Forbes Colin - Ekspres pod lawiną.pdf

(1133 KB) Pobierz
270896840 UNPDF
COLIN FORBES
EKSPRES POD LAWINĄ
Tytuł AVALANCHE EXPRESS
Przełożyła Monika Kluczyńska
Warszawa : Mizar : Amber, 1993.
dla Jane
OD AUTORA
Chciałbym wyrazić podziw i wdzięczność dla nieżyjącego już sir Williama Collinsa,
kawalera orderu Imperium Brytyjskiego, który dodał odwagi bardzo wielu autorom, łącznie
ze mną, i który był moim zdaniem jednym z największych wydawców naszego stulecia.
CZĘŚĆ PIERWSZA
SPARTA
1
Bazylea i Zurych, Szwajcaria
Pierwszego grudnia była środa. Pierwsza środa miesiąca, ustalony dzień. Było bardzo
zimno, a na ulicach historycznego szwajcarskiego miasta, które w ubiegłych wiekach
stanowiło centrum wielu politycznych intryg, leżał głęboki śnieg.
Dworzec w Bazylei. Na torze pierwszym stał samotny wagon sypialny, na którym
wisiała tablica z napisem:
WAGON - LIT MOSKWA - MIŃSK - BREST - WARSZAWA - BERLIN
FRANKFURT - HELDELBERG - BAZYLEA Tablica przywodziła na myśl wizję
romantycznej, niebezpiecznej podróży. Pusty wagon, z którego wysiedli już pasażerowie i
obsługa, miał obcy, niemal złowrogi wygląd, zwłaszcza gdy wiedziało się, skąd przybył. Co
tydzień ten pojedynczy wagon, przyłączany i odłączany od różnych składów, wędrował z
serca komunistycznego imperium do Europy Zachodniej. Tu jego droga dobiegała końca.
Wyjechał z Moskwy w poniedziałek, dwudziestego dziewiątego listopada o czwartej
po południu. Tego dnia odbyło się zebranie Biura Politycznego, poświęcone ocenie przebiegu
wielkich manewrów wojskowych, którymi kierował osobiście marszałek Griegorij Traczkow.
Wagon wjechał na stację w Bazylei pierwszego grudnia dwadzieścia minut po
dziewiątej. Teraz była dziewiąta czterdzieści pięć. Przed pobliską restauracją dworcową stało
dwóch mężczyzn w ciemnych płaszczach i kapeluszach, którzy pozornie nie zwracali uwagi
na pusty wagon. Niższy i bardziej krępy palił francuskiego papierosa, starając się nie
okazywać przy tym wstrętu.
- Jak na razie nic się nie dzieje - mruknął po niemiecku.
- Cierpliwości, Gustawie - odparł jego wyższy i szczuplejszy towarzysz. - Nasza praca
polega na czekaniu.
Młoda Angielka siedząca przy restauracyjnym stoliku niedaleko drzwi zerknęła na
zegarek i wypiła łyczek kawy, której nie zamawiała.
Zapłaciła już rachunek i była gotowa do wyjścia. Elsa Lane miała najbardziej
niepozorny wygląd pod słońcem. Nosiła wymięty prochowiec wojskowego kroju. Ciemne
włosy zwisały w strąkach, wielki kapelusz z obwisłym rondem i okropne okulary w grubej,
rogowej oprawie niemal całkowicie zasłaniały twarz. Stroju dopełniały znoszone pantofle ze
ściętymi obcasami i odrapana walizka w przygnębiającym szarym kolorze. Elsa piła dalej
kawę, dopóki zegarek nie wskazał punkt dziesiątej. Wstała z miejsca w chwili, gdy sekundnik
dotarł do dwunastki.
Podniosła walizkę i wyszła z restauracji. Za drzwiami minęła dwóch ludzi w ciemnych
płaszczach i kapeluszach. Młodszy z nich, ten o krępej budowie, spojrzał na nią i odwrócił z
niechęcią wzrok.
Kroczyła powoli, przygarbiona, jakby ciążyła jej walizka, i rozglądała się wokół
spojrzeniem krótkowidza. Gustaw, który zapalił właśnie drugiego gauloisea (w chwilach
napięcia dużo palił, nawet zagraniczne papierosy) wskazał kciukiem na jej plecy.
- Ale pasztet! - syknął do kolegi.
- Patrz tam, gdzie trzeba! - zgromił go szeptem Fischer.
Takie nazwisko figurowało w paszporcie, który miał w kieszeni.
Został on starannie podrobiony przez specjalistów z działu fałszowania dokumentów
w podziemiach siedziby KGB przy placu Dzierżyńskiego.
Fischer zaczynał się niepokoić. Dworzec zapełniał się ludźmi czekającymi na
transalpejski ekspres z Bazylei do Wiednia i na inne pociągi.
Dwaj mężczyźni podeszli bliżej torów, żeby móc łatwiej obserwować wagon sypialny,
Elsa Lane zaś, jakby zdezorientowana, przystanęła pośród ruchliwego tłumu.
W tej samej chwili od strony głównego wejścia pojawił się niski, pulchny mężczyzna
w białej kurtce stewarda. Pod osłoną tłumu zbliżył się szybko do tylnych drzwi wagonu
sypialnego z Rosji. Wszedł pewnie, jakby miał do tego wszelkie prawo, i zniknął w środku.
Fischer, wyższy od towarzysza, wyciągnął szyję i ponad głowami ludzi dostrzegł, co
się stało.
- Ktoś jest w wagonie - szepnął. - Ubrany jak steward. - ! Złapał za ramię krępego,
który ruszył naprzód. - Jeszcze nie.
Poczekaj, aż wysiądzie. Będziemy musieli czymś zakryć ten jego biały kitel...
- Zdjął płaszcz i przewiesił go przez rękę. Czekali.
Steward w białej kurtce był w trzecim przedziale. Zamknął drzwi, podniósł blat
narożnej umywalki i wsunął głęboko rękę w rurę odpływową. Trochę potrwało, zanim udało
mu się oderwać kasetę, przyklejoną wewnątrz rury wodoodporną taśmą. W wagonie mógł się
w każdej chwili pojawić szwajcarski strażnik kolejowy. Zwykle kaseta łatwiej dawała się
wyjąć. Wzmocnił chwyt, pociągnął mocno i wreszcie miał ją w ręku. Oderwał z niej resztki
taśmy, zbił je w kulkę i schował do kieszeni.
W hali dworcowej było coraz tłoczniej. Steward wysiadł z wagonu i poszedł szybkim
krokiem w stronę wyjścia. Fischer i Gustaw przepychając się łokciami ruszyli jednocześnie za
nim. Steward otarł się o Elsę, która utknęła w wirze spieszących się pasażerów, i szedł dalej
do wyjścia. Wówczas go dogonili. Tłum nagle zrzedniał, został tylko jeden oparty o ścianę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin