Narzeczeństwo - ŚWIADECTWA.doc

(96 KB) Pobierz

Nasze narzeczeństwo

     Narzeczeństwo to piękny czas, podarowany przez Pana Boga dwojgu ludziom, bardzo decydujący dla rozwoju ich przyszłego małżeństwa.

     Jako narzeczeni wkroczyliśmy na drogę bliższego przygotowania do sakramentu małżeństwa w Boże Narodzenie 1996 roku. Małżeństwem jesteśmy od 9 lat.

     W jaki sposób przygotowywaliśmy się do tego nowego etapu naszego życia? Nasza bliższa znajomość trwała około czterech lat. To przede wszystkim okres studiów, jakie rozpoczęliśmy w Warszawie. Jako studenci zaangażowaliśmy się w działalność duszpasterstwa akademickiego. Uczestnictwo w życiu duszpasterstwa umocniło przede wszystkim naszą wiarę, poznaliśmy wspólnych znajomych, z którymi nadal utrzymujemy kontakt. Podejmując działania na rzecz wspólnoty Kościoła, mogliśmy się wzajemnie poznawać w różnych sytuacjach, uczestniczyć w wycieczkach i dobrej zabawie.

     Niekiedy młodzi ludzie próbują przekonać, że jedynie mieszkając razem, mogą się dobrze poznać. Tymczasem możliwość poznawania się poprzez wspólne zamieszkanie przed ślubem jest bardzo ograniczona, a już na pewno nie zagwarantuje nam to udanego małżeństwa. Nie uzyskamy choćby odpowiedzi na żadne z poniższych, bardzo przykładowych pytań: jak zachowa się współmałżonek, kiedy po całym dniu pracy będzie musiał czuwać w nocy przy chorym dziecku lub czy przetrwa nasza miłość, gdy przyjdzie zmierzyć się z cierpieniem, jakim jest śmierć upragnionego dziecka lub jego nieuleczalna choroba, jak wytrwać w wierności małżeńskiej, kiedy konieczne okazuje się pozostawanie we wstrzemięźliwości seksualnej przez okres ciąży i leczenia po powikłanym porodzie - skoro nie udało się wytrwać w czystości przedmałżeńskiej. Poza tym mogą pojawić się choroby, uzależnienia, brak pracy... To lista niekończących się pytań i problemów, wobec których po ludzku człowiek staje bezradny i jedynie miłość małżeńska, która w Jezusie Chrystusie znajduje swój fundament oraz siłę, jest w stanie przetrwać wszelkie trudności i cierpienia.

     Oprócz duszpasterstwa akademickiego polecamy młodym ludziom wspólną wyprawę na pątniczy szlak, np. do Częstochowy. Pielgrzymując w grupie bliskich znajomych, przemierzaliśmy tę drogę wiele razy. To podczas pielgrzymki, uczestnicząc każdego dnia w Eucharystii, stawaliśmy się bliżsi sobie w jedności z Jezusem, który jest miłością. Uczyliśmy się wspólnej modlitwy, modlitwy za siebie nawzajem, wspierania się w momencie, kiedy druga osoba traci siły, a na miejscu odpoczynku trzeba jeszcze rozbić namioty, przynieść wody, zrobić kolację...

     Bliższe przygotowywanie się do sakramentu małżeństwa to nasz udział w katechezach, wykładach dla narzeczonych. Zachęcamy młodych, studiujących i mieszkających w dużych miastach, aby poszukali na uczelniach, w parafiach, w klasztorach informacji dotyczących spotkań przedmałżeńskich i z nich skorzystali. W wielości propozycji z łatwością można odnaleźć takie spotkania, które spełnią nasze oczekiwania. Młodym ludziom z mniejszych miasteczek polecamy katechezy w swoich parafiach oraz wspólne czytanie książek. W obecnych czasach nie stanowi żadnego problemu dotarcie do dobrej książki o rodzinie. Ojciec Święty Jan Paweł II, zatroskany o rodziny, napisał w roku 1994 List do Rodzin, a nieco później adhortację o zadaniach rodziny chrześcijańskiej we współczesnym świecie "Familiaris consortio". Polecamy również rozprawę filozoficzną "Miłość i odpowiedzialność", w której ks. Karol Wojtyła daje odpowiedzi na najbardziej intymne problemy młodych ludzi.

     Wracając do spotkań przygotowujących, dane nam było wspólnie ukończyć kurs naturalnego planowania rodziny. Nie była to pogadanka, ale wielogodzinny cykl spotkań, podczas których doświadczone małżeństwo przekazywało nam swoją wiedzę na temat metod naturalnych.

     Jakie znaczenie ma obecnie otrzymana wówczas wiedza, a jakie po latach zdobyte doświadczenie? Odpowiemy za Ojcem Świętym Janem Pawłem II: "Styl życia wywodzący się z praktykowania okresowej wstrzemięźliwości prowadzi współmałżonków do pogłębienia wzajemnego poznania i osiągnięcia harmonii ciała, umysłu i ducha, która ich wzmacnia i pożywia w nieustannej wędrówce przez życie". Nie oznacza to, że nigdy nie przeżywaliśmy żadnych trudności, ale zawsze staraliśmy się poprzez uczestnictwo w sakramencie pojednania (kierownictwo duchowe, wspólny spowiednik) i w Eucharystii czerpać łaskę do ich pokonywania. Dziś coraz częściej korzystamy z wiedzy i doświadczenia dotyczącego umiejętności wyznaczania okresu płodności, by pomagać zaprzyjaźnionym małżonkom, którzy mają problemy z poczęciem dziecka.

     Narzeczeństwo to również czas na wzajemne poznawanie zainteresowań, upodobań, poprzez chodzenie nie tylko na katechezy, lecz również do kina, teatru, na zabawy, spacery. Czas, by pokochać różnice. Uwierzcie, nie wszystkie bowiem są złe, miłość je pokonuje. "Najważniejsze jest, by mieć tę samą koncepcję miłości i ten sam cel życiowy: pragnienie Boga i wieczności" - jak pisze Antoni Carol w książce "Inżynieria miłości".

     Bardzo ważne jest także bezpośrednie już przygotowanie ceremonii ślubu. Wspólnie przygotowywaliśmy modlitwę wiernych, czytania, a także uroczyste przeprowadzenie Intronizacji Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. Po zawarciu ślubu wspólnie odczytaliśmy Akt Poświęcenia Rodziny Najświętszym Sercom, następnie podarowaliśmy: mąż - żonie obraz Niepokalanego Serca Maryi, żona - mężowi obraz Serca Pana Jezusa. Intronizację zakończyliśmy słowami: "Przenajświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje, przez Niepokalane Serce Maryi". Więcej informacji na temat intronizacji można znaleźć w książce Ewy Hanter "Intronizacja Serca Jezusowego w rodzinie", z której korzystaliśmy.

     Nie wiemy, jak będą wyglądały kolejne dni naszego małżeństwa. Mamy dwoje dzieci, doświadczyliśmy bardzo wiele radości, ale i zetknęliśmy się z cierpieniem. Każdego dnia, modląc się za siebie nawzajem, powierzamy swoją rodzinę Bożej opiece. Podobno dobry początek przygotowuje dobrą przyszłość. Nie zmarnujcie, narzeczeni, tego czasu.
 

Kasia i Marek
 

Zakochanie… i co dalej?

Zakochanie… i co dalej?

Jacek Pulikowski

Książka ta jest pierwszym krokiem do szczęśliwego małżeństwa. Pomyśl o radosnym czasie zakochania, chodzenia ze sobą, narzeczeństwa i nie zmarnuj go! Wykorzystaj cenne wskazówki autora dla dobra twojego i przyszłego współmałżonka...

 

 

Bo bez miłości trudno żyć

     Jest taka chwila w życiu, kiedy człowiek pragnie być kochany, uwielbiany, za którą się tęskni, której się oczekuje, chwila, w której sam pragnie kochać. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak smutne i nieciekawe jest życie pozbawione tego uczucia. Miłość to najcenniejszy dar, jaki Pan Bóg zsyła człowiekowi, I ja go otrzymałem...

     Miałem 18 lat. Był to dla mnie okres, w którym jeszcze nie odczuwałem potrzeby rozglądania się za sympatią, ale mój kolega taką potrzebę odczuwał. Z nowym rokiem pojawiła się w szkole dziewczyna "błyskotliwa". Kolega postanowił się z nią zapoznać. Był jeden problem - dziewczyna miała koleżankę towarzyszącą jej nieustannie. Poprosił mnie, abym tę towarzyszkę "zagospodarował", umożliwiając mu tym samym randkę z wybranką - sam na sam.

     Dziewczyna, z którą z konieczności się spotykałem, nie miała w sobie nic, co by mogło mnie zainteresować. Obserwowałem jej zachowanie, jej wzrok proszący o następne spotkanie. Wydawało się, że nie jestem jej obojętny. Trwało to 3 miesiące. Moje sumienie - trochę z litości i grzeczności - nie pozwalało mi tej znajomości zakończyć, choć moja usługa już dawno przestała być aktualna.

     Nadszedł listopad. Pogoda, jak na tę porę roku przystało, była paskudna. Śnieg z deszczem, mroźny wiatr. Któregoś dnia umówiliśmy się na godzinę 19.00 (200 m od mojego domu, a od jej jakieś 3 km.). O tej godzinie byłem jeszcze w swoim domu, myślałem, że nie przyjdzie. Byłem jednak niespokojny. Ubrałem się odpowiednio i poszedłem w stronę umówionego miejsca. I z dala widzę - stoi pod drzewem w cienkim płaszczyku, zmoknięta, przemarznięta.

     - Już 20 minut tu czekam.

     - Czemu nie schowałaś się gdzieś do bramy?

     - Bałam się, że mógłbyś mnie nie zauważyć.

     I stało się. Ten moment, ta chwila zmieniła moje życie. Osoba ta stała mi się droga, kochana, do niej tęskniłem, ją uwielbiałem. Przy niej odczuwałem nieustanną radość życia. Na nowo odkryłem piękno świata.

     Zostałem powołany do wojska. Byłem zakochany i przekonany, że nie 2 a 10 lat rozłąki nie zaszkodzi naszej miłości. Na kilka dni przed rozstaniem postanowiłem odebrać od niej przyrzeczenie, że będzie na mnie czekać, a ja przyrzeknę jej małżeństwo. Odmówiła. Co było powodem? Nie wiem. Może strach przed czasem oczekiwania? Może sprawy materialne - nie byłem zbyt bogaty.

     Nie wiem, jak przeżywają rozstania zakochani, ale ja psychicznie się załamałem. Po rozstaniu nie mogłem trafić do swojego domu. Nie odczuwałem głodu, zimna, zmęczenia. Nie reagowałem na bieg wydarzeń. W wojsku stałem się najpierw "politycznie niepewny" (1952 r.), a potem leczony na "psychiczne odchylenia". Na szczęście czas leczy rany - mój opisany stan trwał pół roku.

     Następnych kilka lat młodości to podświadome gonienie za tym, co utraciłem. Byłem chłopakiem wesołym, towarzyskim i dobrym organizatorem, ale zadowolenia i radości mi to nie sprawiało. Nie miałem problemu z zawieraniem nowych znajomości. Dziewczyny były mi przyjazne, tylko miłość, taka jak sprzed lat, nie przychodziła. Osoby bardziej zaprzyjaźnione pytały: - Czego szukasz? Poznałeś już brunetki, blondynki, młode, starsze, bogate i biedne... Czy ty jesteś normalny?

     Nadeszło lato, ukończyłem 27 lat. Pustka - koledzy się pożenili, dziewczyny (zawiedzione) poodsuwały - pustka. Traciłem zainteresowanie sprawami życia codziennego. Rozważałem możliwość wstąpienia do seminarium, ale zdałem sobie sprawę, że nie mam powołania. Pytanie: "Czy jestem normalny?" - mnie nie opuszczało. Analizując w samotności moje dotychczasowe życie, uświadomiłem sobie, że związek małżeński z dziewczyną kochaną, jedyną, wymarzoną jest dla mnie nieosiągalny. Wytypowałem więc kandydatkę na potencjalną żonę z kilku znanych mi dziewczyn. Bałem się jednak wiązać z wybranką - między nami nie było miłości.

     Pewne wydarzenie zadecydowało za mnie. Przyjaciel mojego ojca upatrzył mnie sobie na zięcia dla swojej 18-letniej córki. Moi rodzice byli temu przychylni. Ojciec dziewczyny porozmawiał ze mną szczerze:

     - Nie bądź niemądry - jedynaczka, duży majątek - biedy nie zaznacie. Spytałem: - Dlaczego ja? - Bo znam ciebie i twoich rodziców. Przy tobie moja córka będzie bezpieczna, boście ludzie prawi.

     Dziewczyna młoda, ładna, w moim guście - i co najważniejsze - akceptowała mnie. Postanowiłem - "Niech się dzieje wola nieba! - żenię się". Tylko że od tej chwili zamiast radości odczuwałem jedynie smutek, jakbym coś stracił, ktoś bliski mnie opuszczał - bałem się tego uczucia. Przyszedł dzień spotkania, podczas którego miał być ustalony dzień ślubu. Nie przezwyciężyłem mego wewnętrznego stanu ducha - zachowałem się jak Podkolesin w "Ożenku" Gogola - widząc z daleka idącą do mnie dziewczynę z jej rodzicami, wyskoczyłem przez okno i uciekłem.

     Konsekwencją tego czynu było usamodzielnienie się. Postanowiłem pozostać w stanie bezżennym. Prosiłem tylko nieustannie Pana Boga, aby jeszcze jeden raz w życiu pozwolił mi przeżyć miłość (nawet nieszczęśliwą - bez wzajemności) podobną do tej sprzed lat. Nie ustawałem w modlitwie, codziennej prosząc o tę łaskę. Wierzyłem, że mnie Pan Bóg wysłucha, przecież "Bóg jest miłością". Prosiłem nieustannie Matkę Bożą, która jest Matką Łaski Bożej i Przyczyną naszej radości o wstawiennictwo za mną do Pana.

     Pamiętam, że prosiłem również w sobotę wieczorem, 1 maja, a w nocy miałem sen...

     Jest niedziela rano - piękna pogoda, ptaki śpiewają, pachną kwiaty. W drodze do kościoła spotykam ludzi życzliwych, uśmiechniętych, witających się ze mną serdecznie. Kościół cały w kwiatach. Organy grają szczególnie nastrojowo. Kapłan - znajomy - od ołtarza się do mnie uśmiecha i, co najważniejsze, odczuwam radość w sercu. Klękam przy balaskach do Komunii św., a obok mnie klęka dziewczyna. Spoglądam na nią, ona przesyła mi uśmiech. Poczułem do niej ogromną sympatię. Odżyło to uczucie, gdy się kogoś kocha. Wstając od ołtarza podaliśmy sobie ręce i tak blisko siebie pozostaliśmy do końca Mszy św. ...

     Obudziłem się. Za oknem było ponuro. W drodze do kościoła mijałem obojętnych ludzi. W kościele było jak zwykle. Pomyślałem sobie: "Co się w wieczór pomyśli, to się w nocy przyśni". Ale pozostała mi miłość do tej dziewczyny ze snu. Ja ją w dalszym ciągu kochałem. Zrozumiałem - Pan mnie wysłuchał i dał mi przeżyć uczucie miłości, o które nieustannie prosiłem. "Dobre i to" - pomyślałem. I niezwłocznie podziękowałem Bogu za wysłuchanie mojej prośby.

     Ale hojność Boża jest jak głębia niezmierzona i niepojęta. Klękając do przyjęcia Komunii św., odwróciłem się w bok i serce mi załomotało - blisko przy mnie klęczała dziewczyna ze snu. Zwróciła do mnie swą twarz i serdecznie się uśmiechnęła. A jej uśmiech był chyba bardziej przyjazny niż mi się we śnie wydawało. Nie odważyłem się wziąć jej za rękę, ale do końca Mszy św. starałem się być blisko, by nie stracić jej z oczu. Do zawarcia znajomości przydatny okazał się mój wielki parasol i fakt, że rozpadało się na dobre, a ona parasola nie miała.

     Od tej Mszy św. prawie nie rozstawaliśmy się. Po trzech dniach wyznałem jej miłość i poprosiłem, by została moją żoną. Powiedziałem jej: - Pokochałem ciebie zanim cię poznałem. Opowiedziałem jej mój niezapomniany sen. Wtedy ona wyznała: - Obudziłam się w niedzielę niespokojna, jakaś podniecona, jakby ktoś bliski miał mnie odwiedzić. Najbliższy egzamin na uczelni miałam dopiero za dwa tygodnie, więc nie rozumiałam skąd ten niepokój. Było to dla mnie niepojęte. Klękając do Komunii św., nagle ogarnęło mnie błogie ukojenie i ciepło, które promieniowało z lewej strony tak silnie, że aż się odwróciłam. Zobaczyłam w tobie istotę dobrą, przyjazną. Mój uśmiech to reakcja nie kontrolowana, chyba też zrobiłam na kolanach mały kroczek w twoją stronę...

     Było dla nas jasne, że Pan Bóg chce, abyśmy wspólnie szli przez życie. Nie musieliśmy się poznawać, odkrywać swoich zalet, porównywać gustów, omawiać swoich relacji z Bogiem i Matką Bożą (Wspomożenie wiernych, którzy jej zaufali) - w naszej sytuacji byłoby to nietaktem wobec Boga. Postanowiliśmy, by przyjęcie weselne było bezalkoholowe. W podróż poślubną ruszyliśmy szlakiem sanktuariów maryjnych - jako skromne dziękczynienie za dar i opiekę nad nami.

     45 lat pożycia małżeńskiego minęło. Otrzymałem od Pana Boga wielki dar. Powinienem wiedzieć i wierzyć, że jak Pan Bóg coś daje, to nie skąpi. Za towarzyszkę życia Bóg dał mi dobrego, wspaniałego człowieka, osobę obdarzoną wszystkimi darami Ducha Świętego. Dziękuję Ci Boże i Tobie, Orędowniczko nasza, za tak wielkie dary i nieustanną opiekę. I przepraszam, że nigdy nie zdołam się za nie odwdzięczyć.
 

G.T.
 

Jak wygrać małżeństwo? Instrukcja obsługi

Jak wygrać małżeństwo? Instrukcja obsługi

Mariola i Piotr Wołochowiczowie

Przed każdym zakupem, sprzedażą, zastanawiamy się więcej niż przed ślubem. A przecież małżeństwo jest "aż do śmierci"! Zakochanie przychodzi samo, ale aby stworzyć szczęśliwe małżeństwo, trzeba się napracować. Trzeba też dużo wiedzieć i trzeba jeszcze mieć chęć i siłę wprowadzić to w życie..

 

 

Nam się udało

     Mam na imię Małgorzata, mam 27 lat, mój mąż Wacek ma lat 31. Oboje mieszkaliśmy i mieszkamy na wsi. Wywodzimy się z rodzin typowo rolniczo-chłopskich o tradycyjnym podziale ról, gdzie tata pracował zawodowo a mama zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. W mojej rodzinie było nas czworo, w rodzinie męża - troje. Oboje mamy wykształcenie średnie.

     Kiedyśmy się poznali, ja miałam 22 lata a on 27. Ślub odbył się dwa lata później. Obecnie jesteśmy prawie dwa lata po ślubie i mamy sześciomiesięcznego Michałka. Narodzinom naszego syna towarzyszył także mój mąż - było to dla nas ogromne, radosne przeżycie. Jesteśmy naprawdę szczęśliwym małżeństwem i rodziną, a między nami jest niekłamana szczerość i miłość.

     Oczywiście nikt nam tego nie dał w prezencie ślubnym, nad tym pracujemy sami od początku naszej znajomości.

     Zaczęło się zwyczajnie - telefony, odwiedziny: ciasto, kawa i rozmowy długie o wszystkim i o niczym. Może to niektórym wyda się śmieszne, ale przez ponad pół roku Wacek nie próbował mnie nawet pocałować. Przyznam się, że zaczęłam się zastanawiać, czy z nim jest wszystko w porządku, bo tak bardzo różnił się od tych chłopców, których znałam. Później okazało się, że swoją delikatnością nie chciał mnie zrazić do siebie. Po roku znajomości poszliśmy razem na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Przez te dni "zdawał egzamin" (o czym nie wiedział). To był czas, kiedy mieliśmy okazję lepiej się poznać w różnych sytuacjach. Wtedy też padła pierwsza nieśmiała propozycja ślubu. Jesienią zaczęliśmy chodzić na katechezy dla kandydatów na małżonków. Potem w grudniu wyjazd do Wrocławia na Spotkanie Młodych - Taize. Zaczęło być coraz trudniej. Przestało nam wystarczać trzymanie się za rękę, czy krótki pocałunek. Postanowiliśmy jednak, że mimo wszystko, to nie może być silniejsze od nas. Zawsze chciałam złożyć - dopiero swojemu mężowi - dar dziewictwa. Wacek wiedział o tym, uszanował moją decyzję i dołożył wszelkich starań, aby tak się stało. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że przyszło nam to łatwo. Staraliśmy się jak najczęściej przystępować do Sakramentów świętych, aby mieć siłę wytrwania w czystości. Naprawdę trzeba się dużo modlić i panować nad sobą, aby nie ulec pokusie. Dziś wiem, że można, bo nam się to udało. Umieć czekać, wyrabiać w sobie cnotę cierpliwości - trudne, ale możliwe.

     W dzień naszego ślubu z nieba padał deszcz, ale nad nami świeciło słońce. Byliśmy naprawdę szczęśliwi i radośni. Mogliśmy ofiarować Bogu dar naszych czystych serc.

     Byliśmy dla siebie pierwszymi partnerami, nie mieliśmy żadnego doświadczenia - i to było piękne. Mogliśmy się teraz uczyć siebie - krok po kroku, bez pośpiechu, mając nad sobą błogosławieństwo Boże. Podczas naszego narzeczeństwa zapoznaliśmy się z naturalną metodą regulacji poczęć. Wzięłam się do solidnej obserwacji swojego organizmu oraz do pomiarów temperatury. Oboje z mężem jesteśmy przekonani o skuteczności tej metody i chcemy kierować się tylko jej zasadami. Oczywiście tu też potrzeba trochę opanowania i wzajemnej wyrozumiałości. Jest to jednak o tyle łatwe, że już nauczyliśmy się czekać. Ponadto w życiu małżonków seks nie powinien stanowić centrum życia małżeńskiego. Owszem, jest przyjemny, piękny i naprawdę jednoczy. Nie znaczy to jednak, że w czasie kiedy nie możemy współżyć, kochamy się mniej. Miłość można wyrażać sobie na tyle różnych sposobów.

     Godnie przeżyte narzeczeństwo nauczyło nas szacunku wobec siebie, nauczyło nas patrzeć na siebie jako na osoby, a nie ciała, nauczyło nas sztuki rozmawiania ze sobą, szczerości. Nasza miłość na nowo się umacnia każdego dnia. Staramy się, aby nigdy nie zabrakło nam wobec siebie (i nie tylko) czułości i dobroci. Ogromne znaczenie ma tutaj nasza wspólna modlitwa, wspólne czytanie Pisma św., odmawianie różańca. Bo najważniejsze jest umieć ofiarować wszystkie swoje sprawy Bogu. To nas bardzo jednoczy i nie pozwala nigdy zasnąć pogniewanym. To chyba wszystko, co chciałam napisać, oczywiście w tzw. telegraficznym skrócie, bo tak naprawdę życie jest o wiele bogatsze i piękniejsze niż kilka tych kiepskich zdań.

     Jedno jest jednak pewne - trzeba chcieć, bo nie przymuszą nas ani przestrogi mamy, ani księdza, ani kogokolwiek. Musi to być nasza decyzja oraz ogromna współpraca z Bogiem. A to, że warto przekonaliśmy się sami i doświadczamy tego każdego dnia. Nic nie dzieje się samo, wszystko jest jakąś konsekwencją naszego wcześniejszego postępowania.

Małgorzata

 

 

 

Nie rezygnujmy z wymagań

     Każdy z nas pragnie być szczęśliwy. Myśląc o założeniu rodziny, kierujemy się też tym pragnieniem przeżycia szczęśliwie życia wraz z ukochaną osobą i gromadką dzieci. Receptę na szczęście, nawet to rozumiane po ludzku, ma tylko Pan Bóg. Nie jest tak, że wymagania stawiane przez wiarę narzeczonym, a później małżonkom, są ponad ludzkie siły, że w dzisiejszym świecie nie mają już zastosowania lub odbierają młodym radość cieszenia się swoją obecnością. Przygotowując się do sakramentu małżeństwa, byliśmy o tym przekonani.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin