Próby wprowadzenia cenzury prewencyjnej w Internecie – wywiad z Elżbietą Kruk.pdf

(73 KB) Pobierz
Próby wprowadzenia cenzury prewencyjnej w Internecie – wywiad z Elżbietą Kruk
Próby wprowadzenia cenzury prewencyjnej w Internecie –
wywiad z Elżbietą Kruk
Aktualizacja: 2011-03-16 9:41 am
Rządowy projekt nowelizacji ustawy medialnej próbował wprowadzić cenzurę prewencyjną w
Internecie. Pozwalał KRRiTV z niejasnych powodów odmówić wpisu każdego nadawcy do
obowiązkowego rejestru – mówi Elżbieta Kruk, b. szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji,
posłanka PiS, w rozmowie z Rafałem Kotomskim
- Przyznam, że w nowelizacji, która błyskawicznie przeszła przez Sejm, najbardziej zaniepokoił
mnie zapis o możliwości odmowy zarejestrowania jakiegoś nadawcy internetowego przez
KRRiTV. Przy takim upolitycznieniu rady wygląda to na cenzurę w czystej postaci.
– To prawda, był taki zapis w rządowym projekcie. Ale na szczęście przeszły moje poprawki znoszące
możliwość odmowy rejestracji i zostały przegłosowane. Taką możliwość wykreśliliśmy z ustawy.
- Politycy PO i przedstawiciele rządu mówią o porządkowaniu Internetu. Czy nie chodzi jednak
czasem o podporządkowanie i kontrolowanie tej przestrzeni medialnej?
– Też mam takie obawy. Trudność polega na tym, iż rzeczywiście mieliśmy obowiązek dostosowania
ustawy do unijnej dyrektywy audiowizualnej. Szczerze przyznam, że nie do końca rozumiem intencje tej
dyrektywy. Szczególnie iż regulacje nie dotyczą funkcjonujących podmiotów internetowych spoza Unii
Europejskiej, np. serwisu youtube. Cała dyrektywa może wywoływać podejrzenia lobbingu tradycyjnych
nadawców telewizyjnych na Komisję Europejską. Każdy obserwator z przykrością stwierdza, że Komisja
daje się lobbować silnym podmiotom.
- Właśnie, i już wielu ekspertów przepowiada, że nadawcy w sieci przeniosą się poza Unię. Czyli
dyrektywa nie sprzyja w tym sensie rodzimemu biznesowi?
– Stwarza zupełnie inne warunki podmiotom ze Stanów Zjednoczonych albo Rosji. Podmioty polskie czy
unijne są rzeczywiście w o wiele trudniejszej sytuacji. Dlatego pracując nad nowelizacją, naprawdę
odczuwaliśmy dyskomfort. Z jednej strony czuliśmy się zmuszeni ją przyjąć, z drugiej, mieliśmy
mieszane uczucia. Pamiętajmy też, że Komisja Europejska mogłaby wszcząć postępowanie, a kary
finansowe za niedostosowanie naszego prawa mogłyby okazać się dotkliwe. Niestety, podjęliśmy
pewne zobowiązania wobec Unii i musimy je wypełniać. Mam też świadomość, że trudno jest w ogóle
regulować usługi internetowe i wiele zapisów w ustawie będzie miało po prostu charakter fikcyjny.
- Liberałom jakby marzyła się kontrola, prewencja, koncesjonowanie…
– Nie wyobrażam sobie, na jakiej podstawie KRRiTV miałaby odmówić wpisu do rejestru dostawców
internetowych. Kontrolowałaby dotychczasową działalność w sieci? To byłoby rzeczywiście
wprowadzenie niemal systemu koncesyjnego. Skoro jest odmowa, to znaczy, że jest koncesjonowanie.
A to już niewątpliwie mogłoby przybrać formę cenzury prewencyjnej. Byłam bardzo zdziwiona, że tego
typu zapisy znalazły się w projekcie rządowym. Mimo że minister kultury zapewniał o braku woli
wprowadzania daleko idących regulacji. Poza tymi, których wymaga unijna dyrektywa. Pracując nad
ustawą w Sejmie, staraliśmy się, by nowelizacja właśnie tylko do tych wymaganych przez Unię regulacji
się ograniczyła. Teraz zobaczymy, czy jakieś poprawki wprowadzi Senat.
- Internet to najważniejsza dzisiaj przestrzeń wolności publicznej debaty. Oczywiście, z
wszystkimi dobrymi i złymi jej stronami. Ale w dobie upolitycznienia mediów publicznych w
naszym kraju i ich jednostronnego przekazu wyraźnie dostrzegam pokusę ze strony Platformy,
by dobrać się również do sieci.
1
– Najpierw była mowa, że wpisy mają tylko uporządkować rynek i działać na korzyść odbiorców. Potem
okazało się, że jest opłata za rejestrację, a jeszcze możliwość odmowy przez KRRiTV. Na szczęście
okazało się, że „cud się stał w komisji kultury” i udało się odejść od tych restrykcyjnych zapisów. Zatem
zakusy, o których pan mówi, niewątpliwie się pojawiły.
- Poprawka dostosowująca do unijnej dyrektywy powinna zostać przyjęta do końca 2009 r. Może
to nie przypadek, że rząd ponaglał ze swoim projektem właśnie teraz, gdy w sieci pojawiło się
wiele serwisów krytycznych wobec Tuska i Komorowskiego?
– Też mam takie podejrzenie. Oczywiście, byliśmy spóźnieni, ale skoro projekt był w parlamencie, to
postępowanie Komisji Europejskiej nam raczej nie groziło. Pewnie ze strony rządu była druga myśl,
żeby pośpiech uniemożliwił nam zbytnie kombinowanie z nowelizacją i pozwolił przyjąć szkodliwe
zapisy. To mi się nie podoba. Do tej nowelizacji trzeba będzie i tak wrócić.
Cały wywiad ukazał sie w najnowszym wydaniu Gazety Polskiej
2
Zgłoś jeśli naruszono regulamin