!Peter Clement - Stan krytyczny.pdf

(1116 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Peter Clement
Stan krytyczny
( Critical Condition)
Przełożył Maciej Szymański
222311390.001.png
Stałym mego życia:
Seanowi, Jamesowi i Vycie
Prolog
Jako lekarz wiedział, jak należy się budzić.
Zwłaszcza gdy dzwonił telefon.
Tyle że ten dźwięk nie przypominał sygnału telefonu; był raczej jak brzęczenie komara albo
dentystycznego wiertła.
Co więcej, mimo hałasu jakoś nie mógł się otrząsnąć z tego snu.
I wiedział, że raczej nie powinien.
Tam, na górze, czekał na niego ból. Lepiej zostać na dole, w ciemności.
Ale i tak się wynurzał.
Najpierw poczuł ból gardła. Co w tym wielkiego? Dwie aspiryny i zadzwońcie do mnie jutro
rano. Żaden problem.
Ból jednak zaczął ogarniać najpierw szyję, a później i twarz. Przełknął ślinę i poczuł się tak,
jakby była ogniem. Co, u diabła, powiedział i zaraz wydało mu się, że to nie słowa wydostały się
z jego ust, ale płomienie, których żar z głośnym sykiem wypalił dziurę w przedniej ścianie krtani.
Poczuł ból głowy, a zaraz potem ramion – od barków do dłoni, jak gdyby ktoś chwycił go za
ręce, szarpnął w górę i próbował wyciągnąć go z tego mroku, w którym wolał przecież pozostać.
Przypomniał sobie. Obudził się szarym świtem i zobaczył przy łóżku kogoś, kogo nie
powinno tu być. Miał właśnie krzyknąć, gdy w jego mózgu nastąpiła biała eksplozja. Teraz
spróbował jeszcze raz; musiał ostrzec kogoś, że zjawił się intruz, ale usłyszał jedynie ten świst
pod brodą, a ciągnięcie za ramiona nie ustało.
Chciał uciec, lecz stopy sprawiały wrażenie spętanych.
Dźwięk wciąż trwał: przenikliwe brzęczenie, o którym wiedział tylko tyle, że jest
zdecydowanie nie na miejscu.
Nagle wystrzelił w górę, ku światłu, i nie mógł się zatrzymać. Gwałtownie otworzył oczy.
Wisiał nagi we własnej kabinie prysznicowej, z rękami uwiązanymi wysoko do wspornika i z
nogami sklejonymi taśmą w kostkach. Dźwięk, którego źródłem mógł być niewielki silnik
elektryczny, dochodził zza matowej szyby, za którą widać było ciemną, zbliżającą się postać.
Krzyknął rozpaczliwie i kolejny raz spod jego brody wyleciał ze świstem strumień powietrza.
Ktoś wyciął otwór w jego tchawicy.
Drzwi rozsunęły się i do kabiny weszła postać w stroju chirurga trzymająca w dłoniach
tarczową piłę do kości. Nie miał pojęcia, kim jest intruz. Nigdy dotąd nie widział tak lodowatych
oczu jak te, które połyskiwały nad maską zakrywającą większość twarzy. Zaczął wić się w
panice, próbując zerwać więzy, kiedy niewielki, wirujący dysk ze stali jął się zbliżać do jego
mostka. Krzyk, który wydarł się z jego piersi, gdy ostre zęby piły rozcięły skórę i zagłębiły się w
żebra, nie był głośniejszy od szumu porannej bryzy poruszającej nieznacznie zasłoną
222311390.002.png
łazienkowego okna.
 
Rozdział 1
Dwa tygodnie wcześniej,
środa, 13 czerwca, godzina 6.45
Bardziej wyczuła ten dźwięk, niż go usłyszała.
Rozległ się gdzieś w głębi jej mózgu i przez kilka sekund wydawało się, że nie ma większego
znaczenia niż ciche pyknięcie opróżniającej się zatoki albo trzaśniecie zdrowego karku, którego
mięśnie i ścięgna zesztywniały od zbyt długiego bezruchu.
I dlatego Kathleen Sullivan zignorowała ten dźwięk jako jedno z banalnych zdarzeń
codziennego życia blisko czterdziestoletniej kobiety, nieistotne i niewarte roztrząsania, by
powrócić do seksu z Richardem Steele’em. Siedziała na nim, wpatrując się w jego oczy
błyszczące w smudze szarawego światła, które wkradało się z wolna do jej zaciemnionej jeszcze
sypialni.
Boże, jak ona go kochała. Wspólny seks wydawał jej się za każdym razem świętowaniem
tego, jak bardzo pasowali do siebie w codziennym życiu.
Ból zaatakował ponownie, tym razem u podstawy czaszki, z siłą tarana.
– O Boże! – krzyknęła, chwytając się za potylicę. Zamarła w bezruchu.
Poczuła, że Richard zaczyna się poruszać ze zdwojoną energią. Nie zareagowała, więc po
chwili z jego zaczerwienionej twarzy zniknął uśmiech, a jego miejsce zajął wyraz zdumienia.
Gwałtowne zawroty głowy sprawiły, że przechyliła się w prawo, jakby ktoś wymierzył jej
mocny policzek. Zsunęła się na bok i nagle z jej ust chlusnął strumień wymiocin. Opadła bez siły
na pierś Richarda. Ciemność nadeszła szybko; znacznie więcej czasu minęło, zanim straciła
przytomność na tyle, by przestać odczuwać ból.
Lecz nawet wtedy słyszała.
– Kathleen! Kathleen, co się dzieje? – Jego głos dobiegał z bardzo daleka.
Jakby ktoś otwierał mi czaszkę od wewnątrz, próbowała powiedzieć mu w chwili, gdy
ciśnienie wyparło z niej resztkę świadomości.
Ból, niczym korzenie, wgryzał się głęboko w jej sen, a macki szorstkiego światła siłą
wyrywały ją z litościwej ciemności. Próbowała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Widziała wieszaki z butelkami i torebkami płynów oraz spirale plastikowych rurek ciągnące się
po ścianach tego ciasnego pomieszczenia, w którym się znajdowała, lecz wszystko to wyglądało
dziwnie, jakby podwójnie zarysowane. Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia, ale nic się nie
zmieniło. Nie mogła poruszać oczami na boki, jedynie w dół i w górę. Spróbowała unieść ręce,
ale nie zdołała wprawić w ruch nawet palców. Czyżby przywiązano ją do łóżka?
222311390.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin