Autor: aga334 i asiunia1234.
Rozdział III
Alice:
Cholera! Dlaczego ona nie może się pośpieszyć, przecież nie idzie na pokaz mody.
- Będziemy na plaży, mam dość tego czekania! – powiedziałam i poszliśmy.
Emmett znalazł miejsce. Rozłożyliśmy się. Nareszcie zjawiła się Rosalie. Hmm dziwne ubrała się tak jak ja. Nie mogłam się powstrzymać i się uśmiechnęłam. Chyba wzięła ze mnie przykład a może słuchała mnie uważnie? Nie wiem ale cieszę się, że podoba jej się mój gust. Bella, niestety nie lubi, że marudzę w sprawię jej ubioru eh.. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Emmetta, zaproponował, żebyśmy poszli do wody. Zgodziłam się, bo zauważyłam, że w wodzie był już Jasper. Jak bym mogła ominąć taką okazję? Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała.
- Bello, idziesz z nami do wody? – zapytałam.
- Nie, posiedzę na brzegu. Ale Ty idź.
- A Ty Edward, idziesz?
- Ja się musze opalić, ale później do Was dojdę .
- Ok. – powiedziałam i poszłam do reszty.
Jasper:
Gdy przyszliśmy w umówione miejsce, Rosalie nie była jeszcze gotowa, więc Alice stwierdziła, że nie będziemy na nia czekać i poszliśmy na plażę zająć miejsca.
Alice, tak ona jest aniołem! – pomyślałem. Pierwszy raz coś takiego poczułem. Dziwne, nigdy nie zwracałem uwagi na dziewczyny, zawsze tylko praca. Hmm.. spojrzałem na Edwarda i Emmetta. Obracali się co chwile za siebie . Może to jakieś ćwiczenia ? Nie na pewno nie. Zapewne im obydwu spodobała się blondyna Rosalie. Tak, ładna dziewczyna ale nie w moim typie. Mój typ to Alice. Muszę coś zrobić, żeby zwróciła na mnie uwagę! Tylko, co? Z zamyśleń wyrwał mnie glos Emmetta :
- No tu chyba będzie idealnie! – krzyknął, jakby ktoś był głuchy.
- Mi pasuję, blisko do wody – zaśmiał się Edward.
- A Tobie Bello pasuję? – zapytałem. Ona jako jedyna nie pokazywała, że coś jej się podoba.
- Jasne – powiedziała niby to od niechcenia.
Nagle zobaczyłem mojego anioła w stroju kąpielowym! Ale ona piękna. Miała na sobie białe bikini. Oh … rozmarzyłem się.
Emmett:
Kiedy ona będzie – pomyślałem. Chyba nawet Edwardowi się spodobała. Nie, nie mogę mu na to pozwolić. To nie jest dziewczyna dla niego. Ross, bo o niej mowa, potrzebuję kogoś kto ją ochroni, jest taka bezbronna. I właśnie ją zobaczyłem! Jest piękna. Ale chwila, coś tu jest…
Hmm.. odważna dziewczyna. Razem z Alice ubrały taki sam strój. Ale, chyba ona o tym nie wiedziała, bo przez chwile stała wpatrzona we mnie i w Bellę. Aby zapomnieć o tym nieszczęsnym stroju zaproponowałem …
- Kto idzie do wody?
- Ja – powiedział Jasper i już po chwili go nie było, zrobiłem to samo co on.
- Dziewczyny, a wy nie idziecie? Woda jest ciepła – zawołałem z wody.
- Tak , tak już idziemy.
Edward:
No pięknie! Dlaczego ona nie mogła iść z nimi do wody? Dlaczego! Teraz każda panna, która będzie szła pomyśli, że jesteśmy razem. Cholera! To wcale nie jest śmieszne, siedzi jak taki odludek, prawie nigdy się nie odzywa, kto był ją chciał? Dobre pytanie … Dobra, zacznę udawać, że jej tu nie ma. Tak, świetny pomysł. Wyciągnąłem z plecaka balsam do opalania i zacząłem się smarować . Normalnie to ktoś zawsze mnie wyręcza ale nie mam teraz za dużego wyboru . Nagle odezwała się Bella, aż się przestraszyłem.
- Mógłbyś mi pożyczyć trochę balsamu? Zapomniałam wziąć z domku swój – powiedziała.
- Oczywiście mógłbym Ci pożyczyć trochę balsamu ale zrozum, że on musi mi wystarczyć na cały pobyt tutaj. Ale wiesz jak Ty się trochę opalisz to nic Ci nie będzie ja muszę o siebie zadbać, więc odpowiedź brzmi nie – powiedziałem i zarazem uśmiechając się widząc jej minę na mój wywód.
- Aha – powiedziała i poszła. Ogólnie to nie wiem gdzie, ale co mnie to obchodzi. Co ja niańka jestem ? Nie, ja mam wakacje a ona jest dorosła i wie co robić. Wróciłem do smarowania się balsamem i zacząłem się opalać. Po pewnym czasie chyba usnąłem…
Rosalie:
W wodzie było super, świetnie się bawiliśmy. Gdy wyszliśmy na brzeg , zobaczyłam, że nie ma Belli. Obudziłam Edwarda, który albo udawał, że śpi albo spał naprawdę. Zaraz to sprawdzę. Wzięłam trochę wody w dłonie i oblałam Go, nie wielką ilością wody.
- Gdzie Bella? – zapytałam.
- Nie wiem, wstała i poszła – odpowiedział zaspanym głosem.
- Nie powiedziała, gdzie idzie? Nic kompletnie? – zapytała rozdrażniona Alice.
- No nie ! – podniósł głos, ciołek jak nic.
I poszliśmy szukać Belli po kurorcie. Najpierw poszliśmy do domku ale tam jej nie było. Eh.. gdzie ona może być? Po długich poszukiwaniach poszliśmy do domku , czekać na nią na miejscu. Chłopaki poszli jeszcze poszukać po terenie kurortu. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
Bella:
Gdy wracałam z miasta było strasznie ciemno, gdyby nie latarnie pewnie bym nie dotarła cała do kurortu. Chociaż nie, i tak cała nie dotrę, ponieważ wywaliłam się w drodze do miasta, i rozwaliłam sobie kolano. Eh… co za cholerny korzeń! Miałam jeden talent : wywracałam się o wszystko, nawet o własne stopy. W drodze powrotnej na szczęście już nikt za mną nie szedł. Tak szłam i rozmyślałam o dziewczynach. Pewnie będą na mnie złe, że poszłam i nic im nie powiedziałam. Ale kochają mnie i zrozumieją. Do domków został mi jeszcze króciutki kawałek drogi. Zaraz mi się dostanie – pomyślałam. Już było widać światła oświetlające kurort. Nareszcie! Już mnie trochę nogi bolą. W mieście jak to w mieście pełno ludzi, dużo sklepów, nic nowego. W kawiarni, w której się zatrzymałam, zaczepił mnie chłopak. Dziwne, bo zaprosił mnie na kawę, a ja się zgodziłam. Hm… może chciałam odreagować gburowatego Edwarda Cullena. Nawet nie wiem jak ma na imię, ale co mnie to obchodzi?. Z rozmyślań wyrwał mnie piskliwy głos Alice . No to po mnie – pomyślałam.
- Gdzie Ty byłaś?! Martwiliśmy się o Ciebie! Masz mi wszystko opowiedzieć. – wykrzyczała.
- Byłam w mieście – odpowiedziałam spokojnie.
- To mnie nie satysfakcjonuję, Bello – powiedziała zmartwiona a po chwili dodała – Nic Ci nie jest? Jesteś ranna?
- Wszystko jest ok., Alice – tylko się przewróciłam w drodze do miasta.
- No tak, cała Ty – uśmiechnęła się niewinnie, żebym się na nią nie pogniewała.- Chodź do domku. I tam mi wszystko opowiesz – powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Eh.. – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
Gdy szłyśmy do domku, po drodze spotkałyśmy Rose i Emmetta. Rosalie od razu rzuciła mi się na szyję.
- Bello tak się martwiłam ! – pożaliła się – i więcej tego nie rób dobrze? – poprosiła.
- Dobrze.
- Miło Cię znów widzieć! - powiedział Emmett i odetchnął z ulgą.
- Ciebie również – odpowiedziałam zszokowana tym, że i nawet on się martwił moim zniknięciem. Ciekawe gdzie Jasper? O Edwarda nawet nie chciałam pytać. Miałam nadzieję, że pojechał do domu.
- A gdzie Jasper? – zapytałam na głos.
- Źle się poczuł, siedzi w domku. – znając Alice to Jasper się jej spodobał.
- Chodźmy do domku – ponagliła Rosalie – Bella musi odpocząć. I poszłyśmy. Gdy tylko weszłyśmy nie dawały mi spokoju. Zrobiły mi kolację, która składała się z herbaty bułki i jogurtu. Eh..
- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że idziesz? Coś się stało? – zapytała Ross.
- Nic się nie stało. Po prostu miałam dość towarzystwa Edwarda. Jest strasznie zarozumiałym i największym snobem na świecie! Nie chciałam z nim przebywać więc poszłam się przejść a potem stwierdziłam, że pójdę do miasta. – pominęłam fakt, że ktoś za mną szedł . A może faktycznie to była tylko moja wyobraźnia? – no a potem w kawiarni zaczepił mnie pewien chłopak i zaprosił mnie na kawę.- chyba nie potrzebnie to mówiłam bo już chciały zadać mi pełno pytań dlatego dodałam – Nie, nie mam jego numeru, po prostu zaprosił mnie tylko na kawę. Uspokójcie się.
- Ok., ok. Idź już spać, bo jesteś zmęczona. Jutro jesteśmy umówione z chłopakami na piłkę siatkową. – powiedziała Alice.
- Co?! Przecież wiecie, że mam problemy z koordynacja ruchową! Będzie nie zły obciach jak nie złapie piłki albo się przewrócę. Oh ! – pożaliłam się.
- Bella, będzie fajnie, zobaczysz .
- Jasne – powiedziałam na odchodnym. Poszłam do swojego pokoju. Umyłam się, i położyłam się spać.
Następnego dnia:
- Bello, wstawaj bo się spóźnimy !
- Już, już …
- Czekamy na Ciebie na dole, masz dziesięć minut.
Dlaczego ja muszę tam iść? Nie wiem. Hmm.. może udam, że jestem chora? Tak, to świetny pomysł. Zejdę na dół, żeby mi uwierzyły.
- Oj, coś kiepsko wyglądasz Bello – stwierdziła Rosalie wyraźnie zaniepokojona.
- Tak, źle spałam. Może przez ten wczorajszy wypad do miasta. – nie lubię okłamywać dziewczyn, ale nie chce iść na piłkę siatkową.
- Najlepiej będzie jak zostaniesz w domu – powiedziała Alice. – A może mamy zostać z Tobą?
- Nie, nie marnujcie dnia. Dam sobie radę – powiedziałam i poszłam do pokoju.
Nigdy nie umiałam grać w siatkówkę dlatego lepiej, żebym została w domu za nim wyrządzę komuś krzywdę piłką. Leżałam tak i myślałam, gdy z zamyśleń wyrwał mnie głośny huk. Podbiegłam do okna. Zobaczyłam chłopaka stojącego obok wielkiej łódki. Pójdę zobaczyć co się stało. Dziwne, nigdy nie witałam się z nikim pierwsza, ani żaden chłopak nie wzbudził we mnie zainteresowania. Wyszłam z domku. Zauważyłam, że też mnie zauważył. Dopiero teraz zobaczyłam, że to ten sam chłopak, którego poznałam wczoraj w kawiarni. Nie wierzę.
- Cześć – zawahałam się.
-Cześć. Milo mi Cię znów zobaczyć. Wczoraj jak się widzieliśmy, zapomniałem się przedstawić. Jestem James.- powiedziawszy to podałam mu rękę, a on ujął ją i pocałował. A ja jak to ja spaliłam buraka na twarzy. Gdy, James to zobaczył zachichotał, ale od razu się opanował.
- Co Cię tu sprowadza ? – zapytałam.
- Przyjechałem tu na wakacje podobnie jak Ty. –stwierdził.
- No tak. Na wakacje tak blisko od domu? – zamyśliłam się.
- Nie mieszkam w Gdańsku, jestem z Krakowa – powiedział zdziwiony.
- Aha no tak, pomyślałam, że tu mieszkasz .
- Nie, dlatego przyjechałem tu na wakacje. – widać było, że mu humor dopisuję.
- Hmm .. – tylko na tyle było mnie teraz stać.
- Może chcesz popływać ze mną wieczorem na łódce? – zrobił się ostrożny.
- Jasne, o której? – Aż nie mogę w to uwierzyć? Ja i chłopak? Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale James chyba pomyłam, że to do niego i odwzajemnił uśmiech.
- O dwudziestej, pasuję?
- Pewnie – odpowiedziałam.
- No to do zobaczenia wieczorem ! – krzyknął, bo już szłam w stronę domku.
Ciekawe co na to dziewczyny. Gdy wracałam usłyszałam Emmetta z Edwardem.
Wiedziałem, że wygramy. Ale nie po to zgodziłem się grać w siatkówkę. Były też dziewczyny tzn. Rosalie i Alice bo Bella się podobno rozchorowała. Grałem tylko z powodu dziewczyn. Mogłem zobaczyć jak się poruszają, wczoraj na plaży nie było tego widać bo były w wodzie. Szedłem z Emmettem do domku i nagle zobaczyłem, że Bella rozmawia z jakimś kolesiem. Aż się zdziwiłem. Ona umie rozmawiać! Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Ty Emmett patrz Bella – powiedziałem.
- Bella? A ona nie jest chora? – zamyślił się.- Chodź podejdziemy do niej.
No nie i po co ja mu ją pokazywałem. Ja to mam pecha.
- Cześć Bella – krzyknąłem.
- Cześć – odpowiedziała.
- Dziewczyny mówiły, że jesteś chora – to było stwierdzenie oczywiście.
- Tak. Źle się czułam.
- Aha. A skąd wracasz? – zapytałem chociaż znałem odpowiedź.
- Mamy nowego towarzysza. Przewróciła mu się łódka i poszłam zobaczyć co się stało.- chyba krepowało ją to pytanie bo się zaczerwieniła i schowała twarz we włosach.
- Aha, rozumiem. Ok, my lecimy. Na razie
- Na razie .
Dziwne, no ale może faktycznie źle się czuła więc nie ma się czym przejmować. Poszliśmy do domku. Wykapałem się i usiadłem przed telewizorem. Leciał akurat mój ulubiony film „ Zmierzch”. Świetnie zrobiony. Współczuję głównym bohaterom. Muszą się strasznie męczyć, żeby być razem, przynajmniej wampir miał z tym problemy. Nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.
Ach.. jak Emmett się poruszał. Taki wielki, ale umiał podskoczyć do piłki – zaśmiałam się z własnego dowcipu. Alice to zauważyła.
- Co Cię tak rozśmieszyło?
- Nic, nic. Po prostu przypomniałam sobie grę na plaży, to wszystko.
- Aha.. Ciekawe jak się Bella czuję. Mam sobie za złe, że ją zostawiłyśmy.
- Na pewno dała sobie świetnie radę. Nie możemy jej tak pilnowac na każdym kroku, nie jest już małym dzieckiem , Alice.
- Masz rację, ale czuję jak by to była moja młodsza siostrzyczka a nie dorosła kobieta.
- Rozumiem Cię ..- gdy to powiedziałam przekraczałyśmy właśnie próg domku. Zobaczyłyśmy Bellę robiącą coś w kuchni.
- Co robisz? – zapytałam.
- O cześć. Kanapki. Chcecie? – zapytała.
- Ja chce – odpowiedziałam.
- A Ty Alice? – zapytała Bella.
- Idę wziąć prysznic i zaraz do Was zejdę.
Gdy Alice poszła zapytałam Bellę.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, już mnie nic nie boli. Może to było przejściowe.
- Może…
Gdy poszłam na górę, wzięłam szybki prysznic. Hmm… Bella nie wydawała się być już chora, ale za to humor jej dopisywał. Ciekawe co się stało. Zaraz się jej zapytam.
- O Alice nareszcie zeszłaś. Jeszcze chwila a nie zostałoby dla Ciebie nic – powiedziała Ross.
- Dzięki, że coś zostawiłyście.
- Teraz ja idę pod prysznic – przynajmniej Bella nie będzie się krępować, żęby powiedzieć mi co sprawiło jej uśmiech na twarzy. Mnie samej będzie trudno to od niej wyciągnąć.
- No Bello, jak na spowiedzi co dzisiaj robiłaś?
- Hmm.. siedziałam w domu a potem wyszłam na chwilę się przewietrzyć – domyśliła się pewnie czego oczekuję.
- To wszystko?
- Tak, to wszystko.
- A może powiesz mi co się stało, że Ci tak humor dopisuję?
- No więc… Hmm.. jak leżałam sobie w łóżku usłyszałam jakiś huk z dworu, więc wyszłam zobaczyć co się stało i …
- I… - ponagliłam ją.
- I wtedy zobaczyłam jego… - nie dokończyła bo jej przerwałam
- Jego?! Kto to był? Opowiadaj!
- No właśnie próbuję, ale ktoś mi przerwał. – powiedziała z udawanym zdenerwowaniem.
- Już nie będę – obiecałam.
- Na czym to ja skończyłam.. aha już wiem … zobaczyłam chłopaka, którego poznałam w mieście. Tak to ten sam Alice, ten sam który zaprosił mnie na kawę. Okazało się, że przyjechał tu na wakacje.
- Ale jak się domyślam to nie wszystko…
- …Dokładnie Alice. Zaprosił mnie wieczorem na łódkę, którą przywiózł ze sobą.
- Super! Nawet nie wiesz jak się cieszę! – rzuciłam się na nią i przytuliłam najmocniej jak mogłam.
- Niee .. mooogę .. oddychaaać…
- Oj przepraszam – od razu się odsunęłam.- Ale naprawdę się cieszę.
- Przecież to tylko wypad na łódkę, nie sądzę, żeby z tego cos było.
- Zobaczymy po spotkaniu. – Usiadłam i zobaczyłam, że Ross schodzi. Od razu pośpieszyłam z dobra nowiną.
- Słuchaj! Bella ma dzisiaj randkę ! – wykrzyczałam.
- To nie randka – powiedziała zażenowana Bella.
- Z kim? Chyba nie z Edwardem? – zapytała przerażona.
- Nie no co Ty, Ross opanuj się. – powiedziałam.
- A już myślałam… A więc z kim?
- Alice opowiedz jej, ja idę się położyć na chwilę – powiedziała Bella i poszła na górę.
Opowiedziałam Rosalie wszystko tak jak powiedziała mi Bella. Nawet ona nie ukrywała zadowolenia, że wreszcie dziewczyna zainteresowała się jakimś chłopakiem.
- Ja idę się szykować – powiedziałam.
- Gdzieś wychodzisz?
- Tak. Umówiłam się z Jasperem. Mamy posiedzieć na plaży, bo dzisiaj będą spadać gwiazdki z nieba.
- Ok. Miłej zabawy. – nie odpowiedziałam jej, bo szłam już na górę. Hm.. w co ja się ubiorę?
Nie wiem może to ? Nie to nie pasuję. Chyba wybiorę coś zwyczajnego. Założyłam, więc białe, krótkie, materiałowe spodenki a do tego fioletową bluzeczkę wiązaną na szyi. Spojrzałam na zegarek, o mało co mi serce nie wyskoczyło. Zostało mi jeszcze piętnaście minut. Pobiegłam szybko zrobić lekki makijaż. Pożegnałam się z dziewczynami, życzyłam miłego wieczoru i wyszłam na „spotkanie”.
Wieczór:
Gdy tak leżałam, rozmyślałam o tym jak to będzie wyglądać. W sumie to nie wiem, jak mam się zachować. Już bardzo długo nie miałam chłopaka, zawsze to była pomyłka, ale w Jamesie jest coś. Nie wiem, może sobie to uroiłam, ale mi się podoba. Eh.. zobaczyłam, że niedługo muszę wychodzić, a nie wiem co na siebie założyć. Przydałaby mi się Alice, ale ona już wyszła. Zapytam się Rosalie. Zeszłam na dół, ale zasnęła na kanapie. Dobra, nie będę jej budzić – pomyślałam. Tak sobie pomyślałam, że będzie ciepły wieczór, więc mogę się ubrać luźno. To już jakaś podpowiedź – powiedziałam sama do siebie. Od kiedy to ja sama ze sobą rozmawiam? Poszłam do pokoju. Wybrałam krótkie jeansowe spodenki i bluzkę z krótkim rękawem. Gdy podeszłam do lustra zobaczyłam, że ubrałam się jak ogórek, cała na biało. Dodałam jeszcze, „ozdobny” brązowy pasek, chociaż nie był mi potrzebny. Zeszłam na dół, i usłyszałam chrapanie. Zaczęłam się śmiać bo, gdy zorientowałam się kto oddaję te odgłosy to nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do kanapy i zaczęłam Ross( bo to ona chrapała) gwizdać przy uchu. Udało się. Hmm… od kiedy ona chrapie? Może jest chora? Nie wiem rano z nią porozmawiam, gdyż teraz już muszę wychodzić. Zamknęłam drzwi i zaczęłam kierować się w stronę plaży. Coś za domkiem się poruszyło, przestraszyłam się. Kto to jest? Boję się to sprawdzić. Dlatego przyspieszyłam kroku. Widziałam już molo, odetchnęłam z ulgą, bo zobaczyłam Jamesa.
- Cześć - powiedział. Był strasznie zdyszany. Biegł?
- Cześć. A Tobie co się stało?
- Wiesz wieczorem zazwyczaj lubię biegać. A dzisiaj stało się tak, że czas mi szybko uciekał i chwile przed spotkaniem zorientowałem się, że zaraz się spóźnię. Pobiegłem do domu i wróciłem. – do domu? Hmm może to przejęzyczenie, ale moja ciekawość…
- Do domu? – zapytałam na głos.
- To znaczy do domku.. – odpowiedział speszony. Zaczerwienił się? Dobra tam nie ważne, nie mogę się czepiać go o takie błahostki.
- To gdzie ta Twoja łódka? – zapytałam, żeby rozładować sytuację.
- O tam ! – powiedział trochę głośniej niż powinien. – Chodź idziemy – no i poszliśmy. Wcześniej się jej nie przyglądałam, była taka duża. Aż dziwne, że nie zobaczyłam jej rozmiarów – zaśmiałam się. James spojrzał na mnie, wiedziałam o co mu chodzi.
- Nic, po prostu przypomniało mi się, że wcześniej nie zauważyłam jaka ta łódka wielka – oboje się zaśmialiśmy.
- Ah .. no tak. No to co! Wsiadaj. – powiedział nadal się śmiejąc.
- Ok. Panie kapitanie! – zaśmialiśmy się, bo zasalutowałam.
Miło mi się z nim rozmawia. W sumie to chyba oczywiste, ale muszę wiedzieć.
- Masz kogoś?! – zapytałam jak wypływaliśmy. Łódka strasznie hałasowała, więc musiałam krzyczeć.
- Nie mam! A ty?
- Nie! – śmiesznie tak krzyczeć do siebie. Nagle łódka podniosła się do góry i opadła. Przestraszyłam się.
- Spokojnie to tylko fale.! – pocieszył mnie, ale nic to nie dało.
- Masz kapoki?! Cokolwiek?! A jak się utopimy?! – gadałam jak nienormalna.
- Nic nam się nie stanie, ta łódka jest nie wywracalna zatapialna! – ale mi pocieszenie. Chyba zobaczył panikę w moich oczach i od razu pośpieszył z tłumaczeniem.
- Słuchaj! Jest minimalne ryzyko, że się wywrócimy! – nadal mnie pocieszał.
- Ok.. Postaram się uwierzyć Ci na słowo.
Pływaliśmy tak trochę czasu, potem przeszliśmy się po miejscowym lesie. Rozmawialiśmy o wszystkim. Naprawdę było miło. Zobaczyłam na zegarku, że już dużo po dwunastej.
- Miło było, ale muszę już wracać – powiedziałam smutno.
- Nawet nie zwróciłem uwagi, która to godzina, chyba masz rację wracajmy.
W drodze powrotnej również rozmawialiśmy, aż nie chciało mi się wracać. Ale co poradzę oczy same mi się zamykają. Nie było chwili ciszy chyba, że w momencie, w którym słuchaliśmy śpiewu ptaków. Doszliśmy do mojego domku.
- To do zobaczenia – powiedział i pocałował mnie w policzek. Zaczerwieniłam się, co nie uszło jego uwadze chociaż oświetlało nas tylko światło latarni – Ładnie Ci tak, gdy się czerwienisz.
- Do zobaczenia – powiedziałam i weszłam do środka. Wszyscy w domu już spali, więc poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Myślałam ciągle o Jamesie. Nie poznaję samej siebie, od kiedy to podoba mi się jakiś chłopak? Przestań! – zbeształam się w myślach. A potem widziałam tylko ciemność…
aga334