chrzescijanska medytacja nr 07.2009.pdf

(750 KB) Pobierz
409173286 UNPDF
Chrześcijańska Medytacja
KWARTALNIK ŚWIATOWEJ WSPÓLNOTY MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
WWW.WCCM.PL • EDYCJA POLSKA, NR 7, CZERWIEC 2009
Kontemplatywne serce ewangelii
Uniwersalne przesłanie Ewangelii oświeca każdy aspekt ludzkiego doświadczenia.
Często jednak jest ono interpretowane wykluczająco lub zbyt wąsko – np. tylko
w kategoriach nakazów moralnych, a nie w duchu prawdziwie katolickim,
czyli inkluzywnie. Podczas trzech dni rekolekcji medytacyjnych ojciec Laurence
Freeman naświetli kontemplatywny wymiar Ewangelii i wskaże na jego niezbędność
dla pełni chrześcijańskiego życia. Ponowne odzyskiwanie kontemplatywnego
wymiaru modlitwy – w praktyce Medytacji Chrześcijańskiej - czyni nas wolnymi,
dzięki czemu możemy dostrzec i celebrować pełną moc Jezusa i Jego nauki.
W świecie tak rozdartym przez podziały jak nasz, pomaga nam znów stać się w pełni
katolikami – tymi, którzy widzą Chrystusa we wszystkim, co się wydarza.
Prowadzący: o. Laurence Freeman OSB, Termin: 23-25 października 2009,
miejsce: Wrocław, klasztor dominikanów, zaPisy: od 15.08 do 01.10. poprzez www.wccm.pl
409173286.002.png 409173286.003.png
 
EDYCJA POLSKA, NR 7, CZERWIEC 2009
fot. Rafał Szczepański
pomysłem na rozmowę z grupą czternastolatków
siedzących na twardych ławkach w barokowej kapli-
cy w Lizbonie. Bardziej było im w głowie zrzucić mundur-
ki szkolne i pognać w weekendowy czas zabawy. Miałem
dobrego tłumacza, ale szybko zauważyłem, że większość
z nastolatków dawała sobie dobrze radę i bez niego. Czu-
łem, że mój wykład był nieco przyciężkawy, ale o dziwo
podczas medytacji młodzież siedziała cicho i cierpliwie.
Kiedy po zakończeniu spotkania poprosiłem o uwagi,
wystrzeliła w górę ręka jednego z chłopców, który naj-
pierw grzecznie mi podziękował (coś, co zapewne spo-
tkałoby się z pełną aprobatą jego wychowawcy), po czym
skomentował, że medytacja była OK, w przeciwieństwie
do mojego wprowadzenia, które uznał za nudnawe.
Człowiek nigdy nie wie, kiedy dowie się prawdy.
czuwanego intuicyjnie wglądu. Jest prawda, którą tropimy
poprzez laboratoryjne doświadczenia, ucząc się jej metodą
prób i błędów, nigdy się nie poddając. Jest prawda, której
uczymy się poprzez coraz to głębsze uczucia i relacje mię-
dzyludzkie. I wreszcie jest taka prawda, która objawia się
nagle, jak światło błyskawicy rozświetlając wszystko wokół
w nowym przemieniającym blasku, która rozprasza za-
mieszanie i przepędza komunały – prawda taka, jak Zmar-
twychwstanie. Prawda, która jest Chrystusem.
Prawdy niewygodne zwyczajowo wciskamy z po-
wrotem w ich ciemne kąty. Politycy posługują się mową
trawą, psyche zaprzeczeniem, a członkowie rodzin ciszą
wyparcia. Ale, jak szydło raz wyjdzie z worka, to ciężko je
tam znowu do końca wepchnąć. Już sam trud zaprzecze-
nia, czy rozmywania prawdy, jest najlepszym dowodem
na jej istnienie. I chociaż może jeszcze nas nie wyzwoli-
ła, to już nieodwracalnie zmieniła wszystko wokół. Może
dlatego tak powolnym procesem historii jest rozpoznanie
niewygodne prawdy
Istnieje prawda, której dociekamy na poziomie intelek-
tualnym, szlifując koncepcje i język tak, by dotrzeć do prze-
i akceptacja Prawdy wcielonej w osobie Jezusa Chrystusa
i odkrycie sensu Zmartwychwstania.
2
P iątek po południu nie wydawał się być najlepszym
409173286.004.png
EDYCJA POLSKA, NR 7, CZERWIEC 2009
Jedną z metod poradzenia sobie z zaburzeniami wy-
wołanymi ujawnioną prawdą jest jej oswojenie, czyli wy-
rażenie jej w terminologii świata takiej, jaka istniała przed
jej pojawieniem. To całkiem nieuniknione na poziomie
instytucjonalnym. Instytucje z zasady zaprzeczają praw-
dzie w swym ciągłym odruchu samozachowawczym. Na-
uka Jezusa o nieodpowiadaniu agresją na agresję ulega
coraz to dalej idącemu rozmyciu, koniecznością silnej
władzy, racjonalizujemy Jego żądanie niehierarchicznych
struktur społecznych. I tak objawienie Jezusowej prawdy
o Boskim przebaczeniu odwrócone do góry nogami kar-
mi mściwe bóstwo odwetu. „Rozdział między człowiekiem
a urzędem – pisał Dietrich Bonhoefer – stoi w całkowi-
tej sprzeczności z nauką Jezusa”. W ostateczności prawda
jest rzeczą osobistą i może wejść do świata tylko poprzez
zdobyte ludzkie serce.
one wydrukowanymi zaproszeniami na przyjęcie, czy też
paszportami z wizą do nieba. Dogmaty muszą wzrastać
na glebie codzienności, tak jak rośnie w niej ziarno Kró-
lestwa. Prawda rośnie w nas w takim stopniu, w jakim my
wzrastamy w relacji do niej. Jakakolwiek instytucja poli-
tyczna, wychowawcza, czy religijna, która o tym zapomi-
na, z czasem traci zaufanie swych członków. Dobra wiara
to zarówno ufność, jak i wiara w dogmat. I tak na przy-
kład, jak to zrozumieć w kontekście dwóch fundamental-
nych objawień Prawdy, bez których nie da się pomyśleć
wiary w Jezusa Chrystusa: Zmartwychwstania i Boga, jako
Trójcy Świętej? Czy te prawdy to jedynie intelektualne
i teologiczne koncepcje, skazane na znudzenie się nimi,
nie tylko przez kilku młodzieńców w piątek po południu
w Lizbonie? A może są to doświadczenia mające moc
przemiany naszego życia, które poszukują, choć zawsze
nieadekwatnie, sposobów na swe wyrażenie? Może od-
powiedzi na to pytanie należy szukać u ludzi idących do
kościoła w Wielki Piątek, a nieobecnych w nim w poranek
Niedzieli Wielkanocnej. Czy prawda bardziej rezonuje
z rzeczywistością Krzyża, niż z mocą wyzwoloną w ducho-
wych subtelnościach zmartwychwstałego Ciała?
sprawdzian codziennego życia
To, co osobiste, sprawdza się w próbie codzienno-
ści. Może właśnie dlatego, tak pasjonuje nas prywatne
życie celebritów, wydaje nam się, że staną się nam bar-
dziej bliscy, jeżeli poznamy ich sekrety codziennych za-
jęć. Jednocześnie tak mało wiemy o codziennym życiu
wielkich mistrzów duchowości, dzięki którym człowiek
i jego świadomość wzrastały na przestrzeni dziejów. To ich
osobista autentyczność, a nie pamiętniki, jest gwarantem
naszego zaufania im i zaufania przekazowi prawdy, którą
ucieleśniali. Ten rzadko występujący w świecie autorytet
prawdziwego nauczyciela, dodaje nam sił w staraniach
ich naśladowania.
Kręgi prawdy
Ilekroć w Irlandii jadę samochodem, zawsze przyby-
wam spóźniony, bo nie potraię odmówić sobie postojów
przy wielu starożytnych kamiennych kręgach. Czasami
trzeba nieźle zboczyć z drogi i mocno się ich naszukać.
Często jednak czeka mnie nagroda w postaci odkrycia
świętego miejsca, niewiele większego niż kilka opartych
o siebie kamieni czy głazów, z których jednak zawsze
emanuje aura pradawnego zatrzymania. Zatrzymanie,
o którym pisali psalmiści, jako droga do poznania Boga,
zawarte jest w tych miejscach od tysiącleci. Kręgi te nie
próbują nas nawracać – o czym miałyby nas przekony-
wać, nas, którzy tak niewiele wiemy, jaką wiarę znaczyły.
Pewnie miały swoją ortodoksję, ale wszystko, co nam po-
kazują dzisiaj, to miejsce modlitwy. Ich kamienna obec-
ność jest wzruszająco i autentycznie cicha. Łatwo można
by je zbyć nostalgią za przeszłością. A jednak ich wycisza-
jące działanie na przybysza, który zostanie trochę z nimi
dłużej niż na zrobienie zdjęcia, zdaje się świadczyć, że są
portalami sakrum, niezależnie od tego, jaki numer noszą
w archeologicznym katalogu. Tak jak Medytacja, są praw-
dą bez narzucania sztywnych dogmatów wiary, to raczej
one zawarte są w ciszy.
Osobisty autorytet to nie to samo, co instytucjonal-
na władza. Dla wielu współczesnych ludzi dogmatyczny
autorytet chrześcijaństwa poddawany jest w wątpliwość
poprzez wymóg ortodoksji wiary: „Musisz wierzyć w to do-
kładnie tak, żeby być jednym z nas”. Może tak da się funk-
cjonować na poziomie dziecka, czy nie w pełni dojrzałej
młodej osoby. Poczucie bezpieczeństwa i przynależno-
ści do utwierdzonej w swych poglądach grupy zapewnia
spokój i oddala lęk przed wykluczeniem. Ale im bardziej
się temu przyglądamy, tym bardziej jawi się absurdalność
przekonania, że wiarę da się narzucić na rozkaz.
Wiara w jakiekolwiek objawienie prawdy wzrasta po-
woli w procesie, który zakłada osobiste doświadczenie
i zaufanie wobec nauczyciela. I nie chodzi tu o to, że do-
gmaty chrześcijaństwa są nieaktualne, raczej o stwierdze-
nie, że są one aż tak bardzo aktualne, że nie da się ich za-
mknąć w jedną, niezmienną lingwistyczną formułę. Nie są
Jest ciekawym zjawiskiem, że grupka medytujących
osób w naturalny sposób usadawia się w kręgu zamiast
3
 
EDYCJA POLSKA, NR 7, CZERWIEC 2009
w rzędach, jak to ma miejsce w kościelnych ławkach.
W jego środku pojawia się święty symbol – paląca się
świeca lub krzyż – czasami jest on integralną częścią
kręgu, stanowiąc jego początek i koniec zarazem. Praw-
da lubi symbolikę koła. Czasami dodają mu dramatycz-
ności poziome i pionowe linie, tak jak ma to miejsce
w mandalach, czy witrażowych rozetach, otwierając
umysł na nowe sposoby widzenia. Trójca Święta to kolisty
dogmat, wirujący trójkąt – Trzy Osoby wiecznie gubiące
i odnajdujące się w sobie – z nieskończoną głębią w ta-
jemnicy Ojca, bezczasowe rozwijające się Stwarzanie.
liczyć na doświadczenie prawdy wiary w głębi naszego
ducha. A może przyjdzie nam pogodzić się z faktem, że
co najwyżej pozostanie ona dostępna tylko jako prawda
„z drugiej ręki”? Czy musimy udać się na pustynię albo
szczyt góry w poszukiwaniu spokoju umysłu, tak by ta
prawda mogła się ujawnić? Matki i Ojcowie Pustyni,
którzy uciekli od świata, by w odosobnieniu wieść ży-
wot pełen ascetyzmu, też zmagali się z rozproszeniami
i wrzeniem umysłowym. My dzisiaj jesteśmy prawdopo-
dobnie najbardziej rozbitą mentalnie generacją, żyjąc
pod ciągłym medialnym bombardowaniem. Niepokój
umysłu nie jest jednak tylko wytworem kulturowym, jest
naszą ludzka przypadłością do tego stopnia, że pustynni
nauczyciele zastanawiali się, czy nie jest on manifestacją
grzechu pierworodnego, jako występującego u wszyst-
kich ludzi poczucia separacji od Boga.
Tylko wyciszony umysł może wejść w ten krąg Trój-
cy, uświadamiając sobie, że zawsze był jego częścią. Tak
więc pierwszym i zasadniczym zadaniem modlitwy jest
wyciszenie umysłu. Nie układanie pięknych słów uwiel-
bienia i udramatycznionych dialogów z Panem Bogiem,
ale jak mówili Ojcowie Pustyni „odłożenie myśli na bok”.
Łatwo to powiedzieć, trudno osiągnąć, szczególnie,
gdy umysł jest pełen niepokojów i nieposkromionych
rozproszeń, ten zaś, który jest jego właścicielem nie
pamięta, aby kiedykolwiek było inaczej. Może się więc
Praca nad wyciszeniem umysłu – wyrażona w słowach Je-
zusa „Niech się nie trwoży serce wasze” - może u każdego
z nas spotkać się z silnym oporem. Im głośniej w umyśle,
tym trudniej usiąść i wytrwać w ciszy. I zawsze znajdzie
się pod ręką dobry powód, dla którego nie ma na Medy-
tację teraz właśnie czasu.
Zarodki ośmiu naszych ludzkich ułomności, tak jak
je opisali Ojcowie Pustyni, zostaną w nas do końca ży-
cia. Ich wzrost może być stymulowany tym, co robimy
w pracy, domu, poprzez nasze kontakty z ludźmi, jak też
tym, co sobie wyobrażamy, o czym fantazjujemy i od
czego jesteśmy świadomie i podświadomie uzależnieni.
Nawet „idealne” warunki dla medytacji nie są przeszko-
dą dla tych sił – wystarczy tylko przyjrzeć się każdemu
klasztorowi.
W ostateczności PraWda
jest rzeczą osobistą
i może Wejść do śWiata
tylko PoPrzez zdobyte
ludzkie serce
wydawać, że uspokojenie umysłu to zadanie niemożli-
we, zgoła szkodliwe, stąd i opór wobec praktyki Medy-
tacji osób zaczynających. Ale nawet i dla wieloletnich jej
praktyków, cisza umysłu to stan bardzo nietrwały i nie-
przewidywalny. Może ci się wydawać, że wycofanie się
z życia i spędzenie kilku dni na rekolekcjach, to idealne
warunki do kontemplacji. Tymczasem, twój umysł trwa
w jednym wielkim zawirowaniu. Innym razem medytu-
jesz w poczekalni lotniska, na zewnątrz szaleje śnieżyca,
wewnątrz otacza cię hałaśliwy tłum zdenerwowanych
pasażerów i nagle doświadczasz spokoju, jakiego nigdy
byś się tutaj nie spodziewał.
Tajemnica codzienności
A jednak Ewangelie nie są jedynie dla złotych me-
dalistów duchowego życia. Jeżeli ich prawda, którą ob-
jawił Jezus, nie byłaby do osiągnięcia dla każdego zja-
dacza chleba, to jaki w ogóle miałyby sens? Oczywiście
jest tyle stopni realizacji, ilu ludzi. Jezus powiedział, że
w domu Jego Ojca, jest mieszkań wiele. To, co objawiał,
to prawda o ludzkiej naturze, a nie reguła duchowej do-
skonałości. Królestwo Boże jest blisko, w nas i wśród nas
– dla wszystkich bez wyjątku.
Ale wszyscy też musimy być gotowi do poświęceń. Je-
żeli naprawdę leży ci na sercu sprawa uspokojenia umysłu,
to trzeba przyjrzeć się dokładnie temu, czemu pozwalamy
doń wniknąć przez bezmyślne oglądanie telewizji, sur-
fowanie w Internecie, czytanie reklam, sny na jawie, czy
przerzucanie stron periodyków z życia celebritów. Trzeba
Czy możemy, realistycznie rzecz biorąc, oczekiwać
spełnienia się tego w naszym codziennym życiu? To waż-
ne pytanie, bo oznacza ono, czy możemy kiedykolwiek
4
EDYCJA POLSKA, NR 7, CZERWIEC 2009
nauczyć się jak najlepiej wykorzystywać czas – nie tylko
poprzez dyscyplinę dwóch okresów medytacji dziennie,
ale też poprzez odcinanie powierzchowności życia towa-
rzyskiego i taniej rozrywki. To, czy pracę wyciszenia umysłu
podejmiesz w małżeństwie, czy w klasztorze jest sprawą
temperamentu. Sama praca pozostaje taka sama:
miłość zmienia nas
jako ludzi i to,
jak Postrzegamy śWiat
chylenie w kierunku nietolerancji i fundamentalizmu.
Byłem niedawno wstrząśnięty relacją siedmioletniego
chłopca, który właśnie odbył swoją pierwszokomunij-
ną spowiedź świętą. W nocy obudził się z przerażenia,
gdyż śniło mu się, jak Bóg skazuje go na piekło, bo za-
pomniał wyznać kilku grzechów. A można by mniemać,
że taki demoniczny obraz Boga wyszedł już dawno
z religijnego handlu obnośnego. Sprzedawanie takiego
obrazu Boga jest przestępstwem równym rozprowa-
dzaniu narkotyków wśród dzieci szkolnych. Trudność w
jego wykorzenieniu dowodzi, jak łatwo prawdę da się
wypaczyć i jak palącym staje się przygotowanie podło-
ża spokojnego umysłu dla naszych zdolności przyjęcia
jakiegokolwiek przekazu duchowego.
1.
Spróbuj pomedytować chociaż raz. Nawet, jeżeli już nigdy
2.
nie będziesz medytował, to w dalsze swoje życie pójdziesz
z doświadczeniem niepokoju umysłu.
Powtórz krok 1. codziennie.
3.
Powtórz krok 1. dwa razy dziennie.
Nasza mantra Maranatha jest punktem skupienia Tajem-
nicy przeżywanej dzień po dniu. Jest ona wyrazem jedno-
ści i początkiem nowej miłości siebie samego, która z kolei
przekształca się w doświadczenie Trójcy: miłości Boga, mi-
łości drugich i miłości siebie. Jedność, która w nas wzrasta,
goi podziały i dualności niespokojnego umysłu. W miarę,
jak zasklepiają się w nas wewnętrzne pęknięcia, automa-
tycznie zostajemy wprowadzani do udziału w życiu Trójcy
poprzez ponowną łączność z ludzką świadomością Jezusa
w nas. Stopniowo rzeczywistość nieustannej modlitwy sta-
je się nam coraz bliższa i zaczyna przenikać wszystko to, co
robimy. Tak jak św. Patryk znajdujemy Chrystusa w naszym
śnie, gdy wstajemy z łóżka, spacerujemy, pracujemy... W sa-
mym środku miejskiego zgiełku, w korku ulicznym, czekając
na pociąg, w kolejce do okienka... Wszędzie tam wyciszony
umysł będzie rejestrował oznaki rosnącego w nas niepokoju
i w porę je rozbroi. Nie jest to tylko idealistyczna wizja mo-
dlitwy, jaką kreśli tradycja chrześcijańska („Jestem z wami,
aż do skończenia czasu”), ale nieunikniona konieczność
w naszym świecie podziałów i wrogości, które sami sobie
zafundowaliśmy.
Medytacja jest obrazoburcza. Rozbija wszystkie
koncepcje i wyobrażenia, nawet te dotyczące Boga.
To ta właśnie jej „pustka” odstrasza ludzi religijnych,
którzy nie zostali wprowadzeni w ekonomię modlitwy
kontemplacyjnej i z przekonaniem głoszą, że Medy-
tacja nie jest modlitwą. Jednak tradycja uczy, że wła-
śnie obszar ciszy uspokojonego umysłu, jest otwartą
przestrzenią, w którą zaczyna wchodzić pełnia Boga.
Na miejsce starej, choć ciągle panującej monady Boga
– absolutnego monarchy na wysokim tronie przesą-
dzającego o losach podwładnych – poprzez doświad-
czenie darowanej miłości jako łaski, pojawia się nowe
pojęcie Boga. Monadyczny Bóg jest kimś samotnym,
wszechwładnym. Zdolnym do miłosierdzia takiego, ja-
kie widzimy w wydaniu tyranów, równie z nimi skory
do odwetu, czy nawet sporadycznego okrucieństwa.
Antropologicznie rzecz biorąc, obraz ten karmiony sa-
mowyobraźnią ego oddaje pewien stan świadomości
prymitywnych plemion, nie do końca wymarłych w no-
woczesnej demokracji. Jest on głównym źródłem nie-
pokoju, które prześladuje umysł. John Main nazwał go
„największym wrogiem modlitwy”. W miarę, jak obraz
ten zaciera się w nas, łatwiej i bardziej naturalnie doko-
nuje się odkrycie tego uczucia w naszym sercu, które
w nim zawsze było i czeka na odkrycie. Doświadczenie
to nie ma zastrzeżonego znaku irmowego i etykietki
z nazwą. Wielu buddystów, czy muzułmanów może
mieć – z punku widzenia przeżycia - głębsze odczucia
prawdy Trójcy, jako miłości, od niejednego chrześcija-
nina, który ciągle nie poznał tajemnicy swego serca.
Jak stwierdzić, że umysł się uspokaja? Nic prostszego:
w sytuacjach stresowych czujemy, że jest w nas rezerwu-
ar spokoju i jasności sytuacji, to najlepszy dowód na to, że
mieszka w nas Prawda. Może i czasem jej zaprzeczamy i ją
wypraszamy, Ona jednak nas nie porzuca. Wracaj więc za-
wsze do Medytacji, nawet po czasie niewierności, czy to wo-
bec niej, czy czegokolwiek w życiu, a sam zobaczysz - gdy już
przejdziesz przez rozdarcie i poczucie winy - jak suto zasta-
wiony jest stół, który czeka na Ciebie na bankiecie miłości.
wirująca Trójca Święta
W tym kontekście wyciszania umysłu dogmaty wiary
zaczynają nabierać swego sensu i ucieleśniać się w naszej
codzienności. Bez spokoju umysłu nieuniknione jest od-
5
409173286.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin