popioly.pdf

(1543 KB) Pobierz
115457807 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
115457807.001.png 115457807.002.png
STEFAN ¯EROMSKI
POPIO£Y
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
TOM PIERWSZY
3
W górach
Ogary posz³y w las.
Echo ich grania s³ab³o coraz bardziej, a¿ wreszcie utonê³o w milczeniu leœnym. Zdawa³o siê
chwilami, ¿e nik³y dwug³os jeszcze brzmi w boru, nie wiedzieæ gdzie, to jakby od strony
Samsonowskich lasów, od Klonowej, od Bukowej, od Strawczanej, to znowu jakby od Jele-
niowskiej Góry... Gdy powiew wiatru nacicha³, wynurza³a siê cisza bezdenna i nieobjêta na
podobieñstwo b³êkitu nieba spomiêdzy ob³oków i wówczas nie s³ychaæ by³o nic a nic.
Naokó³ sta³y jod³y ze sp³aszczonymi szczytami jakoby wie¿e strzeliste, nie wyprowadzone do
samego krzy¿a. Ich pnie sinawe jaœnia³y w mroku. Mchy stare zwisa³y z olbrzymich ga³êzi.
Wrós³szy miêdzy g³azy, w niezmiern¹ ³awicê skalisk a¿ do gruntowej posady serdecznym ko-
rzeniem, wszczepiaj¹c pazury pobocznych skrêtów w ka¿dy zuchelek ziemi i wysysaj¹c ka¿d¹
kroplê wilgoci, wielkie jedle chwia³y królewskie swe szczyty w przeci¹gu niejednego ju¿ wie-
ku pomiêdzy mg³ami £ysicy. Tu i owdzie sta³a samotnica, której ga³êzie usch³y i stercza³y jak
szczeble obciête toporem. Sam tylko jej wierzcho³ek jasnozielony, z szyszkami w górê wznie-
sionymi, niby gniazdo bocianie, buja³ nad przestworem: Ga³êzie œwierków, na których le¿a³a
ciê¿ka poœciel œniegowa, zwieszone ku ziemi powygina³y siê w pa³¹k. Te wyci¹gniête zewsz¹d,
z bliska i z daleka, kosmate ³apy w bia³ych oponach, wy³o¿one jak gdyby per³ow¹ macic¹, zda-
wa³y siê czaiæ i czyhaæ. Radosna zielonoœæ najm³odszych, koñcowych igie³ jaœnia³a niby wysu-
niête pazury. Co chwila, ulegaj¹c w³asnemu ciê¿arowi, czu³e na ka¿de westchnienie wiatru,
sypa³y siê puchy œniegowych owa³ów i ginê³y w podœcielisku na ziemi tak bez œladu jak krople
deszczu w toni jeziora. Ze szczytów zlatywa³ py³ek ledwie dostrzegalny, tak lekki, ¿e sta³ d³ugo
w powietrzu migoc¹c swymi kryszta³y, nim sp³yn¹³ ku ziemi.
Oko³o po³udnia ³agodna odwil¿ poczê³a rozgrzewaæ œniegi. Wskroœ bladoniebieskiego przestwo-
ru p³ynê³y bia³e ob³oki, przenikniête od blasku s³oñca. Na najwy¿szych, krzy¿owych sp³awach
œwierków stopnia³y lód zamienia³ siê na olbrzymie krople, które w ciemnej zieleni igie³ œwieci-
³y jak wielkie diamenty. Tam i sam d³ugi sopel, zwisaj¹c ze zdrewnia³ego mchu, z kory popêka-
nej i chropawej, miota³ snopy zimnych iskier. Ni¿ej, pod œniadym cieniem ga³êzi by³ dawniej-
szy, ranny ch³ód. Niektóre m³ode rsioki, w sobie czerwonobrunatne, a ¿ó³tawe u szczytu, zgiête
pod nadmiernym ciê¿arem œniegu, trzyma³y wysokie g³owy u samej ziemi nie mog¹c oderwaæ
od niej przymarz³ych ga³êzi. Gdzie indziej stercza³y wykroty pniów wysiepanych z ziemi przez
srogie œwiêtokrzyskie wichry, tworz¹c pod zaspami strachem zion¹ce pieczary.
Rafa³, plecami oparty o pieñ grubego buka, sta³ bez ruchu i nas³uchiwa³.
Nad sob¹ i przed oczyma mia³ têgie, powykrêcane, obmarz³e ga³êzie o barwie ³uski okonia.
Cienkie, stalowe rózgi by³y nieruchome, a wielki œniat, ze skrêtami i k³êbami jak wyprê¿one
miêœnie cz³owieka, zda³ siê byæ duchem mrozu. Olbrzymi buk sta³ samotny, twardy i zimny,
jakby nie nale¿a³ do drzew. Król na £ysicy! Nie dr¿¹ przed wiatrem jego ga³êzie, pieñ siê nie
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin