Taylor John - Kiedy zaczął się czas.rtf

(1280 KB) Pobierz

JOHN G. TAYLOR

 

 

 

Kiedy zaczął się czas

 

(When the Clock Struck Zero)

 

Przekład Marek Przygocki


Od Autora

 

Całe życie pracowałem jako naukowiec. Będąc chłopcem mieszkałem w domu, w którym nauka była uważana za podstawowe narzędzie poznawania świata. W miarę jak dorastałem, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że nauka stanowi jedyny dostępny sposób badania tajemnicy wszech­świata i tylko ona może dostarczyć odpowiedzi na pytania o naturę istnienia. Aby samemu uczestniczyć w procesach prowadzących do poznania, usiłowałem zrozumieć i działać w wielu gałęziach nauki, takich jak: fizyka cząstek, kosmologia (szczególnie interesowały mnie zagadnienia związane z czarnymi dziu­rami), fizyka jądrowa, nieliniowa dynamika układów złożonych, w opracowy­waniu modeli neuronów i mózgu oraz sztucznych sieci neuronowych.

Dopiero niedawno narodziło się we mnie pragnienie zebrania wszystkich pew­ników, którymi rozporządza nauka w tym niepewnym świecie. W czym tkwi sedno istnienia i czy możemy oczekiwać, że podejście naukowe udzieli na to pytanie odpowiedzi? Aby się o tym przekonać, przed około dwu laty udałem się w po­dróż, podczas której przeprowadziłem wiele dyskusji z wybitnymi kolegami na­ukowcami o tym, gdzie owego sedna szukać. W wyniku tego wyostrzeniu uległy moje poglądy oraz pogłębiło się zrozumienie, co doprowadziło do powstania książ­ki będącej kulminacją moich blisko czterdziestu lat pracy naukowej.

Uściśliłem swoje poszukiwania i skoncentrowałem się na czterech podsta­wowych pytaniach: Jak zaczął się wszechświat? Dlaczego istnieje coś zamiast niczego? Dlaczego jakaś konkretna teoria wszystkiego? Co wiemy o naturze świadomości? Niektórzy uważają, że na tak sformułowane pytania nie można w ogóle udzielić odpowiedzi. A jednak, jeżeli chcemy przydać życiu sensu, wykorzystując w tym celu możliwie jak najwięcej z osiągnięć nauki, to musimy przekonać się, jak daleko potrafimy dotrzeć, mierząc się z tego typu kwestiami. Celem tej książki jest zatem próba odpowiedzi na te pytania zgodnie z duchem nauki. Chociaż niektórzy naukowcy utrzymują, że teoria wszystkiego znajduje się w zasięgu ręki, zagadnienia powyższe prowadzą do przekonania, że w rze­czywistości musiałaby podlegać pewnym ograniczeniom. Można by ją stoso­wać jedynie w pewnej klasie problemów. Nie wydaje się, by mogła nam pomóc pojąć wszechświat w tym sensie, w jakim rozumiemy nasze w nim miejsce oraz cały porządek istnienia. Musimy więc spróbować odpowiedzieć na pytania, które jak sądzimy nie mają odpowiedzi i które leżą poza obrębem rzeczywistości ob­jętej standardową teorią wszystkiego. Wskazuje na to tytuł tej książki. Czy ze­gar może wybijać godzinę zero? Zegary wybijają pierwszą lub dwunastą albo nawet, wyjątkowo, trzynastą. Któż słyszał o zegarze obwieszczającym zero? Któż byłby na tyle zmyślny, by budować podobne cudo? A czy w godzinie zero czas w ogóle istniał?

Przedmiotem tej książki jest próba analizy, czy nauka jest w stanie zajmo­wać się zagadnieniami tego typu, a jeśli nie, to jakiego rodzaju ograniczenia to uniemożliwiają. Stopniowo dojdziemy do przekonania, że fanatycy teorii wszyst­kiego, w rodzaju Stephena Hawkinga, prawdopodobnie mylą się (i to kolejny raz - Hawking w l979 roku prorokował, że jedna z teorii taką się stanie, lecz po trzech latach okazało się, że jest ona błędna). Przekonamy się również, że przy­puszczalny umysł Boga, który już dostrzegano w pewnych niedawnych osią­gnięciach naukowych, jest iluzją. Pomimo wszystko umysł nie może być tak tajemniczym fenomenem. Nauka jak sądzę będzie zdolna dostarczyć wyjaśnie­nia świata duchowego i będzie prawdopodobnie przebiegać wzdłuż dróg suge­rowanych w tej książce, związanych z relacyjną teorią umysłu. Co więcej, z punk­tu widzenia nauki może okazać się, że nie istnieje w ogóle żadna teoria wszyst­kiego i być może nie było żadnego początku wszechświata. Na kartach tej książki spróbuję wyjaśnić ograniczenia, z którymi nauka się styka, z czego będzie wy­nikać wniosek, że nigdy nie będzie zdolna przydać naszemu życiu sensu i zna­czenia. Poznamy następstwa tego dla nas samych, w szczególności wyzwanie, jakie to nam stawia odnośnie do poszukiwania sensu życia.

Muszę podkreślić, że ponoszę całkowitą odpowiedzialność za przedstawiane tu tezy oraz za rozumowanie, w wyniku którego powstały. Wszystkie ewentualne błędy są moimi błędami. Muszę jednakże wyrazić wdzięczność wszystkim moim wybitnym kolegom, którzy wykazali tak wiele cierpliwości i wyrozumiałości dla moich, często nieudolnych, prób zrozumienia wszechświata w całym jego boga­tym rynsztunku. Chciałbym również podziękować mojej żonie Pam oraz mojej córce Elizabeth za ich celne i wnikliwe uwagi dotyczące pierwszych wersji książ­ki. Chociaż nie zgodziły się z moimi głównymi tezami, to jednak bez ich pomocy wiele z moich myśli pozostałoby wyrażonych w sposób niezbyt jasny. Muszę rów­nież podziękować żonie za jej wspaniałą pracę przy przepisywaniu książki.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

WPROWADZENIE


1. Jak to wszystko zrozumieć?

 

Wszechświat mnie przeraża - jest o tyle większy ode mnie

 

Od czasu do czasu każdego z nas nachodzi usilne pragnienie zrozumie­nia wszechświata i naszego w nim miejsca. Kiedy dociera do nas informacja o śmierci kogoś bliskiego z rodziny lub jednego z przyja­ciół, nieuchronnie zaczynają nurtować nas pytania w rodzaju: Kim jestem w istocie? Czy faktycznie istnieje życie po śmierci? Jak to wszystko zrozu­mieć? i tym podobne. Innym razem możemy znaleźć się w środku gwałtow­nej, przerażającej burzy i poczuć się zupełnie bezradni wobec gry żywio­łów, gdy gwiżdżący wokół wiatr usiłuje zetrzeć nas z powierzchni ziemi. Możemy poczuć się podobnie spoglądając w usłane migającymi gwiazda­mi tajemnicze niebo. Wtedy dogłębnie czujemy ogrom przestrzeni, potęgę żywiołów oraz kruchość i wątłość naszego świata. Z drugiej strony każdy z nas posiada własne myśli oraz doznaje pewnych osobistych wrażeń. W na­szym wewnętrznym świecie wydajemy się całkowicie wolni i sądzimy, że ludzie obok nas doświadczają czegoś podobnego. Nasze umysły wydają się egzystować jak gdyby niezależnie od naszych ciał; możemy nawet pasjono­wać się szalejącą wokół burzą, choć ta zwala nas z nóg.

Niezwykły zakres dotychczasowych ludzkich doświadczeń doprowadził do wielu możliwych odpowiedzi na pytanie, jak możemy poradzić sobie z tajemnicą wszechświata. Wielu twierdzi, że istnienie naszego świata wewnętrz­nego oraz konieczność występowania jakiegoś stwórcy czy kreatora wszech-rzeczy świadczy ewidentnie o istnieniu kosmicznej inteligencji Boga. Za po­średnictwem naszej jaźni możemy, modląc się, kontaktować się osobiście z Bo­giem. Taka bezpośrednia zależność od boskiej wszechmocy może być wielką pomocą dla wierzących w chwilach boleści i cierpienia. Okręt społeczeństwa może dzięki wierze powrócić na właściwy kurs, a reszty dokonuje odpowiednie wychowanie. W rezultacie systemy wierzeń bywają niesłychanie pomoc­ne. Fundamentalizm islamski daje, na przykład, swoim wyznawcom pew­ność, że tylko ich sposób życia jest właściwy i jedyny, natomiast niewierzący są skazani na wieczne wątpliwości.

Istnieją również tacy, którzy próbują wieść życie bez tej odskoczni, jaką jest wiara. Ich stanowisko różni się jednakże od agnostyków próbujących jedynie rozumem ogarnąć naturę życia i wszechświata, lecz którzy pozostają otwarci na istnienie takiego czy innego Boga, jak również od ateistów negu­jących w ogóle istnienie Boga w jakiejkolwiek postaci. Dobrym przykładem rozumowania tych ostatnich jest biolog Medawar, który napisał kiedyś: Cena krwi i łez, które ludzkość musiała przez wieki przelać za komfort duchowy i spokój, jest zbyt wielka, by mogła usprawiedliwić nasz ufny duchowy ra­chunek, jaki należy zapłacić wierzeniom religijnym.

Podobny komentarz, lecz o nieco bardziej kosmicznym charakterze, był dziełem kosmologa Stephena Hawkinga: Jesteśmy nic nie znaczącymi istotami na pomniejszej planecie zupełnie przeciętnego słońca na obrzeżach jednej z se­tek miliardów galaktyk. Trudno jest więc uwierzyć w Boga, którego miałaby obchodzić nasza egzystencja lub który choćby miał zauważyć nasze istnienie. Gdy później często zdarzało się Hawkingowi używać sformułowania zamie­rzenie czy wola Boga, trudno jest uwierzyć, że istotnie powrócił do wiary.

Wszystkie tego typu próby można traktować jako racjonalne tak długo, dopóki stanowią próbę zrozumienia nas samych oraz wszechświata jedynie za pomocą rozumu, a nie poprzez akt wiary.

Istnieją również ludzie, którzy ciągle szukają jakiegokolwiek sensu ży­cia, lecz mimo to go nie znajdują. Albo mogą po prostu dryfować przez życie siłą przyzwyczajenia, akceptując zwyczaje swoich przodków, nie poświęca­jąc uwagi zarówno samym myślom, jak i działaniu. Są z gatunku tych, co to jeszcze nie wiedzą, zarówno w odniesieniu do religii, jak i rozumu.

Zarówno racjonaliści, jak i ludzie wciąż niezdecydowani nie są mądrzej­si w żadnej istotnej kwestii. Niektórzy, jak cytowany Medawar, mogą nawet utrzymywać, że nie ma naukowego sposobu rozstrzygnięcia tych istotnych kwestii, i mówią: „jest całkowicie logiczne, że kompetencją nauki nie są tego typu rozstrzygnięcia".

Trudno jednakże żyć z takim podejściem. W wielu istotach ludzkich nie­ustannie istnieje czeluść, która wynika z braku zrozumienia. Psychoanalityk Carl Jung napisał: „spośród wszystkich moich pacjentów, znajdujących się w drugiej połowie życia (po trzydziestce piątce), nie było żadnego, dla które­go brak przekonywających poglądów religijnych stanowiłby błahy problem". Patrząc z wyżyn kosmosu, nasze życie na ziemi może wydawać się faktycznie równie nikłe, co nic nie znaczące. Lecz nie jesteśmy z pewnością tacy nic nieważni, gdy obserwuje się nas z naszego własnego poziomu. Dla każdego my sami stanowimy cały świat. W jaki sposób moglibyśmy pogodzić te wy­raźnie sprzeczne egzystencje: ciepło wewnętrzne, które nas wypełnia i towa­rzyszy naszym potrzebom, emocjom i pragnieniom, w przeciwieństwie do obcego, materialistycznego świata zewnętrznego. Domagamy się wskazówek i przewodnictwa! Niezdolność nauki do udzielenia jakiejkolwiek odpowie­dzi na pytanie o sens życia doprowadziła ostatnimi czasy do frontalnych ata­ków na samą naukę. Jak niedawno stwierdził dziennikarz, syn fizyka Bryan Appleyard: nauka to nie neutralny i niewinny artykuł pierwszej potrzeby, który przez ludzi pragnących uczestniczyć w dobrobycie materialnym Zachodu może być wykorzystywany jedynie dla wygody... Jest ona niszcząca duchowo, wypalając do cna pradawne autorytety i tradycje. Nie jest w stanie współist­nieć doprawdy z niczym... Niszczy ona wszelkie konkurencyjne myśli, rodzi się pytanie: jaki sposób na życie oferuje ludziom w zamian? Co mówi o nas samych i o życiu, jakie powinniśmy prowadzić?

Nie wydaje się, aby można było oczekiwać odpowiedzi na tak postawio­ne pytania. Stajemy w ekstremalnej sytuacji: albo akceptujemy naukę, lecz wtedy musimy pogodzić się z jej ograniczeniami i z tym, że nigdy nie udzieli nam ostatecznej odpowiedzi, która pomogłaby pojąć, dlaczego taki wszech­świat i dlaczego takie nasze w nim miejsce, albo też możemy przystać na propozycję oferowaną nam przez jedną z wielu religii świata. W pierwszym przypadku żąda się od nas, abyśmy nauczyli się żyć w czymś, co jest w zasadzie światem mechanicznym. Nasz przytulny świat wewnętrzny jest po pro­stu zjawiskiem wtórnym, jako następstwo powstałe w wyniku złożoności na­szych mózgów. Żaden kaganek wiedzy nie oświetla zagadnień związanych z emocjami - miłością, nienawiścią, strachem czy gniewem. Świat staje się zimnym, nieludzkim miejscem. Ponadto nauka nigdy nie jest w stanie odpo­wiedzieć na pytania typu dlaczego, a jedynie na pytanie jak. Nigdy nie odkry­je powodu i przyczyny, dla których istniejemy; zawsze będziemy skazani na lepsze czy gorsze domysły. W drugim przypadku, ścieżki wiary odkrywają natychmiast wszystko, chociaż jeżeli zagłębimy się silniej w pytania jak, za­pewne również nie doczekamy się odpowiedzi. Jeżeli wymaga się zbyt wiele jasności, tworzy się jakby zasłona zarzucana na ołtarz zrozumienia obiecy­wanego przez każdą religię.

Każda próba posunięcia się choćby o krok do przodu ma swoje wady. Obydwie wydają się prowadzić do uszczuplenia informacji. Sądzę, że wszy­scy musimy pogodzić się z prawdą, iż religia zarzuca najgrubszą zasłonę na najgłębsze i najbardziej zasadnicze zrozumienie życia. Nauka jednak ma również swoje ograniczenia. Poza dostarczaniem coraz bardziej komfortowych warunków życia, co udowadnia na co dzień, wydaje się, że nie jest zdolna do udzielenia żadnych rozsądnych odpowiedzi w takich choćby dziedzinach, jak moralność czy estetyka. Na pytania o wszechświat nie odpowiedzą ani po­szturchiwanie Appleyarda, ani wcześniej cytowane opinie Medawara. Widać stąd, że musimy powstrzymać się całkowicie od zaciągania z powrotem ja­kichkolwiek zasłon na ołtarz zrozumienia. W jaki sposób możemy dokonać postępu stojąc przed tak deprymującymi wnioskami? Ostatnie radykalne osią­gnięcia wydają się wskazywać, że sytuacja nie musi być tak tragiczna, jak ją przed chwilą opisałem.

 

Teorie wszystkiego

 

Niedawno pojawiły się twierdzenia głoszone przez niektórych naukow­ców, że nauki podstawowe wydają się zmierzać do nieubłaganego koń­ca i że teoria wszystkiego, lub inaczej TW, znajduje się w zasięgu ręki. Na przykład Stephen Hawking na publicznym odczycie wygłoszonym w 1988 roku w Jerozolimie, stwierdził: Wygląda na to, że istnieją rozsądne nadzieje na po­wstanie jeszcze przed końcem tego stulecia kompletnej teorii opisującej wszech­świat. Inni naukowcy składali podobne deklaracje, twierdząc, że taką teorię można już obecnie naszkicować. Niezwykłe postępy osiągnięte w ostatnich latach przy próbach zunifikowania (połączenia i uproszczenia) większości sił występujących w naturze (obejmujące elektromagnetyzm, radioaktywność, gra­witację i silne oddziaływania jądrowe odpowiedzialne za utrzymanie neutro­nów i protonów wewnątrz jądra atomu) dają pewne podstawy do tak daleko posuniętego optymizmu. Świętym Graalem wielkiej teorii unifikacji wszyst­kich sił natury powinna być, zgodnie ze zdaniem jej zwolenników, teoria osta­teczna. Nic miałaby się już narodzić żadna lepsza teoria pod względem finezji, precyzji, wielkości i piękna.

Teoria wszystkiego miałaby, zgodnie z głoszonymi opiniami, zawierać w sobie odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, jakie ktokolwiek mógłby zadać na temat wszechświata. Miałaby nawet odpowiadać na wszystkie nie­prawdopodobne pytania, których nikt jeszcze nie zadał. Tak zasadnicze i pod­stawowe kwestie: w jaki sposób zaczął się wszechświat, czym się zakończy, jaka jest jego natura, istota rozumu i tym podobne mają znaleźć swoje odpo­wiedzi w teorii kończącej (lub lepiej wieńczącej) wszystkie teorie. Stwierdzo­no nawet, że po jej odkryciu sama idea Boga będzie już bezużyteczna. Chociaż szczegółowe odpowiedzi na wszystkie tego rodzaju pytania mają być dostępne nie od razu, ich podstawowe zarysy (takie jak natura zunifikowanych oddziały­wań i prawdziwie elementarne cząstki) mają być uzyskane prawie automatycz­nie. Wtedy nauka zdobędzie upragniony przez wieki klucz; według optymi­stów, nasze wcześniejsze zastrzeżenia o jej ograniczoności staną się iluzją. Praw­dziwy powód egzystencji człowieka stanie się oczywisty. Wszyscy staniemy się ateistami i wszelkie religie zanikną. Klasztory i kościoły same się rozwiążą. Jedynym fundamentalizmem pozostanie w końcu nauka. Nowy wspaniały świat - wizja Aldousa Huxleya przybliży się o parę kroków. Zniknie przeważająca obecnie opinia o wolnej woli. Wszystkie przestępstwa będą traktowane jako zaburzenie funkcjonowania mózgu, a więc przestępcy nie będą dłużej zamyka­ni w odosobnieniu (po to zresztą tylko, by po uwolnieniu kontynuować gwałty, grabieże i morderstwa), lecz hospitalizowani i leczeni. Terapia zachowawcza oraz chirurgia mózgu zastąpią więzienia. Rozkwitną doktryny hedonizmu. Twierdzi się poza tym, że w wyniku takiego wzrostu wiedzy naukowej nastąpi wiele, wiele innych znaczących zmian w całych społeczeństwach.

No właśnie, czyżby wszechświat miał być tak prosty? Racjonaliści chcie­liby, żeby tak było, a już szczególnie naukowcy formułujący nową falę na­ukowego fundamentalizmu. Pragną, by wszechświat dał się zredukować do pojedynczej wszechogarniającej teorii. Chcieliby gapić się z zachwytem w równanie, które udoskonaliłoby równanie Einsteina E = mc2 do postaci TW = ... (przy czym „coś" tu ma być wstawione). Rozwikłanie wszystkich następstw wynikających z równania TW może zająć stulecia, tak jak to już jest widoczne w przypadku ostatniego kandydata na TW, jakim jest teoria superstrun, których konsekwencji fizycznych nawet nie potrafimy jeszcze przewidzieć. Poza tym TW dostarczy tak zupełnej pewności i takiej prawdy absolutnej, że nie pozostanie już miejsca dla tych nie przygotowanych, któ­rzy zechcą ją kwestionować poprzez odwołanie do jakiejś konkretnej religii. Amerykański komik Milton Beurle powiedział: Wszechświat mnie przeraża jest o tyle większy ode mnie. Czy czasem twierdzenia o wyjątkowości TW nie przekroczyły granic rozsądku?

Być może optymizm naukowców oparty na nadziejach wynikających z TW nie jest nieuzasadniony. Pomijając już kategoryczność niektórych stwier­dzeń w odniesieniu do TW, to faktycznie - być może, że zaledwie po czte­rech stuleciach droga, po której podążała nauka, dobiega kresu. I to z uwzględnieniem faktu, że życie na Ziemi trwa już głupie trzy miliardy lat i nic nie wskazuje (pomijając nieprzewidywalne katastrofy), aby miało ulec zagła­dzie przed upływem równie długiego czasu. Jaką nową filozofię życia musiałaby wymyślić ludzkość, po rozwiązaniu wszelkich tajemnic egzystencji, mając przed sobą tak długą perspektywę? Czy zaniknie podstawowa wiedza, tak jak zwyczaj nauczania łaciny w szkołach, jako że wykształcenie stanie się kom­pletnie bezużyteczne?

Ostatnie jednakże uwagi, czynione zarówno przez samych naukowców, jak i dziennikarzy zajmujących się nauką, wydają się wskazywać, że straci­li oni częściowo swój pierwotny entuzjazm w odniesieniu do TW. Argu­mentują, że elegancka matematyczna postać niewyraźnie rysującej się jesz­cze TW jest na razie jedynie dowodem inteligencji badaczy. Mówi się o TW jako o części Woli Boga. Wygląda na to, że grupa ta pomimo wszystko poszukuje Boga i choć różni się w ocenie Jego doniosłej roli oraz stopniem chęci ucieczki w sferę wiary, jednak czyni to - wydaje się - nie zdając sobie z tego w pełni sprawy. Jeżeli takie wahania występują w tych dwóch ekstremalnych podejściach, naukowym i religijnym, to cóż dopiero ma po­cząć zwykły śmiertelnik, nie będący ekspertem w żadnej z tych dziedzin? Spektrum stanowisk obejmuje również takich, którzy akceptują TW i kry­jącego się poza nią Boga, co jest zrozumiałe uwzględniając fakt, że obecnie wielu ludzi jest wierzących.

Poruszane tu kwestie były roztrząsane przez ponad dwa tysiąclecia w tysią­cach książek, roszczących pretensje do jedynie prawdziwych opowieści. Już po­nad dwa i pół tysiąca lat temu greccy filozofowie twierdzili z całą pewnością, że stworzyli teorię wszystkiego. Na przykład, Tales głosił, że wszystko jest zbudo­wane z wody. Wynika stąd, że na wszystkich koszulkach zamiast przeróżnych sloganów winien być wydrukowany wzór H2O.

Przełomowym faktem, który zmienił całą sytuację, stał się zdumiewający postęp w nauce w ciągu ostatniego stulecia. Nasze społeczeństwo w pełni wykorzystuje zdobycze nowoczesnej nauki, poczynając nawet od zapisania każdego słowa w mojej książce za pomocą edytora tekstów i składu kompu­terowego. Osiągnięcia te są jeszcze spotęgowane fantastycznym postępem w odkrywaniu tajemnic natury. Dostrzeżono piękną symetrię w większości czą­stek elementarnych, a potężne i eleganckie narzędzia matematyczne powią­zały i rozwinęły te osiągnięcia.

W tej chwili świat fizyczny wydaje się zbudowany prawie wyłącznie według potężnych reguł matematyki. Co więcej, struktura matematyczna ja­kiejś zasadniczej teorii staje się w coraz większym stopniu świadectwem jej spójności i siły.

Postęp taki był możliwy jedynie w wyniku ścisłego przestrzegania meto­dyki naukowej. Nauka stykając się z faktami przyjmuje o nich pewne założe­nia, przypuszczenia i teorie, z których dedukuje przyszłe zjawiska oraz, co może najważniejsze, dokładnie je sprawdza i testuje, aż do momentu, w którym teoria wydaje się dobrze potwierdzona, albo dochodzi do przekonania, ze należy ją odrzucić. W tym ostatnim przypadku należy zacząć od punktu wyjścia i próbować zbudować nową teorię wstępną w nadziei, że okaże się lepsza. Procedura testowania teorii zmierzająca do jej odrzucenia (uznania jej za fałszywą) jest przedmiotem dyskusji pomiędzy naukowcami. Prowadzi to do zobiektywizowanej weryfikacji teorii potwierdzającej jej powszechną praw­dziwość, przy uwzględnieniu zjawisk jeszcze nie odkrytych, w czym uczest­niczy całe środowisko naukowców.

Czasem słyszy się opinię, że zbiór idei naukowych różni się w sposób zasadniczy od wszystkich idei, jakie ludzkość stworzyła dotąd w celu opisa­nia rzeczywistości. Na przykład, wzmiankowana wcześniej teoria Talesa, że wszystko jest zbudowane z wody, była w jego czasach przedmiotem dyskusji i sporów. To samo spotykało inne propozycje, by wspomnieć choćby o zie­mi, powietrzu, ogniu i wodzie. Rzeczywistość według jednych filozofów mia­łaby mieć w zasadzie naturę psychiczną (spirytualną), według innych całko­wicie fizyczną (materialną), a mieszaną według jeszcze innych. Obiektywny postęp nauki, konfrontowany nieustannie z rzeczywistością, którą nauka sta­ra się opisać i wyjaśnić, doprowadził w ciągu kilku ostatnich stuleci do obra­zu świata fizycznego, rządzonego kilkoma podstawowymi równaniami mate­matycznymi, opisującymi teorię wszystkiego i wyróżniającymi się pięknem i elegancją. Wydaje się, że właśnie teraz ma miejsce rzeczywisty postęp; twier­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin