Ingrahm Pamela - Dwa wesela.pdf

(550 KB) Pobierz
Wedding Planner Tames
Pamela Ingrahm
Dwa wesela
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jeszcze się nie pokazał?
- Nie - odparła Lea Houston. Miała nadzieję, że
Ronda nie spostrzegła, jaką reakcję wywołała u wspól­
niczki uwaga na temat przystojnego klienta. Lea pochy­
liła głowę nad zdjęciami witryny sklepu „Wszystko dla
par i pociech", który był jej dumą i radością.
- Co przyniosłaś? - Ronda odstawiła napoje i za­
ciągnęła kotarę oddzielającą niewielki magazyn od
sali sprzedaży. Połyskliwa tkanina zasłoniła paczki
i tobołki gotowe do przewiezienia ze sklepu do sali
klubowej, gdzie miał się odbyć panieński wieczór.
Lea wypiła łapczywie łyk coli i otarła pot z czoła.
Sala klubowa była wprawdzie klimatyzowana, bo wy­
magał tego upalny klimat teksańskiego Austin, lecz
mimo to w czerwcu trudno tam było pracować. Teraz
Lea miała okazję sama się o tym przekonać.
Bez słowa podała Rondzie fotografię. Firma
„Wszystko dla par i pociech" była jej dziełem. Po­
czątkowo sama ją prowadziła; dziś zatrudniała dzie­
więciu pracowników. Ronda, z którą współpracowała
6
DWA WESELA
najdłużej - od sześciu lat - prowadziła dział towarów
dziecięcych małego przedsiębiorstwa.
- Wspaniałe zdjęcie do nowego foldera - stwier­
dziła Ronda, przechylając głowę na bok. Długie jasne
pasma jedwabistych włosów opadły na ramię dziew­
czyny. - Twój tata byłby dumny z tak przedsiębior­
czej córki.
Lea z trudem zdobyła się na uśmiech. Ojciec
umarł, gdy miała dwanaście lat, ale od dzieciństwa
powtarzał, że powinna zostać w życiu kimś.
- Oby tak było. Sam miał wielkie plany, ale mama
co półtora roku wydawała na świat potomka, musiał
więc pracować na dwóch etatach, by zapewnić rodzi­
nie strawę i dach nad głową. Jego marzenia się nie
spełniły i dlatego mnie oddał pałeczkę.
- Z pewnością mógł wiele osiągnąć. Pamiętam,
jak przybiegłaś tu z szalonym pomysłem, by obok
salonu z akcesoriami ślubnymi urządzić sklep z arty­
kułami dziecięcymi. Sądziłam wówczas, że zupełnie
ci odbiło.
- Dzięki za dobre słowo.
- Niełatwo mi się przyznać do błędu - odparła
Ronda. - Dobrze zrobiłaś, nie słuchając wówczas
moich zastrzeżeń.
- Wysłuchałam cię, ale puściłam zastrzeżenia mi­
mo uszu.
Ronda wzniosła oczy ku niebu i bezradnie pokiwała
głową, ale przestała się w końcu przekomarzać z Leą.
DWA WESELA
7
- Mimo trudności podejmiesz się chyba przygoto­
wania ślubu i wesela Myry Jo Mackey, zgadłam? Już
dla niej pracowałaś i wiesz, że to będzie miłe przeży­
cie. A poza tym musisz przyznać, że spotkanie
z przystojnym, samotnym i niezwykłe pociągającym
tatusiem panny młodej stanowi dodatkową zachętę.
To może być ciekawe... doświadczenie.
- Nie musisz mi przypominać, że Wade Mackey
jest atrakcyjnym mężczyzną. Bardziej mnie interesu­
je, czy przygotowanie tego wesela poprawi nadszarp­
niętą reputację naszej firmy, czy do reszty ją zrujnuje.
- Przestań! Od pamiętnej katastrofy u Robertso­
nów straciłaś jedynie trzy zlecenia. Chciałabym rów­
nież podkreślić, że nie ty skłoniłaś Penelopę Robert­
son do ucieczki sprzed ołtarza.
- Oczywiście, ale jej matka woli rozpowiadać, że
zawiedzione biedactwo przez moją nieudolność zwia­
ło z kościoła.
- Wybrała nas sobie na kozły ofiarne. Trzy ostat­
nie zlecenia niewarte były zachodu, skoro klienci dali
posłuch wstrętnym plotkom. Poza tym daleko nam
jeszcze do bankructwa. „Wszystko dla pociech" ma
w tym sezonie wysokie obroty. Po co się martwisz?
- Nie umiem podchodzić do sprawy tak bezna­
miętnie jak ty, Rondo. Firma to całe moje życie. Utra­
tę zleceń uważam za osobistą klęskę. Nie chodzi
o pieniądze, tylko o moją reputację.
- Wybacz mi ten lekceważący ton. Nikt lepiej ode
8
DWA WESELA
mnie nie wie, jak ciężko pracujesz. Dlatego trudno mi
zrozumieć, czemu nie chcesz przygotować Mackeyom
ślubu i wesela.
- Żartujesz, co? - Lea z niedowierzaniem zerknę­
ła na przyjaciółkę. - Przecież ojciec panny młodej dał
się poznać jako doskonały ranczer stroniący od poli­
tyki, natomiast tatuś pana młodego to popularny te­
ksański senator. Jeśli dojdzie między nimi do sprze­
czki, awantura u Robertsonów wyda nam się zwykłą
przepychanką.
- Z pewnością na wielkim przyjęciu nie będą
wszczynać kłótni. - Ronda była niepoprawną opty­
mistką.
Lea pokręciła głową.
- Wiem z doświadczenia, że im lepsza okazja do
wywołania skandalu, tym większa pewność, że nastą­
pi wielka katastrofa.
Lea upiła łyk coli. Zewsząd słyszała charakterysty­
czne odgłosy; kupcy z sąsiedztwa zamykali sklepy
i stragany. To ją wyrwało z zamyślenia. Planowa­
ła już, jakie sprawy trzeba załatwić w najbliższym
czasie.
Zza zasłony dobiegły znajome głosy. Dźwięczny
baryton z pewnością należał do Wade'a Mackeya.
Lea była na siebie wściekła, gdy poczuła, że z tak
błahego powodu mocniej bije jej serce.
Do tej pory nie dopuszczała, by nowe kontakty
zakłócały rytm codziennej pracy; złościła się, ponie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin