Brockway Connie - Niebezpieczny kochanek 03 - Zakochany mściciel.rtf

(596 KB) Pobierz
Connie Brockway

Connie Brockway

 

 

 

Zakochany mściciel

 

Tytuł oryginału The Ravishing One

 


Prolog

 

Niektórzy uważali, że lady Fia Merrick urodziła się zła, inni, że po prostu tak ją wychowano. Bez względu na przyczynę zgadzano się powszechnie, że musiała ostatecznie stać się zła.

Zacznijmy od tego, że jej osławiony ojciec, Ronald Merrick, hrabia Carr, zabił jej matkę, a swoją żonę. Dziewczynka, rzecz jasna, nie wiedziała o niczym, poza tym, że dwóch braci i kochająca matka pewnego dnia zniknęli.

Nikt jej niczego nie wyjaśnił. Przez wiele dni niańka przychodziła wystraszona, milcząca, a potem pewnego dnia ucałowawszy dziecko przelotnie i ze łzami w oczach, także znikła.

Tak, zjawiali się różni ludzie. Podawano jej posiłki, pomagano ubierać się i rozbierać, co dzień przychodził ktoś, by się nią zajmować. To zadanie przypadało najczęściej pannom „do wszystkiego”, starszym od Fii zaledwie o dziesięć lat. Zmęczone i przerażone dziewczyny zostawiały ją w tym zakątku zamku, gdzie akurat pracowały, i nakazywały, żeby się nie ruszała i nie odzywała, dopóki są zajęte.

W ten sposób Fia, z natury spokojna i wstrzemięźliwa, stała się taka w trójnasób. Poruszała się cicho i obserwowała wszystko w milczeniu, jak czarnowłosy cień podążający za służącymi. Kiedy ją dostrzegały, czuły zaskoczenie i niepokój. Milczenie córki Piekielnego Hrabiego służące uważały za rzecz dziwną; nie zdawały sobie sprawy, że same ją do tego zmusiły niewypowiedzianymi groźbami. A Fia najbardziej lękała się tego, że pewnego dnia obudzi się i nikogo przy niej nie będzie. Służba zanadto bała się jej ojca – a potem jej samej – żeby się z nią zaprzyjaźnić, goście w zamku nie interesowali się małym, podobnym do lalki stworzeniem, a braciom nie pozwalano jej widywać.

Inne dzieci poznawały litery i liczby, i uczyły się od guwernerów, rodzeństwa, rodziców i przyjaciół zachowania wymaganego od nich z racji urodzenia. Fia nie miała nikogo. Nie wiedziała nic poza tym, co sama dostrzegła. W wieku sześciu lat nauczyła się czerpać wiedzę tam, gdzie akurat była dostępna. Zamiast w klasie z książkami i kajetami kształciła się w zamku-spelunce, zwanym Rumieńcem Ladacznicy.

W dawnych czasach była to niezdobyta forteca na wyspie, własność dumnego i nieustraszonego szkockiego rodu – McClairenów Przez trzy wieki zamek nosił miano Rumieńca Dziewicy.

Pewnego roku, we wczesnych latach panowania Jerzego II, gromada wierzycieli wypłoszyła z Anglii Ronalda Merricka. Trafił on do Rumieńca Dziewicy jako gość lana McClairena, człowieka równie uczciwego i szlachetnego, jak Merrick był zepsuty i samolubny.

Ronald Merrick, choć pozbawiony majątku, miał jednak czar i wdzięk, które pozwalały mu ukryć prawdziwą naturę przed gospodarzami. Niezwykle przystojny i bywały w świecie, bez trudu podbił serca szkockich dam mieszkających wówczas w zamku, najważniejszą zaś z nich była Janet McClairen, ulubiona kuzynka lana.

Widząc, że to kąsek nie do pogardzenia, Ronald poślubił dziewczynę. Przez następne lata żył z dobrodusznej szczodrości szkockich gospodarzy, korzystał z ich gościnności, zdobywał zaufanie oraz, ku ich późniejszemu, głębokiemu żalowi, poznał ich sekrety – w tym oddanie jakobickiej dynastii.

Kiedy jakobitów rozgromiono pod Culloden, Ronald złożył zeznania przeciwko rodzinie żony, osiągając w ten sposób dwa cele: po pierwsze stracono mężczyzn z rodu McClairenów; po drugie, wdzięczny monarcha podarował mu na własność Rumieniec Dziewicy wraz z wyspą, na której stał zamek.

Przez całe lata Janet nie chciała uwierzyć w to, o czym wiedziała w głębi serca – że jej mąż zdradził jej ród i że ich krwią opłacił przekształcenie Rumieńca Dziewicy w pyszny pałac, przechrzczony na Rumieniec Ladacznicy.

W końcu Janet nie mogła już ukrywać prawdy przed samą sobą i zarzuciła Carrowi zbrodnię. On zaś, nie czując większych wyrzutów sumienia, niż wtedy, gdy zdradził McClairenów, zrzucił ją ze skały, twierdząc później, że zginęła na skutek nieszczęśliwego wypadku.

Mordowanie przychodziło Carrowi z łatwością, a korzyści, jakie osiągał, stanowiły na tyle poważną przynętę, że jeszcze dwukrotnie poślubił i zabił bogate dziedziczki. Wówczas to niegdyś wdzięczny suweren dowiedział się o owych praktykach i nieoficjalnie skazał go na wygnanie do Szkocji, grożąc śmiercią, gdyby odważył się wrócić do Londynu i obnosić ze swoim zdobytym dzięki zbrodni bogactwem.

Po raz pierwszy Carr poznał smak rozpaczy. To Londyn stanowił powód jego mordów, a triumfalny powrót do stolicy – jedyny cel, do jakiego dążył.

Rozpacz wszakże minęła, zamieniając się w niezłomne postanowienie, które utkwiło w jego duszy jak czarne ziarno. Wróci do Londynu w glorii chwały. Zamienił zamek w gniazdo rozpusty i hazardu i zajął się kolekcjonowaniem długów – zarówno w monecie, jak i w innej postaci, szantażując, wywierając nacisk i z wolna gromadząc dość bogactwa i wpływów, żeby nikt nie ośmielił się przeszkodzić jego planom. Ludzie, których gościł u siebie, byli potężni, bogaci i zepsuci.

To od nich Fia pobierała nauki.

Osiągnęłaby tak wiek dojrzały, nie mając nawet podstawowych umiejętności, gdyby w dniu, gdy zaczęła siódmy rok życia, u drzwi kuchennych nie stanęła zgarbiona kaleka, Szkotka w czarnym welonie przesłaniającym połowę jej twarzy. Szukała pracy, prosząc jedynie o kąt i strawę w zamian za opiekę nad dziećmi Carra. Dzięki temu Carr po raz pierwszy od ostatnich dwóch lat przypomniał sobie o dzieciach.

Niechęć Carra do brzydoty zmagała się przez chwilę z chciwością, w końcu – jak zwykle u niego – ta ostatnia zwyciężyła.

Kobieta o imieniu Gunna została przyjęta. Dla Asha i Raine'a, wyrzutków z piekła rodem, za jakich miał ich okoliczny lud, stara kobieta była rozrywką, którą tolerowali, i obdarzyli niechętnym szacunkiem. Dla Fii brzydka stara kobieta stała się objawieniem.

Gunna nie tylko nauczyła Fii pisania i czytania, ale przekazała jej całą swoją rozległą wiedzę na temat szkockich podań ludowych i ludowej mądrości. Co najważniejsze jednak, Gunna, pogodzona z własnym kalectwem, a także świadoma wszystkich swoich słabości i zalet, nauczyła Fię, żeby była uczciwa wobec siebie, nigdy nie odrzucając prawdy, niezależnie od tego, jak bardzo jest bolesna.

Kalectwo Gunny odstraszało od niej mężczyzn, pozycja społeczna Fii i jej nieziemski spokój wyróżniały ją spośród innych ludzi. Może sprawiła to siła przyciągania się przeciwieństw, może jakieś nienazwane pokrewieństwo dusz, w każdym razie między dziewczyną a starą, pokraczną kobietą zrodziła się głęboka więź.

