TRZY DEBY.pdf

(460 KB) Pobierz
155747176 UNPDF
TRZY DĘBY
Daniel Karpiński
Zdarzyło się razu pewnego, że młody akolita imieniem
Nando, porzucił życie świątynne i wierność Setowi. Jego
nowym bogiem stała się mamona. Opuszczając świątynię,
Nando wziął kilka "pamiątek" wykonanych w większości ze
srebra. Akolita ów był głupcem, bowiem myślał, że uda mu się
zbiec. Był jednak świadom, że jeśli zostanie schwytany, owa
pożyczka nie będzie miała wpływu na karę. Człowiekowi, który
będzie torturowany do śmierci, niewiele można już zrobić.
Nando opuszczał w pośpiechu kraj czarnoskórych
wyznawców Seta - Nzalitę. Zostawił jednak za sobą wyraźne
ślady, owe srebrne "pamiątki", których sprzedaż miała mu
wystarczyć na drogę i... kilka miesięcy dostatniego życia. W
ten sposób młody eks-akolita dotarł do miasta Solf. Tam stał
155747176.005.png 155747176.006.png 155747176.007.png 155747176.008.png
się miłym, rozmownym, szastającym pieniędzmi młodzieńcem.
Tam też dosięgnęła go pokryta łuską dłoń Seta, pod postacią
barona Tamida. Tamid był po trosze złodziejem, po trosze
kapłanem, odrobinę szlachcicem, mordercą i sadystą. Był też
cierpliwym słuchaczem, o nic nie pytał, eks-akolita i tak
powiedział wszystko. Nando nie był odporny na ból, lecz i tak
baron utrzymał go przy życiu trzy dni, w ciągu których
młodzieniec wyznał to wszystko, co przeżył, zobaczył i
powiedział. Tyle o Nando.
Nieco przed jego "tajemniczym zaginięciem", kilku
kapłanów Trive, zainteresowała dokładność opisów miejsca, w
którym znajdował się kamień zwany "Sercem Węża".
Postanowili oni dokładniej zbadać tą sprawę. W tym celu,
grupa składająca się z trzech duchownych i trzech
zawodowych złodziei, wyruszyła na wyprawę "kupiecką" do
miasta Kekegevido w Nzalicie. Z ekspedycji owej powrócił
złodziej zwany Sroką i pewien kapłan, który dwa dni po
powrocie zmarł nagłą śmiercią. "Serce Węża" ukryto w
świątyni Trive w Mitrofie.
Baron Tamid po powrocie do domu był niepocieszony.
Ktoś musiał odszukać świątynny klejnot i tym kimś miał być
on. Bardzo chciał się tym zająć kapłan Seta, odpowiedzialny
za dotychczasowe bezpieczeństwo kamienia. Jego
155747176.001.png
zwierzchnik nie lubił jednak porażek i niezbyt chętnie
wybaczał, w związku z czym człowiek ów zmarł śmiercią
nagłą, aczkolwiek spodziewaną.
Przed wyjazdem pozostawały jeszcze dwie ważne
sprawy. Pierwszą było pytanie: gdzie może znajdować się
"Serce Węża"? Druga to oficjalny powód wizyty barona w
sąsiednim kraju. Pierwszą kwestią zajął się oddany świątyni
nekromanta. Wydobył on potrzebne informacje z martwego
ciała jednego z uczestników pseudo-kupieckiej wyprawy.
Drugi problem rozwiązał osobiście przeor, starając się o
stosowne papiery kupieckie. Tak oto baron Tamid został
handlarzem świecami.
******
Ian Beno był mężczyzną średniego wzrostu, raczej
szczupłym, na pewno nie wyglądał na osiłka. Twarz miał
pociągłą, okoloną czarnymi, kręconymi włosami, sięgającymi
ramion i gęstym tygodniowym zarostem, który zakrywał
wąskie usta. Spod niemal krzaczastych brwi, spoglądały
przenikliwie duże, ciemne oczy. Całość uzupełniał zbyt
wydatny nos. Z tłumu wyróżniał go nieco lepszy ubiór.
155747176.002.png
Gdy miał dobry humor lubił wypić odrobinę wina, gdy
miał chandrę wypijał odrobinę więcej. Rzecz jasna nigdy "w
pracy". Pozornie zupełnie przeciętny. Od innych różnił się
tym, że na chleb oraz dobre wino, modne ciuchy i piękne
kobiety, zarabiał zabijając. Ian nie był złym człowiekiem,
jednak gdy "pracował" nie miał wyrzutów sumienia. Pozbył się
ich już dawno temu. Był przekonany, że to nie jest to samo,
co tłuczenie na oślep pałką po głowie, plecach, ramionach - on
robił to szybko, bez strachu, bezboleśnie. No może prawie
bezboleśnie, jedno pchnięcie i cisza.
Każdy ma marzenia, a ci którzy nie są zbyt leniwi
lub tchórzliwi starają się je realizować. Marzenie Iana,
można było kupić za dwieście sztuk złota, a on zdobywał te
pieniądze w pocie czoła. Może wydawać się to śmieszne, lecz
uważał, że w pełni zasługiwał na swoją zapłatę. Młynarz, drwal
czy kowal, haruje ale nie ponosi żadnego ryzyka, on za każde
zlecenie mógł stracić głowę. Pewnie dlatego płacono mu
trochę więcej. Poza tym rzemieślnicy mają stałą pensję,
jemu jedna wypłata musiała starczyć na dwa, trzy tygodnie, a
czasem na miesiąc. Traktował to jak pracę, w której
wymagana jest specyficzna forma kontaktu z ludźmi i był w
swojej profesji naprawdę dobry.
155747176.003.png
Po tym jak zabił Solma Halveta, kupca z Orsor,
zrobiło się o nim głośno. Solmowi towarzyszyło czterech
zbrojnych, z czego dwóch w kolczugach. Przeżył jeden i to
właśnie on opowiadał, że przeciwnik był sam, a oni przecie nie
ułomki.
- Może i nie ułomki - mówił potem Ian Baryłce - ale
jedyną pamiątkę pozostawił mi na prawej piersi sam Halvet.
Te tęgie chłopy z dziesięciu metrów z kuszy w stajnię nie
trafiają. Zresztą gdybym stanął przeciwko pięciu naraz, nim
bym drugiego dokończył, posiekali by mnie bez dwóch zdań,
jak mięso na twój parszywy gulasz. Sam Halvet też ułatwił mi
sprawę. Gdyby swoim hojrakom zamiast piwka dawał wodę,
inaczej by to wyglądało, a tak wiadomo, każdy kufelek przed
walką do ziemi przybliża.
- Gdyby, gdyby. Gdyby ciotka wąsy miała, to by
wstrętna była.
Baryłka uwielbiał przerabiać przysłowia i układać
kiepskie rymy, a miejscowi uwielbiali historyjki opowiadane
po karczmach. Zaczęli nadawać Ianowi różne przydomki.
Fakt, że nieboszczyk Halvet nie był lubiany, nie zmienił tego,
że "Krwawym Nożem" straszono okoliczne dzieci, a ceny
wśród miejscowych ochraniarzy poszły w górę. Za jego głowę
155747176.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin