03 - Clive Cussler - Wydobyć Titanica.pdf
(
1354 KB
)
Pobierz
21 - Cussler Clive - Wydobyæ Titanica.rtf
CLIVE CUSSLER
WYDOBY
Ć
TYTANICA
1
PRZEDMOWA
Kiedy Dirk Pitt wydobywał „Titanica" na kartkach powie
ś
ci pisanej na maszynie, która stała w k
ą
cie nie wyko
ń
czonej sutereny, faktyczne
odnalezienie tego legendarnego transatlantyku miało nast
ą
pi
ć
dopiero za dziesi
ęć
lat. Był rok 1975 i wówczas to powstała powie
ść
„Wydoby
ć
»Titanica«!", czwarta ksi
ąŜ
ka o podwodnych przygodach Pitta. W owym czasie jeszcze nikt nie my
ś
lał o podj
ę
ciu ogromnego wysiłku, jaki
wi
ą
zał si
ę
z długotrwał
ą
i niezwykle kosztown
ą
operacj
ą
poszukiwania statku. Kiedy jednak ksi
ąŜ
k
ę
wydano i na jej podstawie nakr
ę
cono film,
fala zainteresowania ponownie ogarn
ę
ła Ameryk
ę
i Europ
ę
. Zorganizowano przynajmniej pi
ęć
wypraw, których celem było odnalezienie wraku.
Mój pomysł napisania tej ksi
ąŜ
ki wzi
ą
ł si
ę
z ch
ę
ci ujrzenia słynnego statku, a tak
Ŝ
e z marze
ń
o jego wydobyciu z dna morza i odholowaniu do
nowojorskiego portu, by w ten sposób zako
ń
czył swój dziewiczy rejs, rozpocz
ę
ty trzy czwarte wieku temu. Na szcz
ęś
cie miliony osób
interesuj
ą
cych si
ę
wrakiem dzieliły ze mn
ą
te marzenia.
Obecnie, po siedemdziesi
ę
ciu trzech latach od chwili, gdy „Titanica" pochłon
ę
ła czarna, głucha otchła
ń
, kamery wreszcie odkryły jego
otwarty grób.
Fikcja stała si
ę
faktem.
Opis wraku, jak go w powie
ś
ci widział Pitt, jest bardzo zbli
Ŝ
ony do tego, co zobaczyły automatyczne kamery wkrótce po zlokalizowaniu
transatlantyku dzi
ę
ki cudowi, jaki stanowi sonar. Poza uszkodzeniami wskutek uderzenia o dno, które tam znajduje si
ę
na gł
ę
boko
ś
ci niemal
czterech kilometrów, statek prawie nie ucierpiał z powodu korozji czy działania morskiej ro
ś
linno
ś
ci. Nawet butelki z winem i fragmenty
srebrnej zastawy stołowej, le
Ŝą
ce na dnie morza w mule, wygl
ą
daj
ą
niemal jak dawniej.
Czy „Titanic" b
ę
dzie kiedykolwiek wydobyty?
Jest to mało prawdopodobne. Całkowite koszty wydobycia statku równałyby si
ę
wydatkom zwi
ą
zanym z realizacj
ą
programu „Apollo", czyli
l
ą
dowaniem człowieka na Ksi
ęŜ
ycu. Nale
Ŝ
y jednak oczekiwa
ć
,
Ŝ
e wkrótce wokół kadłuba wraku zaczn
ą
kr
ąŜ
y
ć
załogowe łodzie podwodne w
poszukiwaniu skarbu oraz
Ŝ
e ameryka
ń
scy i brytyjscy prawnicy zakasaj
ą
r
ę
kawy, przygotowuj
ą
c si
ę
do długotrwałej batalii s
ą
dowej o prawo do
ich posiadania.
Pitt zawsze patrzył w przyszło
ść
i odkrywał,
Ŝ
e jest podniecaj
ą
ca i pełna przygód. W latach siedemdziesi
ą
tych był człowiekiem lat
osiemdziesi
ą
tych, a obecnie jest człowiekiem lat dziewi
ęć
dziesi
ą
tych. Jak zwiadowca, który prowadzi sznur wozów jad
ą
cych na zachód, Pitt
zagl
ą
da za nast
ę
pne wzgórze i mówi nam, co si
ę
tam znajduje. Widzi to, co w naszych marzeniach wszyscy pragniemy zobaczy
ć
.
Dlatego wiadomo
ść
o odnalezieniu „Titanica" chyba nikogo nie ucieszyła bardziej ni
Ŝ
mnie.
Bo przecie
Ŝ
to wła
ś
nie Pitt pierwszy zobaczył wrak.
Clive Cussler
2
KWIECIE
Ń
1912 ROKU
PROLOG
M
ęŜ
czyzna w luksusowej kabinie numer 33 na pokładzie A rzucał si
ę
i przewracał w w
ą
skiej koi. Jego spocona twarz wskazywała,
Ŝ
e
ś
ni mu
si
ę
jaki
ś
koszmar. Nie był człowiekiem wysokim, mierzył sobie niespełna sto sze
ść
dziesi
ą
t centymetrów; rzedn
ą
ce siwe włosy okalały łagodn
ą
twarz, której jedyn
ą
rzucaj
ą
c
ą
si
ę
w oczy cech
ą
były czarne krzaczaste brwi. Jego splecione r
ę
ce spoczywały na klatce piersiowej; palce
zaciskały si
ę
w nerwowym rytmie. Wygl
ą
dał na pi
ęć
dziesi
ą
t lat. Jego skóra barw
ą
i chropowato
ś
ci
ą
przypominała betonowy chodnik, pod
oczami miał gł
ę
bokie bruzdy. W rzeczywisto
ś
ci jednak brakowało mu dziesi
ę
ciu dni do uko
ń
czenia trzydziestego czwartego roku
Ŝ
ycia.
Ci
ęŜ
ka harówka i tortury psychiczne z ostatnich pi
ę
ciu miesi
ę
cy tak go wyczerpały,
Ŝ
e znalazł si
ę
na progu szale
ń
stwa. Kiedy czuwał, my
ś
li
nieprzytomnie kł
ę
biły mu si
ę
w głowie; całkowicie utracił poczucie czasu i rzeczywisto
ś
ci. Bez przerwy musiał sobie przypomina
ć
, gdzie si
ę
znajduje i jaki jest dzie
ń
tygodnia. Powoli, lecz nieuchronnie wpadał w obł
ę
d, a co najgorsze, zdawał sobie z tego spraw
ę
.
Otwieraj
ą
c oczy zatrzepotał rz
ę
sami i utkwił wzrok w wentylatorze zwisaj
ą
cym z sufitu kabiny. Przetarł dło
ń
mi twarz pokryt
ą
dwutygodniowym zarostem. Nie musiał patrze
ć
na swoje ubranie - wiedział,
Ŝ
e jest brudne, wymi
ę
te i przepocone. Po zaokr
ę
towaniu powinien
był si
ę
wyk
ą
pa
ć
i przebra
ć
, ale zamiast tego padł na koj
ę
, w której przespał prawie trzy dni niespokojnym, przerywanym snem, pełnym strachu i
obsesji.
Był pó
ź
ny niedzielny wieczór. Statek miał przybi
ć
do portu w Nowym Jorku dopiero wczesnym rankiem we
ś
rod
ę
, a wi
ę
c do ko
ń
ca podró
Ŝ
y
pozostawało jeszcze nieco ponad pi
ęć
dziesi
ą
t godzin. M
ęŜ
czyzna próbował sam siebie przekona
ć
,
Ŝ
e ju
Ŝ
nic mu nie grozi, ale jego umysł nie
chciał tego uzna
ć
, chocia
Ŝ
to, czego zdobycie kosztowało tyle istnie
ń
ludzkich, było ukryte w absolutnie bezpiecznym miejscu. Po raz setny
wymacał zgrubienie w kieszonce kamizelki. Zadowolony,
Ŝ
e klucz w dalszym ci
ą
gu tam si
ę
znajduje, przetarł dłoni
ą
l
ś
ni
ą
ce od potu czoło i
znów zamkn
ą
ł oczy.
Nie zdawał sobie sprawy, jak długo drzemał. Co
ś
go obudziło. Chyba nie
Ŝ
aden hałas ani gwałtowny ruch, raczej co innego, jak gdyby drganie
materaca i jakie
ś
dziwne trzaski gł
ę
boko pod jego kabin
ą
, usytuowan
ą
na prawej burcie. Sztywno usiadł i opu
ś
cił stopy na podłog
ę
. Min
ę
ło kilka
minut, nim si
ę
zorientował,
Ŝ
e panuje niezwykła cisza, spowodowana brakiem wibracji. Zatrzymano maszyny. Siedział nadstawiaj
ą
c uszu, ale
słyszał jedynie
Ŝ
arty stewardów w korytarzu i odgłosy przytłumionej rozmowy w s
ą
siedniej kabinie.
Poczuł lodowaty chłód niepokoju. Inny pasa
Ŝ
er po prostu zignorowałby przerw
ę
w pracy maszyn i ponownie zasn
ą
ł, on jednak miał
wyczulone zmysły, które przesadnie na wszystko reagowały. Trzydniowe zamkni
ę
cie w kabinie bez jedzenia i picia, spowodowane ch
ę
ci
ą
uwolnienia si
ę
od strasznych prze
Ŝ
y
ć
z ostatnich pi
ę
ciu miesi
ę
cy, jedynie podsyciło obł
ę
d w jego umy
ś
le, szybko ulegaj
ą
cym degeneracji.
Otworzył drzwi na korytarz i niepewnym krokiem ruszył w stron
ę
głównej klatki schodowej. Ludzie
ś
miali si
ę
i rozmawiali, wracaj
ą
c z klubu
do swoich kabin. Spojrzał na ozdobny zegar z br
ą
zu z dwiema płaskorze
ź
bami po bokach, wisz
ą
cy na półpi
ę
trze. Pozłacane wskazówki
pokazywały godzin
ę
jedenast
ą
pi
ę
tna
ś
cie.
Jaki
ś
steward, który stał przy bogato zdobionym cokole lampy u stóp schodów, popatrzył na niego pogardliwie, najwyra
ź
niej zgorszony
widokiem tak n
ę
dznie ubranego pasa
Ŝ
era w pomieszczeniach pierwszej klasy, gdzie po kosztownych wschodnich dywanach wszyscy
spacerowali w eleganckich strojach wieczorowych.
- Maszyny... maszyny stoj
ą
- odezwał si
ę
m
ęŜ
czyzna zachrypni
ę
tym głosem.
- Prawdopodobnie z powodu jakiej
ś
drobnej regulacji, prosz
ę
pana - odparł steward. - Wiadomo, nowy statek w dziewiczym rejsie, i tyle. W
ka
Ŝ
dej maszynie mo
Ŝ
e co
ś
nawali
ć
. Nie ma si
ę
czym przejmowa
ć
. Przecie
Ŝ
pan wie,
Ŝ
e statek jest niezatapialny.
- Skoro zbudowano go ze stali, to mo
Ŝ
e zaton
ąć
- mrukn
ą
ł m
ęŜ
czyzna, przecieraj
ą
c zaczerwienione oczy. - Wyjd
ę
na pokład i si
ę
rozejrz
ę
.
Steward pokr
ę
cił głow
ą
.
- Nie radziłbym szanownemu panu tego robi
ć
. Jest straszliwy zi
ą
b.
Pasa
Ŝ
er w wygniecionym ubraniu wzruszył ramionami. Był przyzwyczajony do chłodu. Odwrócił si
ę
, wdrapał po schodach pi
ę
tro wy
Ŝ
ej i
wszedł w drzwi prowadz
ą
ce na pokład łodziowy. Zakrztusił si
ę
, jak gdyby wraz z powietrzem wci
ą
gn
ą
ł do płuc tysi
ą
ce małych igiełek. Po trzech
dniach le
Ŝ
enia w ciepłej kabinie temperatura bliska zera wywołała nagły wstrz
ą
s. Nie było najmniejszego powiewu wiatru, a jedynie ostry,
dotkliwy chłód, spływaj
ą
cy z bezchmurnego nieba.
M
ęŜ
czyzna podszedł do relingu i postawił kołnierz marynarki. Wychylił si
ę
za burt
ę
, spojrzał w dół, lecz zobaczył jedynie czarne morze,
spokojne jak sadzawka w parku. Popatrzył w stron
ę
dziobu, a potem na ruf
ę
. Od wypukłego dachu palarni pierwszej klasy a
Ŝ
po sterówk
ę
przed
pomieszczeniami oficerskimi pokład łodziowy był całkowicie pusty. Tylko dym unosz
ą
cy si
ę
z pierwszych trzech spo
ś
ród czterech
Ŝ
ółto-
czarnych kominów i o
ś
wietlone okna klubu i czytelni
ś
wiadczyły o ludzkiej obecno
ś
ci.
Biała piana wzdłu
Ŝ
burty zacz
ę
ła czernie
ć
i znika
ć
, kiedy pot
ęŜ
ny statek powoli tracił szybko
ść
, dryfuj
ą
c w ciszy pod rozgwie
Ŝ
d
Ŝ
onym
niebem. Z mesy oficerskiej wyszedł intendent i zerkn
ą
ł za burt
ę
.
- Dlaczego si
ę
zatrzymujemy?
- W co
ś
stukn
ę
li
ś
my - odparł intendent, nie odwracaj
ą
c głowy.
- Czy to co
ś
powa
Ŝ
nego?
- Sk
ą
d
Ŝ
e znowu, prosz
ę
pana. Zreszt
ą
nawet gdyby powstał jaki
ś
przeciek, to pompy powinny sobie z nim poradzi
ć
.
Nagle z o
ś
miu wylotów buchn
ę
ła para,
ś
wiszcz
ą
c ogłuszaj
ą
co niczym setka lokomotyw w tunelu. Nim pasa
Ŝ
er zasłonił sobie uszy, rozpoznał
przyczyn
ę
. Dostatecznie długo przebywał w pobli
Ŝ
u maszyn, by wiedzie
ć
,
Ŝ
e to nadmiar pary z bezczynnych silników tłokowych wypuszczano
przez zawory bocznikowe. Ogłuszaj
ą
cy hałas uniemo
Ŝ
liwiał dalsz
ą
rozmow
ę
z intendentem. M
ęŜ
czyzna odwrócił si
ę
i obserwował innych
członków załogi statku, którzy pojawili si
ę
na pokładzie łodziowym. Kiedy zobaczył,
Ŝ
e zdejmuj
ą
osłony z szalup i klaruj
ą
talie
Ŝ
urawików,
wówczas poczuł okropny strach, który
ś
cisn
ą
ł mu
Ŝ
oł
ą
dek.
Stał tak blisko godzin
ę
, podczas gdy
ś
wist dobywaj
ą
cej si
ę
z wylotów pary powoli zamierał w nocnej ciszy. Kurczowo trzymaj
ą
c si
ę
relingu,
niepomny na chłód, m
ęŜ
czyzna prawie nie zwracał uwagi na małe grupki pasa
Ŝ
erów, którzy bł
ą
dzili po pokładzie łodziowym, dziwnie milcz
ą
cy
i oszołomieni.
W pewnej chwili zbli
Ŝ
ył si
ę
jeden z młodszych oficerów. Był to dwudziestokilkuletni m
ęŜ
czyzna o typowo angielskiej mlecznobiałej cerze i z
typowo angielsk
ą
znudzon
ą
min
ą
. Podszedł do człowieka stoj
ą
cego przy relingu i klepn
ą
ł go w rami
ę
.
- Bardzo pana przepraszam, ale musi pan zało
Ŝ
y
ć
pas ratunkowy.
M
ęŜ
czyzna powoli odwrócił si
ę
i wlepił wzrok w oficera.
- Toniemy, prawda? - spytał chrapliwie.
Oficer zawahał si
ę
na moment, a potem skin
ą
ł głow
ą
.
- Statek bierze wod
ę
i pompy nie nad
ąŜ
aj
ą
.
- Ile czasu nam pozostało?
- Trudno powiedzie
ć
. Mo
Ŝ
e jeszcze godzina, je
Ŝ
eli woda nie dotrze do kotłów.
- Co si
ę
stało? Przecie
Ŝ
w pobli
Ŝ
u nie było
Ŝ
adnego innego statku. Z czym si
ę
zderzyli
ś
my?
3
- Z gór
ą
lodow
ą
. Rozdarła nam kadłub. Parszywy pech. M
ęŜ
czyzna chwycił r
ę
k
ę
oficera tak mocno,
Ŝ
e młody człowiek a
Ŝ
si
ę
skrzywił.
- Musz
ę
dosta
ć
si
ę
do ładowni.
- Ma pan małe szans
ę
, prosz
ę
pana. Woda zalewa pomieszczenia pocztowe i baga
Ŝ
e w ładowniach ju
Ŝ
pływaj
ą
.
- Pan musi mnie tam zaprowadzi
ć
.
Oficer próbował si
ę
uwolni
ć
, ale r
ę
ka pasa
Ŝ
era trzymała jak imadło.
- To niemo
Ŝ
liwe. Mam rozkaz zaj
ąć
si
ę
łodziami ratunkowymi na prawej burcie.
- Mo
Ŝ
e to zrobi
ć
inny oficer - powiedział pasa
Ŝ
er bezbarwnym głosem - a pan zaprowadzi mnie do ładowni.
W tym momencie oficer zauwa
Ŝ
ył wykrzywion
ą
obł
ę
dem twarz pasa
Ŝ
era i poczuł luf
ę
pistoletu, która wciskała mu si
ę
w genitalia.
- Rób, co ci ka
Ŝę
- warkn
ą
ł m
ęŜ
czyzna - je
ś
li chcesz zobaczy
ć
swoje wnuki.
Oniemiały oficer wlepił oczy w pistolet, a potem podniósł wzrok. Nagle zrobiło mu si
ę
niedobrze. Nawet nie pomy
ś
lał o sprzeciwie czy
oporze, w zaczerwienionych oczach przed sob
ą
zobaczył bowiem szale
ń
stwo.
- Mog
ę
tylko spróbowa
ć
.
- No wi
ę
c próbuj! - warkn
ą
ł m
ęŜ
czyzna. - I
Ŝ
adnych sztuczek. Cały czas b
ę
d
ę
szedł za tob
ą
. Jeden głupi bł
ą
d, a rozwal
ę
ci kr
ę
gosłup.
Dyskretnie wsun
ą
ł pistolet do kieszeni marynarki i wcisn
ą
ł luf
ę
w plecy oficera. Torowali sobie drog
ę
przez skł
ę
biony tłum pasa
Ŝ
erów, którzy
teraz bezładnie miotali si
ę
po pokładzie łodziowym. Był to ju
Ŝ
jakby inny statek. Nikt nie
ś
miał si
ę
i nie
Ŝ
artował, znikn
ą
ł gdzie
ś
podział na
klasy; i bogatych, i biednych ł
ą
czył wspólny strach. Jedynie stewardzi si
ę
u
ś
miechali, próbuj
ą
c zabawia
ć
pasa
Ŝ
erów rozmow
ą
o niczym i
wr
ę
czaj
ą
c im białe pasy ratunkowe.
Rakiety, którymi wzywano pomocy, wygl
ą
dały niepozornie i zdawało si
ę
,
Ŝ
e wystrzelono je w smolist
ą
czer
ń
na pró
Ŝ
no, ich białych
ś
wiateł
bowiem nie widział nikt poza lud
ź
mi stoj
ą
cymi na pokładzie statku skazanego na zagład
ę
. Stanowiły niesamowite tło dla rozdzieraj
ą
cych serce
po
Ŝ
egna
ń
, kiedy m
ęŜ
czy
ź
ni z wymuszon
ą
nadziej
ą
w oczach troskliwie wsadzali swoje
Ŝ
ony i dzieci do łodzi ratunkowych. Nierealno
ść
tej
sceny pot
ę
gowała o
ś
mioosobowa orkiestra, zebrana na pokładzie łodziowym - jej członkowie wygl
ą
dali całkiem nie na miejscu z instrumentami
muzycznymi i w białych pasach ratunkowych. Zacz
ę
li gra
ć
„Alexander's Ragtime Band" Irvinga Berlina.
Ponaglany pistoletem oficer przeciskał si
ę
przez tłum ludzi id
ą
cych w gór
ę
głównymi schodami na pokład łodziowy. Dziób statku zanurzał si
ę
coraz bardziej, co sprawiało,
Ŝ
e obaj schodz
ą
cy m
ęŜ
czy
ź
ni co chwila tracili równowag
ę
. Na pokładzie B
ś
ci
ą
gn
ę
li wind
ę
i ruszyli ni
ą
w dół na
pokład D.
Młody oficer odwrócił si
ę
i przyjrzał człowiekowi, który skazywał go na pewn
ą
ś
mier
ć
, wiedziony dziwnym kaprysem. Usta m
ęŜ
czyzny były
zaci
ś
ni
ę
te, a szkliste oczy patrzyły w przestrze
ń
. Pasa
Ŝ
er zauwa
Ŝ
ył,
Ŝ
e oficer mu si
ę
przygl
ą
da. Zwarli si
ę
oczyma na dłu
Ŝ
sz
ą
chwil
ę
.
- Nie martw si
ę
...
- Nazywam si
ę
Bigalow, prosz
ę
pana.
- Nie martw si
ę
, Bigalow. Zd
ąŜ
ysz przed zatoni
ę
ciem statku.
- Do której sekcji ładowni chce si
ę
pan dosta
ć
?
- Do skarbca w ładowni numer jeden, na pokładzie G.
- Pokład G z pewno
ś
ci
ą
jest ju
Ŝ
zalany.
- B
ę
dziemy mogli to stwierdzi
ć
dopiero wówczas, gdy tam dotrzemy, prawda?
Kiedy drzwi windy si
ę
otwarły, pasa
Ŝ
er poruszył pistoletem w kieszeni. Wysiedli i znów przeciskali si
ę
przez tłum.
Bigalow zerwał z siebie pas ratunkowy, podbiegł do schodów prowadz
ą
cych na pokład E, zatrzymał si
ę
, spojrzał w dół i zobaczył wod
ę
,
której poziom nieubłaganie si
ę
podnosił, cal po calu. Kilka lamp pod powierzchni
ą
zimnej wody jeszcze si
ę
paliło, roztaczaj
ą
c upiorny blask.
- To nie ma sensu. Sam pan widzi.
- Czy jest jaka
ś
inna droga?
- Drzwi wodoszczelne zamkni
ę
to po kolizji. Mo
Ŝ
e uda nam si
ę
tam dotrze
ć
przej
ś
ciami dla załogi.
- Chod
ź
my wi
ę
c.
Okr
ęŜ
na droga prowadziła przez labirynt stalowych korytarzy i pionowych przej
ść
z drabinkami. W pewnej chwili Bigalow si
ę
zatrzymał,
podniósł okr
ą
gł
ą
pokryw
ę
niewielkiego włazu w podłodze i zajrzał do
ś
rodka. O dziwo, poziom wody na pokładzie ładunkowym si
ę
gał zaledwie
około połowy metra.
- Beznadziejna sprawa - skłamał. - Ładownia jest zalana. Pasa
Ŝ
er brutalnie odepchn
ą
ł oficera na bok i sam zajrzał do włazu.
- Dla mnie jest wystarczaj
ą
co płytko - wycedził. Luf
ą
pistoletu machn
ą
ł w stron
ę
otworu. - Schodzimy.
Lampy na suficie ładowni wci
ąŜ
jeszcze si
ę
paliły, kiedy obaj m
ęŜ
czy
ź
ni brn
ę
li w wodzie, zmierzaj
ą
c do skarbca statku. W słabym
ś
wietle
błysn
ę
ła mosi
ą
dzami ogromna limuzyna renault umocowana do podłogi.
Potykaj
ą
c si
ę
w lodowatej wodzie, kilkakrotnie si
ę
przewrócili, a
Ŝ
zdr
ę
twieli z zimna. Zataczaj
ą
c si
ę
jak pijani, wreszcie dotarli do skarbca.
Miał on kształt sze
ś
cianu o boku dwóch i pół metra i stał w samym
ś
rodku ładowni; jego
ś
ciany grubo
ś
ci trzydziestu centymetrów wykonano z
najlepszej stali.
Pasa
Ŝ
er wyj
ą
ł klucz z kieszeni kamizelki i wło
Ŝ
ył go do zamka, który był nowy i jeszcze nie wyrobiony, lecz w ko
ń
cu ust
ą
pił z gło
ś
nym
trzaskiem zapadek. M
ęŜ
czyzna otworzył ci
ęŜ
kie drzwi i wszedł do
ś
rodka. Wówczas odwrócił si
ę
i po raz pierwszy u
ś
miechn
ą
ł.
- Dzi
ę
kuj
ę
za pomoc, Bigalow. Lepiej zmykaj na gór
ę
. Masz jeszcze do
ść
czasu.
Bigalow był zaskoczony.
- Pan zostaje?
- Tak, ja zostaj
ę
. Zamordowałem o
ś
miu dobrych, prawdziwych ludzi. Nie mógłbym z tym
Ŝ
y
ć
- powiedział apatycznie tonem pełnym
rezygnacji. - Wszystko si
ę
sko
ń
czyło, i kropka. Wszystko.
Bigalow chciał co
ś
powiedzie
ć
, ale słowa uwi
ę
zły mu w gardle.
Pasa
Ŝ
er ze zrozumieniem pokiwał głow
ą
i zacz
ą
ł ci
ą
gn
ąć
drzwi, by zamkn
ąć
je za sob
ą
.
- Chwała Bogu za Southby - rzekł, a potem znikn
ą
ł w ciemnym wn
ę
trzu skarbca.
Bigalow si
ę
uratował.
Wygrał wy
ś
cig z podnosz
ą
c
ą
si
ę
wod
ą
, zdołał dotrze
ć
na pokład łodziowy i skoczy
ć
do morza ledwie na kilka sekund przed zatoni
ę
ciem
statku.
Kiedy kadłub ogromnego transatlantyku znikn
ą
ł w odm
ę
tach oceanu, czerwona bandera z biał
ą
gwiazd
ą
, bezwładnie zwisaj
ą
ca z topu masztu
na rufie w t
ę
bezwietrzn
ą
noc, nagle rozwin
ę
ła si
ę
pod dotkni
ę
ciem morza, jak gdyby w ostatnim salucie nad grobem półtora tysi
ą
ca m
ęŜ
czyzn,
kobiet i dzieci, którzy umierali z zimna albo ton
ę
li w lodowatej wodzie.
Wiedziony
ś
lepym instynktem, Bigalow wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
i chwycił przemykaj
ą
c
ą
obok niego bander
ę
. Nim zd
ąŜ
ył si
ę
zorientowa
ć
, nim w pełni
u
ś
wiadomił sobie niebezpiecze
ń
stwo, jakim groził ten nierozwa
Ŝ
ny czyn, bandera wci
ą
gn
ę
ła go pod wod
ę
. Mimo to uporczywie j
ą
trzymał, nie
rozlu
ź
niaj
ą
c chwytu. Znajdował si
ę
ju
Ŝ
na gł
ę
boko
ś
ci około pi
ę
ciu metrów, gdy bandera w ko
ń
cu oderwała si
ę
od masztu i wreszcie j
ą
zdobył.
4
Dopiero wtedy zacz
ą
ł walczy
ć
o wydostanie si
ę
na powierzchni
ę
płynnej czerni. Min
ę
ła cała wieczno
ść
, zanim ponownie mógł oddycha
ć
nocnym powietrzem ciesz
ą
c si
ę
,
Ŝ
e ton
ą
cy statek nie poci
ą
gn
ą
ł go za sob
ą
w otchła
ń
.
Woda o temperaturze bliskiej zera omal go nie zabiła. Gdyby pozostał w jej lodowatym u
ś
cisku jeszcze cho
ć
by przez dziesi
ęć
minut, wówczas
powi
ę
kszyłby liczb
ę
ofiar tej straszliwej tragedii.
Ocaliła go lina, któr
ą
chwycił, kiedy otarła si
ę
o jego r
ę
k
ę
. Była przywi
ą
zana do przewróconej szalupy. Ostatnim wysiłkiem przemarzni
ę
tych
mi
ęś
ni wci
ą
gn
ą
ł si
ę
na jej dno, gdzie z trzydziestoma zdr
ę
twiałymi z zimna rozbitkami po czterech godzinach doczekał chwili, gdy uratował ich
inny statek.
Rozpaczliwe krzyki setek ludzi, którzy wtedy zgin
ę
li, pozostan
ą
na zawsze w pami
ę
ci tych, co prze
Ŝ
yli katastrof
ę
. Jednak
Ŝ
e Bigalow,
czepiaj
ą
c si
ę
dna przewróconej szalupy, my
ś
lał o czym
ś
innym: o m
ęŜ
czy
ź
nie, który zamkn
ą
ł si
ę
na zawsze w skarbcu „Titanica".
Kim był?
Kim byli ludzie, do których zamordowania si
ę
przyznał?
Jak
ą
tajemnic
ę
krył skarbiec „Titanica"?
Pytania te nie dawały spokoju Bigalowowi przez nast
ę
pne siedemdziesi
ą
t sze
ść
lat, do ostatnich chwil jego
Ŝ
ycia.
5
Plik z chomika:
panzer1981
Inne pliki z tego folderu:
Cussler Clive - Meduza.doc
(1820 KB)
04 - Clive Cussler - Vixen 03 (1978) Vixen 03.rtf
(776 KB)
12 - Clive Cussler - Zloto Inkow (1994) Inca Gold.doc
(2617 KB)
10 - Clive Cussler - Smok (1990) Dragon.rtf
(1275 KB)
09 - Clive Cussler - Skarb (1988) Treasure.rtf
(1130 KB)
Inne foldery tego chomika:
Clive Cussler e-book
Cykl Kurt Austin (cały)
NOWE KSIAZKI. CIEKAWE 29.12.2012
Runy
Seria tematyczna Oregon (cała)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin