Wylie Jonathan - Zniszczona Ziemia 03 - Wiek chaosu.pdf
(
1691 KB
)
Pobierz
26344350 UNPDF
Jonathan Wylie
Zniszczona Ziemia tom 03 Wiek chaosu
Przeło
Ŝ
ył Jacek Kozerski
Tytuł oryginału THE AGE OF CHAOS
Wydarzenia opisane w tomie I i II...
Czterna
ś
cie lat po Zniszczeniu, które sprawiło,
Ŝ
e Kaj przestał wierzy
ć
w maga jako
sił
ę
naturaln
ą
, jego ukochana uczennica Gemma wyruszyła na południe, powodowana
niejasnym imperatywem, który zawiódł j
ą
do niedawno odkrytego Południowego Kontynentu.
Tam przed samotn
ą
ś
mierci
ą
uratował j
ą
Arden, sceptyczny młody awanturnik, który pomaga
jej, lecz drwi z jej przekona
ń
.
W
ś
wiecie, w którym istniej
ą
alternatywne rzeczywisto
ś
ci, gdzie lataj
ą
ce miasta
przemykaj
ą
noc
ą
przez obozowiska, a pustynne piaski syrenim
ś
piewem wabi
ą
podró
Ŝ
nych,
Gemma i Arden wykorzystuj
ą
swe niezwykłe zdolno
ś
ci, by uratowa
ć
dziwn
ą
i pi
ę
kn
ą
Dolin
ę
Po-Znania przed susz
ą
i zniszczeniem. Lecz płac
ą
za to wysok
ą
cen
ę
-
Zostaj
ą
okrutnie
rozdzieleni.
Gemma musi teraz zdecydowa
ć
, w jaki sposób mo
Ŝ
e najlepiej wykorzysta
ć
swoj
ą
niepewn
ą
magi
ę
. Wie o ró
Ŝ
nych przyszło
ś
ciach, które mog
ą
zaistnie
ć
w jej
ś
wiecie, i wie te
Ŝ
,
Ŝ
e władza Gildii Wielkiego Nowego Portu musi by
ć
obalona
-
nie istnieje inna alternatywa.
Nawiedzaj
ą
j
ą
powtarzaj
ą
ce si
ę
sny o Ardenie przebywaj
ą
cym w dziwnej, mrocznej krainie.
Tymczasem Arden, uratowany przez mieszka
ń
ców Mrocznego Królestwa, zostaje
wci
ą
gni
ę
ty w wir rewolucji i walczy, by uratowa
ć
kraj przed ska
Ŝ
eniem i tyrani
ą
. Zmagaj
ą
c
si
ę
z przeciwno
ś
ciami, Gemma i Arden staraj
ą
si
ę
odnale
źć
sens w tym szalonym
ś
wiecie
-
i
spotka
ć
si
ę
ponownie. Razem odkrywaj
ą
,
Ŝ
e chocia
Ŝ
magia wci
ąŜ
Ŝ
yje, to jej pozostało
ś
ci i
sposób ich wykorzystywania, s
ą
przera
Ŝ
aj
ą
co gro
ź
ne.
(Wszystkie postaci wyst
ę
puj
ą
ce w tej ksi
ąŜ
ce s
ą
fikcyjne i jakiekolwiek ich
podobie
ń
stwo do prawdziwych osób
Ŝ
yj
ą
cych lub zmarłych jest czysto przypadkowe.)
CIE
ŚĆ
PIERWSZA
W
Ę
DROWCY
(DłaJM...)
Miło
ś
ci moja, dla niczego mniejszego ni
Ŝ
ty
Nie przerwałbym tego szcz
ęś
liwego snu.
To był obraz
Rzeczywisty, daleki od płytkiej fantazji,
Przeto musiałaby
ś
budzi
ć
mnie m
ą
drze; jednak
Mój sen trwałby dalej, a ja w nim.
- John Donn
ę
(Sen)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stalowa podłoga, rozci
ą
gaj
ą
ca si
ę
setki łokci poni
Ŝ
ej w
ą
skiego przej
ś
cia, na którym
stał, była dobrze widoczna. A jednak nie widział jej. Jak zahipnotyzowany wpatrywał si
ę
w
swoj
ą
lew
ą
r
ę
k
ę
; zajmowała cał
ą
jego uwag
ę
.
Moja r
ę
ka. Je
ś
li jej ka
Ŝę
, poruszy si
ę
.
Spróbował rozwieraj
ą
c palce, a potem odwrócił
r
ę
k
ę
tak,
Ŝ
e mógł spojrze
ć
na dło
ń
. Pot l
ś
nił na delikatnych wzgórkach i zwojach, które
znaczyły skór
ę
.
Moja r
ę
ka.
Sprawiała wra
Ŝ
enie mi
ę
kkiej i wra
Ŝ
liwej.
Ludzkiej.
Zadr
Ŝ
ał na t
ę
my
ś
l, poddaj
ą
c si
ę
ogarniaj
ą
cym go falom niepokoju.
Spojrzał na pasek metalu, w którym na zawsze zamkni
ę
to jego nadgarstek. Widniało
tam jego imi
ę
, wypisane pod nieustannie błyskaj
ą
c
ą
tabliczk
ą
, wskazuj
ą
c
ą
pozycj
ę
wła
ś
ciciela bransolety na siatce współrz
ę
dnych. Bransoleta sprawiała,
Ŝ
e Centrum zawsze
wiedziało, gdzie on jest, i w ka
Ŝ
dej chwili mogło przesła
ć
mu dowolne polecenie, nakazuj
ą
c
natychmiastowe posłusze
ń
stwo. Male
ń
kie czerwone
ś
wiatełko nad tabliczk
ą
potwierdzało,
Ŝ
e
wszystko działa prawidłowo. Wszystko było dokładnie tak, jak powinno by
ć
.
A jednak ta pewno
ść
przyniosła mu tylko chwilow
ą
ulg
ę
. Gdy wpatrywał si
ę
w linie
na swej dłoni, opadły go straszliwe w
ą
tpliwo
ś
ci.
K207M
- pomy
ś
lał, ponownie spogl
ą
daj
ą
c na metalow
ą
ta
ś
m
ę
.
To moje imi
ę
.
Sk
ą
d
ś
, z jakiej
ś
odległej przeszło
ś
ci, powróciło wspomnienie.
Mialem na imi
ę
Ardath.
Nie!
Wpatrywał si
ę
w znaki wyryte na bransolecie, powtarzaj
ą
c swój numer wci
ąŜ
i wci
ąŜ
bez ko
ń
ca, we w
ś
ciekłym, pełnym trwogi zaprzeczeniu ogarniaj
ą
cych go my
ś
li.
K207M. To moje imi
ę
. Moje miejsce w sieci. K207M. To moje imi
ę
...
Litania straciła rytm. Nic to nie dawało - w strukturze jego egzystencji powstało nagle
jakie
ś
p
ę
kni
ę
cie, rosło, zagra
Ŝ
aj
ą
c rozpadem całej budowli. Wzdrygn
ą
ł si
ę
, a potem oderwał
wzrok od zdradzieckiej r
ę
ki i rozejrzał si
ę
wokół.
Wsz
ę
dzie metal:
Ŝ
elazo, stal, ołów i jeszcze inne, których nie potrafił nazwa
ć
. Poziom
K nale
Ŝ
ał do ni
Ŝ
szych klas sieci; nauczono go paru rzeczy z zakresu metalurgii, i niczego,
je
ś
li chodzi o tajemnice mocy. Działał w obr
ę
bie Sekcji Ł
ą
czno
ś
ci, ogromnej,
wielopoziomowej grupy, której zło
Ŝ
ona struktura i hierarchia przekraczały mo
Ŝ
liwo
ś
ci jego
zrozumienia. Po prostu robił to, co mu kazano. I to mu wystarczało - a
Ŝ
do teraz.
Wodził wzrokiem po pl
ą
taninie rur i d
ź
wigarów, pr
ę
tów zbrojeniowych i spiral, jak
gdyby widział to wszystko po raz pierwszy w
Ŝ
yciu. Moc t
ę
tniła w wielkim stalowym
labiryncie, powietrze dr
Ŝ
ało od energii, wibruj
ą
cej energii, a z niewidocznych gł
ę
bi unosiły
si
ę
strugi
Ŝ
aru. Jaskrawe
ś
wiatła błyskały i gasły na bł
ę
kitnobiałych płytach, które
umieszczono wzdłu
Ŝ
wewn
ę
trznych przej
ść
i na stropie wysoko w górze. Pod nim otwierała
si
ę
studnia-szyb, jedna z wielu w tym gigantycznym kompleksie. Przej
ś
cie, na którym stał,
cieniutkie pasemko stali, rozpi
ę
te na ziej
ą
cym pustk
ą
wielopi
ę
trowym szybie, ł
ą
czyło dwa
jego brzegi na dwóch trzecich wysoko
ś
ci.
K207M przechodził przez ten pomost, nie zliczyłby ile razy, podczas swych
niesko
ń
czonych w
ę
drówek wewn
ą
trz kompleksu. Nigdy nie odczuwał
Ŝ
adnego strachu i
nawet nie zdawał sobie sprawy z otaczaj
ą
cej go z obu stron zawrotnej otchłani. Most był
zaledwie cz
ęś
ci
ą
wyznaczonej trasy, wybranej dla niego w sieci odpowiednio do zleconego
mu zadania. Nigdy wcze
ś
niej nie zatrzymywał si
ę
, aby
rozejrze
ć
si
ę
wokół siebie.
W oddali, w górze i na dole, m
ęŜ
czy
ź
ni i kobiety zajmowali si
ę
swoimi sprawami,
roj
ą
c si
ę
jak male
ń
kie owady w gigantycznym, metalowym ulu. Widok ich pracowito
ś
ci,
pewno
ś
ci i oczywistego zadowolenia sprawił,
Ŝ
e poczuł si
ę
rozpaczliwie samotny.
Dlaczego nie mog
ę
by
ć
taki jak oni? Nie chc
ę
widzie
ć
ś
wiata inaczej!
Jego dłonie
zacisn
ę
ły si
ę
kurczowo na balustradzie, po obu stronach mostu. Strach i oszołomienie
wezbrały w nim, zamkn
ą
ł oczy, próbuj
ą
c si
ę
odci
ąć
od tego dalekiego teraz
ś
wiata.
Ale jego my
ś
li nie dały si
ę
tak łatwo stłumi
ć
. Był sam, zawieszony w powietrzu,
po
ś
rodku kompleksu, który stanowił zaledwie jedn
ą
mał
ą
cz
ą
stk
ę
miasta b
ę
d
ą
cego dla
ń
cał
ą
rzeczywisto
ś
ci
ą
.
To nie zawsze było całym moim
ś
wiatem.
Ta my
ś
l postała w jego mózgu nieproszona i niechciana. Wywołała natłok
bezsensownych obrazów. Skulił si
ę
pod ich ci
ęŜ
arem i poczuł, jak przewiewa go zimny wiatr,
zrywaj
ą
cy ostatnie ciepłe strz
ę
py chroni
ą
cego go puklerza.
Przybyłem z daleka.
Wspomniał dług
ą
, m
ę
cz
ą
c
ą
podró
Ŝ
ze swego domu do tego dziwnego miejsca na
południu, rado
ść
i poczucie wi
ę
zi ł
ą
cz
ą
cej go z innymi, którzy te
Ŝ
zostali wezwani.
Przypomniał sobie pie
śń
d
ź
wi
ę
cz
ą
c
ą
w uszach ka
Ŝ
dego z nich, rozbrzmiewaj
ą
c
ą
we
wszystkich sercach i przybli
Ŝ
aj
ą
c
ą
ich coraz bli
Ŝ
ej do celu. Jeszcze raz zobaczył przybycie
swojej grupy do pierwocin miasta, i pó
ź
niejsze badania. Jak wielki był wówczas ich
Plik z chomika:
science-fiction
Inne pliki z tego folderu:
Wylie Jonathan - Górska wspinaczka dla początkujących.rtf
(32 KB)
Wylie Jonathan - Labirynt cieni.doc
(1548 KB)
Wylie Jonathan - Słudzy Arki 01 - Pierwszy Nazwany.pdf
(1655 KB)
Wylie Jonathan - Słudzy Arki 02 - Pośrodku Kręgu.doc
(1276 KB)
Wylie Jonathan - Słudzy Arki 02 - Pośrodku Kręgu.pdf
(1590 KB)
Inne foldery tego chomika:
Wagner Karl
Wagner Robert
Walczak Anna
Walentinow Albert
Walton Lewis
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin