Elizabeth Lowell - Zauroczeni.pdf

(1043 KB) Pobierz
420559435 UNPDF
1
Jesień za panowania króla Henryka I
Warownia Stone Ring, zamek lorda Duncana i lady Amber,
położony na Spornych Ziemiach na północnych rubieżach
normandzkiej Anglii
- Co to będzie - szepnęła Ariane do siebie. - Pogrzeb czy
wesele?
Pytająco spojrzała na sztylet, który trzymała w ręku, jakby od
niego oczekiwała odpowiedzi, ale na ostrzu migotało tylko
światło świec. Dziewczyna wpatrywała się w demonicznie
połyskujący metal, po którym srebrzystą strużką spływała
krew, a w głowie kołatało jej wciąż to samo pytanie: Pogrzeb
czy wesele?
Odpowiedź, która nasunęła się jej na myśl, była marnym
pocieszeniem: To nie ma najmniejszego znaczenia. To tylko
różne słowa, ale w tej sytuacji znaczą to samo.
Za wysokimi murami warowni Stone Ring słychać było
zawodzeenie wiatru zwiastujące nadchodzącą zimę.
Ariane nie słyszała ponurych jęków, zasłuchana w echo
dawno miinionych zdarzęń. Przypomniała sobie, jak to
matka wcisnęła pięknie zdobiony szlachetnymi kamieniami
sztylet w jej malutkie dłonie. Dookładnie pamiętała błysk
ametystów, czuła chłód ciężkiego srebra. Słoowa matki
zmroziły ją.
Nawet piekło nie może równać się z okrucieństwem
małżeńskiego łoża. Jeśli miałabyś leżeć pod mężczyzną,
którego nie kochasz, raczej użyj tego sztyletu.
Niestety, matka przed śmiercią nie zdążyła powiedzieć córce
ani jak użyć sztyletu, ani przeciwko komu go obrócić. Czyją
śmierć miaało to oznaczać: pana młodego czy panny
młodej?
Czy mam zabić siebie czy Simona, którego jedyną zbrodnią
jest to, że Z poczucia lojalności wobec swego brata, lorda
Dominica Z warowwni Blackthorne, zgodził się mnie
poślubić?
Lojalność.
Ariane westchnęła głęboko i zadrżała pod swą kremowo-
rdzawą tuniką·
Mój Boże, że też mnie nie było dane zaznać takiego uczucia
ze stroony własnej rodziny!
Koszmar wrócił, wspomnienia mogły zniszczyć mur, który
Ariane udało się zbudować. Siłą woli próbowała przestać
myśleć o nocy, kieedy została tak bardzo skrzywdzona
najpierw przez Geoffreya Piękneego, a potem przez
własnego ojca.
Ostrze miękko wbiło się w dłoń Ariane. Uprzytomniła sobie,
że zbyt mocno go ściska. Mimochodem zastanowiła się,
jakby się czuła, gdyby sztylet znacznie głębiej wbił się w jej
ciało.
Chyba nie byłoby to gorsze niż prześladujący ją koszmar.
- Ariane, czy widziałaś mój ... och, jaki piękny sztylet _
powieedziała Amber na widok pięknie połyskującego srebra.
_ Jest tak kunsztownie zrobiony jak najpiękniejsza brosza.
Głos Amber wyrwał Ariane z ponurej zadumy. Powoli, jak naj
ciiszej, wzięła głęboki oddech, rozluźniła dłoń zaciśniętą na
zdobionym szlachetnymi kamieniami sztylecie i spojrzała na
młodą kobietę. Złoota tunika Amber podkreślała kolor jej
włosów i oczu.
- Należał do mojej matki - wyjaśniła Ariane.
- Nigdy nie widziałam takich ametystów! Mają dokładnie taki
sam kolor jak twoje oczy. Czy twoja matka też miała fiołkowe
oczy?
- Tak - odparła Ariane krótko.
- A twoje myśli - kontynuowała Amber głosem pozbawionym
emocji - mają kolor twoich włosów. Są czarne jak noc.
Ariane wstrzymała oddech. Z niepokojem spojrzała na
Uczoną Paanią zamku Stone Ring, znaną z tego, że
wiedziała, co w człowieku jest prawdziwe, tylko go dotykając,
ale teraz Amber stała w oddaleniu od meJ.
- Nie muszę cię dotykać - powiedziała, odgadując myśli
dziewwczyny. - Widzę to w twoich oczach. Czuję w twoim
sercu.
- A ja nic nie czuję.
- Nieprawda. Ta rana wcale się nie zagoiła. Została tylko
głęboko ukryta.
- Co ty powiesz. Naprawdę? - odparła Ariane obojętnym
tonem.
- A tak. Wiem to, odkąd dotknęłam cię po raz pierwszy. Ty
też o tym wiesz
- Tylko kiedy śpię. - Ariane wsunęła sztylet do pochwy
przytrooczonej do pasa i sięgnęła po salonową harfę, która
niegdyś była jej wielką radością, a teraz stanowiła jedyną
pociechę. Ciemne, inkrustoowane srebrem, masą perłową i
karneolem wygięcia drewnianej ramy przypominały gałąź
winorośli.
Ale to nie wdzięczny wygląd instrumentu wabił Ariane.
Najwiękkszy czar miał jego dźwięk. Z gwałtownością, którą
ledwie udawało się jej pohamować, poruszała smukłymi
palcami, wydobywając ze strun akordy współgrające z
szalejącym na zewnątrz wiatrem.
Ukryta, ale ciągle krwawiąca.
Amber nie dała się zwieść dźwiękom harfy. W milczącej
harfistce wyczuwała mieszaninę strachu, wściekłości i bólu,
która od środka spalała tę pozornie spokojną normandzką
dziewczynę.
- Nie obawiaj się zostać żoną Simona - powiedziała
przekonująącym tonem. - To człowiek wielkich namiętności,
ale potrafi je kontroolować.
Palce Ariane na chwilę zastygły w bezruchu. Potem powoli
skinęęła głową. Stopniowo dźwięki harfy stawały się coraz
mniej gwałtowwne.
- O tak - ciągnęła Amber, lekko zniżając głos. - W stosunku
do mnie zachował się bardzo szlachetnie.
Będzie znacznie mniej szlachetny, kiedy się dowie, że jego
żoona nie jest dziewicq. Z błahszych powodów
wypowiadano wojny. Nie trzeba aż takiej zniewagi, żeby
mężczyźni zabijali, a kobiety ginęły, myślała Ariane.
Ta ostatnia myśl, chociaż mroczna, wydała się Ariane
kusząca.
Niosła w sobie nadzieję wyrwania się z tej koszmarnej matni
bólu i hańby, jaką stało się dla niej życie.
- Simon ma silne ciało i łagodną twarz - dodała Amber. - Jest
tak szybki, że zamkowe koty chowają się przy nim ze
wstydu.
Palce Ariane pomyliły struny. Po chwili odezwała się cicho:
- Oczy ma takie ... ciemne.
- To te jego jasne jak słońce włosy powodują, że oczy
wydają się czarne jak węgiel - szybko odpowiedziała Amber.
- Nie, nie, to coś więcej - potrząsnęła głową Ariane. Amber
westchnęła i z wahaniem się z nią zgodziła.
- To samo można powiedzieć o większości mężczyzn, którzy
wrócili z wojny z Saracenami - przyznała. - Wrócili z jakimś
ciężarem na sercu.
Wysoki dźwięk struny przerwał ciszę.
- Simon mi nie ufa - odezwała się Ariane.
- Tobie? Tobie nie ufa? - Amber roześmiała się serdecznie. -
Ufa ci na tyle, żeby odwrócić się do ciebie plecami. To mnie
nie ufa. W głębi serca Simon uważa, że jestem jędzą z
piekła rodem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin