Czy_filozofia_wspolczesna.rtf

(143 KB) Pobierz

Stanisław Krajski

CZY FILOZOFIA WSPÓŁCZESNA MOŻE CZŁOWIEKA DOPROWADZIĆ DO OBŁĘDU?


WARMIŃSKIE WYDAWNICTWO DIECEZJALNE

WYDAWNICTWO ŚW. TOMASZA Z AKWINU


Redaktor serii: Stanisław Krajski

© Copyright by Wydawnictwo Św. Tomasza z Akwinu,

Warszawa 1994


Powiedział głupiec w swoim sercu — nie ma Boga.

Wydawnictwo Św. Tomasza z Akwinu

ul. Barcelońska 5/50

02-762 Warszawa

tel. 642-48-24

Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne

ul. Kard. Stefana Wyszyńskiego 11

10-456 Olsztyn

tel./fax 33-57-68


ISBN 83-901279-3-8

SKŁAD: Firma Actis, Warszawa tel. 42. 72. 29 DRUK: Drukarnia Diecezjalna w Olsztynie, ul. Kard. Stefana Wyszyńskiego 11


P

salm 53 nazywa głupcem człowieka zaprzeczające­go istnieniu Boga ponieważ zakwestionowanie ist­nienia Boga oznacza zanegowanie całej rzeczywi­stości. Człowiek, który ma jakikolwiek kontakt z rzeczy­wistością nie może zakwestionować jej istnienia. Gdy zaś je uznaje nie może jej ujmować jako czegoś samoistnego. Musi więc spostrzec, iż jest ona dziełem wszechmocne), rozumnej istoty — Boga, że Bóg powołał ją w jakimś celu, że celem tym może być tylko On sam, że w jej centrum znajduje się człowiek, którego ma ona zaprowa­dzić właśnie do Boga.

Człowiek penetrujący rzeczywistość, odczytujący ją jako dzieło Boże, które ma człowieka zaprowadzić do Boga zaczyna także rozumieć, że czegoś tu nie rozumie. Wie przecież, że jego celem jest Bóg ale nie potrafi od­naleźć do Niego, w sposób samodzielny, drogi. Nie może odnaleźć punktu, w którym człowiek spotkałby się z Bo­giem. Zaczyna się nawet zastanawiać czy nie jest bytem chybionym, swego rodzaju żartem Pana Boga. Gdy jed­nak przypomni sobie, że Bóg jest Bogiem — istotą do­skonałą, dobrą, ukonstytuowaną przez mądrość i miłość uświadomi sobie zarazem, że Bóg nie mógł z niego za­żartować, że jest jakaś droga do Niego ale że na tę drogę może wprowadzić człowieka tylko sam Bóg. W ten spo­sób człowiek dochodzi do wniosku, że musi czekać aż Bóg da mu znak, aż Bóg przemówi. Gdy wreszcie zetknie się z Ewangelią od razu uzyska pewność, że tylko Chry-

7


stus jest Drogą, Prawdą, Życiem, że zbawienie jest możliwe tylko przez Chrystusa.

Człowiek, który ma jakiś kontakt z rzeczywistością, którego intelekt jest zatem przez te rzeczywistość choć­by w najmniejszym stopniu uruchomiony styka się z tym, co nazywamy prawdą. Prawda to zgodność nasze­go rozumienia rzeczy z tą rzeczą, to stwierdzenie, że drzewo jest drzewem, że jest zielone wtedy gdy jest zie­lone. Gdy człowiek natrafi na drzewa musi zdać sobie sprawę z tego, że nie zostało ono przez niego wymyślone, że ono już tam stało gdzie stoi nim człowiek się na nie natknął. Gdy człowiek zaprojektuje w swym umyśle dom i później ten dom zbuduje wie, że jego myśl była pier­wsza, a dom drugi, wie gdy spojrzy na już zbudowany dom czy jest on zgodny ze stanowiącym jego wzór pomy­słem czy nie. Gdy człowiek patrzy na drzewo, na cały świat musi sobie uświadomić, że pierwotna w stosunku do nich była myśl Boża, że poznanie drzewa, poznanie wszystkiego tego, co stanowi realną rzeczywistość prowa­dzi wprost do poznania jakiejś Bożej myśli.

Bo przecież tak jak człowiek projektuje dom, by speł­niał określone funkcje tak Bóg powołując świat do istnie­nia nadaje każdemu bytowi określony sens. Świat jest arcydziełem Pana Boga poprzez które Bóg się wypowia­da, poprzez które mówi do człowieka. Świat jest też na­rzędziem w ręku Boga, zespołem narzędzi, z których każ-


de czemuś służy, w jakiś sposób ma spełniać to zadanie, które przed światem postawił Bóg.

Gdy zwiedzamy czyjś dom, oglądamy poszczególne pokoje, ich umeblowanie, znajdujące się w nich przeróż­ne przedmioty poznajemy myśli, upodobania, zamierze­nia jego właścicieli — tych, którzy go sobie tak właśnie, a nie inaczej pomyśleli i urządzili.

Gdy “zwiedzamy świat", gdy go poznajemy zaczyna­my rozumieć Boga i zdawać sobie sprawę z tego, że je­steśmy Jego dziećmi, małymi, słabymi, głupiutkimi, któ­re On kocha i o które dba. Gdy sobie to uświadomimy musimy także uświadomić sobie, że dla swojego dobra i szczęścia musimy słuchać się swojego Ojca, iść w tym kierunku, który On wskazuje. Bóg, stanie się to wtedy dla nas wyraźne, stworzył nas dla siebie. Jesteśmy sensowni, działamy zgodnie z tym czym jesteśmy gdy zmierzamy do Boga, gdy jakoś Go osiągamy wciąż malejąc by On mógł wzrastać, by wreszcie osiągnąć Go, w tej przysz­łości, która jest poza śmiercią, w pełni i na zawsze.

Bóg jest wszędzie i to w dwojaki sposób. Jest wszędzie bo nie jest ograniczony przez żadne miejsce. Jest wszę­dzie bo wszystko jest Jego dziełem prowadzącym do Nie­go, Jego wypowiedzią — opowiadaniem o tym kim jest Bóg i w jaki sposób można być coraz bliżej Niego.

Bóg jest dosłownie wszędzie. Wprost rzuca się w oczy. Nie można przed Nim uciec. Nie można Go zignorować,


8

9

 


powiedzieć, że Go nie ma czy zachowywać się tak jakby Go nie było — to bezsensowne, właśnie głupie.

Jeżeli Bóg jest wszędzie, jeżeli nie można Go i Jego przesłania nie zauważyć to kto i w jakich okolicznościach może powiedzieć, że Go nie ma? Kto może powiedzieć, że Go nie rozumie?

Tak mówią tylko głupcy. Tak mówią ci, którzy kłamią w żywe oczy. Tak mówią ci, którzy nie wiedzą już, co to jest wolność, którzy są tak zindoktrynowani, że niczego już nie widzą i nie potrafią już myśleć.

Gdzie przebywają wszyscy ci ludzie, że są w stanie wciąż potwierdzać, to co mówią. Nie mogą oni być tam gdzie jest Bóg bo by Mu nie zaprzeczali. Nie mogą więc być w tym miejscu, które określamy słowem wszędzie. Gdzie zatem są? Mogą być tylko tam, tylko w takim miej­scu, które określamy słowem nigdzie.

Gdzie można znaleźć takie miejsce? Co to za obszar? To może być jedynie, to jest obszar fikcji — taki czy inny miraż zrodzony w ludzkiej świadomości.

Ten miraż może mieć różne przyczyny. Może być po prostu efektem choroby — może rodzić się w umysłach paranoików, schizofreników. Może być też efektem dzia­łania czegoś co spożywane przez człowieka jakoś parali­żuje niszczy jego mózg. Może więc rodzić się w umysłach alkoholików, narkomanów. Może jednak także być wywo­ływany inaczej, w bardziej “naturalny" sposób. Można zastosować takie techniki oddychania, iż do płuc będzie


trafiać mało tlenu a dużo dwutlenku węgla, co spowodu­je takie zatrucie mózgu, że zacznie on funkcjonować jak mózg narkomana. Można po prostu, także, odrzucać, tylko siłą woli, istnienie świata gdy on nie sprzyja czło­wiekowi: bądź nie może sprostać jego wygórowanym am­bicjom. Miraż taki staje się też całym światem tych ludzi, którzy odrzucają rzeczywistość bo cenią bardziej od niej konstrukcje intelektualne — wymysły własne bądź in­nych ludzi. To zaś jest pewien obszar kultury.

Dziś jest to obszar dominujący. Błąka po nim wielu. Trafiają do niego, siłą rzeczy, także niektórzy katolicy, katolicy, którzy, z takiej czy innej przyczyny, zeszli z pro­stej drogi, wpadli w jakieś kulturowe pułapki wpychani do nich przez egoizm pychę czy lenistwo.

Kultura mająca przecież być naszą przewodniczką po rzeczywistości, mająca prowadzić nas do Boga, być skarbcem mądrości zaczęła w ostatnich wiekach choro­wać, wypaczać się, tracić swój właściwy sens stając się w ten sposób jednym z największych zagrożeń dla czło­wieka. Tym, co stało się powodem tego jej położenia są antyludzkie ideologie, pseudoreligie występujące fakty­cznie przeciwko Bogu, a wreszcie filozofia, która zdradzi­ła prawdę, dobro i mądrość, która w konsekwencj i zdradzi­ła człowieka i Boga.

Filozofii jako takiej nie można odrzucać. Bez niej człowiek będzie już zupełnie jak ślepiec. Trzeba jednak zidentyfikować i odrzucić złą filozofię. By tego dokonać


11

10

 


Lenistwo intelektualne

trzeba nauczyć się dobrej filozofii, którą dyktować nam będzie sama rzeczywistość — w konsekwencji sam Bóg.


T

o prawda, że jesteśmy przyzwyczajeni do łatwo strawnej, ale mało pożywnej intelektualnej papki. Karmi nią telewizja, radio, codzienna prasa, wiel­konakładowe czasopisma. Znajdujemy ją we współczes­nej beletrystyce i literaturze popularnonaukowej. I tak odzwyczajamy się od samodzielnego, pogłębionego myślenia. Tylko łykamy. A potem jeszcze twierdzimy, bo tak nam wmówiono, że potrafimy samodzielnie myśleć, o wszystkim mamy własne zdanie. Ale jakie ono jest tak naprawdę? Trzeba sobie uświadomić, iż są to przeważnie zużyte, spłycające wszystko komunały, skonstruowane z takim zadęciem, jakby zawierały objawienie jakiejś ta­jemnicy. Jesteśmy jak dzieci, które recytując wyuczone, głupiutkie wierszyki, są “dumne i blade".

Lenistwo intelektualne jest tym, co najbardziej nas zniewala. Nie widzimy już żadnej głębi. Każda jest dla nas nudziarstwem. To, czego nie rozumiemy, uznajemy za głupotę. Czytamy kryminały, gazety, czasem przerzu­camy jakieś tygodniki, może — co gorsza — “Nie" Urba­na czy “Skandale" i nie rozumiemy już nawet “Ojcze nasz". Są to dla nas puste słowa.

Katolicyzm wymaga wysiłku, także wysiłku intelektu­alnego. Nie można wprost być katolikiem i nie rozumieć modlitw, liturgii, dogmatów, dokumentów Kościoła, kla­syki katolickiej. Język katolicyzmu jest językiem intele­ktu, językiem rozumień, językiem teologii i filozofii — co chyba jest oczywiste.

15


Dokumentu Kościoła, tekstu św. Augustyna czy św. Tomasza z Akwinu, dzieła ascetycznego czy teologi­cznego nie można ot, tak, przeczytać do poduszki. Aby coś w nas pozostało, w te teksty trzeba się wczytać. Zmu­sić do wielkiego wysiłku. Konieczna jest tu “burza móz­gu". Trzeba tylko chcieć!

Katolicyzm jest dla ludzi. Każdy z nas obdarzony jest intelektem i może się nim posługiwać. Trzeba tylko zmu­sić go do pracy, zwalczyć to paraliżujące lenistwo. Nie może być tak, aby podstawowe pojęcia i problemy chrześcijaństwa były dla nas niezrozumiałe, trudne, nie­ciekawe. “To nie są sprawy tego świata". To nie są piesz-czoszki kultury współczesnej. Ale są to rzeczy dla nas, katolików, najistotniejsze. Czy może być coś ważniejsze­go niż problemy związane z Trójcą Świętą, człowieczeń­stwem i boskością Chrystusa, Niepokalanym Poczęciem Matki Bożej? Czy nie warto dyskutować, np. przy ogni­sku, na przyjęciu, o tym, kim jest człowiek i kim byłby bez Chrystusa, jakie są błędy i zagrożenia w koncepcji relatywizmu poznawczego i moralnego, w teoriach uzna­jących człowieka za cel ostateczny, o doktrynie liberali­zmu?

W naszym codziennym języku powinny znaleźć się takie terminy, jak natura, predestynacja, substancja, hi-postaza, subsystencja, prawda poznawcza i prawda transcendentalna (rzeczowa, ontologiczna) itp., itd.


To prawda, że trudno być dziś katolikiem. Trudno żyć w tym świecie jak na chrześcijanina przystało, a trudność ta jest nie do przezwyciężenia, gdy nasze myślenie ce­chuje powierzchowność, gdy nie dotyka ono świata jako Bożego dzieła, gdy nie dotyka samego Boga. Katolicyzm domaga się rozwoju naszego człowieczeństwa, jego uzewnętrzniania się, kroczenia w górę. Nasze człowie­czeństwo w swej istocie to także intelekt. Wraz ze śmier­cią znaczna cząstka naszego “ja" rozprasza się w nicość. Nieśmiertelna jest nasza dusza. W niej jest intelekt. Gdy część naszego człowieczeństwa w nas drzemie, jesteśmy w jakiś sposób niepełni.

Chrystus wręcz zmusza do tego, abyśmy Go naślado­wali, byśmy nie tylko chcieli dobra, ale także je rozumie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin