28 sredniowieczne tortury.doc

(63 KB) Pobierz
SREDNIOWIECZNE TORTURY

SREDNIOWIECZNE TORTURY

 

Próby (Ordalia - Iudicia Dei)

W zasadzie nie miały charakteru tortur, choć niektóre ich elementy mogły powodować ból i cierpienie, co m.in. uzasadnia ich omówienie przy okazji zajmowania się torturami. Ordalia stanowiły rozwiązanie problemów związanych z udowodnieniem oskarżonemu popełnienia przestępstwa (choć były stosowane również w sprawach cywilnych). Znane już ludom pierwotnym, sięgające korzeniami czasów pogańskich, zostały zaakceptowane i utrwalone w okresie chrześcijaństwa. W sposób pośredni umacniały pozycję kościoła. Formalnie, od 1215 r. na mocy decyzji soboru — ordalia zostały zakazane. Już wtedy zapewne, przynajmniej wśród części społeczeństwa, zdawano sobie sprawę, że ich wynik zależy od przypadku, a uzyskanie pomyślnego (wyniku) dla oskarżonego mogło być właściwie tylko wynikiem oszustwa (przekupstwa). Mimo to sprawowano je nadal, z udziałem duchownych oczywiście (święcenie mieczy, wody; odprawianie mszy, modłów i egzorcyzmów). Ta zupełnie nieracjonalna metoda dowodowa, opierająca się w dużej mierze na zabobonie i ciemnocie, musiała być jednak na swój sposób skuteczna, skoro ordalia przetrwały aż do XV w. (w Polsce zanikają w XIV w.). Uzasadnieniem sądów bożych było przekonanie, że Bóg nie dopuści do skrzywdzenia osoby niewinnej, winną prędzej czy później musiała dotknąć „boska sprawiedliwość".

Ten środek dowodowy mógł mieć charakter jedno lub dwustronny. Do najczęściej stosowanych należały: pojedynek (np. na miecze), losowanie, próba krzyża, ognia lub wody (zimnej lub gorącej), rozpalonego żelaza, poświęconego kęsa, komunii. Tylko pojedynek i próba krzyża miały charakter dwustronny. Poszczególne próby mogły się różnić co do zasad przeprowadzania i sposobu oceny ich wyników w zależności od miejsca i czasu, w którym były przeprowadzane. Znaczną odmiennością od sądów bożych przeprowadzanych na kontynencie wyróżniały się ordalia angielskie. Oskarżony powinien być poświęcony przez kapłana, pościć przez trzy dni, w czasie sądu odmawiano specjalne modlitwy. Niektóre osoby (szlachta, duchowni) mogły wyręczać się zastępcą (tzw. mistrzem), który zamiast oskarżonego poddawany był próbie lub brał udział w pojedynku. Wynik próby miał charakter ostateczny i niepodważalny, nie podlegał zaskarżeniu czy też powtórzeniu. Sądy boże były środkiem dowodowym, elementem postępowania sądowego (kanonicznego oraz opartego na prawie niemieckim — Gottesurteile ordalia), ale były też widowiskiem, które cieszyło się znaczną popularnością i przyciągało tłumy spragnione rozrywki.

Próba gorącej wody (iudicium aquae ferventis) — oskarżony musiał włożyć dłoń (po nadgarstki, a przy poważniejszych sprawach po łokcie) do naczynia (najczęściej kotła) z gorącą wodą i wyjąć przedmiot (najczęściej kamień zawiązany na sznurku) leżący na jego dnie. Poparzona dłoń (sposób gojenia się ran — rękę bandażowano i pieczętowano, stan ręki sprawdzano po trzech dniach) była dowodem winy lub niewinności. Do wyjątków należy zaliczyć stosowanie wrzącego oleju zamiast wody.