Na nieszczęście ta sama opatrzność, która zapewniła Fii kochającą opiekunkę, ściągnęła na nią uwagę ojca.

Przypomniawszy sobie o córce, Carr rychło zauważył, jaka jest piękna. Gdyby spełniła się obietnica zawarta w dziecięcej urodzie, pewnego dnia dziewczyna stałaby się obiektem pożądania wielu mężczyzn. Szkoda byłoby nie poświęcić czasu na jej wychowanie, tak żeby uczynić z niej chętną wspólniczkę w przyszłych planach Carra – a te przewidywały znalezienie jej w Londynie potężnego, wpływowego męża. Nie mógł jej ośmieszać, upokarzać czy zastraszać, jak jej braci, bo oni byli tylko szczeniakami, które należy przegnać ze stada, jego stada, ale ona… Carr zabrał się do uwodzenia własnego dziecka.

Fia nie miała żadnych szans.

Choć mądra, nigdy nie nauczyła się znosić samotności. Gunna była nauczycielką, doradczynią i opiekunką. Carr dawał jej coś, czego nigdy nie miała, towarzystwo i pochlebstwa.

Zaczął pytać o Fię, domagać się jej obecności po kolacji, sadzać ją sobie na ramionach przy różnych okazjach – nieustannie przypominając, że jej zachowanie i cnota muszą pozostać bez zarzutu. A Fia, długo ignorowana i odrzucana, chłonęła jego uwagę, jak wyschła ziemia deszcz.

Carr stał się powiernikiem Fii, jej doradcą, mądrym przewodnikiem w sprawach dotyczących ich sfery. Przyjmowała wszystko, co mówił za prawdę, jego słowa traktując jak Pismo Święte. A on kształtował ją na swój wzór i podobieństwo.

Uczył ją, kogo naśladować, a kogo mieć w pogardzie. Słynny uśmiech przejęła od starej francuskiej kurtyzany, płynne ruchy od rosyjskiej baleriny, sztukę dowcipnej rozmowy od węgierskiej księżniczki. Kiedy jednak nie ćwiczyła sztuczek, które zdaniem ojca miały jej się kiedyś przydać, doskonaląc umiejętność uwodzenia, ukrywała się za gładką maską; ten właśnie spokój i skrytość stanowiły jej własną, wyjątkową cechę.

Z jednej strony, poczucie własnej wartości dziewczyny podniosło się dzięki pochlebstwom ojca. Z drugiej, wrodzony dar obserwacji i uczciwość kazały jej traktować jego słowa z powątpiewaniem. W końcu zobaczyła dużo więcej, niż to leżało w zamierzeniach Carra.

Pewnego dnia do Rumieńca Ladacznicy przybył młody człowiek o imieniu Thomas Donne. Powiadano o nim, że jego szkocki ród wyrzekł się go za to, że tchórzliwie odmówił walki po stronie księcia Charliego. Na Fii nie robił wrażenia tchórza. Wydawał jej się wspaniały.

Był nie tylko wysoki i ciemnowłosy, o szarych oczach i gładkim obejściu – w Rumieńcu Ladacznicy na każdym kroku spotykało się przystojnych, bywałych w świecie młodzieńców. Tym, co go wyróżniało, był jego charakter. Tak bardzo różnił się od innych gości, jak, zdaniem Carra, różnił się od nich on sam i Fia.

Tak, grał, pił i flirtował z kobietami, ale instynkt podpowiadał Fii, że to dla niego rzeczy bez znaczenia, że Thomas Donne spędzał tylko w ten sposób czas, dopóki… Dopóki co?

Jego oczy patrzyły równie uważnie, jak oczy Fii, ręce były równie spokojne. Zachowywał się dwornie, bez zarzutu. Co jednak najważniejsze, traktował piętnastoletnią Fię z szacunkiem. Kiedy kierował na nią wzrok, nie mierzył głębokości jej dekoltu ani nie liczył zdobiących ją szlachetnych kamieni, patrzył na nią. Mówił do niej. Były to zwykłe rozmowy bez żadnych dwuznaczności. Pytał ją o to, co lubi, co jej się nie podoba, jakich autorów czytała, co sądzi o tym, czy owym.

Fia zakochała się. Skryte dziecko stało się wrażliwą, nastoletnią dziewczyną. Nikt w zamku – a zwłaszcza Thomas Donne – tego nie zauważył. Wszystkim wydawała się równie obojętna i spokojna, jak przedtem.

Miłość uczyniła ją bezbronną i nieszczęśliwą. Kiedy Donne zjawił się ponownie w Rumieńcu Ladacznicy, zauważyła, że zainteresował się młodą kobietą o imieniu Rhiannon Russell, którą brat Fii, Ash, sprowadził do zamku. Zazdrość zżerała ją do tego stopnia, że kiedy pewnego zimnego, wietrznego dnia Donne towarzyszył Rhiannon do ogrodu, poszła za nimi.

Skuliła się, trzęsąc z nienawiści do samej siebie, po drugiej stronie kamiennego muru, spodziewając się, że usłyszy wyznania miłosne. Zamiast tego usłyszała słowa, które miały zmienić jej życie.

„To nie jest tylko nieprzyjemna rodzina”, powiedział Thomas. „Oni są źli. Carr zabił pierwszą żonę, a potem dwie następne. Nikt o tym głośno nie mówi, zwłaszcza nie ci, których uzależnił od siebie za pomocą hazardu. Kto by się ośmielił? Ale w Londynie wszyscy o tym wiedzą, uznają to za rzecz pewną – włącznie z królem”.

Wiatr uniósł następne słowa.

„…jaki to opiekun, panno Russell! Pozwolił swoim synom gnić w tym piekle, byle tylko nie wydawać cennych pieniędzy na wykup.”

Znowu umknęły jej jakieś słowa, tym razem jednak nie wiedziała, czy zagłuszył je wiatr, czy szum krwi w jej uszach.

„Jego brat zgwałcił zakonnicę! Jest równie zły jak jego ojciec. Oni wszyscy są źli. Fia to nierządnica Carra, którą pielęgnuje, żeby w przyszłości wydać jak najkorzystniej za mąż!”

Podniosła się z trudem i uciekła do zamku, z zamętem w głowie, skupiona tylko na jednej rzeczy. Znaleźć dowód. Właściwie nie był jej wcale potrzebny. Wszystkie jej podejrzenia zostały wypowiedziane na głos. Jego ustami.

W bibliotece Carra, ze skrytki umieszczonej w gzymsie kominka, którą kiedyś ojciec przy niej otwierał, wydobyła gruby pakiet. Nie znalazła tam dowodu na to, że Carr zamordował matkę, ale inne, straszne rzeczy, wystarczające, żeby potwierdzić zarzut Donna, że są przeklętą rodziną.

Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Była córką złego człowieka. W jej żyłach płynęła zła krew. Carr hołubił ją, dbał o nią, żeby sprzedać najzamożniejszemu zalotnikowi. I wciągnął ją do udziału w tych planach.

Od tej chwili zmieniła się z dnia na dzień. Słabsza dziewczyna trwałaby w roli, którą narzucił jej los i urodzenie. Fia jednak nie była słaba. Twarda część jej charakteru wzmocniła się jeszcze bardziej. Kiedy Donne, który zdradził jej brata, Asha, i o mało nie pozbawił go miłości Rhiannon Russell, wyjechał parę dni później, Fia odnotowała to z nowo odkrytym cynizmem, ale bez zaskoczenia.

Zajęła się układaniem planów, ufając własnej mądrości. Nie pokłóciła się otwarcie z Carrem, ale prowokowała go i wykpiwała, kiedy tylko mogła. Być może gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że jej perfidia zrani go w widoczny sposób. Nic takiego się nie stało. Bawiła go tylko. Od początku była tylko narzędziem w jego rękach.

Poprzysięgła sobie, że nigdy już nie wykorzysta jej ani Carr, ani nikt inny.

Zamierzała długo czekać, żeby wprowadzić w życie swoje plany, kiedy jednak jej brat, Raine, wrócił potajemnie do zamku, narażając się na niebezpieczeństwo, stwierdziła, że nie może przyglądać się tylko jego nieszczęściu. W tajemnicy przed Carrem przyjęła zaproszenie brata i jego żony, żeby wyjechać z nimi do Londynu i być ich gościem.

Był to rozpaczliwy krok. Należało się spodziewać, że Carr będzie ją ścigać, jeśli nie osobiście, to poprzez jednego z setki swoich agentów, i ściągnie ją z powrotem. I raz jeszcze wtrąciła się opatrzność. Po ucieczce Fii zamek spłonął, a Carr, usiłując odzyskać listy, które służyły mu do szantażowania ludzi, został ciężko ranny.

Zanim wyzdrowiał, Fia osiągnęła już swój cel. Podbijając szturmem londyńskie towarzystwo, wybrała z gromady swoich wielbicieli bogatego Szkota, starszego od niej o kilkadziesiąt lat wdowca z nizin, nazwiskiem Gregory MacFarlane, i uciekła z nim do Szkocji. MacFarlane był człowiekiem pozbawionym wyobraźni, głupcem, który poślubiając córkę angielskiego hrabiego, osiągnął życiowy cel wejścia bocznymi drzwiami w wyższe sfery angielskiego społeczeństwa.

Fią również kierowały pobudki wyrachowane, jasne i proste. Musiała tylko poczekać do śmierci męża, aby jako wdowa po nim – szkocka wdowa – odziedziczyć majątek. W końcu uzyskałaby niezależność. A w dodatku wyrwała się spod kurateli Carra.

Wszystko ułożyłoby się po myśli Fii, gdyby nie jedna rzecz. Przybywszy do domu MacFarlane'a, Fia odkryła, że Gregory nie powiedział jej o swoich dzieciach.

O dwojgu spadkobierców.

Ale jak zwykle w życiu Fii był to miecz obosieczny. O ile pojawienie się Gunny w jej życiu było niezwykłym wydarzeniem, spotkanie z dziećmi MacFarlane'a otworzyło przed nią nowy świat. Każdego dnia odkrywała coś nowego i zdumiewającego. Po paru dniach coś zaskoczyło ją tak bardzo, że musiała zapytać o to Gregory'ego przy śniadaniu.

– Guwerner uczy dziewczynkę łaciny – oznajmiła.

– Och? A, tak – odparł Gregory obojętnie, jedząc jajko na twardo. – Twierdzi, że mała ma dar do języków.

– Wiedziałeś o tym? – Fakt, że ktoś mógłby płacić za kształcenie dziewczynki, wstrząsnął nią głęboko.

– Tak. To dość zręczne posunięcie z mojej strony. Kształcę oboje dzieciaków, płacąc tyle, co za jedno, co? – Gregory nadal jadł spokojnie śniadanie, jakby nie powiedział niczego dziwnego, co tylko umocniło podejrzenia Fii, że nie miała dotąd pojęcia, co świat, świat poza Rumieńcem Ladacznicy, uważa za… normalne.

– Cora pobiera te same nauki, co jej brat?

– Tak. Poczekaj… historia, geografia, matematyka. Zdaje się, że nauczyciel chce dorzucić odrobinę filozofii. – Gregory wsunął sobie kawałek herbatnika do ust.

– Rozumiem – szepnęła. Ale nie rozumiała. – Dlaczego?

– Dlaczego? – Gregory przerwał, rozsmarowując miękki ser na chlebie. – Dlatego. Ponieważ tak się robi. Kształci się dzieci. Twój ojciec wykształcił ciebie, a mój ojciec mnie. Nie wydaje mi się, aby któremuś z nas wyrządziło to trwałą szkodę, a poza tym mają jakieś zajęcie, ale skoro uważasz, że nie powinni…

– Nie! Nie, oczywiście, masz rację! – zawołała.

Przyszła jej do głowy pewna myśl. Zastanowiła się chwilę. Potem zaś głosem drżącym ze strachu, że jej intryga może wyjść na jaw, a ona sama zostanie napiętnowana jako potwór udający istotę ludzką, powiedziała:

– Sądzę, że moją powinnością jako… ich macochy jest uczestniczyć w tych lekcjach i dopilnować, żeby… właściwie z nich korzystali?

– Skoro sobie życzysz – odparł Gregory z niezmąconym spokojem. – Spróbuj tego śledzia w śmietanie, moja droga. Jest pyszny.

Przyglądał jej się, gdy jadła, marszcząc czoło.

– Powiedz mi, lady Fio, czy masz swoją krawcową? Nalegam, abyś po powrocie do Londynu spotkała się z nią, aby omówić nową garderobę. – Otarł resztki ryby, które przykleiły mu się do dolnej wargi. Uśmiechnął się promiennie.

Zamrugała niepewnie oczami. Uważała, że jej suknie zupełnie wystarczą w życiu, jakie teraz wiodła.

– Dziękuję, ale nie potrzebuję więcej sukien, milordzie. Mam ich aż za dużo, jak sam się przekonasz, ponieważ Gunna wkrótce je przywiezie.

– Kim jest Gunna? – zapytała Cora.

Fia odwróciła się do córki MacFarlane'a, patrząc na nią ze zdziwieniem.

– Twoja niańka przyjedzie, żeby z nami mieszkać? – odezwał się Kay, przyciągając z kolei zdumiony wzrok Fii. Kay był dziewięcioletnim synem Gregory'ego – i jego dziedzicem.

Dzieci. Przy stole. Odzywają się nie pytane. Żadna z kilku książek, które przeczytała, nie wspominała o dzieciach, a już z pewnością w żadnej z nich nie opisywano dziecka jedzącego posiłek w towarzystwie rodziców. Po co, skoro nawet jako rozpieszczana córka Carra, nigdy nie siadywała z nim i jego gośćmi przy stole.

– Dlaczego potrzebujesz niańki? – nie ustępował Kay.

– Nie potrzebuję.

– W takim razie – powiedział Kay – mam nadzieję, że zajmie się Corą, ponieważ ja jestem za duży na niańkę.

Fia zmarszczyła brwi.

– Nie. Gunna nie będzie niańką żadnego z was.

– Dlaczego więc przyjeżdża? – zdziwił się Kay.

– Żeby mi pomóc – powiedziała Fia, sama zdumiona tym, że odpowiada na natrętne pytania dziewięcioletniego chłopca. – Gunna zajmuje się wszystkim i wszystkiego pilnuje…

– Ach! – odetchnął Gregory. – Ma zastąpić panią Osborne jako gospodyni! Dobrze. Oto odpowiedź na twoje pytanie, Kay. Zechciej się już nie odzywać. W ogóle.

– Czy zagrasz ze mną po śniadaniu, mamo? – zapytała nagle Cora podejrzanie niewinnym głosikiem.

Fia odłożyła widelec, spoglądając z rozpaczą na Gregory'ego.

– Znowu nazwała mnie „mamą”! – szepnęła. – Dlaczego to robi? Prosiłam ją z dziesięć razy, żeby tak do mnie nie mówiła!

Gregory wzruszył ramionami.

– Przekomarza się z tobą.

Fia znieruchomiała. Otworzyła, zamknęła i znowu otworzyła usta.

– Przekomarza się?

Nikt nigdy nie przekomarzał się z Fią. Częstowano ją najwyżej wulgarnymi dwuznacznikami. To było coś innego. Nie potrafiła opisać uczuć, jakie ją przepełniały.

Nie, nic nie poszło zgodnie z planem, ale być może zdoła się do tego przyzwyczaić.


1

 

Bramble House, nizina Szkocji

Jesień 1765

 

– Twój ojciec tu jest – szepnęła Gunna. Stała w drzwiach, oglądając się przez ramię, jakby spodziewała się ujrzeć szatana za plecami. Do tej pory nic nie przerażało Gunny, pomyślał zaintrygowany Kay.

A Fia, zwykle równie chłodna jak matematyczne twierdzenia jego guwernera, drgnęła.

– Mój ojciec?

– Tak. – Gunna zagryzła zniekształconą dolną wargę. – Mogę powiedzieć, że wyjechałaś.

Fia wstała, szeleszcząc czarnymi spódnicami.

– Nie. Dziwię się tylko, że czekał tak długo. Prawnicy zjawili się tutaj cztery miesiące temu. Kayu, Coro, zostańcie, proszę, z Gunną.

Znikła we wnętrzu domu. Gunna zawahała się, patrząc na dzieci surowym wzrokiem. Cora pospiesznie zamknęła otwartą buzię i wróciła do szycia.

– Lepiej siedźcie tutaj, jeśli chcecie dzisiaj pójść do łóżka z całymi tyłkami – ostrzegła Gunna i poszła za Fią.

– Do kuchni – powiedziała Cora, zeskakując z krzesła.

– Nie bądź dziecinna, Coro – ofuknął ją Kay. – Nie chodzi ci chyba o podsłuchiwanie. To niepoważne. Poza tym, już jest pora kolacji. Będą grzechotać garnkami i nic nie usłyszymy.

Cora rzuciła mu urażone spojrzenie i wyszła. Kay odczekał parę minut, po czym wstał. Nie chciał dawać Córze złego przykładu, ale marny byłby z niego pasierb, gdyby nie próbował odkryć, co tak poruszyło Fię.

Ruszył korytarzem w stronę schodów dla służby, po drodze zabierając szklany kielich z kredensu w jadalni. Zasmucił się przez chwilę na wspomnienie ojca.

Ojciec umarł przed pięcioma miesiącami. Zjadł o jeden pudding z melasy za dużo, tak przynajmniej im powiedziano i nie było się czemu dziwić. Ostatnim razem, kiedy ojciec przyjechał do Bramble House, wyglądał jak opasły byk, tylko bez byczych rogów, sam tylko tłuszcz i buta.

Ta myśl przygnębiła Kaya, bo pamiętał ojca jako dobrze zbudowanego, postawnego mężczyznę. Odsunął te rozważania na bok. Działo się coś ważnego. Chociaż przez wszystkie lata, kiedy Fia z nimi mieszkała, nigdy nie wspominała lorda Carra, ojciec wyręczał ją w tym z naddatkiem.

Podczas rzadkich wizyt w domu wciąż opowiadał o serdecznym druhu, Ronaldzie Merricku, lordzie Carze. Fii to się nie podobało. Jej twarz tężała, a oczy matowiały na każdą wzmiankę o hrabim. Ojciec nie zauważył tego – ale on w ogóle nie odznaczał się spostrzegawczością.

Na górze Kay osunął się na kolana i postawił puchar do góry dnem na gołej podłodze. Zajęło mu parę minut, ale w końcu znalazł miejsce, gdzie dźwięk docierał najwyraźniej. Głos Fii, niski, gardłowy, jak śpiew wiosennego ptaka, wibrował w szkle.

– …zaskoczyło mnie to, że od razu się go nie pozbyłeś.

– Żeby pójść ci na rękę, moja droga? Mam nadzieję, że wstrzemięźliwość jest jedną z moich zalet. W przeciwnym wypadku odziedziczyłabyś bogatą posiadłość i byłabyś całkowicie niezależna. Tak, Fio. Przejrzałem twój plan w chwili, kiedy usłyszałem o twojej „ucieczce”.

– Zapominasz o dzieciach. – Głos Fii wydawał się lekko zdławiony. – O spadkobiercach.

Mężczyzna się roześmiał.

– Wiesz równie dobrze, jak ja, że miałabyś prawo zarządzać włościami, dopóki chłopiec nie dorośnie. Słyszałem, że nie wiedziałaś przedtem o dzieciach. Jak to musiało boleć! Naprawdę żałuję, że nie byłem muchą na ścianie przy waszym pierwszym spotkaniu.

Nastąpiła przerwa i Kay usłyszał odgłos ciężkich, miarowych kroków lorda Carra. Mężczyzna ustawił się dokładnie pod Kayem, ale mówił tak cicho, że do chłopca docierały tylko oderwane słowa.

– …dość wiary w twoją wyobraźnię… z pewnością wychodząc za mąż, miałaś gotowy plan… pozbyć się szczeniaków…

Potem odezwał się zimny i bezbarwny jak lód głos Fii.

– Dlaczego przyjechałeś? Przysłałeś już prawników.

– Wiem, co prawnicy już ci powiedzieli – roześmiał się Carr – nie mogłem jednak odmówić sobie przyjemności powiedzenia ci tego prosto w oczy.

Odpowiedź Fii nie dotarła do Kaya, z wyjątkiem ostatnich słów:

– …ile?

– Wszystko, moja droga. Wszystko.

Po dłuższej chwili Fia powiedziała coś, czego Kay nie zrozumiał.

– Sądziłem, że będziesz szczęśliwa, iż to zrobiłem – odparł Carr. – MacFarlane był z pewnością uszczęśliwiony, że za niego ręczyłem. I przyjmowałem jego czeki. I inne rzeczy. Sądzę, że uznawał to za dowód naszej przyjaźni.

– Zaprzyjaźniłeś się z nim z jednego powodu. – Tym razem głos Fii brzmiał wyraźnie. – Żeby się na mnie zemścić.

– Mylisz się. Cóż, ogromnie się mylisz. Fio, jesteśmy tacy podobni do siebie, ty i ja. Nie marnowałbym energii na zwykłą zemstę na kimkolwiek poza tobą, droga córko. Czyż to nie dowód ojcowskiego uczucia?

Fia nie odpowiedziała. Cisza w pomieszczeniu pod Kayem nabrzmiała mrocznymi emocjami. Nie rozumiał wszystkiego, o czym mówiono, ale instynkt podpowiadał mu, że dzieje się coś złego. Już chciał odejść, kiedy znów usłyszał głos Fii.

– Czego właściwie chcesz?

– Niczego nadzwyczajnego. Chcę, żebyś spełniła rolę, do jakiej cię przeznaczyłem od chwili twoich narodzin, a którą powinnaś była spełnić przed pięcioma laty. Uniknęłaś tego, uciekając ze swoim szkockim amantem. Rolę, do której zostałaś wychowana.

Coś uderzyło z łoskotem o podłogę.

– Droga Fio, należy ukrywać emocje. W tej swojej małej wiejskiej posiadłości stałaś się miękka. Okolica jest dość dziwaczna, prawda? Zarośnięta i płaska. Nie w moim guście, ale widzę, że ją polubiłaś. Możesz ją sobie zatrzymać. Jeśli zastosujesz się do moich życzeń.

Opowiedziała coś, ale słowa nie dotarły do Kaya.

– Przede wszystkim – oznajmił Carr – musisz ze mną wrócić do Londynu.


2

 

Aria dobiegła końca. Tęgi Włoch skłonił się w odpowiedzi na oklaski, a impresario oznajmił przerwę. W sali rozległ się gwar rozmów; damy i dżentelmeni ruszyli do foyer.

Kapitan Thomas Donne pozostał na miejscu. Jego towarzysze, Edward „Robbie” Robinson i Francis Johnston, rozsiedli się w swobodnych pozach, młody Pip Leighton wstał, rozglądając się.

Thomas poznał Pipa i jego siostrę, Sarah, na przyjęciu, na które zaprowadził go przyjaciel i wspólnik handlowy, James Barton. Zazwyczaj unikał podobnych okazji, ale ponieważ naprawa statku miała zająć tygodnie, miał dużo wolnego czasu. Przez parę dni cieszył się towarzystwem panny Leighton, dopóki nie stało się jasne, że zależy jej na czymś innym niż na przyjacielskiej zażyłości.

Nie mógłby dać swojego nazwiska angielskiej damie. Nie dlatego, że nie chciał – w głębi duszy pragnął gorąco takiego związku, jakim cieszył się James ze słodką Amelią, zanim influenca zabrała ją w zeszłym roku. Nie, nie mógł obdarzyć nikogo swoim nazwiskiem, bo nie miał żadnego, któr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin