Boulle Pierre - Planeta Malp.pdf

(779 KB) Pobierz
28974592 UNPDF
PIERRE BOULLE
PLANETA MAŁP
Przeło Ŝ yli:
Krystyna Pruska
Krzysztof Pruski
CZ ĘŚĆ PIERWSZA
I
Jinn i Phyllis sp ę dzali w kosmosie wspaniałe wakacje, z dala od zamieszkanych planet.
W owych czasach podró Ŝ e mi ę dzyplanetarne były rzecz ą zwykł ą a loty mi ę dzygwiezdne
nie były niczym wyj ą tkowym. Rakiety unosiły turystów ku cudownym krainom Syriusza,
finansi ś ci odwiedzali słynne giełdy Arktura i Aldebarana. A jednak podró Ŝ kosmiczna Jinna i
Phyllis, pary bogatej i beztroskiej, wyró Ŝ niała si ę oryginalno ś ci ą nie pozbawion ą odrobiny
poezji. Dla przyjemno ś ci przemierzali przestworza pod Ŝ aglami.
Ich pojazd, kształtem zbli Ŝ ony do kuli, otoczony był cienk ą i delikatn ą powłok ą ,
pełni ą c ą rol ę Ŝ agla. Poruszał si ę pod ci ś nieniem promieni ś wietlnych. Gdy znajdował si ę w
pobli Ŝ u jakiej ś gwiazdy - na tyle jednak daleko, by jej pole grawitacyjne nie oddziaływało zbyt
mocno - poruszał si ę zawsze w linii prostej, w kierunku do niej przeciwnym. Poniewa Ŝ układ
gwiezdny, w którym podró Ŝ owali Jinn i Phyllis, zawierał trzy sło ń ca, poło Ŝ one stosunkowo
blisko siebie, statek odbierał impulsy ś wietlne z trzech ró Ŝ nych kierunków. Przyjmuj ą c to za
punkt wyj ś cia, Jinn opracował wyj ą tkowo pomysłowy sposób manewrowania. ś agiel był
podwójny, wyposa Ŝ ony od spodu w szereg czarnych Ŝ aluzji, które dowolnie zwijane lub
rozwijane, regulowały odbijanie ś wiatła przez poszczególne cz ęś ci Ŝ agla. W konsekwencji
zmieniała si ę wypadkowa sił ci ś nienia ś wietlnego, działaj ą cych na statek. Ponadto elastyczna
powłoka mogła si ę dowolnie kurczy ć lub rozci ą ga ć . Tote Ŝ kiedy Jinn chciał przyspieszy ć ,
nadawał jej mo Ŝ liwie najwi ę ksz ą rozpi ę to ść . ś agiel chłon ą ł wtedy promieniowanie cał ą swoj ą
ogromn ą powierzchni ą i statek mkn ą ł w przestworzach z szalon ą szybko ś ci ą , która
przyprawiała Phyllis o zawrót głowy. Jinn równie Ŝ poddawał si ę nastrojowi i oboje trwali
spleceni w nami ę tnym u ś cisku, ze wzrokiem wbitym w dal, w tajemnicz ą otchła ń , w któr ą
unosił ich statek. Kiedy chcieli zwolni ć , Jinn przesuwał d ź wigni ę i Ŝ agiel kurczył si ę do
rozmiarów kuli tak małej, Ŝ e przytuleni do siebie ledwie mie ś cili si ę w niej oboje. Działanie
promieni ś wietlnych stawało si ę ledwo wyczuwalne. Male ń ka kulka, poruszaj ą ca si ę prawie
tylko dzi ę ki sile bezwładno ś ci, wydawała si ę nieruchoma, jakby zawieszona w pró Ŝ ni na
niewidzialnej nici. Leniwie i upojnie mijały obojgu młodym godziny sp ę dzane w tym
ustronnym ś wiecie, który stworzyli na swoj ą miar ę i tylko dla siebie. Jinn porównywał go do
dryfuj ą cego Ŝ aglowca, a Phyllis do kulki powietrza w sieci wodnego paj ą ka.
Jinn znał ró Ŝ ne techniki uwa Ŝ ane za szczyt kunsztu kosmicznego Ŝ eglarstwa. Mógł na
przykład manewrowa ć statkiem wykorzystuj ą c cie ń planet czy ich satelitów. Przekazywał
swoje umiej ę tno ś ci Phyllis, która z czasem stała si ę prawie tak zr ę czna jak on, a cz ę sto
wykazywała wi ę ksz ą odwag ę . Kiedy siedziała przy sterach, wykonywała tak ś miałe manewry,
Ŝ e zap ę dzali si ę a Ŝ ku kra ń com układu słonecznego. Lekcewa Ŝ yła burze magnetyczne, które
zakłócaj ą c fale ś wietlne wstrz ą sały ich statkiem jak łupin ą orzecha. Dwa czy trzy razy Jinn,
przebudzony w ś ród burzy, wyrywał jej z gniewem stery i błyskawicznie wł ą czał pomocniczy
silnik rakietowy, by jak najszybciej dobi ć do portu. Poczytywali sobie jednak za punkt honoru
u Ŝ ywa ć go jedynie w wyj ą tkowych wypadkach, w razie niebezpiecze ń stwa.
Tego dnia Jinn i Phyllis le Ŝ eli wyci ą gni ę ci obok siebie. Nie mieli nic do roboty,
cieszyli si ę wakacjami i wygrzewali si ę w promieniach swoich trzech sło ń c. Jinn, rozmarzony,
my ś lał o swojej miło ś ci do Phyllis, a ona le Ŝ ała na boku, zapatrzona w bezkresn ą dał, jak
zawsze zafascynowana kosmiczn ą przestrzeni ą .
Phyllis otrz ą sn ę ła si ę nagle z marze ń i uniosła nieco, marszcz ą c czoło. Jaki ś niezwykły
błysk zaja ś niał w ciemnej otchłani. Wpatrywała si ę przez chwil ę . Co ś błysn ę ło znowu, jakby
promienie odbijały si ę od jakiego ś przedmiotu. Jeszcze nigdy nie zawiódł jej instynkt,
wypróbowany podczas licznych kosmicznych podró Ŝ y. Zreszt ą Jinn podzielał jej zdanie, a było
nie do pomy ś lenia, Ŝ eby mógł si ę myli ć w takich sprawach: nieznane cialo, odbijaj ą ce
promienie sło ń ca, unosiło si ę w przestworzach w odległo ś ci trudnej na razie do okre ś lenia.
Jinn chwycił lornetk ę i skierował j ą na tajemniczy przedmiot. Phyllis oparła si ę o jego rami ę .
- To co ś małego - powiedział. - Wygl ą da jak szkło... Daj Ŝ e mi popatrze ć . Zbli Ŝ a si ę .
Leci szybciej od nas. Mo Ŝ na by powiedzie ć ...
Spowa Ŝ niał i opu ś cił lornetk ę . Phyllis pochwyciła j ą .
- To butelka, kochanie.
- Butelka?
Przyjrzała si ę uwa Ŝ nie.
- Na pewno butelka. Widz ę wyra ź nie, jest z jasnego szkl ą . Zakorkowana, widz ę
piecz ęć . W ś rodku jest co ś białego - papier, na pewno jakie ś pismo. Jinn, musimy j ą złapa ć !
Jinn był wida ć tego samego zdania, bo ju Ŝ wykonywał skomplikowane manewry, Ŝ eby
naprowadzi ć statek na tor, po którym poruszał si ę niezwykły przedmiot. Szybko si ę z tym
uporał i zwolnił na tyle, Ŝ eby butelka mogła pr ę dzej ich dogoni ć . Phyllis tymczasem wło Ŝ yła
skafander i wyszła na zewn ą trz przez podwójny właz. Jedn ą r ę k ą trzymała si ę liny, w drugiej
miała sie ć na długiej r ą czce. Szykowała si ę do złowienia butelki.
Ju Ŝ nieraz spotykali w kosmosie ró Ŝ ne dziwne przedmioty i siatka przydawała si ę .
ś egluj ą c pomału, czasem w zupełnym bezruchu, robili przeró Ŝ ne odkrycia i prze Ŝ ywali
niespodziewane spotkania niedost ę pne pasa Ŝ erom zwykłych rakiet. Phyllis łowiła ju Ŝ okruchy
startych na proch planet, kawałki meteorytów ze wszystkich zak ą tków wszech ś wiata, szcz ą tki
satelitów wystrzelonych w pocz ą tkowym okresie podboju kosmosu. Była bardzo dumna ze
swojej kolekcji. Ale po raz pierwszy spotkała butelk ę , i to butelk ę zawieraj ą c ą jaki ś dokument,
bo co do tego nie miała ju Ŝ Ŝ adnej w ą tpliwo ś ci. Dr Ŝą c z niecierpliwo ś ci podrygiwała jak
paj ą k na ko ń cu nitki i wykrzykiwała do mikrofonu:
- Wolniej, Jinn... Nie, troch ę pr ę dzej, bo nas wyprzedzi. Ster naprawo... na lewo... tak
trzymaj... Mam!
Z triumfalnym okrzykiem wróciła ze swoj ą zdobycz ą na pokład. ;
Butelka była du Ŝ a, szyjk ę miała starannie zapiecz ę towan ą . W ś rodku wida ć było zwój
papieru.
- Jinn, stłucz j ą , szybciej! - gor ą czowała si ę Phyllis.
Flegmatyczny Jinn metodycznie odłupywał lak. Jednak Ŝ e, kiedy butelka została
otwarta, okazało si ę , Ŝ e papier si ę zaklinował i nie da si ę go wydosta ć . Zrezygnowany, uległ
namowom przyjaciółki i rozbił butelk ę młotkiem. Papier sam si ę rozwin ą ł. , Było tam bardzo
wiele cienkich arkusików pokrytych drobnym, pismem. R ę kopis sporz ą dzony był w ziemskim
j ę zyku. Jinn znał go doskonałe, studiował bowiem przez jaki ś czas na Ziemi.
Co ś go jednak powstrzymywało od rozpocz ę cia lektury tego dokumentu, który wpadł
im w r ę ce w tak niezwykłych okoliczno ś ciach. Widz ą c podniecenie Phyllis, zdecydował si ę w
ko ń cu. Słabo znała ten j ę zyk i potrzebowała jego pomocy.
- Jinn, błagam ci ę !
Jinn zrefował Ŝ agiel i statek płyn ą ł teraz leniwie w przestrzeni. Upewnił si ę jeszcze, Ŝ e
nie ma przed nimi Ŝ adnej przeszkody, wreszcie uło Ŝ ył si ę przy ukochanej i zacz ą ł czyta ć .
II
Powierzam ten r ę kopis przestworzom nie dlatego, bym oczekiwał pomocy, lecz po to,
by za Ŝ egna ć straszliw ą kl ę sk ę , jaka zagra Ŝ a rasie ludzkiej. Bo Ŝ e, zmiłuj si ę nad nami!
- Rasie ludzkiej? - powtórzyła Phyllis, zdziwiona.
- Tak jest napisane - potwierdził Jinn. - Nie przerywaj mi - dodał i czytał dalej:
Nazywam si ę Ulisses Merou. Wraz z rodzin ą wyruszyłem po raz wtóry w kosmos.
Mo Ŝ emy na naszym statku prze Ŝ y ć całe lata. Uprawiamy na pokładzie jarzyny i owoce,
hodujemy drób. Niczego nam nie brak. Mo Ŝ e natrafimy pewnego dnia na go ś cinn ą planet ę .
Niczego wi ę cej sobie nie Ŝ ycz ę . A oto wierna relacja z mojej kosmicznej przygody.
Był rok 2500, kiedy z dwójk ą przyjaciół wsiadłem na statek z zamiarem dotarcia w
rejon kosmosu, gdzie króluje superwielka gwiazda Betelgeza.
Był to ambitny projekt, jeden z naj ś mielszych, jakie dotychczas powstały za Ziemi.
Betelgeza - Alfa Oriona, jak j ą zw ą astronomowie - jest oddalona od naszej planety o trzysta
lat ś wietlnych. Jest godna uwagi z wielu powodów. Po pierwsze, ze wzgl ę du na wielko ść : jej
ś rednica jest trzysta do czterystu razy wi ę ksza od ś rednicy Sło ń ca. Gdyby była na jego
miejscu, swymi gigantycznymi rozmiarami si ę gałaby po orbit ę Marsa. Po wtóre, je ś li chodzi
o jasno ść : jest gwiazd ą pierwszej wielko ś ci, najja ś niejsz ą w gwiazdozbiorze Oriona, mimo
oddalenia widoczn ą z Ziemi gołym okiem. Po trzecie, pod wzgl ę dem promieniowania:
emituje ś wiatło czerwone i pomara ń czowe, daj ą ce naj wspanialsze efekty. Wreszcie
Betelgeza jest gwiazd ą pulsuj ą c ą której jasno ść nie jest stała, lecz zmienia si ę w czasie w
zale Ŝ no ś ci od waha ń jej rozmiarów.
Dlaczego po zbadaniu Układu Słonecznego i po stwierdzeniu, Ŝ e jego planety nie s ą
zamieszkane, odległa Betelgeza zo stała wybrana na pierwszy cel mi ę dzygwiezdnego lotu? T
słynny profesor Antelle powzi ą ł i narzucił t ę decyzj ę . Główny organizator przedsi ę wzi ę cia,
któremu po ś wi ę cił cały swój ogromny maj ą tek, kierownik naszej wyprawy, sam zapro
jektował statek kosmiczny i czuwał nad jego budow ą . Wy ja ś nił mi w czasie podró Ŝ y, czemu
dokonał wła ś nie takiego wyboru.
- Mój drogi - mówił - osi ą gni ę cie Betelgezy wcale nie jes takim trudnym zadaniem.
Wymaga zaledwie troch ę wiece czasu ni Ŝ dotarcie do którejkolwiek z najbli Ŝ szych gwiazd
Proximy Centaura na przykład.
Tu uznałem za stosowne zaprotestowa ć i popisa ć si ę ś wie Ŝ o nabytymi wiadomo ś ciami
astronomicznymi.
- Troch ę wi ę cej czasu! Przecie Ŝ Proxima Centaura jes odległa o cztery lata ś wietlne,
podczas gdy Betelgeza...
- Jest oddalona o trzysta, wiem o tym. Potrzeba nam b ę dzii nieco ponad dwa lata,
Ŝ eby do niej dotrze ć , a jednak podró Ŝ m Proxim ę Centaura trwałaby niewiele krócej. Nie
zgadzasz si ę TU mn ą . Przyzwyczaiłe ś si ę do małych odległo ś ci mi ę dzy planetam naszego
układu. W przypadku takich lotów silne przyspieszenie zaraz po starcie jest mo Ŝ liwe do
przyj ę cia, bo trwa zaledwii kilka minut. Pr ę dko ść , jak ą osi ą gacie, jest ś miesznie mała i nie
mo Ŝ na jej porównywa ć do naszej. Najwy Ŝ szy czas, Ŝ ebym udzielił kilku wyja ś nie ń na temat
mojego pojazdu. Dzi ę ki udoskonalonym rakietom, które miałem zaszczyt skonstruowa ć ,
mo Ŝ emy si ę porusza ć z najwy Ŝ sz ą wyobra Ŝ aln ą szybko ś ci ą , jak ą mo Ŝ e osi ą ga ć ciało
Zgłoś jeśli naruszono regulamin