Próba rozpalonego żelaza (iudicum ferri igniti) — oskarżony musiał zrobić kilka (najczęściej dziewięć; od 3 do 5 m) kroków niosąc w dłoni kawałek rozpalonego do czerwoności żelaza (o ustalonym ciężarze — od 0.5 do 1.5 kg; ciężar zależał od „wagi" czynu, o który oskarżano). Inna wersja tej próby polegała na stąpaniu bosymi stopami po rozpalonych węglach (pługach, lemieszach). Brak poparzeń (sposób gojenia się ran — rany otwarte lub zabliźnione) był dowodem niewinności.

Próba ogniowa — stosowana w procesach o czary, przewidziana w podręczniku „Młot na czarownice", polegała na obowiązku przejścia przez podejrzaną pomiędzy dwoma płonącymi stosami drewna. Stosowana rzadko wobec poglądu, że ogień jest żywiołem szatana, może on więc uchronić swe wyznawczynie przed ogniem. Jej odmiana sprowadzała się do opisanej wyżej próby rozpalonego żelaza.

Próba zimnej wody (examen aquae frigidae) — oskarżonego (ze związanymi kończynami) wrzucano do wody. Jeżeli tonął — był uznawany za niewinnego, gdyż woda jako żywioł czysty nie mogła przyjąć zbrodniarza. Oskarżony trzymany był na linie (sznur mógł być obwiązany np. wokół pasa), musiał się zanurzyć na określoną głębokość, która była wyznaczana przez węzeł zawiązany na linie. Suchy węzeł był więc dowodem winy. Próba ta nazywana niekiedy pławieniem, stosowana zwłaszcza wobec kobiet posądzanych o czary, kończyła się prawie zawsze dla niewiast tragicznie. Obszerne spódnice (suknie) utrzymywały ciało na wodzie niczym koło ratunkowe. Pławienia, jako odmiana próby wody stosowane były w czasach tzw. trybunałów inkwizycyjnych (inquisitiones haereticae pravitatis). Trybunały te powstały w XIII w., współdziałały z władzami świeckimi tropiąc i karząc wszelkie wiarołomstwo. W szczególności dotyczy to tzw. „Świętej Inkwizycji" — sądownictwa specjalnego do spraw czystości wiary, powołanego w Hiszpanii w czasach panowania Ferdynanda i Izabeli. Inkwizytorów mianował król, papież zatwierdzał powołanych. Inkwizytorzy korzystali szeroko z dziełka znanego pod tytułem „Młot na czarownice", autorstwa H. Kramera i J. Sprengera. Zgodnie z tym „podręcznikiem" podejrzaną o czary wiązano w ten sposób, że prawy kciuk przywiązywano do lewej stopy (wiązanie w tzw. kozła polegało na związaniu lewej ręki z prawą nogą i prawej ręki z lewą nogą), a dopiero potem zanurzano w wodzie. Pozycja ta również utrudniała zanurzenie, nie przeszkadzało to jednak negować skuteczności takiej próby. Mimo tego została zastosowana w Polsce, w 1775 r., w Doruchowie, podczas ostatniego procesu o czary. Jak podaje T. Maciejewski, nawet w XIX w. dochodziło do pławienia. W 1836 r. potraktowano w ten sposób kaszubkę, Krystynę Ceynowę z Chałup, topiąc ją ostatecznie w morzu .

Jedna z odmian tej próby polegała na wrzucaniu podejrzanej osoby w zawiązanym worku do wody, inna (stosowana w procesach o czary) — zwana topnieniem— polegała na umieszczeniu (całkowitym zanurzeniu) podejrzanej w beczce wypełnionej święconą wodą, uprzednio przecedzoną przez płótno. Później ponownie przecedzano wodę w poszukiwaniu śladów na płótnie, mających świadczyć o winie.

Próba wagi — stosowana głównie w procesach o czary. Jeżeli oskarżony był cięższy niżby to wynikało z odpowiednich tabel — był winien. Czarownice miały być ponoć „lekkie jak pierze". Podejrzana o czary musiała się rozebrać (podobnie jak przy próbie szpilkowej, co jest znamienne, gdyż mężczyźni nie byli narażeni na konieczność prezentowania swego nagiego ciała), podlegała dokładnym oględzinom w poszukiwaniu ukrytych ciężarków. Niekiedy zamiast odważników, na drugiej szali umieszczano biblię. Tylko wtedy gdy waga pozostawała w równowadze, poddawany próbie mógł być oczyszczony z zarzutów i otrzymywał certyfikat zaświadczający o wyniku próby.

Pojedynek sądowy (iudicium pugnae) — przeprowadzany był na miecze wśród rycerstwa, na kije wśród chłopstwa. Najczęściej był to pojedynek pieszy, bardzo rzadko konny (z lancą). Niekiedy walczono przy użyciu maczug i tarcz. Bardzo rozpowszechniony, stosowany najdłużej. Zabicie przeciwnika w takim pojedynku pozostawało bezkarne. Zwycięzca dowodził swej racji (uzyskiwał tzw. bliższość w dowodzie).

Próba znamienia (znaku, szpilek) — podejrzanego o czary rozbierano, golono i przywiązywano do krzesła. Otwierano drzwi prowadzące do pomieszczenia gdzie się znajdował i oczekiwano na przybycie jakiegoś zwierzęcia (wierzono, że uprawiający czary ma swego opiekuna — diabła — pod postacią zwierzęcą. Gdy pojawiła się mysz, szczur, a nawet owad — był to znak wystarczający. Inkwizytor poddawał wtedy ciało drobiazgowym oględzinom w poszukiwaniu znamienia (pieczęci, stygmatu diabelskiego), mającego zaświadczać o układach z szatanem. Gdy je znalazł — o co nietrudno — nakłuwał szpilką (często nożem o chowającym się ostrzu). Nakłucie nie powinno powodować krwawienia ani bólu. Jak pisze J. Czechowicz „że luboby igła w to miejsce utknęła i aż do kości przeszła, jednak czarownica żadnego bolu nie czuje ani krew nie płynie".

Próba losowania — czysty przypadek, los (fortuna) wskazywał na tego kto ma rację. Ręka boska kierująca losem nie mogła się przecież mylić. Prawo frankońskie przewidywało próbę losowania wtedy, gdy przestępstwo zostało popełnione podczas zbiegowiska, wśród tłumu i istniały trudności ze wskazaniem podejrzanego.

Próba krzyża (iudicium crucis) — obie strony procesu stawały pod krzyżem z uniesionymi do góry rękoma. Kto pierwszy opuścił ręce — przegrywał. Próba ta stosowana była najczęściej w sporach między małżonkami, mogła zastąpić pojedynek, przeznaczona dla osób w podeszłym wieku (chorych) i lękliwych.

Próba marów — oskarżony o zabójstwo, chcąc uwolnić się od podejrzeń powinien trzykrotnie obejść zwłoki na kolanach, całować je za każdym okrążeniem i przysięgać, że jest niewinny. Jeżeli rany zmarłego nie zmieniły się — próba kończyła się pomyślnie dla oskarżonego.

Próba poświęconego kęsa; chleba, sera (iudicium offae, iudicium panis et casei) — obok próby krzyża i komunii należała do najłagodniejszych ordalii. Połknięcie kęsa bez zakrztuszenia było wystarczającym dowodem niewinności.

Próba komunii (examen corporis et sanquinis Dei) — podobna do próby kęsa. Nawet gdyby zbrodniarz przyjął bez zadławienia komunię, powinien był zostać natychmiast ukarany śmiercią przez Boga. Jeżeli nie padł martwy tzn. że był niewinnie oskarżany.

Próba łez — stosowana przy podejrzeniach o czary. Z wymienionych wyżej prób, w procesach czarownic stosowano pięć: szpilkową, ogniową, wagową, wodną i tu omawianą. Wyprzedzały one następujące później tortury — konieczne gdy mimo pozytywnego wyniku próby brak było przyznania się do winy. Próba łez opierała się na przeświadczeniu, że czarownice nie są zdolne do ronienia łez. Inkwizytor zaklinał podejrzaną na łzy Jezusa Chrystusa, by choć jedną łzę uroniła jeśli jest niewinna. Nawet gdy podejrzana, przerażona czy zemdlona zapłakała, można to było przypisać sprawkom szatana. Wtedy należało poddać badaną następnej, innej już próbie.


 

 

 

Średniowiecze - tortury

Już samo uwięzienie (w oczekiwaniu na proces) było torturą. Zatrzymanego wiązano w tzw. kozioł (dłonie przywiązywano sznurem lub łańcuchami do stóp), w pozycji siedzącej lub klęczącej. Pomiędzy ręce i nogi wsuwano drąg, pomagał on w przenoszeniu uwięzionego, a skulone plecy nadawały się doskonale do smagania powrozami. Czasami, dodatkowo, przywiązywano ofiarę do słupka, umieszczano w beczce lub zakuwano w dyby. Stosowano też przykuwanie do krzyża, ścian i innych przedmiotów. Niektóre lochy miały specjalnie przygotowane, niezmiernie ciasne wnęki, w które wciskano człowieka i zamykano za nim drzwi. Do wiązania (krępowania) używano lin (powrozów), skórzanych pasów lub kajdan żelaznych.

Prawo zwyczajowe (w Polsce) zakazywało stosowania tortur wobec dzieci poniżej lat 14, starców którzy ukończyli lat 60, kobiet ciężarnych i ludzi chorych (w tym psychicznie). Gdy jednak choroba psychiczna potraktowana została jako znak opętania, stan taki nie był przeszkodą do torturowania. Również szlacheckie pochodzenie, stan duchowny, zajmowanie wysokiego urzędu lub posiadanie wykształcenia były przeszkodami do stosowania tortur w przypadku większości inkryminowanych czynów. Przeszkody te pozbawione były znaczenia, gdy w grę wchodziły przestępstwa polityczne.

Tortury rozpoczynano w godzinach porannych, torturowany nie otrzymywał wcześniej posiłku. Katownie (sale, izby tortur) miały grube mury i umieszczane były chętnie w podziemiach. Zapobiegało to wydostawaniu się krzyków torturowanych na zewnątrz.

Nie wszystkie stosowane tortury miały swą podstawę prawną. Bartłomiej Groicki tak opisuje nadużycia oprawców w podręczniku z 1630 r. pt. Porządek sądów miejskich: „które złoczyńcom bywają zadawane więcej z wymysłu sędziów niebacznych (chodzi o męki — przyp. moje), a z okrucieństwa katowskiego , niż wedle prawa: jako wodą, octem, laniem wrzącego oleju w gardło, smarowanie siarką, smołą gorącą, słoniną, głodem, pragnieniem wielkim przyłożeniem na pępek myszy, sierszeni, albo jakich innych jadowitych chrobaków, nakrytych bańką, ażeby tak, gdyby wyniśdź nie mogli, ciało cierpiącego dręczyli, jako też złoczyńcę ku ławie przywiążą, nogi jego słoną wodą pomażą, potem kozę przywiodą, która rada sól jada, aby pięty onego złoczyńcy lizała, który ból powiadają być okrutny bez obrażenia cielesnego".

Skutkiem tortur było najczęściej okaleczenie (trwałe lub przemijające), niekiedy śmierć.


Narzędzia tortur

Chociaż można sprawić człowiekowi ból i cierpienie bez stosowania specjalnie dla tego celu przeznaczonych narzędzi, wykorzystując jedynie te, których naturalne przeznaczenie jest zgoła inne, (np. piły, młotki, gwoździe, szpilki, igły, nożyce, szydła, noże, sidła, wnyki, dłuta, cęgi, pilniki, kłódki, skrzynie, liny, drągi, prasy, a nawet sól i pieprz lub instrumenty muzyczne) to — naganna w tym przypadku — ludzka inwencja i wyobraźnia doprowadziła do powstania wielu specjalnie w tym celu skonstruowanych przedmiotów. Część z nich można zaliczyć jedynie do zabytków archeologicznoprawnych, część — niestety — wykorzystywana jest współcześnie. Należy zaznaczyć, że rozróżnienia wymagają (pomimo braku do końca ostrej granicy) narzędzia tortur od narzędzi związanych z wykonywaniem orzeczonych kar.

Tron dziewiczy (konfesjonał, zwany też krzesłem czarownic lub inkwizytorskim) — krzesła te wyposażone były w kolce — drewniane lub metalowe — i uchwyty (zapięcia) służące unieruchomieniu ofiary (rąk, nóg i głowy). Krzesła metalowe mogły być, dla wzmocnienia tortury, dodatkowo podgrzewane (np. za pomocą specjalnego paleniska umieszczonego w konstrukcji krzesła). Wymuszenie w ten sposób przyznania się do popełnienia zarzucanego czynu mogło trwać od kilkunastu minut do kilkunastu dni. Zdarzało się — tak jak w przypadku innych tortur — że zwieńczeniem tortury było nie przyznanie się do winy, ale śmierć ofiary (na skutek usmażenia żywcem lub z doznanych ran). Dla uzyskania pożądanego efektu, ofiary sadzano na takim krześle nago. Kolce wbijały się w ciało, a unieruchomiona ofiara bywała często poddawana dodatkowym torturom - szarpanie kleszczami, przypalanie, chłosta.

Gruszka — specjalnie skonstruowane, bardzo wymyślne, metalowe narzędzie, dzięki któremu — za pomocą mechanizmu sprężynowego lub śrubowego — można było je wkładać w naturalne otwory ciała, a następnie powodować rozwieranie się tego narzędzia (dokręcano uchwyt śrubowy lub zwalniano sprężynę, co powodowało uruchomienie najczęściej trzech elementów). Mechanizm sprężynowy działał na podobnej zasadzie co w automatycznie otwierającym się parasolu. Stosowana doustnie uniemożliwiała ofierze wydobycie głosu, a tym samym „załatwiała problem" jęków i krzyków torturowanej w inny sposób ofiary. Zaopatrzona w ostrza była samoistną torturą kaleczącą (niekiedy rozrywającą) wnętrze ciała. Wkładana do ust mogła być też karą za czyny popełnione poprzez wyrażanie sądów i opinii (np. pomówienie, bluźnierstwo, wystąpienia przeciwko wierze). Istniały też specjalne gruszki doodbytnicze i dopochwowe (zdecydowanie większych rozmiarów). Gruszki dopochwowe stosowano wobec kobiet oskarżanych o stosunki płciowe z szatanem lub osobami, które były jego uczniami. Gruszki doodbytnicze przeznaczone były dla homoseksualistów oraz winnych zbrodni sodomii.

Dyby (w jęz. niemieckim Dieb oznacza złodzieja, co może wskazywać na źródłosłów tej nazwy) — dwa duże kloce drewna, położone jeden na drugim i następnie skręcane śrubą. W każdym klocu wyżłobione były otwory, odpowiednio na głowę i ręce lub nogi. Po odsunięciu górnego kloca ofiara wkładała swe członki w przygotowane wyżłobienia, następnie opuszczano kloc górny i przykręcano śruby. Ponieważ szerokość dłoni, stóp czy też głowy była większa niż wydrążonych otworów, nie sposób się było wyswobodzić z takiego zamknięcia. Dyby zakładano na ręce i głowę, niekiedy tylko na nogi. Gdy przymocowany dyby na pewnej wysokości, przenoszącej wzrost ofiary, a zakuto tylko nogi, zakuty miał nogi u góry, a głowa zwisała swobodnie w dół, co nie było pozycją wygodną.

Beczka — w beczce wycinano otwory na ręce i nogi. Ofiara związana w kozła była w beczce umieszczana i aby zapobiec wciągnięciu członków do środka, między nogi i ręce wsuwano kij drewniany. Ofiara klęczała w tej niewygodnej, przynoszącej cierpienie, pozycji w oczekiwaniu na inne tortury lub na rozpoczęcie procesu (wtedy gdy był to jedynie sposób uwięzienia czy unieruchomienia).

Ława do wyciągania (łoże sprawiedliwości) — była stosowana powszechnie i stanowiła niezbędny element wyposażenia izby (sali) tortur. Torturowany kładziony był na długiej ławie (przypominała ona stół lub pryczę na niezbyt wysokich nogach), jego ręce — wyciągnięte w tył — były przywiązywane (za przeguby) u jednego krańca. Z drugiej strony ławy mocowano na linie nogi (za kostki). W zależności od konstrukcji ławy — występowało bowiem wiele odmian — albo ręce albo nogi były przywiązywane do ruchomego walca, za pomocą którego (najczęściej używając kołowrota) skręcano sznur co wyciągało ciało torturowanego w przeciwnych kierunkach. Pod plecy podkładano tzw. jeża, tj. krążki albo wałki nabite gwoźdźmi, które w czasie wyciągania obracały się pod skazańcem i raniły mu plecy, szarpiąc i wyrywając kawałki ciała. Unieruchomienie i pozycja skazańca sprzyjały dodatkowemu dręczeniu przez przypalanie lub wyrywanie części ciała za pomocą cęgów. Przypalanie mogło polegać na używaniu specjalnych pochodni z rozpaloną smołą lub siarką, świec, topionego łoju, rozpalonych blach albo węgli lub podpalaniu rozlanego uprzednio na ciele spirytusu. Ulubionym miejscem do przypalania były pachy lub boki skazańca. Stosowano też wlewanie gorącego oleju do gardła lub kropienie piersi i pach gorącą siarką.

Żelazna dziewica (zwana też norymberską) — pudło o rozmiarach dopasowanych do ciała ludzkiego, wyposażone w ostre kolce umieszczone na wewnętrznej stronie podwójnych drzwi, które zamykano za skazańcem. Być może żelazne dziewice stanowiły jedynie tzw. płaszcz hańbiący, pozbawiony głowy i kolcy (sztyletów) wmontowanych wewnątrz. Nieżyjący już polski historyk, prof. Witold Maisel, twierdził w swym znakomitym dziele pt. Archeologia prawna Polski, że głowa i sztylety są XIX wiecznym dodatkiem, który miał „budzić dreszcz grozy u zwiedzających". Prof. T. Maciejewski nie podnosi tej wątpliwości, a dorabianie ostrz tłumaczy rekonstrukcją w celu lepszego wyeksponowania zabytku. Wyraża opinię wedle której „Od wewnątrz każda z części posiadała ostre narzędzia w postaci noży lub mieczy. Ich umiejscowienie było wymyślne, gdyż każde z nich raniło, ale nie uszkadzało trwale ważnych organów ludzkich. Dwa z tych ostrzy wbijały się w oczy, inne w biust i korpus, a pozostałe po zamknięciu w plecy. Podłoga maszyny była pusta, ewentualnie posiadała pasy lub dziury, które umożliwiały odpływ krwi lub wody wlewanej przez specjalne szczeliny dla szybszego wykrwawienia się ofiary". Przytoczony opis dotyczy machiny skonstruowanej w Norymbergii. Istniały różne podobne konstrukcje. Były wykonywane nie tylko z blachy, znane zą „dziewice" z kamienia (Drezno), z drewna (Moguncja). Kopia dziewicy norymberskiej znajduje się w Museo Criminale w Rzymie (bez noży w środku). Wątpliwości co do rzeczywistego charakteru „dziewic" — czy służyły jedynie do unieruchomienia podejrzanego, pozbawienia go wolności, czy też były narzędziem tortury, kaleczącym i niosącym śmierć — czekają nadal na wyjaśnienie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin