HUNOWIE PODBIJAJĄ EUROPĘ INWAZJA ZE WSCHODU Rok 375 n.e. Europa drży jak podczas gigantycznego trzęsienia ziemi. Dzikie hordy z dalekiej Azji, poprzedzane wstrząsającymi opo-wieściami o rzeziach, torturach i spalonych wioskach, przekroczyły swe granice. Cały rzymski świat wpada w panikę; Hunowie nad- chodzą! Czyżby zbliżał się koniec świata, zapowiedziana w Biblii Apokalipsa? Już wcześniej "barbarzyńcy" z obszarów położonych za pasem rzymskich umocnień granicznych - zwanych limes - podejmowali zbrojne wypady. Jednak dopiero Hunom udało się rzucić imperium na kolana. Jak to było możliwe? Jak rabujące i plądrujące watahy azjatyckich nomadów mogły pokonać militarną potęgę Rzymu, za- dając tym samym śmiertelny cios antycznej świetności? Cesarstwo znajdowało się w przełomowym okresie. Dawni bogowie musieli odejść, nowy kult - boga światła Mitry - sprofanował świą- tynie Jupitera i Marsa. Z Azji Mniejszej rozprzestrzeniła się na Zachód religia, zapoczątkowana przez małą żydowską sektę, by wkrótce wyrosnąć na najpotężniejsze wyznanie w państwie. Mowa oczywiście o chrześcijaństwie.Antyczne bóstwa przegrywały nie tylko na skutek zmian w świa- domości religijnej swych wyznawców. Walka o bogów była również walką o władzę w Rzymie.Rozpoczęła się epoka wielkich wędrówek ludów. Podążające na zachód plemiona wywołały w Europie niepokoje, środkowo i pół- nocnoeuropejskie szczepy ruszyły ze swych siedzib. Wszystko to zburzyło stary porządek: pax Romana, "rzymski pokój".Odkąd Hunowie przed ponad 1500 lat najechali Europę, są uosobieniem azjatyckiego zagrożenia. Od tamtej pory cywilizo- wany, zachodni świat lęka się niesamowitych przybyszów ze Wschodu.Najazd Hunów na Europę jest jedną z największych zagadek his- torii. Skąd pochodził ten lud? Dlaczego wyruszył na Zachód i wtargnął tysiące kilometrów w głąb nieznanych sobie terytoriów? jaka tajem- nica kryje się za ich zwycięskim pochodem? I w końcu - w jaki sposób ich wódz - legendarny król Attyla - stał się w ciągu paru lat najpotężniejszym władcą w Europie? Hunowie byli jednym z najsłynniejszych ludów naszego globu,jedynym, który zagroził trzem wielkim imperiom starożytnego świata:najpierw chińskiemu, potem perskiemu a wreszcie rzymskiemu. Mi-mo to niewiele o nich wiadomo, gdyż pozostawili nieliczne tylkoślady materialne. W porównaniu do innych starożytnych narodów,źródła dostarczające wiedzy o Hunach są bardziej niż skromne.Znaleziska archeologiczne rozproszone są w wielu krajach na dwóchkontynentach. Naukowcy próbują obecnie z mozołem zrekonstruo-wać historyczną spuściznę nomadów. Hunowie nie znali pisma, pozo-stają więc tylko obce przekazy - zazwyczaj pochodzące od wrogów,a więc odpowiednio jednostronne. Sporządzone pod wpływem po-głosek i makabrycznych opowieści, często wyolbrzymione, przed-stawiały przeciwników w jak najgorszym świetle. Ponadto Hunowie,aż do pojawienia się na scenie europejskiej historii byli zupełnienieznani. Ówcześni kronikarze mogli więc jedynie doszukiwać siępodobieństw do innych ludów koczowniczych, chociażby do Scytów,żyjących na południu dzisiejszej Rosji. O tych ostatnich donosił np.grecki "ojciec historiografii" - Herodot. Rzymianie nie interesowali się w zasadzie stepowymi jeźdźcami,uważając ich za naród bezdomny, pozbawiony kultury i zdemorali-zowany. Nasze wyobrażenia - po 1500 latach - są nadal pełne
luk i wymagają korekt. Hunowie nie byli dziką hordą anarchistycznychwojowników, jak się ich często przedstawia. Wręcz przeciwnie - bylidobrze zorganizowanym ludem z własną, wysoko rozwiniętą kulturą,Wiele małych plemion tworzyło społeczność zhierarchizowaną. Nadworach poszczególnych książąt szczepowych, rządzących swymipoddanymi samodzielnie i bez ograniczeń, panował ściśle przestrze-gany ceremoniał.W ciągu prawie stu lat dominacji wschodnich przybyszów w Europie(od 375 do zagłady w 469 r. n.e.) tzw. "Wielki Król" pochodziłz jednego rodu. Hunowie nie zajmowali się wyłącznie hodowlą bydłai wojaczką. Niektórzy byli znakomitymi rzemieślnikami: kuśnierzami,złotnikami, cieślami, snycerzami, stolarzami, rymarzami, kotlarzami,garncarzami, kołodziejami i płatnerzami. Samo wytworzenie "cudow-nej broni" nomadów - niezwykłego łuku - wymagało wysoko roz-winiętych rzemieślniczych umiejętności. Znaleziska archeologicznepotwierdzają zamiłowanie do przepychu, bogatej ornamentacji, ni-czym nie ustępującej orientalnej sztuce perskiej.Garść informacji na temat Hunów zaczerpnąć można od greckiegodziejopisa Priskosa, który w roku 449 przebywał jako członek wschod-niorzymskiego poselstwa na dworze Attyli. Opisując dworskie sto-sunki wspomina on o niezwykłej gościnności stepowych jeźdźców.
Mieli oni w zwyczaju oferować przybyszom, udającym się na nocnySpoczynek, towarzystwo własnych żon.Najważniejsze rzymskie źródło dotyczące "barbarzyńców" za-wdzięczamy Ammianowi Marcellinusowi, rzymskiemu kronikarzowi,będącemu z pochodzenia Grekiem. Hunowie są dla niego niczymwięcej, jak tylko prymitywnymi hordami półdzikich pasterzy. Ammiannie zastanawia się, skąd pochodzą. Jego relacja opiera się wprawdziena własnym doświadczeniu, odzwierciedla jednak przede wszystkimobawę autora przed obcymi, którzy zniszczyli także ojczyznę Mar-cellinusa - Antiochię.Brak nam nie tylko pisanych ale i ikonograficznych źródeł na tematzagadkowego ludu. Jeden z nielicznych zachowanych obrazów po-dziwiać można w Crypta Afreschi w Akwilei. Fresk ów powstał tużpo starciach pomiędzy Rzymianami a Hunami. Przedstawia rzyms-kiego jeźdźca, uzbrojonego we włócznię i ścigającego wschodniegowojownika. Ten ostatni odwraca się w siodle i posyła swemu prze-śladowcy strzałę.Można snuć przypuszczenia, czy Hunowie świadomi byli prze-szłości swojej i innych narodów, co wiedzieli o swym pochodze-niu. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy - nie używając pisma- przekazywali tę wiedzę ustnie następnym pokoleniom. Powsze-chne były jednak występy bardów, prezentujących mity i legendy.Naukowcy do dzisiaj zastanawiają się, jakim językiem posługiwalisię ci koczownicy, spokrewnieni bardziej z Turkami niż z Mon-gołami. Znana jest jedynie spora liczba nazw własnych, a i toczęsto w wersji rzymskiej, gockiej albo greckiej. Imię "Attyla"nadano władcy Hunów prawdopodobnie znacznie później - onsam raczej nigdy go nie używał. Słowo to pochodzi z przekazówgockich i znaczy - "ojczulek". Jak naprawdę nazywał się król, niewiadomo.Jako że wędrowne ludy nie budowały miast ani domów i nie cho-wały swych zmarłych w kamiennych grobowcach, pozostało po nichniewiele reliktów. Wybierzmy się więc na archeologiczną wyprawę,by odnaleźć "niemych świadków" dawno minionej epoki.ZRODZENI NA BAGNAChPrastary mit Gotów opowiada o przepędzeniu przez ludzi czarow-nic na bagna. Wiedźmy połączyły się tam ze złymi duchami i spłodziłyszkaradne plemię Hunów: półludzi, wydających z siebie zwierzęceodgłosy. Wydarzyć się to miało w okolicy Morza Azowskiego, tam
gdzie grzęzawiska tworzą geograficzną granicę między Europąa Azją. Tyle głosi legenda.Prawdę o pochodzeniu wscho-dnich wojowników kryją mrokizamierzchłej, wschodnioazjaty-ckiej historii. Pewne znaleziskoarcheologiczne pozwala zlokali-zować ich przypuszczalną, pie-:rwotną ojczyznę na wysuniętymnajdalej na wschód krańcu kon-tynentu: tam, gdzie dziś prze-biega granica Chin z koreą Pół-nocną. W okolicach kore-ańskiego miasteczka kyongju.odkryto grób, a w nim glinianąfigurkę przedstawiającą jeźdźca na koniu. Z tyłu na grzbiecie koniaprzymocowany jest kocioł o dziwnym kształcie. Tego rodzaju na-czynia odnaleziono do tej pory tylko wzdłuż tras, którymi poruszalisię Hunowie.Odkąd istnieją historyczne przekazy, dzisiejsza Mongolia (Mon-:gołowie osiedlili się tu dopiero ok. VI w. n.e. lub później) i sąsiadującez nią obszary uchodziły za ojczyznę wojowniczych, wędrownychplemion. Swą wątpliwą sławę ludy te zawdzięczały również wedłughistoriografii azjatyckiej -grabieżom i terrorowi. Chińskie kroniki jużw trzecim stuleciu p.n.e. donosiły o barbarzyńskich szczepach napółnoc od "Państwa Środka", wciąż najeżdżających żyzne dolinyŻółtej Rzeki. Chińczycy nazywali intruzów "Xiongnu" (Hiung-nuj.Od tego określenia pochodzi prawdopodobnie używane późniejw Europie słowo "Hunowie". Wielu historyków wątpi jednak obecnie,czy owych Xiongnu można utożsamiać z Hunami. To ostatnie pojęcieobejmowało właściwie cały szereg koczowniczych plemion, którychrozróżnienie nie jest już dziś możliwe.Z wyżyn Mongolii nomadowie wędrowali na południe i zachód,podbijając całe połacie azjatyckiego kontynentu. Nawet Chiny poczułysię zagrożone. Z tego też względu ok. roku 214 p.n.e. rozpoczętowznoszenie największej budowli w dziejach ludzkości - ChińskiegoMuru. Pewien urzędnik na dworze cesarskim tak pisał o Xiongnu:"W ich piersiach biją serca dzikich zwierząt. Od najdawniejszychczasów nie uważa się ich za część ludzkości".Pomimo Wielkiego Muru, którego budowę zakończono dopiero kilkaset lat później, koczownikom udało się opanować północneChiny. Z roku 176 p.n.e. pochodzi list ich władcy Mao Duna docesarza Chin. Zdobywca domaga się pokoju: "Jako że północnekrainy znajdują się w mej mocy, żądam złożenia broni, pokoju dlamych oficerów i żołnierzy, stajni dla mych koni. Zakończmy naszewaśnie, przynosząc ludności granicznych prowincji upragniony pokój.Pozwólmy młodym dorosnąć, dojrzałym i starcom pozostać na oj-czystej ziemi, niechaj pokolenia żyją w pokoju i radości. Przyjmij odemnie podarunek: wielbłąda, dwa wierzchowce i dwa czterokonnezaprzęgi do Twych wozów bojowych." Życzenie Mao Duna ziściło się tylko częściowo. Xiongnu zadomo-wili się na zajętych obszarach Chin i założyli tam swoje pierwszepaństwo. Zawładnęli ośrodkami miejskimi i zasymilowali się z chiń-skim społeczeństwem. W kolejnych, niespokojnych stuleciach, powielu - często zbrojnych - konfliktach ich wpływy znacznie zmalały,aż wreszcie w roku 350 n.e. nastąpiły brutalne prześladowania et-niczne. Xiongnu, żyjący na tej ziemi już od pokoleń, mieli zostaćunicestwieni. Przekazy mówią o 200 tysiącach zabitych - starychi młodych, mężczyzn i kobiet, prostaków i szlachetnie urodzonych.Wstrząsające doświadczenie dla narodu niegdyś niepodzielnie pa-nującego. Pozostali przy życiu uciekali początkowo na północ. Ten marszmógł przyczynić się do wyparcia osiadłych tam Hunów na zachód,lub (jeżeli Xiongnu i bohaterowie naszej opowieści to jeden i tensam lud stanowić początek ich długiej wędrówki, zakończonej do-piero w Europie.Inny, być może jeszcze ważniejszy, powód przemieszczeń ludnościstanowiły zmiany klimatyczne. Warunki do hodowli bydła na wyży-nach Mongolii są dziś jeszcze nadzwyczaj trudne, ciężkie zimy mogąpowodować prawdziwe spustoszenia. W roku 1992 zima była takmroźna i śnieżna, że nawet odporne na niskie temperatury mongol-skie jaki zamarzały stojąc, a nomadowie cierpieli głód. Zmiana klimatu, jaka nastąpiła ok. roku 373 miała straszliwe skutki.Po przyjęciu uciekinierów z Chin i po latach dobrobytu, kiedy liczbaludności szybko rosła, szczególnie sroga zima spowodowała gwał-towne pogorszenie sytuacji. Lato wreszcie nadeszło, ale było zbytkrótkie, aby stepy zdążyły rozmarznąć. Brakowało żywności. Naprzednówku chłody przetrzebiły młode cielaki. Głód i przeludnieniezmusiły Hunów do wielkiej wędrówki. Ponieważ drogę na żyznePołudnie zamykał chiński Wielki Mur, wybrali inny kierunek: na Za-chód. Z rozległych mongolskich wyżyn podążali więc zgodnie z przebie-giem pasa stepów, rozciągającego się od Azji Środkowej poprzez
Ałtaj, Jezioro Aralskie, Morze kaspijskie i Czarne aż do europejskiejniecki karpackiej. Podczas wędrówki pozostawili ślady, odkryte przezwspółczesnych archeologów: naukowcy natknęli się na słynne kotły
-Pierwszy kocioł wykopano w ubiegłym stuleciu na Śląsku, na nie-wielkim piaszczystym pagórku. (Od redakcji: W Jędrzychowicachkoło Oławy odkryto grób szkieletowy, zapewne kobiecy, zawierającyzłote okucia diademu wysadzane almandynami, złoteoraz żelazne pozłacane sprzączki, czarę brązową i brązowy kocioł pochodzenia wschodniego. Przypuszcza się, że w grobie tym po- chowano przedstawicielkę miejscowej elity plemiennej, być może żonę huńskiego zarządcy ziem Śląska, zależnych od państwa Hunów. Zespół datowany jest na ok. 400 r n.e. kocioł brązowy oraz dokumen- tację innych zabytków zaginionych w czasie wojny przechowuje Mu- zeum Archeologiczne we Wrocławiu.) Od tamtej pory między Mon- golią a Europą Zachodnią znaleziono jeszcze 30 dalszych, lepiej czy gorzej zachowanych. Naczynia mają wysokość 50-60 cm. Czasami brzegi zdobią stylizowane motywy liści albo grzybów. Podobne or- namenty pojawiają się również na diademach i koronach noszonych przez żeńską część "arystokracji" Hunów. W korei znaleziono bi- żuterię wykończoną podobnymi detalami, co staje się kolejnym ar- gumentem przemawiającym za pochodzeniem nomadów z tego obszaru.Najcięższy z kotłów waży ponad 50 kg. Wziąwszy pod uwagę, że koczownicy wozili je ze sobą przez azjatyckie stepy aż do Europy - pozbywając się poza tym wszelkiego niepotrzebnego balastu- należy przypuszczać, że naczynia te miały jakieś szczególne zna-czenie. Wątpliwe jest, aby służyły tylko do przyrządzania posiłków.Jeden z najpiękniejszych egzemplarzy, o surowej formie odnale-ziono w okolicach Noin Uła (Mongolia). Technika wykonania - od-lanie poszczególnych części w glinianych foremkach, a następnie ichzlutowanie, jak również ornamenty na powierzchni i brzegach wy-kazują wprawdzie wpływy chińskie, styl całości jest jednak odrębny,niezależny. skomplikowana technologia i bogate zdobnictwo wska-zują na niecodzienne zastosowanie tych naczyń - prawdopodobniedo celów kultowych. Przemawia za tym fakt, że wszystkie okazyodkryto w miejscach pochówku już umyślnie zniszczone lub uszko-dzone. Po śmierci wojownika odbywała się zapewne uczta pogrze-bowa. Jadło na nią warzono właśnie w takich kotłach. Uszkodzeniawskazują, że po stypie rozbijano ciężkie naczynia. Dla archeologówsą one mimo to bezcenne.NIEZWYKŁA BROŃJuż pierwsze spotkanie z oddziałami Hunów wprawiło Europej-czyków w zdumienie ze względu na niezwykłą harmonię międzyjeźdźcem a koniem. "Są zrośnięci ze swymi wierzchowcami niczymcentaury" - pisał rzymski kroni-karz. Od wczesnego dzieciństwanomadowie spędzali większą częśćżycia na końskim grzbiecie. Prze-mierzając stepy Azji Środkoweji Wschodniej można zauważyć, żerumak odgrywa w tamtejszej kultu-rze - jak przed tysiącami lat - głó-wną rolę. Już 4-5-letnie dzieci, po-trzebujące jeszcze przy wsiadaniu i zsiadaniu pomocy rodziców,pewnie trzymają się w siodle i przemieszczają się na znaczne od-ległości.Współcześni Hunom kronikarze opisują ich konie jako małe, brzyd-kie i włochate stworzenia. Wyhodowane zostały z dziko żyjącychzwierząt, których ostatnie okazy wyginęły w Mongolii dopiero pod-czas drugiej wojny światowej. kilka sztuk przeżyło w europejskichogrodach zoologicznych.Harmonia pomiędzy jeźdźcem a jego wierzchowcem wynikała zespecjalnego rodzaju siodła, budzącego u Rzymian zdumienie. Ciostatni zadowalali się bowiem zwykłymi skórami, przywiązanymi do
grzbietu zwierzęcia. Zasadniczym elementem siodła koczownikówbył natomiast drewniany stelaż, zapewniający wojownikowi oparciei stabilność. Mieszkańcy azjatyckich stepów do dziś stosują ten wy-nalazek. Ociężali kawalerzyści rzymscy tracili często w trakcie bitwyrównowagę i spadali z konia - co nierzadko kończyło się śmiercią.Hunowie - jak donosi Ammian Marcellinus - "pędzili jak górskiwicher i ledwie ich dostrzeżono, już szturmowali obóz".Wierzchowce nomadów były silne i wytrzymałe. W zimie samewyszukiwały pod śniegiem pożywienie. Dzięki temu jazda Hunówpozostawała w gotowości bojowej przez cały rok - w przeciwień-stwie do rzymskiej. Zasoby rezerwowych rumaków były bardzo bo-gate. Szacuje się, że na jednego wojownika przypadało siedem koni.Oprócz siodła przybysze ze Wschodu przywieźli kolejny wynalazekktóry zrewolucjonizował technikę walki kawaleryjskiej: nieznane w Eu-ropie strzemiona. Aby uniknąć szybkiego zmęczenia przy dłuższejjeździe wierzchem, mocowali do siodeł opaski, skórzane taśmy lubswego rodzaju płócienne worki, dające stopom oparcie. AmmianMarcellinus mówi o "kozich skórach obwiązanych wokół owłosionychnóg wojowników". Strzemiona z drewna i żelaza pojawiły się dopierook. połowy V w., ale ich prymitywny pierwowzór spełniał ważnezadanie. Niezależnie od większej stabilności jeździec mógł terazunosić się, obracać i strzelać z łuku we wszystkich kierunkach."Ludy napinające łuk" - tak nazywał legendarny władca Mao Dunw II w. p.n.e. rządzony przez siebie związek plemion. Ich "cudownąbronią" był łuk o niezwykłej konstrukcji i nowego rodzaju strzały.Zbrojmistrze sporządzali z giętkiego drewna łuk z wygięciami po-między częścią środkową, którą strzelec trzymał w dłoni, a jegokońcami. Zakończenia i środek drzewca wzmacniali płaskimi kośćmi.Stanowiły one zaczepy dla cięciwy i koncentrowały napięcie w drew-nie na obydwu wspomnianych wygięciach w kształcie litery C.W przeciwieństwie do konwencjonalnego, "okrągłego" łuku, który- zbyt silnie naciągnięty - tracił sprężystość, w broni Hunów na-pięcie wytwarzały właśnie te obydwa krótkie, elastyczne wygięcia.Odległość pomiędzy środkiem drzewca a spoczywającą na cięciwieKońcówką strzały była z tego względu niewielka. Górna część łukubyła nieco większa niż dolna, co dawało zwłaszcza strzelającemuz konia większą swobodę manewru.Archeolodzy odnaleźli kilka sztuk tej groźnej broni w grobach wo-jowników. Nie wszystkie były oryginałami - ze względu na dużąwartość dawano często zmarłym zastępcze, mniej cenne egzemp-larze. Z biegiem czasu, gdy rosnąca odległość od ojczyzny utrudniaładostawy broni, przyjęło się dziedziczenie łuków przechodzącychz ojca na syna. Potęga Hunów ucierpiała zresztą pod wieloma wzglę-dami z powodu braków w zaopatrzeniu. Trudno było zdobyć na
obcym terenie materiał niezbędny do produkcji uzbrojenia, coraz mniej rzemieślników znało się na rzeczy. Niezwykłe łuki stawały się więc rzadkością i obiektem pożądania. (Od redakcji: W Jakuszowicach koło Kazimierzy Wielkiej, w woj. kieleckim w 1911 r. odkryto przypad- kowo grób młodego mężczyzny, pochowanego wraz z koniem. Grób zawierał bogate wyposażenie: złotą zdobioną blachę stanowiącą okucie łuku, miecz żelazny w pochwie ze złotym, ozdobnym okuciem, złotą sprzączkę, sprzączki z rzędu końskiego, bursztynową gałkę zdobiącą rękojeść miecza, fragmenty naczyń ceramicznych. Zespół grobowy datowany jest na pierwszą połowę V w. n.e.Przypuszcza się, że pochowano w nim zarządcę ziem Małopolski, zależnych od państwa Attylli, na co wskazywałby złoty łuk będący oznaką wysokiej władzy. Zabytki z Jakuszowic przechowuje Muzeum Archeologiczne w Krakowie.Strzały również przywędrowały wraz z najeźdźcami z azjatyckiego 'kontynentu. Dzięki specjalnym otworom w drzewcach wydawały onew powietrzu świst o zmiennej wysokości. Ta szczególna właściwośćsłużyła w czasie bitwy do przekazywania komend, nie rozumianychprzez wroga. Strzały - długości 60-80 cm - zaopatrzone byływ żelazne groty o trzech krawędziach. Posiadały niesamowitą siłęrażenia, przebijając skórzane pancerze rzymskich legionistów jak' papier i zadając przeciwnikom straszliwe rany. Łuki koczownikówpozwalały trafiać w cel nawet z odległości 60 metrów. Pozostawalioni tym samym poza zasięgiem mieczy, włóczni i "zwyczajnych"łuczników. Możliwość atakowania bez wchodzenia w bezpośredniąstyczność z wrogiem stanowiła ważny czynnik przewagi militarnejnomadów. Owa militarna przewaga wywoływała panikę wśród mieszkańcówEuropy. Zachód nie potrafił przeciwstawić się sztuce wojennej Az-jatów. Dotychczasowa taktyka, polegająca na wzajemnej wymianieciosów, aż do zwycięstwa silniejszego, była teraz zupełnie nieprzy-datna. Wciąż rosnące straty w ludziach zmusiły Rzym do podjęcia środkówzaradczych - żołnierzy wyposażono w żelazne kolczugi. Dawałyone wprawdzie lepszą osłonę, ale ograniczały swobodę ruchu- a tym samym wartość bojową legionistów. Taktyka Hunów była nadzwyczaj skuteczna. Podzieleni na grupyiliczące 500-1000 wojowników atakowali wroga z kilku stron jedno-cześnie pod osłoną gradu strzał. Gdy napadnięci zwierali szeregi,koczownicy pozorowali ucieczkę, wciągając przeciwnika pod ostrzałukrytych łuczników. Mało kto uchodził z życiem z takiej zasadzki.Ostateczny cios zadawali jeźdźcy, wdzierając się do wrogiego obozu.
Taktykę tę opisał grecki historyk Zosimos pod koniec V w. w dziele"Nea historia".W początkowej fazie bitwy nomadowie zręcznie unikali starcia,lecz potem "zasypywali przeciwnika z flanki chmarami strzał, urzą-dzając krwawą łaźnię".Kogo oszczędziły strzały, tego dosięgał długi, obosieczny miecz,uzbrojenie jazdy. Znamy go z licznych wykopalisk. Rękojeści zdobionebyły często złotem i półszlachetnymi kamieniami. Podobnie jak łuki strzały, tak i azjatyckie miecze przeważały nad europejskimi. Prze-wagę tę zapewniał im pręt, jelec, umocowany poprzecznie międzyrękojeścią a klingą chroniący rękę przed cięciem.Rzemiosłem Hunów była wojna, miejscem pracy - koński grzbiet.Walczyli na własny rachunek lub w służbie innych. W pierwszymprzypadku napadali i plądrowali wsie, klasztory, kościoły i miasta,zabierając tyle, ile mogli unieść. W drugim - sprzedawali się jako najemnicy, możliwie najdrożej. O tym, dla kogo ryzykowali życie decydował żołd, a nie przekonania polityczne. Wojna, obojętnie w czyim imieniu prowadzona, była ich powołaniem.Walka nie była jedynym zajęciem przybyszów z dalekiej Azji. Z du- żym powodzeniem sprzedawali konie - ich prawdopodobnie jedyny, z całą pewnością zaś najważniejszy towar eksportowy. Surowy zakaz handlu podczas wojny miał zapobiec wyposażeniu kawalerii przeciw- ników w doskonałe, azjatyckie wierzchowce.Całkowitą nowością był fakt, że najeźdźcy wcale nie chcieli u-trzymywać zdobytych terenów. Nie przepędzali z pól rolników, bymóc samodzielnie zająć się uprawą;...
NYGP