McDaniel Lurlene - Pozwól mi odejść.pdf

(448 KB) Pobierz
Letting Go of Lisa
LURLENE MCDANIEL
POZWÓL MI ODEJŚĆ
Tytuł oryginału Letting Go of Lisa
I ukazał mi rzekę wody życia, lśniącą jak kryształ,
wypływającą z tronu Boga i Baranka.
Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo
życia, rodzące dwanaście owoców (...), a liście drzewa [służą] do
leczenia narodów.
Apokalipsa św, Jana 22, 1 - 2
(wg Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum w Pozna-
niu, 2003)
ROZDZIAŁ 1
Kiedy Nathan Malone wjeżdżał na szkolny parking, drogę
zajechał mu motocykl. Zahamował gwałtownie i nacisnął na
klakson. Pasażer motocykla, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i
nowoczesny kask, w obscenicznym geście pokazał mu środkowy
palec, a kierowca odjechał z piskiem opon. Nathan głęboko
odetchnął. Stanął za nim jakiś samochód a jego kierowca
wrzasnął:
- Hej, kolego, zaparkuj gdzie indziej! Tarasujesz wjazd!
Przestraszony Nathan nacisnął pedał gazu i gwałtownie
ruszył z miejsca, nieomal potrącając trzy dziewczyny prze-
chodzące przez parking. Nakrzyczały na niego. Błyskawicznie
nacisnął hamulec, zacisnął spocone dłonie na kierownicy i powoli
ruszył w poszukiwaniu miejsca parkingowego przydzielonego mu
w liście powitalnym przez liceum Crestwater. Jego przyjaciel Skit
ostrzegał go, że pierwszy dzień w szkole jest jak korek uliczny.
Może Skit był przyzwyczajony do takiego harmidru, ale on nie.
Przez lata uczyła go w domu matka, nie był przygotowany na to,
żeby ostatni rok nauki spędzić w jednym z największych
publicznych liceów w Atlancie, ale cóż, nie miał wyjścia. Nie
mógł pozwolić na to, żeby jakichś dwóch idiotów na motocyklu
zepsuło mu humor na resztę dnia.
Znalazł swoje miejsce do parkowania z namalowanym
jasnożółtym numerem i zatrzymał na nim samochód, ostrożnie
wjeżdżając pomiędzy linie. Miał nowy samochód, no może nie
całkiem nowy, ale pierwszy własny. Rodzice wręczyli mu
kluczyki zaledwie kilka dni temu, to był prezent z okazji jego
siedemnastych urodzin, ale także rekompensata za wyrzucenie go
spod domowego klosza prosto do publicznej szkoły. Nie, żeby
Nathan miał coś przeciwko temu. Już od dawna marzył o tym,
żeby być normalnym nastolatkiem. A to oznaczało chodzenie do
normalnej szkoły.
- To szambo, stary - mawiał Skit. - Tylko dla twardzieli.
Nathan zarzuci! na ramię plecak i ruszył w stronę wyjścia z
parkingu prowadzącego do budynku szkoły, gdzie miał na niego
czekać Skit. Lepiej, żeby tam był! I bez incydentu z motocyklem
Nathan był już i tak spięty, niczym struna w jego gitarze.
Szkolne korytarze były zatłoczone i panował w nich okropny
hałas. Nathan miał ochotę zatkać uszy. Jak ludzie mogli myśleć, a
tym bardziej uczyć się w tym piekle decybeli? Cisza była główną
zaletą jego domowej sali lekcyjnej. Była, zanim w lipcu urodziły
się bliźniaczki: Abby i Audrey, i matka z przerażeniem
zrozumiała, że nie będzie w stanie opiekować się dwójką
niemowlaków i w międzyczasie uczyć Nathana, dla którego miał
to być ostatni rok szkoły średniej. I w dodatku jeszcze
przygotować go na studia.
Na początku był zachwycony, poczuł się wolny, ale teraz, na
zatłoczonym korytarzu czuł się mały i zagubiony. To, co wszyst-
kim tutaj wydawało się normalne, dla niego było nowe.
- Nate! - Skit usiłował przekrzyczeć hałas. - Tutaj ! Nathan
ruszył w stronę Skita, siedzącego na niskim murze, okalającym
pomnik z betonu i mosiądzu - maskotkę Crestwater - wznoszącego
się delfina opierającego się na ogonie.
- Cześć, stary.
- Znalazłeś miejsce?
- Tak. Ale najpierw jakiś motocykl nieomal zrównał mnie z
ziemią. Czy one nie są zabronione na terenie szkoły?
- Skąd! - Skit zmarszczył brwi. - A kto nim jechał?
- A skąd mam wiedzieć? Było ich dwóch. Kiedy ich otrąbi-
łem, facet, który siedział z tyłu, pokazał mi środkowy palec.
Skit uśmiechnął się.
- Wszystko wskazuje na to, że to Lisa Lindstrom.
- Dziewczyna? - zdziwił się Nathan.
Dziewczyny, które znał, nie chodziły do szkoły i uczyły się w
domu. jak on, były od niego młodsze, głupie i chichotały z byle
powodu, a już na pewno nie jeździły na motocyklach i nie
pokazywały wulgarnych gestów.
- Czy ten motor był srebrno - czarny, a na baku miał namalo-
wane wielkie, czerwone serce?
- Aż tak dokładnie mu się nie przyjrzałem. Nieomal starł
mnie na miazgę. Ja tylko próbowałem usunąć mu się z drogi.
- Każdy facet z tej szkoły oddałby wszystko, żeby Lisa
zrównała go z ziemią. Jest boska. Przeniosła się do naszej szkoły
w styczniu. Z nikim nie trzyma. Nazywam ją smutkiem na
harleyu. - Skit przycisnął dłoń do serca.
- Chyba jest bardzo zarozumiała.
- Nie... nie zwraca na nikogo najmniejszej uwagi. Wiem,
trudno w to uwierzyć, ale zupełnie nie robią na niej wrażenia
gwiazdy Crestwater. Jest moją bohaterką. - Skit pochylił się. - To
ona dała kosza Rodowi Stewartowi.
Nathan skojarzył fakty. Rod „Roddy” Stewart, który nie miał
żadnych powiązań z gwiazdą rocka, był w Crestwater gwiazdą
futbolu. Po skończeniu szkoły od ręki gotowa była go przyjąć
drużyna Buldogs z Georgii. Nazajutrz po balu na zakończenie
szkoły Skit natychmiast zdał Nathanowi relację z wydarzenia,
dlatego, że cała szkoła o tym mówiła, poza tym Skit nie lubił
Roddy'ego.
- To była ta dziewczyna?
- Fama głosi, że kiedy Rod przyjechał do domu Lisy, żeby
zabrać ją na bal, jej już dawno tam nie było. Dużo wcześniej
wyszła na imprezę do akademika, a jej matka podobno powie-
działa:
- Ojej, jesteś już drugim chłopcem, który przyszedł, żeby
zabrać ją na bal.
Skit zachichotał z satysfakcją.
- Wygląda na to, że zlekceważyła też jakiegoś innego bied-
nego naiwniaka. Nigdy nie wyszło na jaw, kto to był. Człowieku,
Roddy był wściekły. A dla takiego ważniaka to kompletna
porażka.
- Z tego, co mówisz, wnioskuję, że to nie jest typ dziew-
czyny, za którym szaleją faceci.
- Jasne, że nie. Ona jest... - próbował znaleźć odpowiednie
słowo. - Jest jak postać z legendy.
Nathan roześmiał się.
- Wydaje mi się, że się w niej zakochałeś. Skit wyglądał na
zażenowanego.
- Za wysokie progi. Poza tym nie widziałeś z bliska tego
gościa, który czasami wozi ją na motocyklu. Mógłby zmiażdżyć ci
głowę gołymi rękami.
- Dobrze, dobrze. Chodźmy już. - Nathan wygrzebał z torby
plan lekcji. Okazało się, że nie miał żadnych zajęć ze Skitem. -
Spotkajmy się tutaj po zajęciach, podwiozę cię do domu.
- Po lekcjach jest mecz. Musimy tam pójść i popatrzeć na
cheerleaderki.
- Aha. - Nathan do tego stopnia nie znał szkolnych zwycza-
jów, że nie miał pojęcia o podstawowych sprawach. I nie
podobało mu się to. - Myślałem, że nie cierpisz futbolu.
- Nie cierpię Roda. A to wielka różnica. Chodź ze mną na
mecz, a później pojedziemy do domu.
- Będę musiał zadzwonić do mamy. Wiesz, jak się złości,
kiedy się spóźniam.
Nagle Skit otworzył szeroko oczy.
- Oto ona - powiedział z namaszczeniem.
Nathan odwrócił się i zobaczył wysoką dziewczynę z długi-
mi, kasztanowymi włosami. Miała na sobie czarne skórzane
spodnie, kowbojskie buty i modny podkoszulek. Przez ramię
miała przewieszoną czarną skórzaną kurtkę.
- Diva? - zapytał szeptem.
- We własnej osobie - powiedział nabożnie Skit. Nathan
przyjrzał się jej. Skit miał rację, kiedy mówił, że jest bardzo ładna.
Ale swoim zachowaniem zdawała się mówić: Nie zbliżaj się.
Grupa dziewcząt usunęła się na bok, kiedy Lisa przechodziła obok
nich. Niektóre zaczęły chichotać, inne szeptały coś, przejęte.
Zignorowała je.
- Gapisz się na nią. Myślałem, że jesteś na nią zły - zakpił
Skit, kiedy Lisa odeszła.
Nathan zarumienił się.
- Uroda to nie wszystko.
Zadzwonił dzwonek. Skit podniósł swój plecak.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin