj�! Rozumie pan? To jest w�a�nie ca�e moje nieszcz�cie, podw�jne nieszcz�cie: nie pami�tam ani jednej chwili z mojej przesz�o�ci, a za to znam ca�� sw� przysz�o��! Nie mog�em wydoby� z siebie g�osu. W os�upieniu patrzy�em na tego cz�owieka, nie wiedz�c wci��, czy �artuje, czy te� m�wi serio. - Ale�... to przecie� zupe�nie niemo�liwe? I sk�d wie pan w takim razie, jak si� nazywam? - Dowiem si� w przysz�o�ci i st�d pami�tam... - Wi�c jednak twierdzi pan, �e to wszystko, co us�ysza�em, jest prawd�? Przytakn�� w milczeniu. Ja r�wnie� zamilk�em, rozwa�aj�c jego s�owa. - Wi�c pan... nie pami�ta nawet tego, co sta�o si� przed sekund�? I wie pan to, co stanie si� za dziesi�� lat? - spyta�em nagle. - Owszem. Z tym, �e to, co stanie si� za chwil�, wiem dok�adniej, z wi�ksz� ilo�ci� szczeg��w. To zupe�nie tak, jak z pami�taniem rzeczy mniej i bardziej odleg�ych w czasie dla normalnego cz�owieka... A to, co sta�o si� z przesz�o�ci�, cho�by o sekundy tylko odleg�� od chwili tera�niejszej, jest dla mnie bezpowrotnie zakryte... Jak dla pana na przyk�ad wszystko, co stanie si� za chwil�... - Ale�... - powiedzia�em - wiem przecie�, �e za chwil� b�d� tu siedzia� i rozmawia� z panem... - ... a o trzeciej, a raczej kilka minut przed trzeci�, wyjdzie pan st�d i uda si� do tego domu naprzeciwko. Oczywi�cie, �e to pan mo�e wiedzie�, ale nigdy na sto procent. Mo�e w�a�nie za chwil� ja st�d odejd�? Mo�e przechodz�c przez ulic� dostanie si� pan pod samoch�d? Takich ewentualno�ci nie bra� pan pod uwag� w swoich rachubach. Nie, mo�e pan by� spokojny, pod samoch�d pan nie wpadnie, a ja st�d nie zamierzam odej��, dop�ki nie dostan� czego� do picia. Powiedzia�em to tylko tak, dla przyk�adu. A zatem, pan mo�e przewidywa� przysz�o�� na podstawie przesz�o�ci i chwili bie��cej. Ja natomiast przysz�o�� znam, po prostu znam... O przesz�o�ci s�dzi� mog� jedynie poprzez analiz� wsteczn� fakt�w, kt�re dopiero nast�pi�. M�j umys� pracowa� niezmiernie oci�ale. To, co m�wi� nieznajomy, przekracza�o moj� zdolno�� pojmowania przy trzydziestostopniowym upale... - Je�li jest tak, jak pan m�wi - zawo�a�em w nag�ym ol�nieniu - to w jaki spos�b mo�e pan odpowiada� logicznie na moje pytania, skoro z chwil�, gdy je pan us�yszy, natychmiast zapomina, �e zosta�y zadane? - Ech, drogi panie! Niech pan pomy�li rozs�dnie. - Nieznajomy u�miechn�� si� pob�a�liwie. - Pytanie pa�skie wprawdzie natychmiast dok�adnie zapominam, ale odpowied� moj� na to pytanie doskonale pami�tam! Nale�y ona przecie� - nim jej panu udziel� - do przysz�o�ci, i to tej najbli�szej! A przysz�o�� jest przede mn� odkryta! - Przypu��my... - mrukn��em, zbity z tropu. - Ale pozostaje jeszcze inna sprawa: po co pan zadaje pytania mnie? Pyta� pan na przyk�ad o to, czy pana kiedykolwiek przedtem spotka�em. Przecie� moj� odpowied� zna� pan z g�ry! - Zn�w si� pan myli - powiedzia� spokojnie. - Gdybym panu nie zada� tego pytania, pan nie odpowiedzia�by na nie nigdy! Ja mog� wiedzie� tylko to, co kiedy� nast�pi, tak wi�c moje pytanie by�o logiczn� konieczno�ci�! - Hmm... - powiedzia�em, zupe�nie ju� trac�c wszelki pogl�d na t� ca�� dziwn� histori�. - W takim razie nie rozumiem, dlaczego swoj� cudown� w�a�ciwo�� nazywa pan nieszcz�ciem? Od wiek�w ludzie marzyli o czym� takim! Kt� nie chcia�by pozna� swojej przysz�o�ci - Myli si� pan. Wszyscy si� myl� - powiedzia� ze smutkiem potrz�saj�c g�ow�. - Ja najlepiej wiem, jaki to ci�ar: wiedzie� wszystko, do ko�ca, do najdrobniejszych szczeg��w! Czy nigdy nie pragn�� pan zapomnie� czego�, jakich� przykrych moment�w z �ycia? Zapominanie jest cudown� rzecz�... Podobnie cudowne by�oby poznanie tego, co ma si� sta�, ale na mi�y B�g, w jednym i drugim przypadku nie ca�kowicie, nie do ko�ca. Czy chcia�by pan zapomnie� jak ja o wszystkim, co by�o? Kim pan jest, jak si� pan nazywa i co pan prze�y� dotychczas? Podobnie - zapewniam pana - niemi�e jest poznanie ca�ej przysz�o�ci. - A panu... w jaki spos�b panu si� to zdarzy�o? Mo�e na podstawie okoliczno�ci, w jakich przytrafi�o si� panu to... nieszcz�cie, ta katastrofa pami�ci, uda si� znale�� �rodek na przywr�cenie normalnego stanu? A mo�e to... zara�liwe? - zakpi�em, odsuwaj�c si� z lekka od niego. - Sk�d�e mog� wiedzie�, jak to si� sta�o? Przecie� ja nie wiem nawet, jak w og�le dosz�o do naszej rozmowy. Pan wci�� nie mo�e si� przyzwyczai�, �e ma przed sob� cz�owieka, kt�ry porusza si� jak gdyby pod pr�d rzeczywisto�ci. Moja "pami��" staje si� coraz ubo�sza, ka�de s�owo, ka�de wydarzenie odbiera jej kawa�ek wiedzy o moim �yciu! - Wi�c i o mnie pan wie coraz mniej, mimo �e zadawa� pan pytania i obserwowa� mnie w czasie rozmowy? - Ma si� rozumie�. Tym nie...
jagaw7