Edigey_Jerzy_-_Pensjonat_na_Strandvägen.pdf

(965 KB) Pobierz
Jerzy Edigey
Jerzy Edigey
Pensjonat na Strandvägen
„KB”
Rattslakare zaczyna pisać pamiętnik
czwartek, 8 czerwca
Ten forste kriminalassistent robi zupełnie
przyjemne wrażenie. Młody, wysoki blondyn. Widać
po nim, że uprawiał różne sporty. Jak to u nas w
Szwecji, przede wszystkim narciarstwo. A że mieszka
w Lund, więc i pływanie w morzu nie musi mu być
obce. Pomimo to dziwię się, że takiemu młodemu
człowiekowi, liczącemu najwyżej dwadzieścia osiem
lat i mającemu tak niski stopień służbowy, który
odpowiada zaledwie randze porucznika, zdecydowano
się powierzyć tak skomplikowaną sprawę. Na miejscu
polismastare w Lund mianowałbym utrednicsmanem
kogoś o większym stażu i większym doświadczeniu
zarówno kryminalnym, jak i życiowym. U nas, w
Uppsali, nasz dyrektor policji Lars Estberg nigdy by nie
powierzył dochodzenia w sprawie morderstwa takiemu
smarkaczowi, na jakiego wygląda forste
kriminalassistent Magnus Torg.
Wprawdzie to nie są moje sprawy zawodowe i
nie powinienem się przejmować kłopotami czy
decyzjami policji z Lund, ale ponieważ przypadkowo i
bez mojej woli, jak i inni goście pensjonatu pani Astrid
Brands, jestem wplątany w ten tajemniczy wypadek,
przeto zależy mi bardzo, żeby sprawę wyświetlono jak
najszybciej, a mordercę odnaleziono. Dlatego też
postanowiłem służyć swoim doświadczeniem i
pomagać koledze Magnusowi Torgowi. Sądzę, że taka
pomoc człowieka, który od przeszło piętnastu lat jest
lekarzem policyjnym i asystował setkom różnych
dochodzeń, będzie dla młodego policjanta wielką
wyręką. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.
Zwłaszcza kiedy ta jedna jest taka młoda i
niedoświadczona. Raczej stworzona bardziej do
noszenia czapki niż do myślenia. A swoją drogą, ten
Magnus Torg wygląda, jak gdyby urodził się w
mundurze. Jaka szkoda, że szwedzka policja
kryminalna chodzi w cywilnych ubraniach. Jak pięknie
ten młody człowiek wyglądałby w opiętym zielonym
mundurze i czapce z szerokim rondem.
Przyznam się szczerze, że nieraz, będąc jedynie
biernym świadkiem różnych skomplikowanych
153336553.002.png
dochodzeń, marzyłem, aby nie tylko być policyjnym
oglądaczem trupów czy też opisywaczem ran ciętych
lub szarpanych, lecz stać się głównym bohaterem
dramatu. Tym, który z paru nic nie znaczących poszlak
rozwiązuje zagadkę i demaskuje mordercę. Nigdy
jednak nie przypuszczałem, że te moje ambicje
urzeczywistnią się kiedykolwiek, a tym bardziej że
spełnią się w małej nadmorskiej miejscowości Lomma,
gdzie przypadkowo spędzam dwa tygodnie urlopu w
pensjonacie pani Astrid Brands.
Postanowiłem zapisywać w moim podręcznym
bloku wszystkie wydarzenia od samego początku, od
momentu kiedy zdarzyła się ta straszna rzecz. Będę w
moim pamiętniku notował także wszelkie posunięcia
Magnusa Torga, prowadzącego śledztwo, oraz moje
propozycje, pomysły i przypuszczenia. W ten sposób
notatki te staną się wiernymi dziennikiem zbrodni i
akcji policyjnej prowadzonej dla ujęcia mordercy.
Może w przyszłości uda się je ogłosić jako ciekawą
książkę kryminalną, tym różniącą się od tysięcy tego
rodzaju powieści, że będzie ona właściwie raportem
autentycznych wydarzeń.
Rozpisałem się dość szeroko, a nie
powiedziałem jeszcze niczego konkretnego. Trzeba
więc, jak to mówili Rzymianie, zacząć ab ovo - od
samego początku.
Nazywam się Bjorn Nilerud. Mam pięćdziesiąt
pięć lat i jestem z zawodu lekarzem. Moja matka była
Norweżką. Urodziłem się w Kalmarze. Tam też
mieszkaliśmy aż do śmierci ojca. Później matka wróciła
wraz ze mną do Norwegii, gdzie ukończyłem szkołę
średnią. Medycynę studiowałem w Wiedniu. Wybuch
wojny zastał mnie w Norwegii, którą uważałem i
uważam po dziś dzień za moją drugą ojczyznę. Brałem
udział w ruchu oporu. Aresztowany w 1944 roku,
zdołałem zbiec z więzienia i przedostać się na teren
neutralnej Szwecji. Przez kilka lat pływałem na
statkach szwedzkich jako lekarz okrętowy; później, gdy
zdrowiu mojemu nie odpowiadały ciągłe zmiany
klimatu, osiadłem w Uppsali. Tam przyjąłem posadę
lekarza policyjnego.
Nie jestem żonaty, a z czasem stałem się nawet
w pewnym stopniu odludkiem. Mieszkam samotnie i
nie utrzymuję bliższych stosunków ani z kolegami z
policji, ani z innymi lekarzami w Uppsali. I dobrze mi z
tą samotnością. Nie zajmuję się wolną praktyką. W
czasie swoich podróży morskich zaoszczędziłem pewną
153336553.003.png
sumkę. Obracałem nią dość szczęśliwie na giełdzie. Do
tego doszedł mały spadek po matce. To wszystko wraz
z moim uposażeniem rattslakare daje mi pełną
niezależność finansową i nie każe gonić za
dodatkowymi zarobkami, jak to zazwyczaj robią inni
lekarze policyjni. Mógłbym nawet żyć bardziej
wystawnie i pozwolić sobie na niejeden luksus, ale te
rzeczy mnie nie bawią. Nie mam nawet samochodu,
chociaż i ostatni model volvo nie nadszarpnąłby moich
rezerw pieniężnych.
Przez lata wędrówek po wszystkich
kontynentach poznałem tylu ludzi i tyle krajów, że
dzisiaj nie nęcą mnie podróże zagraniczne. Nie jeżdżę
do Norwegii lub Finlandii, nie mówiąc już o wypadach
do innych państw. Nawet nie interesuje mnie
legendarnie tania wódka na polskim promie z Ystad do
Świnoujścia, bo na kieliszek dobrego francuskiego
koniaku mogę sobie pozwolić i bez wyjeżdżania za
granice Szwecji, więcej zaś niż jeden kieliszek nigdy
nie piję. Lubię zagrać w brydża, w dobrym
towarzystwie, które jednak nie stawia wygrania robra
za najważniejszy cel w życiu. Wspominam o tym, bo ta
okoliczność miała ważne znaczenie w wydarzeniach
przeze mnie opisywanych.
Nie znoszę tłoku. Dlatego też zawsze spędzam
urlop przed sezonem lub po jego zakończeniu. Jeżeli
jadę nad morze, to najpóźniej w czerwcu. Jeżeli
wybieram się na narty, robię to w styczniu, zanim
uzdrowiska zapełnią się hałaśliwym tłumem.
W tym roku udałem się nad morze do Lommy,
małej miejscowości uzdrowiskowej położonej nad
Sundem, kilka kilometrów od Malmo. Tu wzdłuż
pięknej, piaszczystej plaży biegnie szosa nosząca
nazwę Strandvagen, a z kolei wzdłuż niej leżą
niewielkie, przyjemne osiedla: Alnarp, Lomma,
Bjarred, Vikhog i nieco dalej Barseb. W - każdej z tych
miejscowości jest wiele najrozmaitszych hotelików i
pensjonatów mogących zaspokoić wszelkie gusta i
najróżniejsze możliwości materialne amatorów
spędzania urlopu nad morzem.
Ja wybrałem pensjonat pani Astrid Brands.
Leży on już za Lommą, mniej więcej na połowie drogi
do Bjarred. Jego wielką zaletą jest położenie tuż nad
morzem. Od Strandvagen pensjonat, dawny pałacyk
bogatego fabrykanta z Malmo, odgrodzony jest dużym
starym parkiem i gęstym żywopłotem, nie
pozwalającym ciekawym oczom zaglądać za jego
153336553.004.png
zieloną ścianę.
Nie muszę chyba dodawać, że pensjonat jest
drogi i dostępny jedynie ludziom bardzo dobrze
sytuowanym. Na pewno nie zwyczajnym lekarzom
policyjnym, ale, jak już przedtem zaznaczyłem, stać
mnie na trochę luksusu. Tym bardziej w czerwcu, kiedy
ceny na Wybrzeżu są jeszcze niskie i nawet pani
Brands cieszy się z każdego gościa i musi stosować w
swoim zakładzie przedsezonową taryfę. Co mnie
specjalnie zachęciło do wybrania tego, a nie innego
pensjonatu, to fakt, że posiada on duży, stary park oraz
że jeg właścicielka, aby zapewnić swoim gościom
możliwie naj większy spokój, stawia warunek:
pensjonariusze nie będ mieli samochodów lub będą je
garażowali poza terenem je
zakładu. Dzięki temu nie mamy codziennego
ryku motorów, panuje tu cisza i spokój, tak potrzebne
człowiekowi, który po całorocznej wytężonej pracy ma
parę tygodni dla wypoczynku i regeneracji sił.
Przyjechałem w ostatnich dniach maja. U pani
Brands zastałem już trzy osoby. Byli to: małżeństwo
Egil Tuvesson z żoną Klarą i Ingvar Harding ze
Sztokholmu. Państwo Tuvesson to bardzo sympatyczna
para. On jest oficerem marynarki handlowej. Pływa na
linii australijskiej. Zaledwie co trzy miesiące jest na
kilka dni gościem w domu. Ona młodsza od niego
chyba o dziesięć lat. Mają dwoje dzieci w szkołach, w
Goteborgu, gdzie pani Klara stale mieszka. Tak się
złożyło, że w tym roku pan Tuvesson mógł mieć urlop
tylko w czerwcu, więc przyjechali we dwójkę do tego
pensjonatu. Wyglądają jak gdyby byli w podróży
poślubnej. Nie dziwię się. Za parę tygodni oficer znowu
popłynie na swoim statku do dalekiej Australii.
Pan Ingvar Harding jest rzutkim kapitalistą.
Swój majątek ulokował w nieruchomościach. Kupuje
place pod Sztokholmem, buduje domy i sprzedaje je,
by cały proces natychmiast rozpocząć od nowa. Jego,
jak i mnie, zwabiła do Lommy możliwość całkowitego
relaksu w ciszy i samotności. Słuchając pana Hardinga,
ile to ma kłopotów i użerania się z przedsiębiorcami
budowlanymi, nie dziwię się, że taki odpoczynek po
denerwującej pracy jest mu bardzo potrzebny.
W dwa dni po moim przyjeździe, do naszego
pensjonatu przybył jeszcze jeden gość. Przyjechała
tutaj pani Maria Jansson. Szczupła, dość wysoka pani,
w wieku dobrze po czterdziestce, co widać, pomimo że
nie szczędzi starań, by zatrzymać kończącą się
153336553.005.png
młodość. Ubrana więcej niż dostatnio, piękna biżuteria
i samochód z szoferem, który przywiózł ją ze stolicy -
świadczyły, że nasza nowa współlokatorka nie
potrzebuje liczyć się z każdym ore. Miła
pokojóweczka, Lilljan, śliczna blondynka, taka jakie
rodzą się tylko w Skanii, zdradziła mi, że pani Maria
jest corocznym gościem pensjonatu i daje jej najwyższe
napiwki ze wszystkich, którzy zatrzymują się w
pałacyku pani Brands. No tak. Firma „Jansson i syn”,
wielki dom handlowo-eksportowy, mający swoje
oddziały w wielu państwach, nie tylko na kontynencie
europejskim, musi przynosić dobre dywidendy. A pani
Maria jest przecież wdową po Janssonie seniorze.
Mimo swojego bogactwa, a może właśnie
dzięki niemu, ta kobieta jest chyba nerwowo chora.
Tylko wieczorem schodzi do jadalni na wspólną
kolację. Nie ogląda razem z nami telewizji i wyraźnie
unika ludzi. Widziałem ją parokrotnie z okien swojego
pokoju, jak odbywała samotne spacery po plaży.
Czasami też znikała na długie godziny. Wiem od
Lilljan, że nie wracała wówczas” na obiady. Kiedy
jednak zapytałem ją pewnego dnia, czy była w Malmo,
czy w oddalonym tylko o siedem kilometrów Lund,
dała mi wymijającą odpowiedź. Za to godzinami
rozmawia ze Sztokholmem. Bardzo często w jakimś
nieznanym języku. Musi wydawać majątek na te
rozmowy.
Drugiego czerwca nasza nieliczna grupka
powiększyła się. I znowu o kobietę. Panią Norę
Lindner z Halmstadu. Śliczna, wesoła kobietka. Nie ma
jeszcze trzydziestki, a już zdążyła dwa razy wyjść za
mąż i dwa razy się rozwieść. Nie ulega, dla mnie
wątpliwości, że wybrała się do modnej i uczęszczanej
miejscowości, jaką jest Lomma, dla wyszukania
kolejnego przystanku w swojej karierze małżeńskiej.
Była wyraźnie rozczarowana, że w uzdrowisku jest tak
pusto, a w pensjonacie pani Brands tylko trzech
mężczyzn, z czego jeden dobrze obstawiony.
Z miejsca więc przypuściła szturm do mnie. I to
z takim impetem, że musiałem ulec i już na drugi dzień
po przyjeździe pięknej Nory wybrać się z nią do Night-
Club w Malmo, gdzie patrząc na niekończącą się
rozbierankę, zresztą dość dobrze zbudowanych
striptiserek, wynudziłem się jak mops. Do tego wyszło
na jaw, że i taniec nie jest moją mocną stroną
towarzyską. Ogółem więc nie zaimponowałem pięknej
rozwódce.
153336553.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin