Porterfield Marie - Slodki Swit.doc

(456 KB) Pobierz
Marie Porterfield

1

 

Marie Porterfield

 

Słodki świt

 

Przełożyła Kazimiera Krzysztofiak

 


1

 

Sandra czekała na przystanku autobusowym. Na popołudniowym, zachmurzonym niebie przed chwilą znów pokazało się słońce.

Obok Sandry stały dwie walizki i duża torebka, w której znajdował się jej dziennik, kosmetyki i kilka drobiazgów osobistych.

Zanim znów wyjrzało słońce, Sandrę zaskoczył przelotny deszcz. Nie czuła się zbyt dobrze w swojej niemodnej sukience. Długie jasne włosy oblepiły jej głowę. Koniecznie musiała się odświeżyć, zanim dotrze do Nashville.

Musie City Row! Na samą myśl o tym, że wkrótce tam się znajdzie, ogarniało ją szalone podniecenie.

Sandra wychowała się w małym mieście nie opodal Bostonu. Muzyka country działała na nią jak narkotyk. Jak większość młodych ludzi z jej szkoły szalała za swoimi idolami.

Znała nagrania wszystkich piosenkarzy z Wybrzeża Wschodniego, lecz to jej nie wystarczało. Sama chciała śpiewać country - i to znakomite country. Ojciec wbudował do jej radia specjalną przystawkę, żeby mogła odbierać również małe radiostacje.

Już będąc uczennicą Sandra lubiła samotność, najchętniej słuchała radia i snuła plany na przyszłość. Wówczas nie potrafiła sobie jeszcze dokładnie wyobrazić, jak ta przyszłość miałaby wyglądać. Ale jedno zawsze było dla niej pewne: muzyka country będzie odgrywała w jej życiu niesłychanie istotną rolę.

Sandra zobaczyła długiego, złotego lincolna, który wyjechał zza rogu i zbliżał się do przystanku. Ruch na drodze był dość ożywiony, więc samochód musiał jechać bardzo wolno. Dzięki temu Sandra mogła zajrzeć przez lekko matowe szyby do wnętrza wozu.

W limuzynie siedziało naprzeciw siebie kilka osób. Wszyscy zdawali się być z znakomitym nastroju, gdyż każdy trzymał w ręce szklaneczkę whisky i uśmiechał się do pozostałych.

Nagle samochód musiał się zatrzymać. Spojrzenie Sandry padło na kobietę, która miała rude włosy spiętrzone w ekstrawagancką fryzurę. Ten widok zaparł jej dech w piersi.

Przecież to Wanda June Jones, gwiazda country!

Sandra była tak podekscytowana, że jej serce zaczęło bić jak szalone. Jakież to wspaniałe, że taką słynną piosenkarkę może obejrzeć z bliska!

Dotychczas znała Wandę tylko z czasopism i z telewizji. Ale tutaj siedziała Wanda Jones we własnej osobie: właśnie pochyliła się lekko do przodu, gdy któryś z panów podawał jej ogień. Sandra zobaczyła jeszcze, jak Wanda z lekkim uśmiechem wygodniej sadowi się na swoim siedzeniu. Potem limuzyna odjechała w kierunku Nashville.

Sandra zastanawiała się, dlaczego aż tak bardzo podniecił ją widok Wandy. Wprawdzie podziwiała Wandę Jones, ale to nie była jej ulubiona piosenkarka.

Niedługo zobaczę wszystkie sławy muzyki country, pomyślała Sandra. Czekały ją zresztą o wiele większe emocje. Przecież miała pracować z całą plejadą gwiazd jako asystentka producenta w czasie koncertów Nashville Country Musie Awards.

Będzie więc miała możliwość bezpośredniego kontaktu z wieloma gwiazdami. Właśnie dlatego przyjęła propozycję Johna Taylora.

Znów przypomniała sobie tamten brzemienny w skutki dzień w Nowym Jorku, kiedy po raz pierwszy spotkała Johna Taylora.

Było to przed sześcioma miesiącami.

Sandra pojechała z przyjaciółką do Nowego Jorku na koncert kilku wokalistów i zespołów country. Występ odbywał się w ulubionym lokalu miłośników tej muzyki. Dziewczętom udało się zdobyć bilety z największym trudem.

Gwiazdą wieczoru był Texas Billy. Sandra była zafascynowana jego wirtuozowską grą na skrzypcach i niskim barytonem.

Siedziała tuż przy niewielkiej scenie i uśmiechała się w taki sposób, że Texas Billy mógł sobie pomyśleć, że chciała z nim poflirtować.

W każdym razie po występie po prostu przysiadł się do ich stolika. Rozmawiali wesoło. Później przyłączył się do nich kolejny mężczyzna, który został im przedstawiony jako John Taylor, „profesor muzyki country”.

John wydał się lekko zakłopotany tym tytułem i próbował pokryć zmieszanie jakimś żartem.

Jednakże Texas Billy zdradził Sandrze i jej przyjaciółce, że Taylora nazywano profesorem, ponieważ to on zapewniał wysoki poziom licznych nagrań płytowych. Był producentem i współwłaścicielem Musie Country Row w Nashville.

Wielu znanych piosenkarzy podpisywało kontrakty z tą firmą tylko pod warunkiem, że techniczną stroną nagrań będzie się zajmował John Taylor. W studiu z reguły nagrywa się osobno różne instrumenty i wokal, a dopiero później miksuje.

W tej dziedzinie John Taylor nie miał sobie równego wśród fachowców Musie Country Row. Z niezwykłym talentem potrafił zgrać poszczególne instrumenty w harmonijną całość.

Był więc doskonały w swoim fachu i cieszył się poważaniem ludzi z branży.

Owego wieczoru Sandra ze zdziwieniem stwierdziła, że większe wrażenie zrobił na niej John Taylor niż Texas Billy. Wzięło się to także stąd, że oprócz muzyki country równie mocno interesowała ją praca ludzi, którzy nigdy nie pojawiali się w świetle reflektorów.

Ci ludzie zdawali się nie widzieć świata poza muzyką, która wypełniała całe ich życie. Sandra wielokrotnie miała okazję się przekonać, że z piosenkarzami i fanami trudno było rozmawiać o czymkolwiek innym niż muzyka. Ale to jej nie przeszkadzało, w końcu sama należała do rzesz wielbicieli country.

Jeszcze zanim zdecydowała się pojechać do Nashville, doskonale wiedziała, że piosenkarze country i wszyscy ludzie z tej branży stanowili zamknięty, trochę zwariowany światek.

Mimo zafascynowania tymi ludźmi Sandra była przekonana, że nie ma wśród nich mężczyzny, z którym chciałaby się związać na stałe.

Jednak to wszystko nie powstrzymało jej przed podjęciem decyzji o wyjeździe. Wiedziała, czego chce, nie brakowało jej pewności siebie, a poza tym uważała, że wystarczająco dobrze zna się na ludziach.

Przyjaciele i krewni ostrzegali ją przed lekkomyślnym towarzystwem w Nashville. Ale Sandra była pewna, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Poza tym było jeszcze coś, ale Sandra wolała to zachować w tajemnicy. John Taylor pociągał ją od chwili, gdy po raz pierwszy spotkały się ich spojrzenia. Ale powodem nie była tu wyłącznie jego atrakcyjna powierzchowność, jego czarne włosy czy ciemne oczy.

Chodziło raczej o sposób, w jaki potrafił się jej przysłuchiwać. Naprawdę interesował się tym, co mówiła. Zachowywał się zupełnie inaczej niż Texas Billy, który w trakcie rozmowy siedział naprzeciw niej z głupawą miną i wystukiwał palcami rytm muzyki.

Tak, to był wspaniały wieczór. Sandra znów przypomniała sobie Johna Taylora i jego uśmiech, który w równym stopniu zdawał się wyrażać ironię i powagę.

Rzadko zdarzało się jej czuć tak niepewnie w towarzystwie mężczyzny, nigdy jeszcze nie była tak mocno podekscytowana.

Sandra miała wrażenie, że tego wieczoru stało się z nią coś niezwykłego. Coś, co miało odmienić całe jej życie!

Potem minęło kilka miesięcy. Sandra zdążyła już zapomnieć, że dała Johnowi Taylorowi swój numer telefonu. Pewnego dnia nieoczekiwanie zadzwonił telefon i usłyszała jego głos.

Mówił zwięźle i suchym tonem, jakby załatwiał jakiś interes, a jednak w jego głosie znów zabrzmiała serdeczna, zachęcająca nuta...

Sandra ocknęła się z zamyślenia, gdy nadjechał jej autobus. Wsiadła i zajęła miejsce z przodu. Potem znów przypomniała sobie, jak John Taylor powiedział, że szuka asystentki do nagrania koncertu podczas Country Musie Awards w Nashville.

Była to impreza, na której wręczano nagrody piosenkarzom i grupom country za płytowe bestsellery i przeboje roku. Można ją było porównać z wręczeniem Oscara w branży filmowej. Każdego roku tysiące fanów zjeżdżało do Nashville.

Było to niezwykłe wydarzenie. Sandra już teraz czuła wielkie podniecenie na myśl, że i ona tam się znajdzie.

John Taylor powiedział jej, że jest najwłaściwszą osobą do tej roboty. Wyłożył jej wszystko w taki sposób, że po prostu nie mogła mu odmówić.

Poza tym Sandra odniosła wrażenie, że w jego głosie pobrzmiewa ton prośby, jakby chciał ją zobaczyć nie tylko ze względów zawodowych.

Szybko jednak odsunęła od siebie tę niedorzeczną myśl. Doszła do wniosku, że John po prostu na gwałt potrzebował zaufanej asystentki.

Dlaczego jednak sądził, że właśnie ona nadaje się do tej pracy? Wprawdzie opowiedziała mu, że w szkole założyła grupę country, ale przecież Musie Awards to było coś zupełnie innego!

Mam nadzieję, rozmyślała Sandra jadąc autobusem przez ruchliwe drogi, że spełnię jego oczekiwania. W żadnym wypadku nie chciałabym zawieść zaufania, jakim obdarzył mnie John Taylor.

Udowodni jemu - i sobie samej - co potrafi. Mocno to sobie postanowiła.

W Nashville Sandra wysiadła z autobusu i weszła do restauracji. Kupiła butelkę coli i spytała barmana o drogę do wytwórni Taylora.

Barman odpowiedział jej dialektem tych okolic. Sandra czuła, jak jej podniecenie rośnie. O Boże, pomyślała, naprawdę tu jestem! Jestem w Nashville!

Poszła opisaną drogą. Z trudem dźwigała ciężkie walizki. Zezłościła się na siebie, że nie pomyślała o tym wcześniej.

Byłoby o wiele rozsądniej, gdyby najpierw poszła do hotelu i trochę się odświeżyła. Ale ludzie z wytwórni chyba nie wezmą jej za złe, jeśli pojawi się w takim stanie. Ostatecznie przez cały dzień padał deszcz.

W końcu stanęła przed budynkiem wytwórni. Był to dwupiętrowy dom, który wprawił ją w onieśmielenie. Właśnie tak zawsze wyobrażała sobie studio nagrań.

Drzwi otworzyły się i wyszły dwie młode sekretarki. Rozległa się melodia country, grana na gitarze. Potem dołączył się bas, a zaraz potem skrzypce.

Sandra weszła do środka. Muzyka przyciągała ją z magiczną siłą, jak płomień świecy ćmę.

W portierni spytała o Johna Taylora. Uprzejma dziewczyna opisała jej drogę do części budynku, w której John miał swoje studia nagrań.

Doszedłszy na miejsce, Sandra zobaczyła go przez grubą szybę. Postawiła walizki na podłodze i ostrożnie uchyliła drzwi.

John Taylor przesunął okulary przeciwsłoneczne na czoło, rzucił papierosa na podłogę i rozdeptał go.

- Cholera jasna! - krzyknął. - Kiedy opuszczę rękę, mam usłyszeć skrzypce! - Zwrócił się do mężczyzny, trzymającego w rękach skrzypce. - Wiem, że jesteś świetny! I wiem, że uwielbiasz grać z zamkniętymi oczami! Szanuję to. Ale dopóki nie skończymy tego nagrania chciałbym, żebyś na mnie patrzył! Jasne?

Twarz poczerwieniała mu ze zdenerwowania. W jego oczach pojawił się groźny błysk.

- Czy mogę ci w czymś pomóc? - Sandra usłyszała nagle kobiecy głos za swoimi plecami. Przestraszona zamknęła drzwi studia i odwróciła się. Przed nią stała zgrabna, śliczna dziewczyna.

- Miałam... miałam się z nim spotkać - odparła zmieszana, wskazując przy tym na Johna Taylora, który udzielał muzykom dalszych wskazówek.

Dziewczyna uśmiechnęła się do Sandry i poprosiła ją, żeby wygodnie usiadła. John właśnie zaczął nagranie i nie wolno mu teraz przeszkadzać.

- Czy mogę się tutaj gdzieś odświeżyć? - spytała Sandra wciąż jeszcze trochę zdenerwowana. - Przez dwa dni jechałam autobusem i czuję się wykończona. A w dodatku zmoczył mnie deszcz.

- Oczywiście. A tak przy okazji: nazywam się Pamela Higgins i jestem osobistą sekretarką Johna. Tamten gitarzysta to mój mąż, Sam. - Dziewczyna wydała się Sandrze bardzo sympatyczna.

- Higgins? To jest Sam Higgins? - Oczy Sandry spoglądały z uznaniem.

- Ależ naturalnie - roześmiała się Pamela. - W końcu John zawsze wybiera najlepszych gitarzystów. A przy nagraniach płytowych mój mąż z reguły należy do najważniejszych muzyków. John bardzo wysoko ceni jego talent. - Popatrzyła na Sandrę przyjaźnie. - Ale spokojnie możesz mi mówić ty. Taki tu mamy zwyczaj.

Sandra od razu polubiła Pamelę. Ta kobieta była dumna ze swojego męża, do czego zresztą miała wszelkie powody.

Poza tym Sandra w głębi duszy ucieszyła się, że Pam jest mężatką. Zawsze to jedna konkurentka mniej, jeśli szło o Johna Taylora.

Wprawdzie Sandra nie zamierzała rywalizować o względy tego człowieka, ale wiedziała, jak potrafią reagować kobiety. Zwłaszcza na widok nowej dziewczyny. Nowej, a jednocześnie ładnej.

Sandra uśmiechnęła się. Dopiero od niedawna potrafiła świadomie wykorzystywać swoją świetną prezencję.

Pamela zaprowadziła Sandrę do łazienki, gdzie był także prysznic, i powiedziała, że może się tutaj czuć jak u siebie w domu.

- Nagranie pewnie jeszcze trochę potrwa. Kiedy weźmiesz prysznic i przebierzesz się, możesz przyjść do mnie, do „pokoju obserwacyjnego”. Tak to tutaj nazywamy. John na pewno nie będzie miał nic przeciw temu. Ucieszy się, że przyjechałaś. Opowiadał mnie i Samowi, że wkrótce przyjedzie do nas jego nowa asystentka ze Wschodniego Wybrzeża. O ile dobrze sobie przypominam, spotkaliście się w „Lone Star” w Nowym Jorku.

- To prawda! - Sandra ucieszyła się, że John już komuś o niej mówił.

- Był bardzo zadowolony, że zgodziłaś się na jego propozycję. John to wspaniały facet, choć często na problemy z różnymi sfiksowanymi osobami. - Jej twarz nagle spoważniała. - Ale to naprawdę nie jego wina. Te osoby bez przerwy urządzają na niego regularne polowania i aż proszą się o kłopoty. Mówiąc „osoby” myślę oczywiście o kobietach.

- Mam wrażenie, że w ten sposób chcesz mi coś dać do zrozumienia - powiedziała Sandra. - Czyżby to miała być tak - zwana dyskretna aluzja?

Pamela uniosła brwi.

- Skądże znowu! Wcale nie chciałam powiedzieć, że należysz do takich sfiksowanych babek. Miałam na myśli gwiazdy i gwiazdeczki country, z którymi John musi pracować. Widocznie jest w nim coś, co sprawia, że wszystkie wariują na jego punkcie.

Sandra podziękowała Pameli za zaufanie i uśmiechnęła się do niej. Poczuła jednak lekkie przygnębienie. Czyżby w głębi duszy miała nadzieję, że John Taylor uzna ją za wystarczająco atrakcyjną, by się w niej zakochać?

Stojąc pod prysznicem ganiła siebie za te głupie myśli. Cóż za dziecinne marzenia!

Dzięki Pameli spojrzała na rzeczywistość trzeźwym okiem. John Taylor był mężczyzną, którym kobiety interesowały się nie tylko ze względu na jego urok i znakomity wygląd, lecz również dlatego, że zajmował bardzo ważną pozycję w branży.

Każdego roku zajmował się dziesięcioma, dwudziestoma, a może nawet trzydziestoma gwiazdami muzyki country. Z tego przynajmniej połowę musiały stanowić kobiety.

Prawdopodobnie piosenkarki próbowały z nim flirtować. W końcu potrzebowały jego wsparcia i pomocy. Rezultat nagrań w znacznej mierze zależał właśnie od niego.

A co powiedzieć o tej rzeszy nieznanych piosenkarek, które na pewno były gotowe zrobić wszystko, byle tylko nakłonić Johna do nagrania ich płyty.

Teraz Sandra miała już całkowitą jasność, że oczekiwała za wiele. Należała jednak do dziewczyn, które potrafią myśleć rozsądnie.

I co z tego, pomyślała, w końcu udało mi się z hobby uczynić pracę. Teraz będę się mogła bez przerwy zajmować moją ukochaną muzyką country.

Światło w „pokoju obserwacyjnym” było przyciemnione, żeby siedzący tam widzowie nie rozpraszali muzyków. Sandra zajęła miejsce obok Pameli i zerknęła na studio nagrań i położone obok pomieszczenia dźwiękowców, gdzie siedział John. Głowę miał owiniętą wilgotną chustką, dziko wymachiwał rękami i rzucał wściekłe spojrzenia na skrzypka.

- Ten facet jest na najlepszej drodze, żeby wszystko spieprzyć. Ale John wie, że sporo można z niego wydobyć, więc spróbuje jeszcze raz - roześmiała się Pamela. - John nigdy nie rezygnuje. To jedna z tajemnic tego studia, które wypuszcza tylko doskonałe nagrania. Znam producentów, którzy już po trzech próbach opuszczają studio klnąc na czym świat stoi. Natomiast John potrafi się opanować i próbuje do skutku. Potrafi pracować jak nikt inny. Mój Sam zawsze mówi, że bez Johna wytwórnia Musie City Row natychmiast by splajtowała.

Kiedy Pamela mówiła o swoim Samie, jej głos brzmiał dziwnie miękko. Ale Sandra już nie słuchała. Całą jej uwagę skupiła na sobie Wanda Jones, oszałamiająco piękna, rudowłosa piosenkarka, którą dokładnie przed godziną widziała na ulicy.

Wanda Jones z hałasem wkroczyła do studia, przerwała nagranie i usiadła na swoim miejscu przed mikrofonem.

John rzucił spojrzenie na szybę pomieszczenia obserwacyjnego. Chyba rzeczywiście nie mógł zobaczyć Sandry, gdyż wyraz jego twarzy wcale się nie zmienił.

Nie zauważył, że Wanda do niego podchodzi. Obcisła, złocista suknia podkreślała każdą krągłość jej ciała. Bez wahania zarzuciła Johnowi ramiona na szyję.

Początkowo zdawał się niezadowolony, później jednak dał się jej pocałować. Był to długi, namiętny pocałunek. Muzycy śmiali się i żartowali. Wszyscy myśleli, że teraz John nie będzie mógł kontynuować nagrania.

A jednak John ich zaskoczył. Kiedy Wanda uwolniła go ze swych objęć, od razu wziął się do pracy. Przeszedł z reżyserki do studia, dla wzmocnienia kontrastu ustawił dodatkowy mikrofon i rozmieścił muzyków w taki sposób, żeby każdy mógł widzieć, co robią pozostali.

Potem wrócił do swojego pomieszczenia i podniósł rękę. Zespół zaczął grać. Wanda przysunęła mikrofon do swoich pełnych warg i zaśpiewała tęsknym głosem, którego brzmienie oscylowało pomiędzy dziewczęcością a kobiecością, pomiędzy niewinnością a seksapilem.

Sandra musiała przyznać, że Wanda ma talent, choć trochę jej przeszkadzało, że tak atrakcyjna gwiazda interesuje się Johnem.

Może to dobrze, że zobaczyłam tę scenę, pomyślała. Możliwe, że nie jestem brzydka, ale nie stoi za mną ani sława, ani pieniądze ani supertalent. Nie mam u niego żadnych szans.

Ten ton rezygnacji nie był jednak szczery. Za kilka minut Sandra nie będzie nawet chciała o tym pamiętać.

Ale w tej chwili czuła się podle. Z własnej winy wplątała się w sytuację, która mogła przerosnąć jej siły.

Rodzice tłumaczyli jej, że jeszcze nie jest na tyle dojrzała, by stanąć na własnych nogach. Sandra jednak postanowiła, że nie wróci do domu, zanim nie będzie mogła im udowodnić, jak bardzo się mylili.

Wiedziała, że potrafi pracować bez wytchnienia i z entuzjazmem. Wiedziała również, jak ma wykorzystać swoje zdolności. Pełna wiary we własne siły podjęła to pierwsze poważne wyzwanie w swoim życiu.

Teraz jednak musiała stwierdzić, że prawdziwym powodem tej decyzji był John Taylor.

Sandra obserwowała, jak John wydaje polecenia muzykom. To był perfekcjonista w każdym calu. Świetnie potrafiła go zrozumieć. Ona również była perfekcjonistką.

Ale co się stanie, jeśli nie spełni jego oczekiwań? Jeśli będzie jej musiał wyjaśniać wszystko po pięć razy, a ona wciąż nie będzie rozumiała i wszystko zepsuje?

- Nie rób takiej ponurej miny - odezwała się Pamela. - To tylko tak groźnie wygląda. Wszyscy tu wiedzą, czego John od nich wymaga. I wszyscy wiedzą, że to leży w ich własnym interesie. Jeśli John tak ostro się z nimi obchodzi, to widocznie jest to konieczne. Nie przejmuj się.

Sandra uśmiechnęła się i zapewniła Pam, że wcale się nie przejmuje. Jednak z jej twarzy bez trudu można było wyczytać, co naprawdę czuje.

Sandra pragnęła, żeby ta sesja nigdy się nie skończyła. Bała się uścisnąć dłoń Johna i spytać go, czy ją sobie przypomina.

Ale dlaczego miałby jej nie pamiętać? W końcu to on ściągnął ją do Nasłwille.

Co się z nią działo? Dlaczego teraz na dodatek zaczęła się bać, skoro i tak już było za późno?

Powinnam była o tym pomyśleć wcześniej, powiedziała sobie w duchu.

Nagranie skończyło się po trzech godzinach.

John ogromnym ręcznikiem otarł spoconą twarz. Wyglądał, jakby przed chwilą zaorał sto hektarów pola. Wybierał się właśnie pod prysznic, gdy Pamela zawołała go do siebie.

Na widok Sandry twarz Johna rozpromieniła się.

- Sandra Harrison! Kiedy przyjechałaś? - spytał zbliżając się do niej.

Sandra poczuła, że się czerwieni. Zmieszana popatrzyła na swoje stopy, potem wolno podniosła głowę i z lękiem spojrzała mu w oczy.

- Przed kilkoma godzinami, panie Taylor. Przyglądałam się panu w czasie nagrania. Jestem pod wielkim wrażeniem pańskiego stylu pracy. Pan rzeczywiście potrafi wydobyć z muzyków wszystko, do czego są zdolni.

John uśmiechnął się, zdawało się jednak, że jest trochę speszony tą pochwałą.

Sandra zdziwiła się jego reakcją.

- No, w każdym razie najpierw muszę wziąć prysznic i przebrać się. To ciężka robota, młoda damo, chociaż na pewno myślisz, że to bardzo proste. Aha, jeszcze coś. Żaden z moich współpracowników nie zwraca się do mnie panie Taylor. Mów mi po prostu John.

Zwrócił się do Pameli.

- Pam, może byście tak zaczekały na mnie i Sama? Moglibyśmy pokazać Sandrze, co to jest restauracja na Dzikim Zachodzie, okay?

Pam roześmiała się i przystała na tę propozycję.

Sandra nigdy jeszcze nie jechała limuzyną. Czuła się skrępowana w tym luksusowym wozie. Trochę niepewnie przyglądała się obiciom z miękkiej skóry i suto zaopatrzonemu barkowi. Musiała jednak przyznać, że mimo pewnego onieśmielenia bardzo jej się to podobało.

Pam przedstawiła Sandrę George’owi, kierowcy Johna, i Samowi, który jako pierwszy wyszedł z budynku wytwórni. Powiedział im, że jeszcze chwilę muszą poczekać na Johna.

- Przecież wiesz, jak trudno mu się uwolnić od Wandy - powiedział zwracając się do żony. Z dezaprobatą potrząsnął głową. - Naprawdę, ta baba zachowuje się jak kompletna idiotka.

- Ona jest gwiazdą, Sam. Ale wszyscy wiedzą, że ty w jednym małym palcu masz więcej talentu niż ona w całym swoim ciele - zawołała Pam.

Sam roześmiał się.

- Możliwe, skarbie. Ja jestem muzykiem studyjnym, a nie supergwiazdą. I niech tak już zostanie. Niech Wanda Jones stoi sobie w świetle reflektorów. Wprawdzie ja też lubię publiczność, muzykę i pieniądze, ale potrafię żyć bez braw i tłumu fanów. To nie jest konieczne dla poważnych ludzi, którzy robią swoje z wewnętrznej potrzeby, a nie dla poklasku. Przecież na przykład John też nigdy nie zechciałby prowadzić życia na świeczniku. Jego nazwisko znają ludzie, którzy czytają tę jedną krótką linijkę na odwrocie okładki płyty. Tylko tam wymienione jest jego nazwisko jako kierownika m...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin