KOMEDYE
ALEKSANDRA HR. FREDRY.
trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r.
„Jam bardzo smutny, jam bardzo znużony.
Dajcie mi, zasnąć przyjaciele moi!"
Słowa te poety słyszy w duszy ten, kto się ośmiela mó-
wić o Fredrze. Zdaje mu się, że starzec poważny potrój-
nym majestatem: wieku, zdolności i godności, zapytuje go
surowo, kto mu pozwolił podnosić gwar słów około jego
imienia. „Szanuj moję starość" zdaje się mówić, "szanuj
moje różne smutki i tę ciszę, w której staram się nie widzieć i nie
słyszeć. Poczekaj aż umrę, wtedy będziesz sobie mógł gadać i chwa-
lić. Żyjącemu daj pokój, dajcie mi zasnąć przyjaciele moi." Przerywać tę ciszę, przerywać choćby grzmiącym oklaskiem, może to
uczynek zuchwały i zły. Oklask? tryumf? —miał ich dość w życiu, a je-
żeli młodość tego hałasu łaknie i za nim goni, to starość sprawiedli-
wego słucha iuli z pobłażaniem może, ale z politowaniem, jak próżnej,
bezmyślnej, dziecinnej wrzawy; a ten spokój, ten sen, który mu jest
miły, to jedyny może przytułek dla tego, kto poza drzwiami domu, w któ-
rym się zamknął nic miłego zobaczyć i usłyszećby nie mógł. Ze drze-
niem też przychodzi wymówić głośno to imię, które żąda około siebie
milczenia: drży się nie o to tylko, choć i o to bardzo, czy się o takim
przedmiocie godnie mówić zdoła, ale o to najwięcej, czy mówienie nie
będzie natrętnem wdarciem się w ten spokój upragniony i niejako
Dodaj do ulubionych
--------------- 2013-04-09 13:58:03 ---------------
nakazany, czy uszanowanie nie będzie brakiem poszanowania tej woli
nie wyrażonej, ale wyraźnej; czy ludziom czcigodnym godzi się cześć
oddawać w czasie, kiedy i w sposób, w jaki oni tego nie chcą. A jednak
idzie się wbrew tym wszystkim przestrogom instynktu, czy niepcwno-
ściom sumienia. Bo cóż ma robić, o kim ma mówić ten, co z powoła-
nia i obowiązku literaturą polską zajęty, ma z niej jeden szczegół, lub
jedne postać wydobyć i tu o niej mówić? Chciałby, kiedy ma zaszczyt
mówić w Warszawie, stanąć przed nią z czemś godnem i w hołdzie zło-
żyć jej słowa małe zapewne, ale o wielkich rzeczach przynajmniej:
przedmiotów małych, chwał jednodniowych, imion, które dziś niby świe-
ca, a jutro znikną, w niepamięci piasku wybraćby się wstydził.
O wielkich dziełach naszej poezyi mówić nie pozwala czas. Cóż
więc zostaje, jeżeli nic pisarz, który tyle chwał przeżywszy, jest dziś
jedyną wielka chwałą naszej literatury, którego siwizna młodsza od
wielu młodości, tak pięknie jaśnieje z pod laurowych i dębowych wień-
ców, a dzieła mają zawsze ten powab młodości i świeżości, który od
bogów Olimpu jeszcze był tylko śmiertelnych udziałem i cechą. Kto
o nim mówi, ten może być pewnym, że, jeżeli nio dobrze, to przynaj-
mniej o czemś dobrem mówić będzie i słuchacza nie obrazi wyborem
obojętnego, niegodnego przedmiotu. A obawiać się może czego inne-
go chyba: oto, czy potrafi mówić o komedyach Fredry tak bezstronnie,
jak się mówi o rzeczach obojętnych. Czy można będzie trzeźwo i zdrowo
sądzić to, co się jak zna i lubi, jak rysy twarzy starego przyjaciela, jak
horyzont rodzinnego miejsca: czy on piękny lub brzydki? nie wiem,
zbyt do niego przywykłem, żebym mógł roztrząsać i śledzić; wiem
tylko, że piękny lub brzydki, mnie jego widok jest miłym, że mógłby
być piękniejszym wierzę, czy inny jak jest, choć piękniejszy, mnie mógł-
by się tak podobać, o tem wątpię. Zanadto jesteśmy oswojeni z ko-
medyami Fredry, ich postacie zanadto są od dzieciństwa dobrymi zna-
jomymi i poufałymi gośemi naszej wyobraźni, iżbyśmy mogli patrzeć
na nie objektywnie (żeby się tak po niemiecku wyrazić), A dopiero?,
urok większy niż dzieł, urok autora! Kto może być pewnym chłodnej
--------------- 2013-04-09 13:58:06 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 6/87
bezstronności swego sądu, kiedy widzi przed sobą ta postać imponującą
rozumem i charakterem, czarującą wdziękiem, dowcipem i tą typowo-
ścią ludzi dawniejszych, która na nas pygmeów robi takie wrażenie,
jak żebyśmy przeniesieni w przeszłość, stali przed fredrą z czasów Ja-
na Kazimierza i Sobieskiego, przed „kamienną, dużą rycerską osobą"
o której mówi poeta. Oto wśród naszych pokoleń i czasów tak wy-
gląda jak ta figura „na rycerzy grobie;" i takiego sądzić, krytykować,
brać na egzamiu, co lepiej a co gorzej napisał, czy to nic zuchwalstwo
podobne jak tego Galla, co targnął za brodę rzymskiego senatora, czy
nie czyn laesae majestatis!
A jednak nie. Dziki Gall nie wiedział kogo dotykał, a my do
poważnego senatora naszej literatury zbużymy się z czcią, która jeżeli
chwale jego nic nie doda, to jej i nie ubliży. Chwały on nie potrzebu-
je: milczące a zgodne zdanie dwóch już pokoleń świadczy za nia najwy-
mowniej; lepszej sankcyi dla dzieł swoich żaden pisarz żądać nie może,
jak to instynktowe a powszechne przywiązanie, które te dzieła otacza.
Ale nie złe jest także, wrażenie instynktu i uznania poprzeć i sądem
refleksyi, dobrze rozważyć dzieła, zważyć talent, jasno zdać sobie znich
sprawę. Trzy takiem roztrząśnienia pewne niedoskonałości zawsze
pokazać się muszą, ale jeżeli refieksya i sąd na rozumowaniu oparty,
ogółem wziąwszy zgodzą się z instynktowym wyrokiem wrażenia, jeże-
li go potwierdzą, to sława pisarza na tem nie ucierpi, owszem pokaże
się potem w świetle jaśniejszem niż przedtem. Dlatego więc, i dlate-
go, że jest tak piękną postacią, podobną do tych, które poeta widział
„na rycerzy grobie" i dlatego, że w dawnych ludziach złote serce mi-
łuję, dla tego chciałem uczcić gród twój, „tą kamienną, dużą, rycerską
osobą," której rysowaćbym się nie poważył, ale na którą rzucić okiem
i godzi się i wolno.
--------------- 2013-04-09 13:58:08 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 7/87
W dawnych ludziach złote serce miłuje" — mówi ten
sam zawsze poeta—a te słowa przypominają, się zy-
wo, kiedy pomyśleć o tych, co tu przed nami żyli
v początkach naszego wieku. Co za wielkie serca,
i co za dzielne głowy, i jakie nieraz ręce silne! Ile zdoluośri wszel-
kiego rodzaju, naukowych i administracyjnych, wojskowych i poetycz-
nych, ekonomicznych i krasomówczych; ile siły w ich twardej a nieznu-
żonej pracy, ile rozumu i równowagi w umysłach, ile zwłaszcza zgody
w ich postępowaniu. A w tym zastępie, którego pierwszy szereg skła-
dali Czacki i Staszic, Matuszewicz i Niemcewicz, Stanisław Małachow-
ski i dwaj Potoccy, żeby innych nie wspomnieć, w którego drugim sze-
regu rósł Mickiewicz otoczony całą plejadą poetów, w tym czasie „ludź-
mi błyszczącym" myśl szuka że szczególnem zajęciem i upodobaniem
tego młodzieniaszka, który w szesnastym roku wstępuje do wojska, bi-
je się, odznacza, dostępuje stopni i krzyżów i zaczyna tak ładnie za-
wód, który miał kończyć nie gorzej, ale zupełnie inaczej. Chciałoby
się wiedzieć, odgadnąć, czy ówczesny „ułan jak słonecznik w błyszczą-
cym kołpaku" przeczuwał, domyślał się w sobie przyszłego ojca polskiej
komedyi? Czy za młodu zjawiały się w jego głowie die schmanken
--------------- 2013-04-09 13:58:10 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 8/87
den Gcsialtcn, z których kiedyś miała się złożyć Zemsla i Śluby pa-
nieńskie. A jeżeli tak, jeżeli wiedział o swoim pisarskim talencie
i powołaniu, to jakie były drogi jego kształcenia, jakie ulubione dzie-
ła, co w literaturze swojej lub obcych mogło być jego wzorem lub idea-
łem, któremuby chciał był dorównać? Wszystko to rzeczy niewiado-
me dotąd, oby kiedyś wiadomemi sie stały. Dziś tylko z jego wieku,
z panującego u nas za jego młodości estetycznego smaku, z wychowa-
nia, jakie odbierali wszyscy, wnosić można, że jeżeli która z literatur
obcych mogła na niego wpłynąć, to chyba francuzka; że jeżeli miał
w rzeczach literackich stałe i wyrobione przekonania i upodobania, to
klassyczne chyba i od późniejszego romantyzmu dalekie, (po jego dzie-
łach i po jego stylu znać większe pokrewieństwo z Krasickim lub
z Trembeckim niż z Mickiewiczem a nawet z Brodzińskim). Co jednak
do prawdy najpodohniejsze, to, że za młodu i w służbie wojskowej mu-
siał myśleć mało o literackich kwestyach, a może wcale o swoim lite-
rackim zawodzie. Ale gdy się ta służba skończyła, czy z żołnierza
zrobił się, zaraz pisarz, czy jak Brodziński ledwo zdołał złożyć tornis-
ter, dobył z niego zaraz pióro i kałamarz; czy go widzimy czytającego
Byrona, rozważającego teorye Lessinga lub Schlegla, usiłującego zmie-
nić formy polskiej poezyi, wprowadzić wzory angielskie i niemieckie
w miejsce francuzkich? Bynajmniej: nie widać go ani kolo wielkiego
ołtarza Towarzystwa Przyjaciół Nauk, w orszaku Koźmiana, Osińskie-
go, Felińskiego i Wężyka, ani obok Brodzińskiego pomagającym mu
w jego usiłowaniach, ani z Morawskim, kochającym klassyków, czują-
cym silny pociąg do romantyków, a żartującym z jednych i z drugich,
nie widać go wcale w tych latach. Owszem, gdy walka już na dobre
wybuchła i wszystkich zajęła, on sobie na boku pisze swoje komedye,
ale o zasady i pojęcia, o estetyczue kodeksa i wyznania wiary nie tro-
szczy się wcale, jak żeby nio wiedział, że koło niego toczy się wojna.
Jedyny to podobno z pisarzy tej generacyi tak zupełnie oddzielony od
głównych literackich ruchów i prądów, tak nieprzystępny wpływom
działającym na innych, z jego współczesnych każdy jest klassykiem,
--------------- 2013-04-09 13:58:12 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 9/87
albo romantykiem, a który nawet nie jest jednym ani drugim wyraźnie
i stanowczo, to stojąc na jakiemś stanowisku pośredniein i pojednaw-
czym, przyznając obu stronom troche słuszności, robiąc obu koacesye.
starając się zalety obu sobie przyswoić; jeszcze oddycha tem samem
powietrzem, żyje i pisze pod wrażeniem, pod władzą tych przetwarza-
jących się form i pojęć. Fredro, jak żeby o tem nie wiedział wcale,
jak żeby należał do innej literatury, do innego kraju, idzie swoją włas-
ną drogą, nic patrząc na lewo ani ua prawo, nie oglądając się na to,
co się wkoło niego dyskutuje lub tworzy, i w całym zbiorze jego dzieł
nie znajdzie się jednego słowa, z którego można się domyślić, że te
dzieła powalały w chwili, kiedy w poezyi polskiej odbywała się tak
wielka, tak radykalna przemiana.
Niezależność to dziwna, i świadcząca niczaprzeczenie o wielkiej
samoistności, oryginalności talentu, który w takiej burzy stat sam na
sobie jak na kotwicy, i w żadną stronę nie dał się ani porwać ani nawet
cokolwiek pochylić. Uznając wszakże samodzielność i oryginalność,
nie można jej samej jednej tylko uważać za przyczynę tego skutku.
Uil wpływu klassycyzmu, czy romantyzmu, od przedmiotu walki, Fre-
dro był oddzielony samą natura, samem polem i przedmiotem swego
talentu. Jako poeta dramatyczny, jako tragik, byłby musiał i wpły-
wom ulegać i stanąć po jednej lub po drugiej stronie; ale komedya nie
była przedmiotem sporu, chodziło o formę natchnień poetycznych, nie
o kształt, w jakim wystąpi dowcip, humor, obserwacya. Romantycy.
Mickiewicz pierwszy, jak dowodzą kursą, patrzał bardzo z góry na ko-
medya, jako na rodzaj sarkastyczny, negacyjny niby, poezyi pozbawiony,
klassycy, rozumniejsi w tem od nieprzyjaciół, umieli ją szanować i zna-
li się na jej wartości, ale nie zaczepionej bronić nie potrzebowali.
Szczęściem więc czy nieszczęściemdiasiebie, ale naturalnie.samą siłą rze-
czy, został Fredro po za szrankami turniejów, po za regionem wichrów
klassycznych i ro man tycznych. A zatrzymał go na boku nie sam tylko
rodzaj i przedmiot jego talentu, ale także i sam jego rodzaj i sposób pi-
sania i życia. że wszystkich nasaycu znakomitych pisarzy tego wieku, on
Komedje hr. At. Fredry. *
--------------- 2013-04-09 13:58:15 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 10/87
jest najmniej literatem, najmniej pisarzem z professyi. On przez całą
swoją pierwszą młodość nie domyśla się w sobie zdolności ani powoła-
nia, nie marzy jak inni o autorstwie, nic pisze wierszy na szkolnych że-
szytach i nie kwapi się z wydaniem pierwszego ich zbiorku. On jest
oficerem najprzód i nie myśli o uiczćin, jak o wojnie; po wojnie jest bo-
gatym, młodym paniczem, żyjącym jak każdy życiem napół wiejskiem
a napół światowem; nie wola jak Correggio anchio, nie bije się w czo-
ło jak Andrzej Chenier, może nie wie, że za tem czołem mieszka wyo-
braźnia pełna jak róg obfitości. Wić, że potrafi złożyć zgrabny wier-
szyk, bo tego już doświadczył, ale nie przywiązuje wagi do tego daru,
który mu się wydaje nic nie znaczącym. Dopiero kiedy raz, przypad-
kiem, prawie od niechcenia napisał komedya, przekonał się, że jest na
to stworzony. Ale młodość spędzona bez literackich zajęć i przyzwy-
czajeń zostawiła w nim ślad na zawsze. Zostało w nim już zawsze coś
dyletanta, człowieka, który pisze od niechcenia, lub raczej od chcenia,
kiedy jest ochota po temu, kiedy coś ciągnie, kiedy w głowie jest jakiś
pomysł, który na świat chce wyjść koniecznie; ale pisarstwa swego nie
uważa za zawód, za jedyne swoje prawo do bytu, nie zamyka w niem
całej czynności, całego swego życia, całego siebie: on lubi się znaleźć
w towarzystwie Muz i Apolliiia i znajdować się w niem umie. ale nie
uważa wcale za swój obowiązek przepędzać cale życie w olimpijskiem
gyneceum dziewięciu panien, na strojeniu lutni bożka. Jest w jego na-
turze i w jego sposobie tworzenia jakiś dyletantyzm, jakaś swobodna,
oficerska i arystokratyczna disinvoltura, które sprawiły, że on do lite-
rackiego cechu tak mało należy i tak mało jest do niego podobny.
Dyletantyzm u nas na nieszczęście tak powszechny i najczęściej tak
szkodliwy, tym razem miał skutki błogosławiono, bo jeżeli z niego za-
pewne pochodzą niektóre drobne usterki Fredry, jak naprzykład zda-
rzający się brak wykończenia jego komedyi, to z drugiej strony jego
jest dziełem ten brak przymusu i rzemieślniczo) roboty, ta swoboda, ta
samorodność humoru i dowcipu, ta żywość pomysłów nigdy nie woła-
nych, ale powstających, kiedy chcą; ten brak zamiaru i założenia, brak
--------------- 2013-04-09 13:58:17 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 11/87
tych wszystkich więzów i petów, któremi pisarze najczęściej sami siebie
krępują, ta zupełna niepodległość talenta, powód najsilniejszy zapewne
żywości pomysłów, oryginalności i wdzięku dzieł.
Czy jednak on jest tak zupełnie oderwany od współczesnego
świata, sam jeden, bez poprzedników i bez towarzyszy? Napozór, tak.
Komedya jego wystrzela z ziemi znienacka, niespodzianie, w ctawli kie-
dy jej się nikt nie spodziewał i można powiedzieć nikt o niej nic my-
slał; a przecież była ona rezultatem długich prac i usiłowań, plonem
z dawnego i wytrwale powtarzanego posiewu. Powiedzieć, że poprze-
dnikiem Fredry na tum polu był czy Bogusławski, czy Zabłocki byłaby
rzecz niesprawiedliwa, bo tylko materyalne prawdziwa. Pisali oni
komedya i pisali je przed Fredrą to prawda, ale żaden na niego wpły-
wu nie wywarł, żaden nie dopomógł, nic przyczynił się do wykształ-
cenia jego talentu, i wspólnego nie ma między niemi nic, prócz tego, że
pisali komedyo. Ale jeżeli żaden z osobna nie ma prawa uważać się
za jego poprzednika, za nauczyciela jego młodości; to wszyscy razem
stanowią przecież ten geologiczny pokład grunta, z którego komedya
Fredry wyrosła: wszyscy są wyrazem i skutkiem tej samej dążności,
szczeblami, po których komedya polska dochodzi do prawdziwego,
oczywistego i uprawnionego bytu. Korzenie tego bujnego drzewa Fre-
drowskiej komedyi zachodzą głęboko i daleko w przeszłość nasztj lite-
ratury, sięgają tych czasów, kiedy w wieku XVIII ta literatura tak
pracowicie, tak energicznie dźwiga się z upadku; kiedy chce koniecz-
nie odbić czas stracony i mieć wszystko co tylko mieć może, wszystko
co mają, czem żyją i jaśnieją literatury oświeconych narodów. Ten
popęd, który ożywiał Krasickiego, Naruszewicza i cały liczny zastęp
uczonych i pisarzy Stanisławowskich, który im kazał pisać wszystko
od epopei do bajki, który poźniej żył i działał w Towarzystwie Przyja-
ciół Nauk, to dążenie i usiłowanie żeby literaturę polską zbogacić, wy-
posażyć wszytkiemi rodzajami pisania, nie zapomniało i o komedyi.
Żądali jej, chcieli ją mieć koniecznie, tak jak chcieli mieć i dramat,
i poemat bohaterski, i smutne elegie, i tkliwe sielanki, i szczytne ody.
--------------- 2013-04-09 13:58:19 ---------------
Komedye Aleksandra hr. Fredry : trzy odczyty publiczne Stanisława Tarnowskiego, w Wielkiej Sali ratuszowej w Warszawie, 1878 r. Strona 12/87
A,jak w poezyi opisowej wielu pracowało długo, mozolnie i napozór
daremnie, Krasicki nad „Wojną Chocimska,'i Koźmian nad „Ziemiań-
stwen]"i,Czaracc...
kadorka1