Antonio Labriola – O tak zwanym kryzysie marksizmu (1899 rok).pdf

(121 KB) Pobierz
O tak zwanym kryzysie marksizmu
Antonio Labriola
O tak zwanym kryzysie
marksizmu
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2006
Antonio Labriola – O tak zwanym kryzysie marksizmu (1899 rok)
„O tak zwanym kryzysie marksizmu” („A proposito
della crisi del marxismo”) Antonio Labrioli –
dodatek do jego pracy „Socjalizm i filozofia” –
został napisany w Rzymie 18 czerwca 1899 r. i
opublikowany w piśmie „Rivista Italiana Di
Sociologia”, tom III, 1899.
Podstawa niniejszego wydania: Antonio Labriola,
„Szkice o materialistycznym pojmowaniu dziejów”,
wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1961.
Tłumaczenie z języka włoskiego: Jerzy
Jędrzejewicz.
- 2 -
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
 
Antonio Labriola – O tak zwanym kryzysie marksizmu (1899 rok)
Chcę tu omówić książkę, ani krótką, ani łatwą w czytaniu, autorem jej jest pan T. G. Masaryk,
profesor uniwersytetu czeskiego w Pradze, a wyszła ona z druku całkiem niedawno. O objętości tej książki
można wnioskować z zamieszczonego poniżej przypisu, gdzie tytuł jej podany jest in extenso 1 .
Nie zamierzam pisać po prostu recenzji z tego dzieła. A jeżeli komuś wydaje się, że po to, by
wyrazić swoje poglądy z powodu jakiejś książki, trzeba ją zrecenzować, powiem, że ta recenzja przybierze
z konieczności rozmiary i charakter quasi -artykułu.
Moje nazwisko i tytuł u góry stronicy mogłyby wzbudzić podejrzenie, że chodzi mi tu o jakąś
polemikę partyjną . Spieszę więc uspokoić czytelników: nie pomylę łamów «Włoskiego Przeglądu
Socjologicznego» z kolumnami politycznej gazety codziennej 2 .
Wtrącę tylko en passant słów parę o nader smutnym curiosum , że prasa polityczna włoska, zarówno
codzienna, jak i periodyczna, od dłuższego czasu uwzięła się, by obwieszczać śmierć socjalizmu, używając
w tym celu hasła: kryzys marksizmu , co dla mnie jest nowym przejawem tej naszej rdzennie narodowej
przywary, którą mogę określić jako prawo do ignorancji . Żadnemu z tych szanownych grabarzy socjalizmu,
tak tłumnie zmobilizowanych pod hasłem kryzysu i mieszających nazwiska różnych autorów, jakich nie
można nawet zestawiać z sobą – żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby sobie zadać takie proste i
uczciwe pytania: Czy krytyka marksizmu, która rozwinęła się w innych krajach, może w ogóle dotyczyć
Włoch? Czy ta doktryna miała kiedyś lub ma solidne podstawy i była lub jest należycie rozpowszechniona
w naszym kraju? Czy wreszcie Włoska Partia Socjalistyczna ma już taką siłę i takie wpływy wśród mas,
czy znajduje się już na takim szczeblu rozwoju i tak dalece rozszerzyła swoje stosunki polityczne, aby
mogła działać jako organizacja proletariacka mocna i ustabilizowana, o wyraźnym obliczu, w której
poważnie dyskutować nad doktryną znaczyłoby dyskutować o sprawach, a nie o słowach i – żeby już
sprawę do reszty zgłębić – czy kraj nasz przeszedł całą via crucis przemian ekonomicznych, których
uwieńczenie stanowi tak zwany system kapitalistyczny, a jego krytyczne odbicie stanowi z kolei marksizm?
Kto postawiłby takie i tym podobne pytania, łacno mógłby dojść do uczciwego wniosku, że nie
może być kryzysu czegoś... czego jeszcze nie ma.
Jest rzeczą bardzo możliwą, a bodaj nawet pewną, że wszyscy owi uśmierciciele socjalizmu nie
wiedzieli, iż pojęcie „kryzys marksizmu” zostało wymyślone i puszczone w obieg właśnie przez profesora
Masaryka, któremu (jak to się często zdarza cudzoziemcom, nieświadomym zupełnie spraw włoskich)
przypadł w udziale zaszczytny los nowego i nieoczekiwanego wzbogacenia tym zwrotem zasobów naszej
frazeologii. Tak jednak było. Wyrażenie „kryzys marksizmu” zostało użyte przez pana Masaryka w
artykułach zamieszczonych w wiedeńskim czasopiśmie «Die Zeit» (nr 177-179 z lutego 1898 roku), które
to artykuły wyszły następnie w formie broszur y 3 pod datą 10 marca tegoż roku; godzi się wszakże
zauważyć, że autor tego pomysłu literackiego nie miał bynajmniej zamiaru ogłosić socjalizmu za umarły,
chciał tylko bodaj skonstatować (niech łaskawi czytelnicy wybaczą mi te słowa zaczerpnięte z żargonu
dziennikarskiego) kryzys w łonie marksizmu. Rzeczywiście zakończył swoje wywody, jak następuje:
„Pragnę ostrzec przeciwników socjalizmu, że próżno żywiliby nadzieję na wyciągnięcie korzyści dla swoich
stronnictw z obecnego kryzysu marksizmu, który może nawet przyczynić się do wzrostu siły obozu
socjalistycznego, jeśli jego przywódcy zdołają poddać swobodnej krytyce podstawy doktryny i
przezwyciężyć jej błędy. Jak wszystkie inne partie reform społecznych socjalizm czerpie swe siły z
oczywistej niedoskonałości obecnego ustroju społecznego, z jego niesprawiedliwości i niemoralności, a
przede wszystkim z nędzy materialnej, moralnej i umysłowej najszerszych mas społecznych na całym
niemal świecie” 4 .
1 Die philosophischen und soziologischen Grundlagen des Marxismus – Studien zur sozialen Frage , von Th. G. Masaryk,
Professor an der böhmischen Universität Prag, Wien, C. Konegen, str. XV + 600, in 8°.
2 Polemika ta ukazała się w III tomie III rocznika (1899).
3 Die wissenschaftliche und philosophische Krise innerhalb des gegenwärtigen Marxismus , Wiedeń 1898, str. 24.
4 Tamże, str. 24. – To samo oświadczenie zostało teraz obszernie powtórzone w ostatnim rozdziale książki p. Masaryka (str.
591-592). Mały przypisek do wielkiej obfitości słów stanowiących treść całej książki! W przekładzie francuskim broszury,
- 3 -
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
288106000.001.png
Antonio Labriola – O tak zwanym kryzysie marksizmu (1899 rok)
Na tych 24 stronicach – których naprawdę nie wystarczyło do omówienia tak doniosłego tematu –
zostały zebrane, policzone i scharakteryzowane fakty stwierdzające „kryzys”, a odnoszące się głównie do
„socjaldemokracji” niemieckiej, z dodatkiem kilku przykładów zaczerpniętych z literatury francuskiej i
angielskiej. Wszystko to uczyniono z furią i pośpiechem, w kolejnych rozdziałach... Czy warto jednak
zatrzymywać się na broszurze z 10 marca 1898 roku, skoro już w książce datowanej 27 marca 1899 roku z
24 stronic zrobiło się 600 – wyraźnie: 600 – co znowu jest „zbyt za dużo” – jak by powiedział
neapolitańczyk – zarówno dla ważności tematu, jak i dla cierpliwości przeciętnego czytelnika.
Profesor Masaryk jest pozytywistą . Słowo to we Włoszech bywa używane w znaczeniu nazbyt
szerokim i rozciągliwym, w stosunku do niego jednak, jako do człowieka zawodowo parającego się
filozofią, winno chyba oznaczać, iż reprezentuje on kierunek naukowy, który prowadzi w prostej linii od
Comte'a do Spencera, albo nawet... do samego Masaryka. Nie zdołam w należytym stopniu wyrazić mu
całego swojego podziwu, na który niewątpliwie zasłużył, gdyż ma on niewygodny dla mnie zwyczaj pisania
po czesku. Poznałem dotychczas tylko jedno jego dzieło, a mianowicie Logikę konkretną , w przekładzie na
język niemiecki. I nie mogę należycie ocenić wszystkich subtelności i prawdziwego sensu użytych tam
zwrotów, gdyż tłumacz, pan Kalandra, przełożył książkę na niemiecki stylem iście kancelaryjnym. Całego
dzieła jednakże, jak zaznacza w przedmowie sam autor, nie należy roztrząsać tylko pod kątem widzenia
kompozycji i stylu. Jest to bez wątpienia twór ultraakademicki, z obowiązkowym podziałem na wstęp i
części; te ostatnie, których jest pięć, a każda zaopatrzona w streszczenie, dzielą się z kolei na rozdziały,
rozdziały na punkty: A, B, C i tak dalej, te zaś na paragrafy w ogólnej liczbie 162; wszystko to zaopatrzone
w obfitą bibliografię, rozsianą po przypisach i zebraną osobno, w nieunikniony skorowidz alfabetyczny
tudzież podziwu godny indeks rzeczowy, nasuwający czytelnikowi różne ciekawe myśli, na które książka
nie daje żadnej odpowiedzi. Są to, ogólnie biorąc, szkice wykładów deklaratywnych i ilustrujących,
utrzymane w tonie poważnym, a nawet suchym, zredagowane według schematu encyklopedii i pochodzące
z różnych okresów czasu. Istotnie, podczas gdy książka, opracowana pierwotnie w języku czeskim i
poprzedzona małą broszurką, mogącą zaspokoić tych, co niezdolni byli przeczytać 600 stron – gdy książka
ta drukowana była w przekładzie niemieckim, ukazało się słynne już teraz dzieło Bernsteina (por. przyp. 1
na str. 590), do którego autor uczuł potrzebę ustosunkować się na innym miejscu 5 .
Stanowisko pana Masaryka jest rzeczywiście nader osobliwe. Nie jest socjalistą, zna jednak
doskonale całą literaturę socjalistyczną; nie jest bynajmniej przysięgłym wrogiem socjalizmu, jednak patrzy
na niego z góry w imię nauki . Był deputowanym do Reichsratu cyslitawskiego, ale chociaż jest nacjonalistą
i postępowcem, nigdy, o ile mi wiadomo, nie łączył się z Młodymi Czechami . A teraz, jak mi się zdaje, w
ogóle stroni od polityki. Wydaje czasopismo w rodzaju naszej «Nuova Antologia». Jest zawodowym
uczonym, to znaczy człowiekiem, który dużo czyta i dokładnie referuje wszystko, co przeczytał, aż do
najdrobniejszych szczegółów. I to właśnie stanowi pierwszą i główną wadę jego książki, w której mówi się
o mnóstwie rzeczy, ale do rzeczywistości, do faktów, do tego, co żywe, nie dochodzi się nigdy. Autorowi
jak gdyby przesłaniają wzrok nie tylko stosy zadrukowanego papieru, ale i cienie pisarzy, wśród których się
obraca, traktując ich wszystkich z jednakowym szacunkiem; tak jakby oczy jego pozbawione były
zdolności perspektywicznego widzenia.
Jest chyba najważniejszym obowiązkiem każdego, kto przystępuje do dyskusji nad podstawami
marksizmu, móc odpowiedzieć rzeczowo na następujące pytanie: czy wierzy on, czy nie wierzy w
możliwość takiego przeobrażenia społeczeństw najbardziej cywilizowanych, które zniosłoby przyczyny i
skutki obecnej walki klasowej? Wobec tak postawionej kwestii ogólnej podrzędne niejako znaczenie ma
sposób przejścia do tego stanu przyszłego upragnionego lub przewidywanego, gdyż sposób ten nie zależy
dokonanym przez Bugiela (Paryż 1898), wyrażenie „kryzys w łonie marksizmu” zostało zastąpione przez „kryzys marksizmu”
(fragment drukowany w «Revue internationale de sociologie», zeszyt lipcowy).
5 A mianowicie w nrze 239 i 240 wiedeńskiego czasopisma «Die Zeit». Tam również, w październiku ubiegłego roku, wyraził
swój sąd o znanym orędziu Bernsteina do Kongresu w Stuttgarcie.
- 4 -
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
288106000.002.png
 
Antonio Labriola – O tak zwanym kryzysie marksizmu (1899 rok)
ani od naszej woli, ani od naszych definicji. Wobec takiej tezy generalnej jest rzeczą, nie powiem: obojętną,
ale niewątpliwie mało znaczącą wiedzieć, w jakim stopniu myśli i poglądy (niestety, aż nazbyt często
miesza się ze sobą jedne i drugie!) Marksa i jego najbliższych uczniów czy zgodnych z nim czy
niezgodnych interpretatorów odpowiadają obecnym i przyszłym warunkom ruchu proletariackiego, gdyż nie
trzeba być zajadłym zwolennikiem materializmu historycznego, aby zrozumieć, co warta jest doktryna jako
doktryna, to znaczy na ile jest ona światłem myśli, wniesionym do układu faktów; ale właśnie jako
doktryna nie jest ona przyczyną niczego . Pan Masaryk natomiast jest doktrynerem wierzącym w potęgę
idei, to znaczy profesorem w akademickiej todze, dla którego wszystko się obraca dokoła walki o ogólny
pogląd na świat ( Weltanschauung ); nie należy się przeto dziwić, że z wyniosłą pogardą ( passim ) odrzuca on
wyrażenie instynkt mas . Owa krytyka, która całkowicie opiera się na zarozumiałym i arbitralnie
beznamiętnym sądzeniu o praktyce walk życiowych w imieniu czystej nauki i której obca jest uległość
myśli podążającej za naturalnym biegiem wydarzeń historycznych, była i będzie w istocie swej bezpłodna,
gdyż kręci się niejako dokoła marksizmu, nie mogąc utrafić w sedno rzeczy, a mianowicie w ogólną
koncepcję rozwoju historycznego pod kątem widzenia rewolucji proletariackiej.
Zatrzymując się nieco dłużej nad określeniem ogólnej postawy pana Masaryka, uczyniłem to w tym
celu, aby odpłacić mu włoską uprzejmością za ignorancję, którą okazał w stosunku do moich prac na ten
sam temat. Gdyby je kiedykolwiek czytał, zapewne zdołałby dojść do wniosku, że nie zniżając się do
drobiazgowej polemiki i nie rywalizując pod tym względem z codzienną prasą partyjną tudzież nie
ogłaszając siebie za odkrywcę czy wynalazcę kryzysu marksizmu, można być w naszych czasach
zwolennikiem materialistycznego pojmowania dziejów, zwłaszcza gdy się dostatecznie szeroko uwzględni
wyniki nowych doświadczeń historyczno-społecznych i podda odpowiedniej rewizji pojęcia, które w
wyniku naturalnego rozwoju myśli wymagały lub wymagają poprawek. Doktryny, które rozwijają się i
doskonalą, nie znoszą traktowania erudycyjnego i filologicznego , jak to jest przyjęte w stosunku do
przeżytych już form myślenia, przekazanych przez tradycję i stanowiących już zabytek. Ale temperamenty
intelektualne ludzi są przecież bardzo różne! Niektórzy – tych jest najmniej – przedstawiają publiczności
owoce swojej pracy, nie uważając za stosowne podawać przy tym intymnych wiadomości o książkach, jakie
przeczytali, i nie uzupełniając tego wszystkiego fotografią pióra, jakim się posługiwali. Inni znowu – a tych
jest większość – odczuwają nieprzepartą potrzebę drukowania wszystkich rezultatów swojej lektury. Są oni
nader skrupulatnymi stróżami własnych zeszytów, troszczącymi się o to, aby najmniejsza cząstka ich trudu
nie zaginęła teraz lub w przyszłości. Profesor Masaryk, który poświęca 600 stronic na omówienie
przygodnej tezy – a mianowicie: jaki sąd powinniśmy wydać o marksizmie wobec faktu, że dyskutuje się
teraz nad nim nawet w łonie partii? – profesor Masaryk, który tak dużo czytał, nie mógł również kwestii
samego marksizmu roztrząsać inaczej niż wedle sakramentalnych rubryk filozofii, religii, etyki, polityki i
tak dalej do nieskończoności. I rzecz ciekawa, że właśnie on, który z takim szacunkiem odnosi się do
biurokracji uniwersyteckiej i tak szczerze hołduje różnym fetyszom wiedzy naukowej, doszedł na koniec do
wniosku, iż marksizm należy uznać za system synkretyczny ( passim w całej książce, szczególnie zaś na str.
587). Mnie natomiast zdawało się, iż wprost przeciwnie, doktryna ta stanowi coś istotnie odrębnego,
zadziwiająco spójnego wewnętrznie, coś, co nie tylko dąży do usunięcia doktrynalnej rozbieżności
pomiędzy nauką a filozofią, ale również tej zwykłej: pomiędzy teorią a praktyką. Ale pan Masaryk daje to,
na co go stać, idźmy więc za nim śladami jego rubryk.
Godzi się on chętnie na to, aby inni zajmowali się socjalizmem jako kierunkiem zmierzającym (na
wzór A. Mengera) do reformy prawa; oznajmia, że nie będzie się bezpośrednio mieszał do spraw ekonomii
(w zakresie tej dyscypliny, jak mi się zdaje, kuleje on rzeczywiście na obie nogi), i chce przede wszystkim
wysunąć na pierwszy plan filozofię Marksa, która niewątpliwie istnieje, chociaż nie znalazła osobnego
wyrazu w jakimś dziele napisanym ad hoc; bada też na wszystkich 600 stronicach kwestię kryzysu tylko od
strony ściśle „naukowej i filozoficznej” (str. 5). Nie należy więc wymagać od autora ani konkretnego
poglądu na aktualną sytuację ekonomiczną, zbadaną bezpośrednio w życiu, ani praktycznych i
dalekowzrocznych rad w dziedzinie polityki społecznej . Czy proces proletaryzacji trwa nadal, czy nie; czy
- 5 -
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Zgłoś jeśli naruszono regulamin