Gardner Erle Stanley - Sprawa odlozonego morderstwa.rtf

(1019 KB) Pobierz



ERLE STANLEY GARDNER

SPRAWA ODŁOŻONEGO MORDERSTWA

Przełożyła: Anna Rojkowska

Wydanie polskie: 2000


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Perry Mason odsunął się nieco od biurka i usiadł tak, by być twarzą w twarz z młodą kobietą, która siedziała naprzeciwko w skórzanym fotelu dla klientów. Della Street, zaufana sekretarka, wręczyła adwokatowi kartkę, na której było napisane na maszynie:

 

NAZWISKO I IMIĘ                                                         Sylwia Farr

WIEK                                                                                     dwadzieścia sześć lat

ADRES                                                                       North Mesa, Kalif., 694 Chestnut St.

Tymczasowo zamieszkała w

Palmcrest Rooms.

Telefon: Hillview 6-9390

CEL WIZYTY                                                         chodzi o siostrę

UWAGI               gdy, sięgając po puderniczkę, otworzyła torebkę, zauważyłam plik banknotów i kilka kwitów z lombardu.

D.S.

 

Mason położył kartkę czystą stroną do góry i odezwał się:

Panno Farr, chciała się pani ze mną widzieć w sprawie swojej siostry?

Tak.

Pani pali?spytał, unosząc wieko kasetki na papierosy.

Dziękuję, wolę własne.

Wyjęła z torebki nowe opakowanie, oddarła róg i wyjęła papierosa. Mason podał jej ogień.

A co się dzieje z siostrą?spytał adwokat, opierając się w fotelu.

Zniknęła.

Czy kiedyś już się to jej zdarzyło?

Nie.

Jak ma na imię?

Mae.

Mężatka?

Nie.

I co z tym zniknięciem?

Sylvia Farr nerwowo się zaśmiała.

Trudno mi mówić, jak pan bombarduje mnie pytaniami. Mogę opowiedzieć po swojemu?spytała.

Oczywiście.

Mieszkamy w NorthMesa i...

Gdzie to jest?przerwał jej Mason.Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek słyszał o takiej miejscowości.

Na pewno pan nie słyszał. Leży w północnej części stanu, z dala od głównych dróg. To zapadła dziura. Od lat nic się tam nie buduje. Udało się nam postawić nową pocztę, ale to niczego nie zmienia.

To tyle o North Mesapowiedział Mason z uśmiechem.A co z Mae?

Mae wyjechała z domu ponad rok temu. To odwrotność typowej historii. Mae była popychadłem domowym. Ja... mnie uważało się za tę ładniejszą, choć w North Mesa to nie znaczy wieleuśmiechnęła się z dezaprobatą.Wie pan, jak to zazwyczaj jest. To ja powinnam mieć dość małomiasteczkowego zacofania i wyjechać do dużego miasta, starać się o pracę w filmie, a skończyć jako kelnerka w taniej knajpie i w końcu wyjść za mąż. Albo stracić wszystkie pieniądze, a wróciwszy do domu, rozczarowana, zgorzkniała i cyniczna, dowiedzieć się, że nieładna siostra poślubiła miejscowego grabarza, ma troje dzieci i słynie na całą okolicę z miłego usposobienia i doskonałej szarlotki.

Mae odstawała od wzoru?spytał Perry Mason z błyskiem w oku.

I to jeszcze jak. Znudziła się North Mesa, postanowiła wyjechać i poznać świat.

Gdzie jest teraz?

Oczy Sylwii Farr posmutniały.

Nie wiemodparła.

Gdzie była ostatnio?

Tutaj.

Pracowała?

Kilka razy zmieniała pracęodparła ostrożnie Sylwia.Myślę, że próbowała nadrobić czas stracony w North Mesa. Zawarła znajomości i bardzo się nimi cieszyła. Zrobił się z niej lekkoduch.

Jest od pani starsza czy młodsza?

Półtora roku starsza. Proszę mnie dobrze zrozumieć, panie Mason. Ona wiedziała, co robi... Mnie chodzi o to, że zmienił się jej charakter. W North Mesa była apatyczna. Rzadko się śmiała. Czuła, że czas płynie, a życie przecieka jej przez palce, i to nastawienie widać było we wszystkim, co robiła. Gdy wyjechała do miasta, najwyraźniej wszystko się zmieniło. Z listów przebijała radość. Były dowcipne i... No cóż, nie wszystkie odważyłam się pokazać mamie. Pamiętam, że Mae powiedziała, że w mieście dziewczyna musi nauczyć się igrać z ogniem tak, żeby nie poparzyć palców, i sztuka polega nie na tym, żeby uważać na ogień, ale na palce.

Kiedy otrzymała pani ostatni list?

Nieco ponad dwa miesiące temu.

Co wtedy robiła?

Pracowała jako sekretarka u kogoś z branży papierniczej, ale nie podała mi adresu firmy. Mieszkała w Pixley Court Apartments i wydawało się, że nie narzeka na nudę.

Ma pani jakiś jej list?spytał Mason.

Nie, wszystkie zniszczyłam... to znaczy prawie wszystkie. Niektóre pisała do mnie w tajemnicy. Czasem przysyłała listy, które mogła przeczytać Mama. Te były zazwyczaj bardzo krótkie.

Czy odwiedziła was po wyjeździe do miasta?

Tak, około pół roku temu. Ogromnie się zdziwiłam, kiedy ją ujrzałam. Nigdy wcześniej nie widziałam tak kompletnej zmiany. Mae miała brzydką cerę i suche, szorstkie włosy. Rysów twarzy też nie można było nazwać pięknymi. A jak przyjechała!!! Eleganckie ubranie, o wiele lepsza cera, śmiejące się oczy, zadbane włosy i dłonie, stała się dowcipna i znała najnowsze powiedzonka. My, dziewczyny z North Mesa, poczułyśmy się beznadziejnie nie na czasie. Widzi pan, panie Mason, nie jestem chimeryczką. Biorę, co mi życie przynosi, i nie narzekam, ale proszę mi wierzyć, nigdy nie czułam się tak przygnębiona, jak wtedy, gdy Mae wyjechała i musiałam wrócić do dawnego życia. Dopóki była, nie było tak źle. Wystarczyło jej towarzystwo, żeby wszystkie dziewczyny czuły się wytwornie i wielkoświatowo, ale gdy wyjechała, oklapłyśmy, zupełnie jak balon, z którego zeszło powietrze. Trudno było to wytrzymać...

Chyba rozumiemodparł Mason.Zdaje się, że tyle wystarczy tytułem wstępu.

Miesiąc temu lub coś koło tegozaczęła pospiesznie Sylwia Farrnapisałam do siostry, ale nie odpowiedziała. Dwa tygodnie temu wysłałam następny list i ten wrócił z adnotacją, że lokatorka przeprowadziła się, nie podając adresu.

Wydaje mi się, że pani siostra doskonale nauczyła się dawać sobie radęodparł Mason.Nie widzę powodu do zmartwienia.

W ostatnim liściewyjaśniła Sylwia Farrwspomniała jakiegoś pana Wentwortha, który ma jacht. Z tego, co napisała, zrozumiałam, że jest hazardzistą i ma dużo pieniędzy. Siostra pływała z nim jachtem. List zakończyła jakoś tak: Boże drogi, siostro, kiedy przyjedziesz do dużego miasta, unikaj ludzi w rodzaju Penna Wentwortha. To, co mówiłam ci o igraniu z ogniem, nie sprawdza się w stosunku do niego. On idzie przez życie, biorąc wszystko, na co ma ochotę, i wcale o to nie prosząc. Z mężczyznami takimi jak on nie da się uważać ani na ogień, ani na palce.

Pani siostra nie jest pierwszą dziewczyną, która przekonała się, żejak to określiław zabawie z ogniem nie ma dobrych, pewnych reguł. Nie potrzebuje pani prawnika, panno Farr. Jeśli w ogóle kogoś pani potrzebuje, to detektywa. Proszę posłuchać mojej rady, wrócić do North Mesa i o wszystkim zapomnieć. Pani siostra doskonale potrafi o siebie zadbać. Nie komunikuje się z panią zapewne dlatego, że nie chce, żeby pani się dowiedziała, gdzie jest. Policja może pani powiedzieć, że to często się zdarza. Jeśli chce pani dobrego detektywa, mogę polecić pani Agencję Detektywistyczną Drakea. Mieści się w tym samym budynku. Agencja zatrudnia kilku niezłych detektywów i można mieć absolutne zaufanie do uczciwości i dyskrecji jej szefa, Paula Drakea. Pracuje dla mnie.

Mason obrócił się, dając znak zakończenia rozmowy.

Sylwia Farr podniosła się z fotela i, stojąc przy biurku, rzekła z rozpaczą w głosie:

Panie Mason, bardzo pana proszę! Wiem, że to, co mówiłam, brzmiało niepoważnie. Nie umiałam dobrze naświetlić sprawy. Nie potrafię przedstawić siostry tak, jak ją widzę. Widzi pan, ja wiem, że to coś poważnego. Myślę... wydaje mi się, że została zamordowana.

Dlaczego tak pani myśli?

Z kilku powodów. Po pierwsze znam ją, a jeszcze to, co napisała w ostatnim liście...

Nie zachowała pani tego listu?

Nie.

Jeśli jest pani absolutnie przekonana, że to coś naprawdę poważnego, proszę iść na policję. Zbadają sprawę. Ale może pani nie być zadowolona z tego, co wykryją.

Chcę, żeby pan to zbadał, panie Mason. Pragnę, żeby pan...

Wszystko, co bym zrobił, ograniczyłoby się do wynajęcia detektywaodparł prawnik.Może pani zaoszczędzić pieniędzy i sama to zrobić. Sądzę, że kwestia finansowa nie jest dla pani obojętna, prawda?

Ma pan rację, ale siostra znaczy dla mnie więcej niż pieniądze, a wiem, że coś jest nie w porządku.

Proszę iść do Paula Drakea. Najprawdopodobniej będzie w stanie zlokalizować pani siostrę w ciągu dwudziestu czterech godzin. Jeśli okaże się, że siostra ma kłopoty i potrzebuje prawnika, może pani przyjść do mnie.

Proszę za mną, panno Farrodezwała się Della Street.Zaprowadzę panią do biura pana Drakea.


ROZDZIAŁ DRUGI

Paul Drake, wysoki i niezgrabny, wszedł do prywatnego biura z familiarnością zrodzoną z długiej zażyłości.

Cześć Perry. Cześć Dellopowiedział.Jak się macie?

Ulokował się w poprzek w fotelu dla klientów, opierając plecy o jedną poręcz, a nogi przewieszając przez drugą.

Dziękuję za klientkę, Perry.

Jaka klientkę?

Dziewczynę, którą mi wczoraj przysłałeś.

Masz na myśli pannę Farr?

Uhm.

Zarobiłeś coś?

Tak sobie. Tyle co za wstępne rozpoznanie i raport. Pomyślałem, że znalezienie tej dziewczyny nie powinno zająć więcej niż trzy czy cztery godziny.

Znalazłeś ją?

Nie, ale dużo się o niej dowiedziałem.

Mason uśmiechnął się i sięgnął do kasetki po papierosa.

Zapalisz, Paul?

Nie, dziękuję. Dziś żuję gumę.

Mason odwrócił się do Delli Street i rzekł:

Coś go gryzie, Dello. Kiedy jest w wirze spraw, pali papierosy i siada w fotelu jak człowiek cywilizowany. Natomiast kiedy zwija się jak wąż cierpiący na ból brzucha, to oznacza, że coś go gryzie. Żucie gumy to następny niechybny znak.

Drake rozdarł celofanowe opakowanie, włożył do ust trzy kawałki gumy, a papierki zmiął w kulkę, którą wrzucił do kosza na śmieci.

Perryrzekłchcę ci zadać pytanie.

Mason puścił oko do Delli.

Zaraz się przekonasz, Dellopowiedział.

Nie żartuję, Perry.

Wiem, Paul. A o co chodzi?

Po co, do diabła, zainteresowałeś się tą sprawą?

Niczego takiego nie zrobiłem.

Nie wziąłeś jejprzyznał Drakeale z tego, co dziewczyna mi powiedziała, musiałeś poświęcić jej dużo czasu.

Tak powiedziała?

Nieodparł detektyw.Była rozżalona. Uważała, że wyrzuciłeś ją z biura. Wyjaśniłem jej, że jesteś jednym z najdroższych adwokatów w mieście i niewiele osób może w ogóle dostać się do twojego biura. To ją trochę ugłaskało.

Prawdę mówiąc, omal nie wziąłem tej sprawy, Paulrzekł Perry Mason.

Tak mi się wydawało. Dlaczego?

Mason uśmiechnął się i powiedział:

Okazało się, że siostra jest w niezłych tarapatach, prawda, Paul?

Detektyw skinął głową, uważnie obserwując prawnika.

Ukrywa się przed policją?

Nie. Chodzi o fałszerstwo.

Tak myślałem.

Della Street, zaciekawiona, spojrzała na szefa.

No, Perry, nie bądź taki tajemniczyrzekł Paul.Zdradź nam, jak do tego doszedłeś.

Mason zmrużył oczy i, utkwiwszy wzrok w jakiś punkt za Drakiem, rzekł:

Czasem żałuję, że tak pasjonuję się ludźmi i tajemnicami. Gdyby ta sprawa była trochę bardziej zagadkowa, wziąłbym ją i okazałoby się, że za pięćdziesiąt dolarów odwalam robotę wartą pięć tysięcy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin