Verdon Jean - Przyjemności_Średniowiecza.doc

(701 KB) Pobierz
Jean Verdon

 

 

 

 

 

Jean Verdon

 

 

PRZYJEMNOŚCI ŚREDNIOWIECZA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przełożył

Jan Maria Kłoczowski

Oficyna Wydawnicza Volumen

Warszawa 1998

Tytuł oryginału:

Le plaisir au Moyen Age

Oficyna Wydawnicza Volumen

Mirosława Łątkowska & Adam Borowski

Ul. Konstancińska 3a m. 59

02-942 Warszawa

 

 

 

Wstęp

Sądząc po obiegowych opiniach, przyjemność1 ma fundamentalne znaczenie zarówno dla starożytnych, jak i dla ludzi renesansu.

Podczas gdy filozofowie poszukują najwyższego dobra, Grecy uczestniczący w „biesiadzie” oddają się radosnej grze erotycznej. Starożytność łacińska, przywiązana do pojęcia otium („próżniactwo”), przypomina o rozkoszach Kapui i orgiach opisywanych przez Petroniusza.

Renesans, czas rozkwitu jednostki, wychwalania życia i natury, może jedynie przyklasnąć boskiej butelczynie Rabelais’go i radom Ronsarda, aby cieszyć się życiem.

Średniowiecze natomiast - pomimo tego, iż żadna z epok nie zrywa całkowicie z tym, co przed nią lub po niej - wydaje się być okresem mrocznym, pozbawionym wszelkiej więzi ze starożytnością, okresem, w którym wszechobecna religia mogła jedynie potępić jako grzeszne przyjemność lub miłość i w którym ubóstwo i praca były wartościami najistotniejszymi. Czy w takich okolicznościach choćby i samo pojęcie przyjemności mogło mieć rację bytu? Czy przyjemność można było jeśli nie przeżyć, to przynajmniej ją sobie wyobrazić?

Skoro jednak przyjemność - owo „doznanie lub miłe uczucie płynące z zaspokojenia potrzeby lub skłonności i związane z harmonijnym spełnianiem czynności życiowych”, jak głosi definicja w słowniku Roberta - jest czymś, ku czemu każdy dąży, to dlaczego miałby jej być pozbawiony człowiek średniowieczny? Wprawdzie przyjemność spontanicznie kojarzy się nam najpierw z rozkoszami zmysłowymi, a zwłaszcza seksualnymi, to jednak ówczesny człowiek wiedział przecież, jak zadbać o przetrwanie gatunku.

Wydaje się, że dalekie od stereotypu będzie stwierdzenie, iż charakterystycznym zjawiskiem w epoce średniowiecza jest wszechmoc religii, wielką zaś nowością - powiązanie grzechu z ciałem.

Czy w takim kontekście przyjemność może być czymś więcej aniżeli bezmyślnie przeżywanym stanem, czymś więcej niż zwykłą dyspozycją? Tak, jest czymś więcej, wymaga bowiem namysłu i aprobaty dla pewnego typu zachowań. Religia wydaje się narzucać dość szczególną, właściwą średniowieczu koncepcję przyjemności: wiążąc tę przyjemność w istotny sposób z cielesnością, z wysublimowanym rozumem i wrażliwością estetyczną, podporządkowuje ją Bogu.

 

Część pierwsza

Uprawianie miłości

Słowo „przyjemność”, w sensie absolutnym, oznaczać może także i rozkosz seksualną. Ten właśnie aspekt wywoływał zresztą największy niepokój średniowiecznych ludzi Kościoła. W miłości rozróżnia się zazwyczaj pięć etapów, które w różnych wariantach odnajdujemy w licznych tekstach średniowiecznych. Carmina burana przypominają, iż „miłość ze swego świszczącego łuku wypuszcza pięć strzał - pięć sposobów, wedle których nas sobie podporządkowuje: spojrzenie, rozmowa, dotyk, wymiana słodkich pocałunków” oraz „stopień najwyższy i najwspanialszy”.

Gry wstępne

Rozkosz miłosna nie płynie jedynie ze spółkowania. To ostatnie jest zwieńczeniem długich przygotowań. Ostatecznie twierdza poddaje się z reguły po oblężeniu!

Historyk dochodzi do wniosku, że na etapie kwerendy ma w praktyce do dyspozycji jedynie teksty literackie. Na początek będzie zatem musiał ograniczyć się do opisania tego, co autorzy owych tekstów uznają - przynajmniej w niektórych grupach społecznych - za normę. Dopiero później zastanowi się, czy będzie mógł poznać prawdę.

Kochankowie w literaturze

Spojrzenie

W narodzinach miłości spojrzenie odgrywa rolę fundamentalną. Jan z Meun mniej więcej w latach 1270-1280 pisze w drugiej części Powieść o Róży: „Po długim namyśle stwierdzam, że miłość jest chorobą myśli, dotykającą pospołu dwojga ludzi odmiennej płci stanu wolnego i rodzącą się z gorącego pożądania wywołanego namiętnymi spojrzeniami, objęciami, pocałunkami i wspólnym kosztowaniem rozkoszy cielesnej.”

Średniowieczne przysłowia podkreślają tę rolę spojrzenia: „Tam gdzie jest miłość, tam i oko” - powiada jedno z nich.

Andre le Chapelain, autor Traite de 1’amour courtois, ułożonego ok. 1186 roku, przyznaje wręcz, że ślepiec nie może kochać, albowiem nie widzi i z tego względu jego umysł nie wie, co to natarczywa myśl.

Przygoda rozpoczyna się najczęściej od pierwszego wejrzenia. By się zakochać, bohaterowi wystarcza jedno spojrzenie na przedstawiciela płci odmiennej. Flamenka, bohaterka trzynastowiecznego romansu langwedockiego nazwanego jej imieniem, poślubiła Archambauta, pana de Bourbon. Ten staje się niebawem chorobliwie zazdrosny i zamyka małżonkę w wieży. Opowieści o nieszczęściu młodej damy dochodzą do uszu rycerza Wilhelma z Nevers, który postanawia ją pokochać i w tym celu udaje się do Bourbon, gdzie staje w najlepszej oberży.

Nazajutrz śpieszy do kościoła, lecz jego ukochana ukrywa twarz za woalką. Wilhelm „niecierpliwie wyczekuje i skarży się. Fakt, iż nie może dostrzec jej twarzy, sprawia mu prawdziwą przykrość”. Flamenka ma białą, delikatną skórę i piękne, błyszczące włosy. Słońce dotyka jej swym promieniem. „Na widok tak wspaniałego godła wielkiego skarbu, jakim obdarza go Miłość, Wilhelm uśmiecha się w swym sercu i raduje”. Młodzieniec śpiewa swą partię, „nie przestając zerkać co jakiś czas” ku Flamenco. Ta wstaje na Ewangelię, ale podnoszący się w tym samym momencie mężczyzna zasłania ją. Na szczęście natręt oddala się i nasz bohater znów może patrzeć na swą damę. Tą samą dłonią, którą właśnie się przeżegnała, Flamenka unosi lekko woalkę zakrywającą dolną część jej twarzy. Wilhelm na znak pokoju całuje psałterz podany przez kleryka, ten zaś podchodzi następnie do Flamenki. W chwili gdy całuje ona księgę1, Wilhelm dostrzega piękne czerwone usta ukochanej.

Powróciwszy do izby wykrzykuje: „Ranny jestem po dwakroć: otrzymałem cios, po którym cierpi moje ucho i oko.”

Idea, że fluidy miłosne przekazywać można oczyma, znana już była ludom prymitywnym. Pisarze średniowieczni mówią często o strzale, która poprzez oko dociera do serca. „Westchnął Brunissen i spojrzał na Jaufre tak znacząco i słodko, że spojrzenie to trafiło aż do serca” - czytamy w romansie pt. Jaufre.

Mąż Flamenki również zakochał się w swej wybrance od pierwszego wejrzenia: „Widok Flamenki rozpalił z miejsca w jego wnętrzu ogień miłosny tak słodki i łagodny, że nie wydostawał się on poza jego ciało, a żar, który go trawił, nie ujawniał się na zewnątrz; Archambaut pali się wewnątrz i drży na zewnątrz.”

Kochankowie z rozkoszą pożerają się wzrokiem. W romansie Zadziwiająca historia o Ereku i Enidzie Chretiena de Troyes Erek pragnie jak najszybciej przedstawić swą narzeczoną na dworze króla Artura, bowiem rozpiera go radość;

Nie może nasycić się jej widokiem:

im dłużej na nią patrzy, tym bardziej mu się ona podoba.

Nie może powstrzymać się przed ucałowaniem jej

i pragnie zbliżyć się do niej,

z upodobaniem na nią spogląda;

patrzy wciąż na jej jasną główkę,

uśmiechnięte oczy i jasne czoło,

nos, twarz i usta -

tak słodki widok raduje jego serce.

Podziwia ją całą aż po biodra:

podbródek i białą pierś,

barki, ramiona i dłonie.

Pani tymczasem

spoglądała na młodzieńca

wzrokiem równie bacznym i sercem równie wiernym:

podziwiali się wzajem do woli.

Za nic na świecie nie przestaliby

spoglądać jedno na drugie.

W innym romansie, zatytułowanym Cliges Chretien de Troyes jeszcze wyraźniej podkreśla rolę oka. Zakochany w Soredamor Aleksander cierpi z rozpaczy, nie śmie bowiem wyznać jej swej miłości:

„- W jaki sposób Miłość przebiła twe ciało, skoro nie pozostawiła nań żadnej rany? Powiedz! Chcę wiedzieć. Gdzie cię dosięgła?

- W oko.

- W oko? Przecie go nie uszkodziła!

- Zraniła mnie bowiem w serce.

- Powiedz jednak, dlaczego i w jaki sposób strzała dosięgła twego oka, nie raniąc go i nie niszcząc? Skoro strzała trafiła w oko, to dlaczego cierpi serce w piersi? Dlaczego nie cierpi oko, skoro trafione było jako pierwsze?

- Oko jest zwierciadłem serca i właśnie poprzez to zwierciadło - nie niszcząc go i nie raniąc - przepływa ów ogień, który płonie w sercu.”

 

Rozmowa

Samo spoglądanie na ukochaną istotę nie wystarczy. Trzeba jeszcze wyznać jej swą miłość, a zatem podjąć inicjatywę i od wizji przejść do rozmowy, od monologu dojść do dialogu.

Romans pt. Flamenka pozwala odtworzyć ten etap, w tym wypadku szczególnie złożony. Co tydzień, od maja do sierpnia, po jednym słowie podczas każdej mszy, Wilhelm zdradza swą miłość młodej damie, ta zaś nie unika odpowiedzi i w końcu zaczyna żywić podobne uczucia.

W niedzielę, 7 maja. Wilhelm staje przed ukochaną w chwili, gdy ta składa pocałunek na psałterzu. Szepce do niej cicho: „Niestety!” Flamenka sądzi, iż młody rycerz stroi sobie żarty z tego, iż mąż trzyma ją w niewoli. Wszelako - myśli - nie chciał mówić zbyt głośno z obawy, by go nikt nie usłyszał, zaczerwienił się i ciężko westchnął. Chcąc poznać jego intencje, za radą Alicji, swej damy do towarzystwa, decyduje się odpowiedzieć pytaniem: „Na co się uskarżasz?” Wypowiadając te słowa następnej niedzieli, w chwili gdy Wilhelm przynosi jej psałterz do pocałowania, Flamenka unosi głowę i przygląda się twarzy przyjaciela. Widzi, iż jest roztropny, przebiegły i dyskretny, że dobrze śpiewa i ma piękne, włosy.

W niedzielę, 21 maja, Flamenka nie zawiązała opaski na głowie równie ciasno jak zazwyczaj, chciała bowiem lepiej słyszeć słowa modlitwy. Wilhelm rzecze: „Umieram”, i szybko się oddala.

Małgorzata, inna towarzyszka Flamenki, podsuwa jej wówczas słowa, które pasują do innych: „Z jakiego powodu?”

Wilhelm zapamiętuje to pytanie i mówi sobie tak: „Zdaje mi się, że odpowiadając w ten sposób, pragnie ona być mi życzliwą. Gdyby było inaczej, nawet by o tym nie pomyślała; gdyby o tym nie pomyślała, nie odezwałaby się do mnie ani słowem; wniosek wyciągam z tego następujący: Flamenka myśli o mnie.”

W czwartek, 1 czerwca, w dniu Wniebowstąpienia, rzuca swej damie, doskonale go słyszącej, krótkie: „Z miłości” i szybko odchodzi.

W niedzielę, w Zielone Świątki, Flamenka tuż przed pocałowaniem psałterza pyta szybko: „Do kogo?”, co wprawia Wilhelma w osłupienie.

Nazajutrz Flamenka dodaje cicho: „Cóż mogę uczynić?”, Wilhelm oddala się zmieszany, albowiem - myśli sobie - słowa te z jednej strony dodają mu otuchy, z drugiej zaś przerażają, gdyż nie mówią ani tak, ani nie.

W niedzielę, 18 czerwca, Wilhelm szepce: „Uzdrowić.” Zatroskana Flamenka zastanawia się, w jaki sposób może zaradzić bólowi, który cierpi on dla niej. Młode dworki radzą jej wówczas zapytać się „Jak?”, nie wiedzą bowiem, jakiej sztuczki użyć, by wyleczyć młodzieńca z miłości.

W następną sobotę, w dzień Świętego Jana, Flamenka pyta Wilhelma cichuteńko: „Jak?”; niewiele brakowało, by musnęła jego palce przy odbieraniu psałterza. Na razie jednak nie jesteśmy jeszcze na etapie dotyków.

W niedzielę, 25 czerwca. Wilhelm z lekkim sercem podchodzi do swej ukochanej i, przekazując jej psałterz, powiada szeptem: „Podstępem.” Rzeczywiście, udało mu się wywabić gości z oberży i w sekrecie wykopać tunel łączący jego pokój z łaźnią, do której mąż Flamenki pozwalał jej czasem chodzić.

Młode towarzyszki radzą swej pani odpowiedzieć: „Użyj więc tego podstępu.”

W czwartek, 29 czerwca, w dzień Świętych Piotra i Pawła, Flamenka zapewnia Wilhelma o swej miłości.

Pierwszego dnia, gdy tylko może znów odezwać się do damy swego serca, tj. w niedzielę, 2 lipca. Wilhelm odpowiada: „Użyję więc podstępu.” „Radują ją te słowa i spogląda nań tak czule, że w tym spojrzeniu oczy ich wymieniły pocałunek, serca zaś splotły się w uścisku.”

Następnej niedzieli Flamenka pyta: „Lecz jakiego?” Mija kolejnych osiem dni i Wilhelm odpowiada: „Pójdzie pani”, lecz nie precyzuje dokąd. Zatem w dniu Świętej Magdaleny, w sobotę, 22 lipca, Flamenka zapytuje: „Gdzie?”, a nazajutrz Wilhelm odpowiada: „Do łaźni.”

We wtorek, 25 lipca, w dniu Świętego Jakuba z Composteli, młoda dama dopytuje się: „Kiedy?” W niedzielę młodzieniec odpowiada: „Jutro.”

Flamenka cierpliwie zwleka do dnia Świętego Piotra w Okowach - do wtorku, 1 sierpnia - by odpowiedzieć: „Podoba mi się to” i „lewą ręką, zgodnie z regułami gry miłosnej, dotknęła lekko i dyskretnie prawej dłoni Wilhelma, po czym osunęła się na ławę, bowiem nogi odmówiły jej posłuszeństwa”.

W środę, skarżąc się na swą niewolę, otrzymała od męża pozwolenie na wizytę w łaźni. Tam zamyka się w jednym z pomieszczeń razem ze służkami. „Nie myślcie wszak, rzecze do nich, że się rozbierać będę; nie przybyłam tu dla kąpieli, lecz aby się z nim rozmówić.”

Tak oto, po długich przygotowaniach, obydwoje kochankowie będą mogli swobodnie porozmawiać. Wilhelm zjawia się w łaźni, podnosząc płytę zakrywającą wejście do tunelu. Wyznaje miłość

ukochanej, a ta odpowiada: „Panie tak piękny, elegancki i układny! Dzięki Doskonalej Miłości od dawna już podbiłeś moje serce. Oto więc ciało, przybyłe tu, aby zadośćuczynić twej rozkoszy.”

Zanim jednak przejdziemy do czynów, wróćmy jeszcze na chwilę do słów.

Andre le Chapelain naucza, iż do tego, by się w nas zakochano, pomocnych nam będzie pięć atutów: piękna powierzchowność, nieskazitelna moralność, duża łatwość wysławiania się, bogactwo i umiejętność przekonywania. Dodaje wszakże, iż jedynie trzy pierwsze atuty umożliwiają zdobycie miłości. Najbardziej zaś liczy się nienaganność obyczajów. Elokwencja nie zawsze sprzyja miłości, albowiem piękne słówka o licznych cnotach nie zawsze mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Autor przytacza niejednokrotnie wyimaginowane dialogi między kobietami i mężczyznami z różnych warstw społecznych. Weźmy na przykład plebejusza zaczepiającego kobietę tego samego stanu. Zaczyna od pozdrowienia, ponieważ jednak kochankowie nie mogą od razu rozmawiać o miłości, musi on nieco odczekać, aby kobieta, jeśli tego zapragnie, odezwała się pierwsza. Gdy to uczyni, mężczyzna ma powody do radości, albowiem teraz może już kontynuować rozmowę. Tyle tylko, że w lej sytuacji wielu mężczyzn traci głowę i zapomina o starannie przygotowywanej wypowiedzi.

Jeśli kobieta nazbyt długo zwleka z podjęciem konwersacji, należy zacząć samemu. Najprzód bez związku z tematem: można wygłosić pochwałę jej rodzinnych stron, jej rodziny i jej samej - kobiety lubią bowiem wysłuchiwać komplementów.

Teraz rozmowa może toczyć się już dalej: mężczyzna będzie przekonywał kobietę, że żadna inna, tylko właśnie ona zdolna jest rozbudzić jego miłość, kobieta zaś będzie zaprzeczać - lub udawać, że zaprzecza - iż posiada te wszystkie zalety, które on jej przypisuje.

Andre le Chapelain uwzględnia sytuacje krańcowe - wiek starczy: „Jeśliś choć trochę mądra, moje lata powinny dopomóc w zdobyciu twej miłości: w swym długim życiu dokonałem wielu czynów godnych pochwały”; wiek nazbyt młodzieńczy: „Wypada wręcz, aby ktoś, kto nie wie nic o miłości, zaczął służyć kobiecie, której wiedza potrafi ukryć młodzieńczy brak doświadczenia”.

Jednakowoż w takim traktacie rozmowa jest niczym innym, jak subtelną grą. W utworach literackich deklaracja miłości to chwila niekiedy bardzo kłopotliwa. Nieśmiałość towarzyszy obu stronom. W Cliges Chretiena de Troyes Soredamor boi się okazać „miłość, która rozpala ją i niepokoi. Raz sprawia jej rozkosz, kiedy indziej - ból”. To jeszcze nic niezwykłego; w końcu chodzi tu o młode dziewczę, które - jak przystoi jej płci - nieco się kryguje. Lecz Aleksander?! Ten „nie ma śmiałości wyrzec choć jednego słowa do tej, o której najczęściej myśli”.

W końcu jednak zakochani przerywają milczenie. Za przykładem Owidiusza, który adoratorom radził puszczać oko do wybranek, niektórzy zaczynają porozumiewać się za pomocą znaków. Aby przezwyciężyć nieśmiałość, wybiera się czasem drogę na skróty. W Cliges Fenicja próbuje zmusić swego ukochanego do miłosnego wyznania w ten sposób, że najpierw pyta go, czy ma on przyjaciółkę w Anglii. Bohater romansu nie waha się wyznać swej miłości do Fenicji i tłumaczy się w podobny sposób: „To prawda, pani, żem kochał, alem nie kochał niczego, co pochodziło stamtąd. Jak kora bez bieli, tak ciało me bez serca przebywało w Brytanii!” Oddzielając serce od ciała, Cliges opanował nieco swą nieśmiałość. Zapytuje Fenicję: „Cóż więc działo się z panią od chwili, gdy przybyłaś do tego kraju?” Fenicja trzyma się metafory. „Na mnie już tylko kora. Żyję bez serca i jestem bez serca. Nigdy nie byłam w Brytanii, moje serce wszelako podróżowało tam wielokrotnie.”

W tym momencie obydwoje przekonali się już o wzajemnej do siebie miłości.

„- Pani, skoro tak mówisz, nasze dwa serca są tu dla siebie, moje bowiem należy w całości do pani.

- Przyjacielu, masz moje serce, tak bardzo do siebie pasujemy. Zostawił ją pełną radości i sam pełen radości oddalił się.” Co za rozkosz, wyznać sobie miłość! Lecz na tym nie koniec.

 

Dotyk i słodkie pocałunki

W miłości dwornej - termin ten ukuto w XIX wieku, natomiast pisarze średniowieczni używali określenia fin‘amor - służba miłosna była czterostopniowa: kochający potajemnie „adorator” (soupirant) w chwili, gdy dama obdarzy go spojrzeniem, staje się „błagalnikiem” (souppliant). Następnie dama może uczynić zeń swego „oficjalnego” (agree) kochanka, a dopiero potem - a nie jest to pewne - może on stać się jej kochankiem „cielesnym” (charnel). Gdy dama zgodzi się, aby błagalnik został jej przyjacielem, fakt ten zostaje potwierdzony podczas specjalnej, intymnej ceremonii. Klęcząc ze złożonymi dłońmi, zakochany ogłasza się poddanym swej pani, co zgodnie z regułami feudalnymi oznaczało, iż nie będzie miał w miłości żadnego innego pana. Dama obdarowuje wówczas wybrańca pocałunkiem, który przypieczętowuje przysięgę. „Tym słodkim pocałunkiem daje mi to, co czyni mnie szczęśliwym” - pisze Bernart Marti w połowie XII wieku.

Między pocałunkiem a ,,dokonaniem” (aktem seksualnym), do którego zazwyczaj nigdy nie dojdzie, rozciąga się w erotyce prowansalskiej wiele sytuacji zastępczych, choćby takich jak kontemplacja nagiej ukochanej i próba miłości lub asag - co niekoniecznie oznacza to samo.

Nieśmiali trubadurzy śnią niekiedy o obnażonym ciele damy serca. Inni chcieliby na nie patrzeć. Arnaud de Mareuil pragnie być „tam, gdzie jego pani się rozbiera, albowiem uczyniłaby mu tym samym wielki honor”. Bernard de Vendatour posuwa się nieco dalej; „Złe by się stało, gdyby nie zaprosiła mnie do swego pokoju, abym na jej rozkaz znalazł się u brzegu łoża i na kolanach, pokornie - o ile zechciałaby wyciągnąć ku mnie swą stopkę - zdejmował wspaniałe dopasowane buciki.”

W takich okolicznościach kochanek powinien mieć prawo do muśnięcia - choć bardzo dyskretnego - ciała swej przyjaciółki. Najczęściej kończy się właśnie na muśnięciu, chyba że dama zezwoli kochankowi na udowodnienie jego namiętności podczas asagu.

W izbie, do której wszedł, Flamenka obejmuje Wilhelma, całuje go i przytula się doń delikatnie. Wilhelm robi to samo, następnie zaś prosi ją do swego pokoju, gdzie będzie wygodniej.

„Ponieważ Flamenka wiedziała, kim był Wilhelm, jej serce napełniło się tak wielką radością, że poddała się ukochanemu całkowicie. W uniesieniu wiesza mu się na szyi, obejmuje go. Nie lęka się niczego i pragnie jedynie dobrze mu służyć, całować go, miło przyjąć i poddać się woli Miłości. Oczy, usta i dłonie nie próżnują; dotykają się i obejmują, a żadne z dwojga nie próbuje udawać, albowiem przeszkodziłoby to w spełnieniu ich radości. Każde z nich stara się zadośćuczynić długotrwałemu pragnieniu i wynagrodzić sobie wzajemnie ów dręczący ból, jaki zadawali sobie tak długo. Dzięki Amorowi żadne z nich nie zostaje w tyle: namawia on ich i nakłania do wszystkiego, co sprawia im rozkosz. Zachowują się jak prawdziwi kochankowie. Miłość rozpala ich serca i wlewa w nie tyle rozkoszy, że zapominają o wszystkich udrękach, jakie musieli znosić do tej chwili...

Wilhelm nie okazywał tyle pożądliwości w słowach, co jakiś klerk, nie domagał się bowiem od swej pani niczego więcej ponad to, co ona - która bynajmniej nie ociągała się w sprawianiu mu przyjemności - już mu oferowała. Była mu bardziej przychylna i życzliwa aniżeli sama Łaska, która - jak mi się zdaje - dyryguje rozdawaniem faworów. Miłość dała im tyle rozkoszy, że nie było mowy o wspólnym położeniu się do łoża. Tego dnia nasyciła ich pocałunkami, uściskami, objęciami, pieszczotami i innymi zabawami, odkrywanymi przez nią jedynie przed tymi, u których rozpozna czyste uczucie.”

Asag z teoretycznej miłości dworskiej odpowiada stosunkowi seksualnemu w miłości rycerskiej. Pozwala on kobiecie przekonać się, że jej kochanek kocha prawdziwie i nie traktuje jej jako przedmiot: ten bowiem, który nago spoczywa obok niej - również nagiej - związany jest przysięgą, iż nie uczyni niczego wbrew woli pani tej gry.

Para bohaterów cytowanego powyżej tekstu to najwidoczniej kochankowie doskonali, kosztują bowiem wszelkich rozkoszy, rezygnując z aktu miłosnego w sensie dosłownym.

Asag, niezależnie od motywacji, oznacza opowiedzenie się po stronie miłości duchowej. Jest hołdem wymagającym od kochanków pełnego uczuć oczekiwania, bez którego jakikolwiek kontakt seksualny byłby jedynie brutalną grą zmysłów.

W erotyce północnej Francji pocałunek zazwyczaj nie kończy całej przygody. Choć więc dochodzi często do całkowitego oddania się kobiety, zdarza się, że kochankowie leżą obok siebie, jedynie całując się - jak Perceval i Blanchefleur - i nie przechodząc do aktu końcowego. W Conte du Graal Chretien de Troyes opisuje to tak:

Zaprosił ją pod kołdrę

łagodnie i z atencją.

Młode dziewczę znosi jego pocałunki,

lecz nie sądzę, by sprawiały jej przykrość.

Tak trwali przez całą noc,

jedno obok drugiego, usta przy ustach,

aż do rana, aż po dzień.

Ta noc umocniła ją w uczuciu:

usta w usta, jedno w ramionach drugiego,

spali tak aż po świt.

Miłość dworska na północy zna również rytuał pocałunku, który wcale nie musi być podobny do hołdu wasalnego. Odnajdujemy go w prozaicznej wersji Lancelota. Pewnego wieczoru, na łące, bohater opowieści i Ginewra stają razem przed Galehotem, olbrzymim rycerzem - przyjacielem Lancelota. Galehot prosi królową, aby pocałowała bohatera. Ta waha się, wokół stoi bowiem jeszcze parę innych osób. Odchodzą one na bok i udają dyskusję. Królowa, widząc, że rycerz zabiera się energicznie do sprawy, bierze go za podbródek i długo całuje. Scena ta kojarzy się raczej ze ślubem aniżeli z hołdem wasalnym. Na miniaturach przedstawiających tę scenę widzimy zresztą rycerza, który nie klęczy przed swą panią, lecz w chwili pocałunku siedzi obok niej.

Pocałunek taki nie jest gestem bez znaczenia.

Zaiste, nikt nie uwierzy,

że skradł jej pocałunek nie czyniąc nic ponadto,

jedno pociąga bowiem za sobą drugie.

Kto całuje kobietę i na tym poprzestaje,

ten w oczach moich ponosi winę!

Kobieta, która oddaje swe usta,

z łatwością godzi się na to, co jeszcze się zdarzy,

o ile chcą tego na poważnie.

- oświadcza w Conte du Graal Orgueilleux de la Lande, przyjaciel młodej dziewczyny, którą Perceval pocałował siłą. Nie wierzy on, by ich uściski na tym się skończyły. Klucz do miłości, napisany ok. 1280 roku, podpowiada kochankowi, że ,,pocałunek jest ojcem tego, co jeszcze nastąpi, a także jego zwiastunem”.

Pełne świadectwo rozkoszy, jaką niesie ze sobą pocałunek, dają w Powieści o Róży Jeunesse i jej kochanek. „Przyjaciel jej był tak z nią zżyty, że całował ją za każdym razem, gdy sprawiało mu to przyjemność - nawet na oczach tańczących [...]. Rzeczywiście, nawet wtedy, gdy paplali między sobą, nie wstydzili się pocałunków, które wymieniali niczym dwa gołąbki.”

Większość autorów romansów unika szczegółów na temat zmysłowych igraszek kochanków. Wszelako Jean Renart opisuje w Escoufle pocałunki, którymi obsypują się Aelis i Wilhelm:

Pocałunki tak się jej spodobały,

że usta swe otwiera szeroko

i dwa języki wychodzą sobie na spotkanie.

Jej zęby białe i zaciśnięte

Miłość rozchyliła tak,

że już się nie pogryzą.

Robert de Blois radzi kobietom, aby nie pozwalały mężczyznom kłaść ręki na piersi - ma do tego prawo jedynie mąż - wszelako nie wydaje się, by rady tej bezwzględnie przestrzegano. W romansie pt. Escoufle, kiedy cesarz zakazuje Wilhelmowi wstępu do pokoju swej córki, bohater odpowiada, iż zawsze zachowywał się nieskazitelnie wobec Aelis. Piękne słowa nie mające nic wspólnego z prawdą! Aelis powiada w myśli:

Ah, Wilhelmie, piękny przyjacielu,

tyle razy kładłeś swe piękne, białe dłonie

na tym pięknym brzuchu i na tych biodrach

dotykając mnie wszędzie i wszędzie.

W Livre d’ Artus bohater pieści ochoczą dziewicę: „Kładzie rękę na jej piersiach i brzuchu i głaszcze jej delikatną, białą skórę.”

Niektóre z dam wolałyby zresztą przejść od razu do aktu miłosnego. W romansie zatytułowanym Athis et Prophilias, po zakończeniu gier, w których brylowali obaj przyjaciele, panie na widowni marzą o tym, aby któryś z nich znalazł się w ich łożu.

Do jakiego stopnia literatura, zwierciadło wyobraźni, odpowiada rzeczywistości, w której chwilami poprzedzającymi ślub - zwłaszcza wśród wyższych warstw społecznych - rządzi nie rozkosz, lecz względy ekonomiczne?

Kochankowie w rzeczywistości

Miłość od pierwszego wejrzenia to nie tylko wynalazek literacki. Argumentu a contrario dostarczają nam Rejestry Jakuba Fournier, biskupa Pamiers, który w roku 1320 rozwijał swe talenty inkwizytorskie w Montaillou, małym miasteczku w Haute-Ariege. „Poślubiłam Arnauda Belot, który był bardzo biedny i nawet nie znał się na rzemiośle; nie mogę niestety powiedzieć, by była to miłość od pierwszego wejrzenia!” - wykrzykuje Rajmunda d’Argelliers (warto zwrócić uwagę, iż mówi to kobieta).

Pod koniec średniowiecza rzadko dochodzi do ślubu zawieranego wbrew woli współmałżonków lub choćby tylko jednego z nich. Rzecz jasna, rodzice i znajomi udzielają zgody na ślub, wszelako w dokumentach sądowych nie natrafiamy na ślady sprzeciwu. Jakie są tego powody? Czy chodzi tu o posłuszeństwo wobec postanowień rodziny czy też o kompromis między obowiązkiem a uczuciem? Ta druga hipoteza wydaje się bardziej prawdopodobna. Do wyznań miłosnych dochodzi więc parokrotnie i nie są to wyznania składane w sekrecie, lecz publicznie - co zobowiązuje w jeszcze większym stopniu.

Na wsi młodzi chłopcy i dziewczęta spotykają się zazwyczaj w ciągu roku podczas świąt. Razem tańczą, przede wszystkim la carole - uroczysty marsz tańczony na zabawach tak ludowych, jak i arystokratycznych - któremu towarzyszą piosenki z refrenem. Tworzą wspólny łańcuch, koło lub - najczęściej - pochód i uroczyście pląsają po dwoje lub po troje. Taniec ten mieszkańcy miasteczek tańczą najczęściej pod drzewami i przy fontannach.

1 maja chłopcy składają zielone gałązki drzew przed drzwiami dziewcząt ze swego miasteczka. Jest to publiczne potwierdzenie przysięgi składanej uprzednio potajemnie. Dwaj młodzieńcy z Buchy, pozostający - jak przyznają - jeszcze pod opieką rodziców, ostatniego dnia kwietnia spotykają dwie młode dziewczyny, do których ,,pałają miłością”. Chcą sprawić im przyjemność, więc pytają, czy nazajutrz, w pierwszą niedzielę maja, mogą złożyć pod ich drzwiami majowe gałązki. Dziewczęta zgadzają się. W ten sposób następnego dnia wszystkim jest już wiadomo, która z dziewcząt ma kochanka; nie trzeba czekać do zaręczyn. „<Przyjemność> młodej dziewczyny, jak pisze Cłaude Gauvard, może również płynąć z rytuału, który nie musi ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin