Lama Rinczen Sześć paramit ścieżka bodhisattwy.rtf

(96 KB) Pobierz
Lama Rinczen "Szeœæ paramit - œcie¿ka bodhisattwy"

Lama Rinczen "Sześć paramit - ścieżka bodhisattwy"

Tłumaczenie: Joanna Grelak

 

Sześć Paramit. W tradycji piśmiennictwa buddyjskiego, zarówno jeszcze w starożytnych Indiach, sanskryckiego piśmiennictwa, jak i tybetańskiego, i chińskiego - istnieją grube tomy będące komentarzami do tego tematu. Nie próbuję sugerować, że przestudiowałem je wszystkie. Wiem tylko, że istnieją. To oznacza, że w ciągu krótkiego wystąpienia dzisiaj nie powiem wszystkiego, co należałoby powiedzieć o sześciu paramitach. Niemniej spróbuję przedstawić takie ogólne, podstawowe założenia tego, co rozumie się pod tym pojęciem "sześć paramit", a także pod pojęciem "ścieżka bodhisattwy". Należy, więc dzisiaj przedstawić takie pojęcia jak: ścieżka, bodhisattwa, paramity.

Zacznę od krótkich definicji.

 

Co rozumiemy pod pojęciem "ścieżka"? Ścieżka jest to pewnego rodzaju droga, coś, co się przechodzi. A więc, z założenia jest tak, że musimy opuścić jakieś miejsce po to, żeby dotrzeć do jakiegoś innego. I, jak na razie, nie udało się jeszcze nikomu być w dwóch miejscach jednocześnie. Jeśli chcemy udać się dokądś, musimy najpierw opuścić miejsce, w którym byliśmy poprzednio. W tym sensie ścieżka duchowa oznacza również, że stawiamy sobie jakiś cel do osiągnięcia, ale żeby go osiągnąć jest coś, co musimy pozostawić poza sobą. A więc, jeżeli mówimy o pojęciu ścieżki oznacza to, iż musimy być świadomi tego, że istnieją pewne nawykowe skłonności, pewne nawyki ciała. Istnieją pewne nawyki mowy. Istnieją nawykowe skłonności umysłu, których chcemy się pozbyć, z których chcemy zrezygnować. Chcemy dokądś dojść, to znaczy, że istnieją jakieś cechy, jakieś właściwości, które postanowiliśmy rozwinąć. Co rozumie się pod pojęciem ścieżki? A więc, jest tutaj pewien proces przemiany. Ścieżka w buddyzmie nie oznacza tego, że pozostajemy tacy jak byliśmy tylko, że nagle wolno nam czegoś jeszcze więcej, albo robi się to jeszcze lepiej. Oznacza to przemianę - zrezygnowanie z pewnych nawykowych skłonności, rozwinięcie pewnych cech, pewnych właściwości.

 

Wyjaśnimy teraz pojęcie "bodhisattwa".

 

W tradycji buddyjskiej mamy dwa zasadnicze nurty, dwa zasadnicze kierunki myśli, praktyki. Pierwszy nazywa się wąską ścieżką. Dotyczy to tych, którzy wstępują na duchową ścieżkę, ponieważ mają przekonanie, że nie mogą już więcej znieść swojej obecnej sytuacji. Chcą coś zmienić, dążą do jakichś wyższych, duchowych celów. Myślą, ogólnie mówiąc, o swoim własnym wyzwoleniu, uwolnieniu się z obecnej sytuacji. Nazywa się to wąską ścieżką, czy małą ścieżką, ponieważ motywacja jest tutaj stosunkowo wąska - dotyczy tylko nas samych.

 

W odróżnieniu od tego istnieje drugi nurt nazywany wielką ścieżką, ponieważ zasadnicza motywacja jest tutaj nieco odmienna. Mianowicie mówi się, że ktoś wstępuje na tę duchową ścieżkę, ponieważ nie może znieść sytuacji wszystkich innych czujących istot. Co to znaczy nie może znieść sytuacji? To znaczy, że uświadamia sobie, że każdy z nas, kto jest czującą istotą, to znaczy posiadającą umysł, zdolność odczuwania, zdolność przeżywania, interpretowania, doświadczania - każdy z nas chce być zadowolony, chce być szczęśliwy, chce żeby mu było dobrze. Nikt nie lubi cierpieć, nie lubi jak mu umierają bliscy, nie lubi kiedy go boli coś fizycznie, albo kiedy się czuje fatalnie psychicznie. Każdy chce uniknąć cierpienia, i chce być zadowolony. Toteż, stale i stale dążymy do tego, wykonując rozmaite działania. W czasie, kiedy byliśmy w kołysce radziliśmy sobie doskonale z tym problemem.

 

Jak nam było nie dobrze po prostu krzyczeliśmy głośno i pojawiało się zbawienie w postaci mamy, która karmiła nas swoim świeżym mlekiem, otulała nas, i było nam nagle dobrze. Mieliśmy sposób na załatwienie kwestii cierpienia i szczęścia. Jak dorastaliśmy, życie stawało się coraz bardziej skomplikowane. Ale ta podstawowa motywacja stoi stale za tym, co robimy. Kształcimy się, zdobywamy przyjaciół, unikamy wrogów. Chodzimy w pewne miejsca, innych miejsc unikamy. Staramy się żeby towarzyszyły nam pewne myśli, a innych nie lubimy, staramy się je odsunąć. Wszystko to kręci się stale wokół tego samego schematu: chcemy być zadowoleni, chcemy, żeby nam było dobrze. Niestety nic nie wskazuje na to, żeby udało nam się w taki rzeczywiście trwały i konsekwentny sposób wyplenić wszelkie przyczyny niezadowolenia. Chcemy, czy nie chcemy - podlegamy chorobom. Większość z nas dożyje starości, która nie jest przyjemnym stanem, bo przyciąga wszystkie inne choroby, bo zmysły stają się przytępione.

 

Będziemy wszyscy podlegać cierpieniu śmierci. Stale zdarza nam się spotkać kogoś, kogo nie lubimy, spotkać sytuacje, których nie lubimy, i nie jesteśmy w stanie uniknąć tego trwale, zawsze. Zdarza się spotkać kogoś takiego. Zdarza się, że nie możemy na zawsze utrzymać przy sobie sytuacji albo ludzi, przyjaciół, których kochamy, z którymi chcielibyśmy być zawsze. A więc, wydaje się, że tego podstawowego problemu nie załatwiliśmy do końca. I ktoś inny może dojść do wniosku: być może sposób, w jaki szukamy tego zadowolenia, szczęścia, i jak chcemy uniknąć cierpienia - być może sposób nie jest właściwy. A więc, postanawia wkroczyć na duchową ścieżkę po to, żeby odkryć, odnaleźć ten właściwy sposób.

 

Kogoś takiego, nastawionego przede wszystkim na przyniesienie pożytku innym, nazywamy bodhisattwą.

 

Jest to niezmiernie istotne, i poświęciłem temu dłuższą chwilę, ponieważ zrozumienie znaczenia sześciu paramit, czy też sześciu cnót bodhisattwy, jest praktycznie niemożliwe bez zrozumienia tego podstawowego nastawienia bodhisattwy - postawy, w której dobro innych staje się dla niego czymś najważniejszym, i przede wszystkim dąży do tego, żeby przynieść innym pożytek. Oczywiście, że to nie oznacza, iż przy okazji sam będzie zbierać cierpienie. Oczywiście, że on sam również, dzięki temu, uzyskuje pewien rodzaj satysfakcji, szczęśliwości, zadowolenia.

 

Ale podstawową motywacją jest pragnienie przyniesienia pożytku innym.

 

I oczywiście, że istnieje w buddyzmie bardzo wiele nauk mówiących o tym, w jaki sposób tak szlachetną ideę, tę chęć przynoszenia pożytku innym, jak tę ideę rozwijać w sobie, w jaki sposób utrwalać, pogłębiać taką myśl. Bo zwykle jest tak, że ktoś pod wpływem jakiejś inspirującej sytuacji, czy pod wpływem spotkania jakiegoś wielkiego bodhisattwy, jakiegoś nie zwykle uduchowionego człowieka, pod wpływem spotkania odpowiedniej literatury, czy jakichś innych czynników, czy pod wpływem tego, że właśnie dostrzega cierpienie innych - ktoś być może postanawia wkroczyć na taką ścieżkę. Chce zrobić coś dla innych, a zdaje sobie sprawę, że tylko nakarmienie innych, chociaż jest bardzo pożyteczne, to pomoże im jednak tylko na kilka godzin, że znacznie lepiej było by nauczyć ich żyć we właściwy sposób. A więc ktoś taki, kto dojdzie do tego wniosku, to nie jest tak, że będzie miał od razu, stale, zawsze takie szlachetne myśli w sobie. Wszyscy na pewno doświadczamy tego w życiu nieraz, że czasami chcemy czegoś bardzo dobrego, bardzo szlachetnego, a później po prostu przechodzi nam zapał.

 

Albo pod wpływem przeciwstawnych okoliczności czy złego towarzystwa zmieniamy poglądy. A czasami po prostu nie starcza nam determinacji, albo inne rzeczy stają się jeszcze ciekawsze. Zmierzamy w innym kierunku. A więc istnieje cała grupa nauk mówiąca o tym, w jaki sposób pracować nad swoją motywacją, w jaki sposób ją pogłębiać, utrwalać, sprawiać, aby była jeszcze czystsza. I dopiero na bazie takich nauk, które się studiuje, poznaje, praktykuje, na bazie tego pojawia się w tradycji buddyzmu mahajany, czyli tej wielkiej drogi - drogi, w której dąży się do przyniesienia pożytku innym - pojawia się ta druga część nauk mówiąca o tym, jak te szlachetne idee konkretnie wprowadzić w czyn.

 

I w tym kontekście trzeba powiedzieć, że cała praktyka buddyjska sprowadza się do trzech podstawowych elementów. Nazywa się to potrójnym treningiem, czy też potrójnym ćwiczeniem, można to różnie tłumaczy:

 

Po pierwsze, to oznacza właściwe postępowanie.

Po drugie, właściwe zrozumienie.

I po trzecie, właściwą medytację.

 

To są trzy elementy. Gdyby któregokolwiek z nich zabrakło, to ścieżka nie byłaby kompletna. Te trzy elementy wspierają siebie nawzajem.

Bo jeżeli ktoś chciałby iść ścieżką duchową, na przykład poświęcając się tylko studiowaniu, pogłębianiu zrozumienia i medytacji, ale nie będzie to poparte właściwymi czynami - to niestety, jeżeli w życiu nie potrafimy zachować się porządnie, pozostają w umyśle różnego rodzaju skłonności, które będą sprawiać, że nie rozwiniemy prawdziwego spokoju, wyciszenia, jasności, klarowności umysłu. A więc, nie rozwinie się wszystkiego tego, co wiąże się z medytacją. Jeżeli nie będziemy poznawać nauk, nie będziemy studiować, wówczas w żaden sposób nie rozwiniemy medytacji.

 

W ogóle pojęcie medytacji jest tematem bardzo złożonym i wymagającym jakby osobnego omówienia, ponieważ bardzo często, jest tak znowu w naszej zachodniej kulturze, że pod pojęcie medytacji wkładamy wszystko, co możliwe, co ma do czynienia z jakimś ćwiczeniem umysłu. Nie całkiem uświadamiamy sobie, że istnieją bardzo, bardzo różne sposoby ćwiczenia umysłu, i nie wszystkie prowadzą do tego samego. Podobnie, jak można ćwiczyć ciało na różne sposoby po to, żeby zostać, na przykład ratownikiem wodnym, czy górskim. Albo można ćwiczyć ciało żeby umieć skutecznie zabijać innych. Podobnie jest z ćwiczeniem umysłu. Nie jest tajemnicą, wszędzie się o tym teraz słyszy, w różnych publikacjach, czyta się również o tym, że na przykład szpiegów w różnych krajach szkoli się poprzez różne techniki koncentracyjne, żeby umieli zachować spokój, opanowanie.

 

Ćwiczy się tak samo sportowców w medytacjach. I na pewno to nie jest taki sam rodzaj medytacji, jaki ćwiczy ktoś, kto jest nastawiony na przynoszenie pożytku innym. Są to odmienne techniki, odmienne cele, ćwiczenie umysłu zupełnie w innych cechach, rozwijanie innych cech. Patrząc z innego punktu widzenia - skoro nie będziemy w stanie rozwijać odpowiednich cech nie nauczywszy się właściwego postępowania, nie rozwiniemy odpowiednich cech umysłu - to ktoś mógłby pomyśleć: w takim razie wystarczy skupić się na właściwym postępowaniu, nauczyć się jak to robić, i po prostu robić swoje. A tymczasem okazuje się, że to jest nie zawsze możliwe, ponieważ bardzo często wiemy, że coś jest nie właściwe, wiemy, że coś jest nie dobre, a jednak pod wpływem emocji nie umiemy się powstrzymać przed tym, na przykład pod wpływem gniewu, irytacji, dumy, zazdrości. Czasami wiemy, że coś jest bardzo dobre, szlachetne, że powinniśmy to właśnie zrobić, a brakuje nam odwagi, brakuje nam determinacji lub, z powodu innych stanów emocjonalnych, nie umiemy się przekonać do tego, żeby właśnie wykonać ten czyn, który powinniśmy zrobić.

 

I dlatego mówi się, że jeśli ktoś nie ćwiczy się w medytacji po prostu będzie podlegał emocjonalnej niestałości, i jego działanie nigdy nie będzie właściwe, nigdy nie będzie adekwatne w danej sytuacji. Dlatego te trzy elementy: właściwe zrozumienie, właściwe postępowanie i właściwa medytacja wspierają się nawzajem. I teraz,, jeśli popatrzeć na to dokładniej, to właściwe postępowanie składa się dalej z trzech elementów: z dobroczynności, z etycznej samodyscypliny i z cierpliwości. Mamy trzy elementy. Mieliśmy do tego jeszcze ćwiczenie się w medytacji, i w zrozumieniu. To już jest razem pięć. W każdej z tych rzeczy powinno się być pilnym, inaczej nie osiągnie się owoców. To stwarza razem sześć.

Jest to tak zwanych sześć cnót bodhisattwy, czy też sześć wyzwalających czynów bodhisattwy.

 

Powiedziane jest, że tą pierwszą cnotą, którą rozwija się po to, żeby móc nauczyć się innych właściwości bodhisattwy - tą pierwszą cnotą jest dobroczynność. Czasami tłumaczymy to słowo również jako dawanie, aczkolwiek to nieco zawęża znaczenie tego słowa, bo kojarzy się tylko z dawaniem różnych rzeczy.

 

Tymczasem w kontekście dobroczynności mówimy o dawaniu na trzech różnych poziomach.

 

Jest dawanie materialnej pomocy kiedykolwiek inni jej potrzebują, a my jesteśmy w stanie jej udzielić. Bo jeśli czegoś nie mamy - jesteśmy o to proszeni - po prostu nie jesteśmy w stanie dać. Ale czasami jest tak, że ktoś ma na przykład proszki przeciw bólowe, ktoś inny cierpi na migrenę, jeżeli odmówimy mu tego proszku, po prostu z powodu niechęci, nie jest to bardzo szlachetne działanie. Jeżeli potrafimy podzielić się czymś materialnym, takim jak lekarstwo, jest to przykład dobroczynności.

Ale inna dobroczynność polega na dawaniu pomocy. Ogólnie mówi się o dawaniu ochrony. Kiedy na przykład ktoś jest przerażony, ktoś jest chory, potrzebuje jakiejś opieki, pomocy, nawet, jeśli nie dajemy mu materialnych rzeczy, jest to oczywiście również przykład dawania.

I wreszcie trzecie to jest dawanie zrozumienia.

 

O każdym z tych rodzajów dawania powiedziano bardzo wiele. Istnieją bardzo szczegółowe analizy. Na przykład w przypadku dawania materialnych rzeczy nie jest to takie proste, że należałoby tak zawsze, w naiwny sposób dawać każdemu, kto tylko o coś poprosi.

 

Oczywiście, że istnieją sposoby niewłaściwego dawania. Na przykład, jeżeli szaleniec albo ktoś jest zdesperowany, jest w głębokiej depresji, prosi o jakiś rodzaj broni - byłoby bardzo nie właściwe dać mu tę broń, bo on po prostu przyniesie innym lub sobie szkodę. Lub ktoś chce popełnić samobójstwo. Nie jest właściwym rodzajem szczodrości danie mu sznurka, i jeszcze informację jak wiąże się poprawnie węzeł. Istnieją jeszcze inne sposoby dawania, które mogą być niewłaściwe. Na przykład, dawanie nie swoich rzeczy. Jeżeli mamy jakąś własność, która nie jest całkowicie naszą własnością, ale jest wspólnym dobrem, na przykład naszym i współmałżonka, naszym i reszty rodziny, naszym i przyjaciół, wówczas dzielenie się tym, co nie jest nasze, w oczywisty sposób, nie jest właściwym dawaniem. Tak samo istnieją inne przykłady dawania, które uważa się za niewłaściwe. Na przykład, czasami, jeśli jest to nawet odpowiednia osoba, która jest w potrzebie, mamy coś, czego ona potrzebuje, ale dajemy w taki sposób, żeby tę osobę, na przykład poniżyć, żeby pokazać, jak bardzo to my jesteśmy w tej lepszej sytuacji, i z litości dzielimy się. Każde takie dawanie, które sprawia, że odbiorca nie czuje się zbyt dobrze, nie czuje się zbyt komfortowo, również uważa się, że nie jest właściwym dawaniem. I tutaj, mamy do czynienia zarówno z niewłaściwym sposobem dawania, jak i z niewłaściwą motywacja. Toteż, w szczegółowych wyjaśnieniach dotyczących dawania mówi się, żeby zwrócić uwagę na to, że istnieją odpowiednie rzeczy dawane w odpowiednim czasie, w odpowiedni sposób, z odpowiednią motywacją.

 

Gdybyśmy chcieli spojrzeć na to, co uważa się za esencję szczodrości (istnieją takie oczywiście definicje i dokładne analizy, co uważamy za esencję szczodrości), to w rzeczywistości uważa się za nią pewną postawę umysłu, gotowość do dzielenia się kiedykolwiek potrzeba się dzielić, kiedykolwiek inni są w potrzebie. My mamy coś, czym możemy się podzielić, czym dysponujemy, i jesteśmy gotowi to zrobić. Nawet można znaleźć w bardzo starożytnych tekstach sformułowania tego rodzaju, że przecież nawet, choć byśmy nie wiem jak się starali, to i tak nie będziemy w stanie nakarmić wszystkich ludzi w tym świecie, wszystkich zwierząt, wszystkich, którzy są w potrzebie. I mimo, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić, żeby nakarmić wszystkich, obdzielić ubraniem, dać wszystko, czego pragną, to i tak istnieje coś takiego jak doskonałość szczodrości.

 

I zatem za doskonałość szczodrości uważa się taką mentalną postawę, która oznacza po prostu nie przywiązanie do tego, co się posiada, zdolność do dzielenia się kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba. Przy czym w tym kontekście znowu trzeba bardzo dobrze zrozumieć pojęcie nie przywiązania, ponieważ ono bywa bardzo opatrznie rozumiane, w szczególności przez niektórych neofitów, takich świeżo zarażonych buddyzmem na zachodzie, którzy czasami całkiem naiwnie myślą, że szczodrość polega na tym, żeby rozdać wszystko, co się posiada. A ona wcale nie na tym polega. Ponieważ rozda się rzeczy, i jeśli pozostanie przywiązanie w umyśle, to problem i tak pozostanie. Ponadto, jeżeli ktoś zbyt kompulsywnie, tak po prostu w jednym odruchu odda wszystko, co posiada, bardzo szybko zacznie tego żałować, kiedy okaże się, że sam wpada w problemy, że brakuje mu różnych rzeczy. I mówi się, że z punktu widzenia duchowej praktyki, nie ma w ogóle żadnego pożytku w takim dawaniu, że należy się uczyć prawdziwej szczodrości całkowicie stopniowo, krok po kroku.

 

Nawet ten tekst, o którym myślę, tekst napisany przez Szantidewę, który żył w IV bądź w VI wieku naszej ery mówi, że istnieją w tym świecie ludzie, którzy w ogóle nie potrafią dzielić się niczym, co posiadają. Istnieją tacy ludzie, którzy są tak skąpi, że nawet dopuszczenie myśli o podzieleniu się czymś, w ogóle nie może im przyjść do głowy. Ale to nie znaczy, że oni nie są w stanie nauczyć się szczodrości. Tylko, żeby to zrobić muszą uczyć się tego stopniowo, krok po kroku. Mówi, że można wykonać takie ćwiczenie: wziąć do ręki ziemniak na przykład, albo jakiś inny owoc, powiedzmy jabłko, wziąć sobie do ręki i powiedzieć sobie, wspaniale mam owoc, mam jabłko w prawej ręce, dam go lewej ręce. Dawanie sobie z ręki do ręki jest takim pierwszym krokiem, który pomógłby przekroczyć pewne sztywne schematy mentalne - niezdolność do dzielenia się. Później lewa ręka może dać prawej ręce, prawa ręka lewej, i w ten sposób wytworzy się taką skłonność, nawyk do myślenia: o jestem w stanie dać! Mówi się o tym, żeby stopniowo później nauczyć się dawać takie rzeczy, które są stosunkowo mało ważne dla nas, które są mało wartościowe. To wcale nie znaczy, że jeśli mamy dwa owoce, i ktoś nas prosi o to, żebyśmy dali owoc, to musimy zawsze dać ten lepszy, ten większy, smaczniejszy. Być może, z punktu widzenia chwilowych korzyści tego kogoś innego, lepiej by było żebyśmy dali ten lepszy, ale z punktu widzenia rozwinięcia pewnych cech, takich jak dobroczynność, lepiej dać ten owoc, który potrafimy dać całkowicie łatwo, bez przywiązania, tak żeby potem tego nie żałować. Co on zrobi z moim owocem, a może go nie zje i wyrzuci? Już nie jest mój! Dałem, i nic mnie nie obchodzi, co on zrobi ze swoim owocem!

 

W ten sposób wyjaśnia się jak rozpocząć naukę szczodrości, która sprawi, że w przyszłości, krok po kroku, rozwijając taką właśnie postawę umysłu, kiedy będzie potrzeba, będziemy w stanie dzielić się nawet bardzo wielkimi, bardzo ważnymi rzeczami po to, żeby przynieść naprawdę autentyczny pożytek innym - kiedy będzie taka sytuacja. Nie tylko po to, żeby spełniać kaprysy, czy zachcianki kogoś o bardzo rozbitej osobowości. Nie na tym polega szczodrość, żeby spełniać wszystkie głupie zachcianki, a później nie mieć, czym pomagać tym, którzy naprawdę tego potrzebują.

 

Obok tej materialnej szczodrości istnieje dzielenie się pomocą, dawanie opieki, czy ochrony. Kiedy inni na przykład są przerażeni - uspokojenie ich, danie im poczucia bezpieczeństwa. Na przykład ktoś jest chory - udzielenie pomocy mu w jakiś sposób. Być może żyje on w lęku, że jeśli inni mu nie pomogą, to nie będzie w stanie przynieść sobie jedzenia, nie będzie w stanie sobie ugotować jedzenia. Może doświadcza jakichś tego rodzaju kłopotów. Jeżeli potrafimy dać mu tego rodzaju otuchę, dać mu poczucie bezpieczeństwa, to jest to również przykład szczodrości, bardzo ważnej szczodrości. Czasami ona może wcale nie oznaczać dawania różnych materialnych rzeczy.

 

I wreszcie trzeci poziom szczodrości, to jest dzielenie się swoim zrozumieniem. Może to dotyczyć zarówno bardzo zwyczajnych światowych spraw, na przykład stoi przy drodze ktoś z autem, rozłożone ręce, nie wie, w jaki sposób wlać benzyny z kanistra do zbiornika. A my wiemy jak to zrobić. Możemy się zatrzymać i pomóc mu. Okazanie tego rodzaju pomocy może kosztuje nas minutę lub dwie, a faktycznie dla kogoś jest bardzo dużym wybawieniem. Czy tez w innych, takich bardzo życiowych sprawach mamy zdolność, rozumiemy coś, możemy komuś pomóc. Jest to dzielenie się swoim zrozumieniem. Podobnie dotyczy to dzielenia się zrozumieniem jakimś takim głębszym, duchowym, kiedy wskazujemy komuś właściwy kierunek życia, kiedy uczymy go po prostu, w jaki sposób przeżyć to swoje życie lepiej. Dzielenie się tego rodzaju duchową wiedzą należy również do szczodrości, do dobroczynności. Mówi się, że jeżeli ktoś nie potrafi rozwinąć tej pierwszej cechy, właśnie dobroczynności, zdolności do dzielenia się, do dawania, nie ma szansy w ogóle na żadnej duchowej ścieżce.

 

I nie dotyczy to tylko ścieżki buddyjskiej, ale jakiejkolwiek szlachetnej, duchowej ścieżki w tym świecie. Bo jeżeli ktoś będzie kurczowo przywiązany do tego, co posiada, to z całą pewnością, wcześniej czy później, z powodu przywiązania do tego, co ma, będzie popełniać negatywne czyny. Po to, żeby za wszelką cenę ochronić. Albo z powodu tego uczucia przywiązania czy pragnienia po to, żeby zdobyć coś, czego jeszcze nie ma, a koniecznie musi mieć czuje, że koniecznie musi to zdobyć - również popełni jakieś negatywne czyny. Więc, nie będzie w stanie rozwinąć etycznej samodyscypliny, będzie popełniać negatywne działania, co będzie pociągać za sobą różnego rodzaju lęki, rozterki, emocjonalne zaburzenia. I nigdy nie osiągnie w ten sposób żadnego postępu, tak żeby swoje życie przeżyć jakoś godniej, głębiej. Dlatego uważa się, że szczodrość jest pierwszym krokiem, bez którego nie rozwiniemy dalszych właściwości. Natomiast, jeżeli ktoś rozwinie szczodrość, dobroczynność czy tę zdolność (nie przywiązanie) do dzielenia się, to w naturalny sposób rozwinie się z tego etyczna samodyscyplina. W naturalny sposób powstanie w nim takie poczucie pewnej godności i rozumienia, co to znaczy szlachetne czyny, co to znaczy nieszlachetne czyny, i powstanie w nim skłonność do unikania tego, co negatywne, unikania tego, co nie właściwe.

 

I, w ten sposób rozwija się druga cnota, czy też druga wyzwalająca właściwość bodhisattwy, mianowicie etyczna samodyscyplina. Definiuje się ją w bardzo prosty sposób. Oznacza ona zdolność do unikania negatywnych działań, powstrzymywania się od negatywnych działań. Jest to najbardziej ogólna definicja. Ale w rzeczywistości jak mówimy o takiej głębszej analizie etyki, mówi się, że posiada ona znowu różnego rodzaju poziomy, różne aspekty.

 

Pierwszy aspekt jest taki właśnie dosyć pasywny. Po prostu, nie poddawanie się negatywnym skłonnościom. A więc unikanie zabijania, okradania itd., w taki oczywisty sposób negatywnych czynów. Niemniej sama w sobie taka postawa jest dosyć pasywna, jest po prostu nie robieniem czegoś. Jest to już piękne i szlachetne, ale cała etyka buddyjska nie sprowadza się tylko do nie robienia czegoś - zawiera w sobie jeszcze dwa inne poziomy.

Ten drugi, to jest tak zwana etyka gromadzenia dobra. Tak się to dosłownie tłumaczy z sanskrytu i z tybetańskiego. Oznacza to nie tylko, że pozostajemy w tym stanie nie wykonywania negatywności, ale angażujemy się w różne prawe, szlachetne czyny. I tutaj można wymienić cały szereg różnych prawych i szlachetnych czynów, ale wydaje się, że większość z tych nauk to jest takie ponad kulturowe, ogólnoludzkie dobro, i każdy wie, co to znaczy dobre działania. Do nich należy, na przykład dobroczynność czy szczodrość wymienione wcześniej, ale już nawet z tego, co zostało powiedziane wynika jednoznacznie, że nie każdy rodzaj dawania jest czymś właściwym. A więc mamy etykę gromadzenia dobra, etykę rozwijania dobrych cech, która nie oznacza tylko ślepego rozdawania rzeczy, oznacza, że jest w tym pewna etyka, jest w tym pewna mądrość, jest w tym właściwy sposób postępowania.

 

I wreszcie trzeci rodzaj etyki, to jest etyka pracy dla dobra innych. Oznacza to faktyczne angażowanie się w pracę, bezpośrednie pomaganie innym. Załóżmy, że będzie to organizacja charytatywna, a być może będzie to całkowicie inny kierunek działalności, być może to będzie, na przykład jakaś praca naukowa mająca na celu wynalezienie jakiegoś specjalnego rodzaju leków po to, żeby pomóc innym. Również na pewno będą towarzyszyć takiej właśnie pracy, różne kwestie wyboru. Pójść w tę stronę, czy w inną, zrobić to czy, nie to. I w tym kontekście, mamy na pewno kwestię wyborów moralnych. Czy przyniesie to pożytek innym, czy też, jeżeli pójdę w kierunku takiego działania, to wymyślę tylko inny rodzaj broni, a być może wymyślę coś takiego, co będzie mogło służyć i do produkowania czegoś dobrego i złego, czy powinienem wtedy iść w tym kierunku? Na pewno mamy przed sobą tego rodzaju moralne wybory, i o tym właśnie mówi cały duży rozdział zwany tą etyką pracy dla dobra innych.

 

Jest to bardzo krótkie przedstawienie tematu etyki. Oczywiście, istnieją na ten temat również bardziej szczegółowe analizy. Będę chciał na koniec jeszcze raz, z lotu ptaka wszystkie te sześć wyzwalających działań opisać, bo są pomiędzy nimi bardzo ciekawe zależności. Niemniej trzeba przedstawić każdy z nich pokrótce...

 

...ale nie rozwinął cierpliwości, to wcześniej czy później pod wpływem irytacji, pod wpływem gniewu, pewnie zniszczy wiele dobra, które wcześniej stworzył. Wiemy o tym, że tak łatwo jest, na przykład długo budowaną przyjaźń, czy jakąś relację zniszczyć, zdeptać poprzez jakąś chwilę nie kontrolowanych działań wykonanych pod wpływem gniewu. Można kogoś tak głęboko urazić, że będzie trudno to później naprawić. Wiemy o tym, że można budować. Na przykład, dzieci czasami budują bardzo długo jakiś domek z klocków lego, pod koniec, coś im się nie udaje, jednym mocnym kopnięciem mogą zniszczyć wiele dni pracy. Mówiąc krótko, gniew jest bardzo destruktywny. Uważa się go za najbardziej destruktywne uczucie. Dlatego istotne jest ćwiczenie się w cierpliwości. Definiuje się ją w ten sposób, że jest to zdolność do pozostawania opanowanym wobec przeciwstawnych okoliczności.. Kiedy pojawiają się jakieś trudności, zachowanie opanowania, nie wpadanie w gniew i w irytację - to jest istota cierpliwości. Powiada się nawet od starożytnych czasów, że nie ma większej cnoty niż cierpliwość, że ona jest podstawą wszystkich innych cnót, bo bez niej nie rozwinie się prawdziwej szczodrości, prawdziwej etyki.

 

Oczywiście kwestia cierpliwości jest znowu bardzo trudnym i bardzo delikatnym tematem. Co to znaczy nie być zirytowanym, kiedy ktoś na przykład występuje w jawny sposób przeciwko nam? Po to, żeby ten temat zrozumieć, trzeba mu się przyjrzeć nieco dokładniej. Mówimy o trzech rodzajach cierpliwości (każda z tych paramit ma trzy rodzaje). I pierwsza, to jest właśnie cierpliwość wobec tych, którzy nam szkodzą, którzy występują przeciwko nam, na przykład obgadują nas za plecami albo na wprost mówią bardzo nieprzyjemne rzeczy, albo w jakiś inny sposób działają przeciw nam. Żeby dobrze zrozumieć to pojęcie cierpliwości tutaj, z punktu widzenia nauki buddyjskiej, trzeba spojrzeć na całokształt nauk buddyjskich i przyjąć do wiadomości fakt, że buddyści wierzą w reinkarnację. Co więcej wierzą, że wraz z tą reinkarnacją nierozerwalnie związane jest prawo karmy, czyli to, że doświadczamy skutków swoich czynów. To, co teraz robimy zasiewa nasiona tego, co będziemy doświadczać w przyszłości, a to, kim jesteśmy obecnie jest wynikiem tego, co robiliśmy w przeszłości.

 

Nauka o karmie jest buddyjską odpowiedzią na pytanie zadawane przez wielu ludzi, dlaczego jedni rodzą się bogaci i zdrowi, inni biedni, nieszczęśliwi. Jedni rodzą się w kraju dobrobytu, inni rodzą się w kraju gdzie jest wiele wojen. W buddyzmie odpowiedź na to jest taka:, bo swoimi wcześniejszymi czynami zapracowali właśnie na to. Nie jest to przypadek. Nikt ich na to nie zesłał. Doświadczają naturalnego prawa przyczyn i skutków. Z tej nauki wynika również przeświadczenie, że jeżeli ktoś w obecnej sytuacji działa przeciwko nam, to w rzeczywistości jest to wynik naszych wcześniejszych działań. To nie jest tak, że pojawia się to pierwszy raz znikąd, że ktoś jest przeciwko nam. On nam szkodzi, ponieważ myśmy robili w poprzednich żywotach coś negatywnego, coś niewłaściwego. A skoro zasialiśmy tego rodzaju skłonności to znaczy, że wcześniej czy później będziemy doświadczać ich skutków. Być może, że jeżeli nie doświadczymy ich teraz, to w przyszłości zbiorą się takie okoliczności, że będziemy mieli jeszcze większe problemy.

 

A więc właściwie można spojrzeć na tego, kto nam szkodzi jako na lustro naszych własnych negatywności, i co więcej na miotłę, która wymiata nagromadzoną przez nas negatywną karmę, czyli jakieś negatywności z przeszłości. Wymiata, to znaczy doświadczyliśmy już skutków swoich czynów. Jeżeli teraz się rozgniewamy, jeżeli teraz działamy znowu pod wpływem gniewu, odpowiadamy mu pięknym za nadobne, to gromadzimy przyczyny przyszłego cierpienia znowu. Ale, jeżeli w tej chwili zachowamy opanowanie, to po prostu oczyściliśmy skutki swoich poprzednich czynów. Nie będziemy już ich więcej doświadczać. A więc, mówi się w ten sposób: ten ktoś nie tylko jest miotłą, która wymiata moje negatywności, ale co więcej, daje mi doskonałą szansę ćwiczenia się w cierpliwości. Jeśli nie nauczę się cierpliwości to nie rozwinę żadnej ze wspaniałych duchowych cech. Cierpliwość jest podstawą wszystkich cnót. A skoro tak, to ten ktoś nie tylko jest moim dobroczyńcą. Tego rodzaju analizy faktycznie przedstawia się w buddyjskiej tradycji. Uważa się, że ktoś, kto nam szkodzi, jest jak nasz dobroczyńca. Oczyszcza nasze zło. Pozwala nam ćwiczyć cierpliwość. A co więcej, ten biedak sam działa pod wpływem negatywnych uczuć, a więc on sam zasiewa sobie na przyszłość przyczyny cierpienia.

 

Czyli mówiąc inaczej, nie tylko, że robi nam dobrze, to jeszcze robi nam źle. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to taki rodzaj masochizmu. Czego się ci buddyści uczą? Że inni mają nam zadawać kłopoty, cierpienia, a my mamy się z tego powodu cieszyć. Oczywiście, że to nie jest wszystko takie naiwne, i buddyści są bardzo praktycznymi ludźmi. Ale chodzi tutaj o pewnego rodzaju wewnętrzne, mentalne nastawienie wobec jakiejś sytuacji. Praktykowanie cierpliwości nie oznacza, żeby po prostu pozwalać pomiatać sobą, i nie mieć żadnej godności. Ale to oznacza, że kiedy już doświadczamy jakichś kłopotów, to oczywiście staramy się na tą sytuację spojrzeć nie zaślepieni gniewem, nienawiścią, bo wtedy na pewno nie zbudujemy nic konstruktywnego, i na pewno nie rozwiążemy tej sytuacji we właściwy sposób. Ognia nie gasi ogień, tylko woda. Tak samo gniewu nie gasi gniew. Natomiast, jeżeli potrafimy z klarownym, przejrzystym umysłem, pełnym zrozumienia spojrzeć na tę sytuację, nie ulegając gniewowi ani nienawiści, wtedy możemy zadziałać w sposób stosowny do sytuacji. I czasami, może to będzie powiedzenie temu komuś, ach przepraszam to moja wina.

 

Czy jakimś żartem, rozładowanie jego agresji. A czasami, może właściwym działaniem - również uczącym dla niego, również rozwiązującym sytuację - czasami, może będzie stanowcze powiedzenie: nie! Pewna granica została przekroczona. Nie można sobie na to pozwalać. Ale od naszego stanu umysłu zależy, czy będzie to rzeczywiście ślepe działanie pod wpływem gniewu. I wtedy bardzo nieprawdopodobne żebyśmy postąpili całkowicie właściwie. Czy też to będzie działanie wypływające z jasności, zrozumienia, a jednocześnie z pewnej siły, opanowania? Działanie takie, które po prostu położy jakiś kres gniewowi, położy kres nienawiści z obu stron. Tak, więc, ten pierwszy rodzaj to jest opanowanie wobec przeciwstawnych okoliczności. Jego Świątobliwość Dalajlama w swoich podróżach po świecie, kiedy jest proszony o wygłaszanie różnych prelekcji i wykładów, w bardzo wielu przypadkach podkreśla właśnie znaczenie tej cierpliwości. I, tak jak we wszystkich naukach buddyjskich, podkreśla się konieczność rozpoczęcia ćwiczenia się w cierpliwości od miejsca, w którym teraz jesteśmy. Nie udajemy kogoś, kim jesteśmy.

 

Mamy określone skłonności i możliwości. I na pewno, jeśli ktoś postanawia ćwiczyć cierpliwość, na pewno zdarzą się sytuacje, które przerosną jego możliwości. Wpadnie czasami w gniew, czy w irytację, ale to nie oznacza, że nie nadaje się do ćwiczenia się w cierpliwości. To znaczy tylko, że sytuacja była zbyt trudna. Ale, możemy się tego uczyć stopniowo, na przykład w jakiejś chwili, w jakiejś sytuacji, w której normalnie wpadlibyśmy w gniew, w irytację i odpowiednio zadziałali. Na przykład, w autobusie ktoś nas szturchnie mocniej niż powinien, czy nadepnie nam na odcisk, czy w kolejce w aptece będziemy zniecierpliwieni, bo idzie zbyt wolno -zaczynamy się irytować. Być może normalnie już byśmy odpowiednio coś powiedzieli, czy wykonali równie nieprzyjazny gest jak ten ktoś w autobusie. A może wtedy sobie przypomnimy: nie, nie zaraz...chciałem przecież się ćwiczyć w cierpliwości. Odczekam dwie trzy sekundy, irytacja minie, i wtedy zadziałamy z jasnym, klarownym umysłem. To, co wcześniej było dla nas trudno dostępne, jeśli przećwiczymy to raz, drugi, trzeci, piąty, stanie się pewnego rodzaju nawykiem. Okaże się, że możliwe jest opanowanie się w tej sytuacji, i zadziałanie w taki sposób, że jesteśmy kierowani mądrością, a nie gniewem. Wówczas okaże się, że sytuacje, które wcześniej były dla nas zbyt trudne i nie dostępne, staną się w zasięgu naszych możliwości.

 

I, tak stopniowo, krok po kroku będziemy uczyć się tego rodzaju opanowania. Jest to coś, czego uczy się bardzo stopniowo, co nie przychodzi jako taka naturalna, łatwa skłonność. Dla niektórych jest to łatwe, dla niektórych trzeba wiele pracy, żeby nauczyć się, choć trochę cierpliwości. Nie mniej mówi się, że ktoś, kto jest pozbawiony cierpliwości, nigdy nie będzie miał przyjaciół, prawdziwych, szczerych przyjaciół. Jeśli pod wpływem gniewu będzie ich ciągle urażać, obrażać, to nawet, jeżeli będzie szczodry, nawet, jeśli będzie miał etykę - nie będzie wykonywać negatywnych czynów, ale będzie ciągle gniewny, to nie zdobędzie dobrych relacji z innymi ludźmi. Dlatego istotny jest również ten pierwszy aspekt cierpliwości, ćwiczenie się w byciu opanowanym, wtedy, kiedy inni są wobec nas nie przyjemni. Ja wiem, że to, co pokrótce przedstawiłem jest sprzeczne z poglądami niektórych psychologów. Istnieją takie trendy w psychologii zachodniej. Na szczęście nie wszyscy psychologowie tak twierdzą. I jak wiem, w Ameryce te trendy już mijają (u nas są ciągle na topie), trendy, które mówią, że jak się gniewasz to musisz to odreagować. Musisz ten swój gniew wyrazić na zewnątrz. Bo jak będziesz go w sobie tłumić, no to się nazbiera go tak dużo, że kiedyś wybuchnie. I uczy się ludzi, że jak się tylko rozgniewasz, to wyjdź do drugiego pokoju, wyładuj swoją złość na poduszce. Być może to pomaga na dziesięć, piętnaście minut, na jakiś czas.

 

Ale niestety z buddyjskiego punktu widzenia mówi się, że na pewno nie pomaga to pokonać nawykowej skłonności do tego, że jak pojawia się gniew, to muszę go wyładować w czynach, czy w słowach - wyjść i wykrzyczeć się. Tak się zdarzy niestety, że pozostaje w nas nawet utrwalona, wzmocniona ta skłonność. Jest gniew, muszę go wyrazić. Tak się zdarzy, że któregoś dnia nie będzie pod ręką poduszki, ale będzie żona albo dziecko sąsiadów. A ja nie potrafię się opanować. Jest gniew to muszę go wyrazić. No i skutki można sobie wyobrazić. Oczywiście, że niektórzy twierdzą, że jak będziesz w sobie tłumić emocje to ich się nazbiera, i one wybuchną. Rzeczywiście, gdyby działać w taki sposób, że tylko próbujemy tłumić i hamować emocje, i nie stosować żadnych innych środków, które są częścią całego tego systemu, być może, że tak by było...

 

...Rzeczywiście, gdyby działać w taki sposób, że tylko próbujemy tłumić i hamować emocje, i nie stosować żadnych innych środków, które są częścią całego tego systemu, być może, że tak by było. Nie badałem tego na sobie, nie wiem. Natomiast, doświadczenie wielu, wielu pokoleń tradycji buddyjskiej mówi, że faktycznie skłonność do wybuchu gniewem można opanowywać. To nie jest teoria. To jest praktyka wielu pokoleń. Ta praktyka, która stosowana konsekwentnie daje światu takich ludzi jak na przykład J.Ś. Dalajlama, i wiele jeszcze innych autorytetów moralnych. A przecież oni zaczynali jako tak samo normalni ludzie, jak my, tak samo dzieci, które miały swoje zachcianki takie czy inne. Ale dzięki odpowiedniemu treningowi uzyskują taką właśnie zdolność po prostu nie ulegania swojemu gniewowi. To nie znaczy, że są całkowicie pozbawieni wszelkich skłonności, ale to znaczy, że nie są niewolnikami tych skłonności. Mają wolność wyboru. Czy pójść teraz za tym uczuciem, czy nie iść?

 

Innym rodzajem cierpliwości jest cierpliwość wobec trudnych warunków ze strony nieożywionej materii. Zdarza się, że chcemy iść na spacer, ubraliśmy się już, długotrwały proces zawiązywania butów, zakładania czapki itd., przekraczamy próg, a tu zaczyna padać deszcz. Niektórzy nie potrafią zachować opanowania. Albo zdarza się, że na przykład coś się robi, robi i na koniec wszystko nam się psuje. Niektórzy nie potrafią zachować wówczas opanowania, i w gniewie, w złości będą wtedy po prostu robić dziwne rzeczy, które są nie kontrolowane, i których mogą potem długo żałować. Jest ten inny aspekt cierpliwości, to jest cierpliwość wobec różnych, takich trudnych sytuacji, nie koniecznie od określonych osób. Mówi się również, że w momencie, kiedy ktoś wstępuje na duchową ścieżkę, postanawia w jakiś sposób pracować nad sobą, nierozerwalnie taki proces wiąże się również z dodatkowymi trudnościami. One mogą być różnego rodzaju. Na przykład, może tak być, że nasi bliscy, krewni będą mówić: no, nie bądź taki głupi, co ty tak się zachowujesz? Widzisz, wszyscy ulegają swoim skłonnościom. Chce mu się to idzie, kupi pół litry i wypije, a ty, co się próbujesz powstrzymywać. Ja nie mówię, żeby coś złego było w alkoholu - póki jest w kontrolowanych ilościach, może być całkiem fajny. Natomiast szkoda jest t...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin