Robin Cook - Uprowadzenie(1).rtf

(1700 KB) Pobierz
Uprowadzenie

Uprowadzenie

 

ROBIN COOK

Przeł Norbert Radomski

DOM WYDAWNICZY REBIS Poznań 2001

Tytuł oryginału    • Abduction

Copyright © 2000 by Robin Cook Ali nghts reserued

Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd..

Poznań 2001

 

Dla Camerona Witaj, Maleńki!

Rozdział 1

Dziwna wibracja wyrwała Perry'ego Bergmana z niespokojnego snu. Niemal natychmiast ogarnęło go nieokreślone, dręczące uczucie. Drażniący szmer przypominał mu odgłos paznokci zgrzytających o szkolną tablicę. Wzdrygnął się. Odrzucił cienki koc i wstał. Wibracja wciąż trwała. Teraz, gdy stał boso na stalowym pokładzie, kojarzyła mu się raczej z wiertłem dentystycznym. Mó rozróżnić przebijający przez n zwykły pomruk generatorów statku i szum klimatyzatorów.

- Co, u diabła? - powiedział na głos, choć w zasięgu słuchu nie było nikogo, kto móby udzielić mu odpowiedzi. Poprzedniego wieczoru przybył na statek, Benthic Explo-rer, helikopterem, po długim locie z Los Angeles przez Nowy Jork do Ponta Delgada na Azorach. Biorąc pod uwagę różnicę stref czasowych oraz długą dyskusję na temat problemów technicznych, na jakie natknęła się jego ekipa, jego wyczerpanie było zrozumiałe. Nie miał ochoty być budzony po raptem czterech godzinach snu, a już na pewno nie przez tę irytują wibrację.

Energicznym ruchem chwyciłuchawkę wewnętrznego telefonu i wystukał numer na mostek. Czekając na połączenie, stanął na palcach i wyjrzał przez okienko swojej VIP-owskiej kajuty. Przy wzroście metr sześćdziesiąt osiem nie uważ się za niskiego - po prostu nie był wysoki, to wszystko. Na zewnątrz słce ledwie zdążo wynurzyć się zza horyzontu. Statek rzucał na Atlantyk długą smugę cienia. Perry patrzył na zachód ponad mglistym, spokojnym oceanem, rozpościerającym się niczym olbrzymi płat kutej cyny. Woda kołysała się łagodnie niskimi, z rzadka unoszącymi się falami. Spokój tej sceny zadawałam temu, co działo się pod

powierzchnią. Dzięki komputerowo sterowanym dziobowym i rufowym silnikom manewrowym Benthic Explorer utrzymywany był w stałym połeniu nad fragmentem wulka-nicznie i sejsmicznie aktywnego Grzbietu Śdatlantyckie-go - dzielącego ocean na półbatego pasma górskiego o długości dwudziestu tysięcy kilometrów. Z nieustannie wylewającymi się potokami lawy, podmorskimi wybuchami pary i częstymi wstrząsami sejsmicznymi, te zatopione szczyty były całkowitym przeciwieństwem letniego spokoju panującego na powierzchni oceanu.

- Mostek - odezwał się w słuchawce znudzony głos.

- Gdzie jest kapitan Jameson? - warknął Perry.

- W swojej koi, o ile mi wiadomo - odparłos niedbałym tonem.

- Co to, u diabła, za wibracja? - zapytał Perry.

- Nie mam pojęcia, ale nie pochodzi z silników statku, jeżeli o to pan pyta. W przeciwnym razie maszynownia zgłosiłaby mi to. Najprawdopodobniej to po prostu wiertnica. Chce pan, żebym skontaktował się z przedziałem wiertniczym?

Perry nie odpowiedział. Po prostu trzasnąłuchawką. Nie mó uwierzyć, że facet na mostku, kimkolwiek jest, nie uznał za stosowne zająć się wibracją z własnej inicjatywy. Nic go to nie obchodziło? Zirytował go panujący na jego statku nieład, postanowił jednak zająć się tym później. Na razie próbował skoncentrować się na swojej garderobie. Wciągnął na siebie dżinsy i gruby wełniany golf. Nie musiał pytać, żeby się domyślić, że wibracja mogła pochodzić z wiertnicy. To było zupełnie oczywiste. Ostatecznie to włnie problemy z wierceniami były powodem, dla którego przybył tu z Los Angeles.

Zdawał sobie sprawę, że angażując się w obecne przedsięwzięcie - wiercenie do wnętrza komory magmowej podmorskiego wulkanu na zachód od archipelagu Azorów - postawił na szali przyszłość Benthic Marinę. Był to projekt wykonywany bez zlecenia, co oznaczało, że firma wydaje pieniądze, zamiast je zarabiać, a upływ gotówki był zatrważający. Jego zapał do tego przedsięwzięcia brał się z przekonania, że cała impreza przyciągnie powszechną wyobraź-

nie, skupi zainteresowanie ogółu na badaniach głębin morskich i wywinduje Benthic Marinę na czołową pozycję w oceanografii. Niestety jednak operacja nie przebiegała tak, jak planowano.

Ubrany już Perry spojrzał w lustro nad umywalką w pudełkowatej łazience. Jeszcze parę lat temu nie zaprzątałby sobie tym głowy. Ale to się zmieniło. Odkąd przekroczył czterdziestkę, przekonał się, że rozczochranie, z którym dawniej było mu tak do twarzy, teraz postarzało go, a w najlepszym razie sprawiało, że wyglądał na zmęczonego. Włosy mu rzedły i potrzebował okularów do czytania, ale jego uśmiech pozostał zniewalający. Był dumny ze swych równych, białych zęw, zwłaszcza dlatego, że podkreślały opaleniznę, któ z wielkim wysiłkiem utrzymywał. Zadowolony ze swego odbicia w lustrze wypadł z kajuty i popędził korytarzem. Gdy mijał drzwi kajut kapitana i pierwszego oficera, korciło go, żeby grzmotnąć w nie, dając w ten sposób ujście swemu rozdrażnieniu. Wiedział, że metalowe powierzchnie odbiłyby dźwięk jak kotły, wyrywając śpiących mieszkańw ze spokojnej drzemki. Jako załyciel, prezes i główny udziałowiec Benthic Marinę spodziewał się, że ludzie bę zwijać się jak w ukropie, gdy on jest na pokładzie. Czy tylko jego obchodziło to wszystko na tyle, by zainteresować się wibracją?

Znalazłszy się na pokładzie, usiłował zlokalizować źo dziwnego pomruku, który teraz zlewał się z odgłosem pracującej wiertnicy. Benthic Explorer był stuczterdziestome-trowej długości statkiem badawczym z wznoszą się na śdokręciu dwudziestopiętrową wieżą wiertniczą, spinają mostem otwartą studnię między kadłubami. Poza wiertnicą, statek szczycił się zespołem do nurkowania saturowa-nego, łodzią podwodną głębokiego zanurzenia oraz kilkoma zdalnie sterowanymi saniami kamer, z których każde mieściły na sobie imponujący zestaw aparatów fotograficznych i kamer wideo. Cały ten sprzęt, w połączeniu z bogato wyposażonym laboratorium, pozwalał jego macierzystej firmie, Benthic Marinę, na prowadzenie szerokiego zakresu operacji i badań oceanograficznych.

Drzwi przedziału wiertniczego otworzyły się i ukazał się w nich potężny mężczyzna. Olbrzym ziewnął, przeciągnął się, po czym przeł przez ramiona szelki kombinezonu i wetknął na głowę żółty kask z napisem: KIEROWNIK ZMIANY, wypisanym wielkimi literami nad daszkiem. Wciąż jeszcze zesztywniały od snu, ruszył w stronę stołu obrotowego. Wyraźnie nie spieszył się, choć wibracja niosła się przez cały statek.

Przyspieszywszy kroku, Perry dopędził mężczyznę akurat w chwili, gdy dołączyli do niego dwaj inni marynarze.

- Rzęzi tak już od jakichś dwudziestu minut, szefie! -ryknął jeden z nich, przekrzykując has urządzeń wiertniczych. Wszyscy trzej ignorowali Perry'ego.

Pochrząkując, brygadzista naciągnął parę grubych rękawic ochronnych i żwawo wszedł na wąski metalowy pomost, spinający centralną studnię. Jego zimna krew zaimponowała Perry'emu. Kładka robiła wrażenie niezbyt solidnej, a niska, wąa barierka stanowiła jedyne zabezpieczenie przed upadkiem do znajdującego się dwadzieścia metrów niżej oceanu. Zbliżywszy się do stołu rotacyjnego, brygadzista wychylił się przez poręcz i oburącz ujął obracający się wał, nie zaciskając uchwytu, lecz pozwalając mu przesuwać się między chronionymi przez rękawice dłmi. Z przechyloną na bok głową próbował zinterpretowaćdrujące wzdł wału drgania. Nie zajęło mu to wiele czasu.

- Zatrzymać wiertnicę! - ryknął.

Jeden z robotników rzucił się do zewnętrznej tablicy rozdzielczej. Po chwili stół rotacyjny zatrzymał się ze szczękiem i drażniąca wibracja ustała. Brygadzista wrócił po kładce na pokład.

- Cholera! Znów szlag trafił wiertło - powiedział z niesmakiem. - To już...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin