Maria Dębicka-Kowalczyk - Mieć cały świat w oczach.pdf

(4399 KB) Pobierz
Dokument1
MARIA DĘBICKA-KOWALCZYK
KOWALCZYK
MIEĆ CAŁY Ś
W OCZACH
CAŁY ŚWIAT
W OCZACH
ROK PIERWSZY
ROK PIERWSZY
4.4.76
Nie lubię, jak mnie ruszaj
popołudnie.
po prostu
. Ale Jacek uparł się
jego harcerskie sprawy. Więc
my. Od razu coś mi się nie
eby jednakowo czy
mione. To te ich
nie, mimo pozorów
ci, ze smutkiem, gdzieś z głębi.
manipulowała nimi
nie na 100 bardzo róŜnych, dla
. Absolutnie zaszokowana, patrzyłam na
e, ciemne, smukłe, grube dziewczynki, u których wyczuwało
ustawicznego defilowania w holu, przed ławką,
nieprzyzwoitość. Ale Jacek uparł si
załatwić jego harcerskie sprawy. Wi
poszliśmy. Od razu co
podobało. I nie to, Ŝeby jednakowo czy
szaro ubrane, przytłumione. To te ich
oczy! Patrzące uwaŜnie, mimo pozorów
wesołości, ze smutkiem, gdzie
Pani, pewnie wychowawczyni, młoda i ładna, jakoś manipulowała nimi
bezkolizyjnie, odpowiadając prawie jednocześnie na 100 bardzo ró
waŜnych pytań. Absolutnie zaszokowana, patrzyłam na
e, ciemne, smukłe, grube dziewczynki, u których wyczuwało
natychmiast pretekstowość ustawicznego defilowania w holu, przed ławk
Pani, pewnie wychowawczyni, młoda i ładna, jako
bezkolizyjnie, odpowiadają
nich pewnie ogromnie waŜ
te róŜne, małe, duŜe, ciemne, smukłe, grube dziewczynki, u których wyczuwało
się natychmiast pretekstowo
na której siedziałam.
5.4.76
Poszłam tam znowu. Sa
zrobiłam, bo Joasia, poznana wczoraj, przygotowała specjalnie dla mnie
tabliczkę mnoŜenia, a wychowawca nie umiał sobie da
chłopcem. Poszłam na gór
kółka PCK. Mały, ładny chłopiec wymiotował regularnie: zak
wódka. Płacił za jeszcze jedn
domu. Bo to, Ŝe ojciec alkoholik, a matka złodziejka, to nie ma znaczenia. To
teŜ dom. Własny.
Poszłam tam znowu. Sama. Nie wiem po co. Ale okazało si
zrobiłam, bo Joasia, poznana wczoraj, przygotowała specjalnie dla mnie
enia, a wychowawca nie umiał sobie dać rady z chorym
chłopcem. Poszłam na górę z przejętym, jak ja, albo jeszcze gorzej, dy
kółka PCK. Mały, ładny chłopiec wymiotował regularnie: zak
wódka. Płacił za jeszcze jedną, wymarzoną i wyŜebraną niedzieln
e ojciec alkoholik, a matka złodziejka, to nie ma znaczenia. To
ma. Nie wiem po co. Ale okazało się, Ŝe dobrze
zrobiłam, bo Joasia, poznana wczoraj, przygotowała specjalnie dla mnie
ć rady z chorym
tym, jak ja, albo jeszcze gorzej, dyŜurnym
kółka PCK. Mały, ładny chłopiec wymiotował regularnie: zakąska, śledzik,
niedzielną wizytę w
e ojciec alkoholik, a matka złodziejka, to nie ma znaczenia. To
6.4.76
Poszłam tam znowu o piątej. Joasia ma dwój
zegarek zabawkę, brystol, igł
zrobienia zadanego zegarka. Zrobiła dwa.
Oboje rodzice siedzą. Ojciec za kradzie
milicjanta.
oszłam tam znowu o piątej. Joasia ma dwóję z matematyki. Zaniosłam jej
, brystol, igłę z duŜym uszkiem i czerwoną włóczk
zrobienia zadanego zegarka. Zrobiła dwa.
. Ojciec za kradzieŜ, matka prostytutka, za pobicie
z matematyki. Zaniosłam jej
włóczkę do
, matka prostytutka, za pobicie
7.4.76
Znowu tam byłam. Była godzina pi
za zegarek i jeszcze plus za kole
domowemu, co go nie umiał zrobi
gumowych miśków i postan
Sympatycznych Małych Miś
Znowu tam byłam. Była godzina piąta. Odrabianie lekcji. Joasia dostała pi
za zegarek i jeszcze plus za koleŜeństwo, bo drugi zegarek dała chłopcu
domowemu, co go nie umiał zrobić. Przyniosłam dwadzieścia małych,
ków i postanowiłyśmy załoŜyć „Klub Fenomenalnie
Sympatycznych Małych Miśków i Jednego Większego”. Czytam im „Godzin
ta. Odrabianie lekcji. Joasia dostała piątkę
stwo, bo drugi zegarek dała chłopcu
cia małych,
„Klub Fenomenalnie
kszego”. Czytam im „Godzinę
To
, jak mnie ruszają w niedzielne
220211344.001.png 220211344.002.png
pąsowej róŜy”. W małym, ładnym, czteroosobowym pokoiczku tłok – kaŜda
chce słyszeć i koniecznie być blisko mnie.
9.4.76
Nie mogę tu juŜ nie przychodzić. Więc chodzę na godzinę, o piątej, zaraz po
pracy. Pomagam w lekcjach, czytam „RóŜę”, rozwijam działalność „Klubu
Miśków”. Słabiutkie toto, ale funkcjonuje.
10.4.76
Oni mówią, Ŝe mam dobry kontakt. Nie rozumiem. Oni mówią teŜ, Ŝe wśród
chłopców jest jeden, którym moŜe zechciałabym się zająć, bo bardzo tego
potrzebuje. Nie chcę. Co mi po chłopcu. Dwóch własnych dryblasów juŜ
wychowałam. Wolę dziewuchy. Są fajne mimo, Ŝe kaŜdego dnia inna ma
załamanko nerwowe: siedzi w kącie i ryczy bez powodu albo ucieka do tego
czegoś, co nazywa własnym domem.
11.4.76
Jednak widziałam go. Ma duŜe, piękne, szeroko rozstawione oczy, dziewięć lat i
bardzo brudną podkoszulkę. Przyniósł pokazać uprane skarpetki do kontroli.
To taki tu zwyczaj. Dałam mu gumowego króliczka. Wziął, ale bez reakcji.
Apatia i obojętność. Ale potem, kiedy odchodziłam, podniósł te swoje duŜe
oczy i zapytał:
– Kto pani jest? – i jeszcze raz z naciskiem: – Ale kim pani jest?
12.4.76
Dziś niedziela. Wczoraj czytałam jego akta. Od piątego dnia Ŝycia w Domu
Dziecka. Nie wykazuje Ŝadnych uczuć. Obojętny, zamknięty w sobie, bardzo
trudny. Ojciec alkoholik, który w ogóle nigdy nie widział syna, matka
schizofreniczka na tle paranoicznym. Zabrałam go dziś do ZOO, ale z kolegą,
bo sam nie chciał. Były sezamki, jabłka i „gorące” lody.
– Ciociu, całe Ŝycie marzyłem o „gorących” lodach. – Wielkie, piękne oczy bez
dna. Zdobędę jego zaufanie, wydobędę krzyk najszczerszy, radość nie
kłamaną.
13.4.76
Nie akceptuje mnie.
14.4.76
Znowu brak akceptacji. Nie zna mnie, nie widzi, nie poznaje. Na mój widok
ucieka do kąta i w obronnym odruchu zakrywa twarz ramieniem.
15.4.76
Przyprowadzony do mnie nie chce rozmawiać. Głowa odwrócona, zupełny brak
kontaktu. Dlaczego to tak? Chodzi mi juŜ tylko o to, Ŝeby chciał się
uśmiechnąć. PrzecieŜ uśmiech ułatwia kontakt, tak mi się przynajmniej dotąd
zdawało.
16.4.76
Znów to samo. Całkowity brak reakcji. Więc idę do dziewcząt. Dlaczego on taki
ponury? Wychowawca prosi, Ŝeby go zabrać na święta do domu. Nigdy, nigdy
w Ŝyciu nie był w prywatnym mieszkaniu. Nie zgadzam się. Jak mam go
zabrać? Zapakować w paczkę, w kaftanie bezpieczeństwa czy szarpać się z
nim? Po to aby jajkiem na twardo i ciastem uszczęśliwić go na duś. Tylko po
to, Ŝebym ja miała spokojne sumienie, Ŝe wykonałam mój obowiązek wobec
społecznego sieroty, bo tak to się nazywa.
17.4.76
Siedzimy z wychowawczyniami w małym pokoiku słuŜbowym. Jest przeddzień
Świąt Wielkanocnych, godzina piąta po południu. Nastrój koleŜeństwa. Dzieci
juŜ niewiele. Pani, której nie znam, opowiada o swojej grupie. Dlaczego ja jej
nie znam? PrzecieŜ przychodzę tu codziennie. Ta pani pracuje tu juŜ pięć lat.
Więc jak to jest? Jeśli dziecko ma problem i chce go przekazać swemu
wychowawcy, do którego ma nareszcie zaufanie, musi albo pokonać opór
zwrócenia się do następnego dyŜurnego wychowawcy albo czekać cztery, pięć
dni. Te przemienne dyŜury, jak mnie poinformowano, moŜe i stwarzają krąg
bezpieczeństwa wokół dziecka, ale nie pozwalają na zlikwidowanie problemu z
miejsca.
Ta nieznana mi wychowawczyni powiada, Ŝe znalazła w zapiskach z dyŜurów
notatki, Ŝe z jednym z chłopców, Adamem mianowicie, dzieje się coś
niedobrego. Moje ucho poczerwieniało i trąbka Eustachiusza powiększyła się
do rozmiarów trąby archanielskiej.
– Bo, – powiada dalej – ten Adam od tygodnia, codziennie około godziny piątej
po południu tkwi kamieniem przy oknie, bez słowa, bez gestu, jedyne, o co
pyta, to która godzina, ale kiedy odwraca się, Ŝeby o to zapytać, w jego
kamiennej twarzy świecą oczy pełne niewypłakanych łez.
Wybiegam z dyŜurki, wpadam jak bomba z przyśpieszonym zapłonem do
świetlicy. Jest. Tkwi twardo przy oknie. Kiedy odwracam go za chude ramionka
ku sobie ma te swoje świecące łzami oczy. Prawie krzyczę:
– Będę się tobą opiekować! Będę przychodzić do ciebie codziennie! Chcesz?
Chciał.
18.4.76
Poszłam tam z Jackiem. Adam, wpatrzony w galowy harcerski mundur
instruktorski Jacka ubrał się potulnie, wziął go ufnie za rękę i tak wyszli do
holu. Z chłopcem w środku, poszliśmy spędzać święta. Mówi. Bez przerwy,
chaotycznie, bezładnie, niewyraźnie. Pyta o wszystko.
19.4.76
Wielka Sobota. W domu jest siedmioletni Pawełek, synek mojej chorej, leŜącej
w szpitalu koleŜanki, Jest więc „kolega" do zabawy. Rano idziemy po ostatnie
zakupy. Adam jest trochę rozluźniony i ciągle mówi. Ale do sklepu nie chce
wejść. Nigdy nie był. W drodze do domu odbiera ode mnie siatkę z zakupami.
W domu prywatnym, jako się rzekło, teŜ nigdy nie był. Ogląda więc wszystko
ciekawie. Jest rozluźniony, ale chwilami wyłącza się zupełnie. Siada w fotelu,
przylega w kącie, albo przykłada czoło do szyby. Milczy tak z dziesięć minut.
Pawełek biega koło niego, zaczepia, jest nawet trochę agresywny. Ale to nie
pomaga. Widocznie potrzebuje cieszyć się sam, bo Ŝe się cieszy, jest
ewidentne.
– Ciociu, ciocia mi obierze pomarańczę!
Zdyscyplinowany do przesady, czego nie moŜna powiedzieć o domowym
Pawełku. Dwie sympatyczne myszy buszujące po mieszkaniu. Atak na
osobowość Adama idzie z dwóch stron: po pierwsze dom prywatny w ogóle, po
drugie dom zasobny, kulturalny i dobrze zorganizowany. Adam mówi, Ŝe u
cioci to jak na filmie albo w jakiejś bibliotece. Przez wdroŜenie do lubienia na
co dzień tej kultury i jej przejawów, stworzenie stałych przyzwyczajeń, pragnień
i celów. Adam jest przyjemnie zadbany zewnętrznie, a jednocześnie zaniedbany
uczuciowo. I jeszcze jedno. Adam ma drobną ale zauwaŜalną wadę wymowy.
Kto i jak miał go uczyć prawidłowej mowy na tych jego drogach po Domach
Małego Dziecka, Pogotowiach Opiekuńczych itp.
Konkurencja pomiędzy Adamem a Pawełkiem. Adam bardzo nieudolnie stara
się naśladować młodszego o dwa lata kolegę. Wygląda na to, Ŝe czuje się jakoś
zagroŜony z jego powodu. Podwieczorek. Zabawa w kawiarnię. Jestem
kelnerem z białą serwetką przewieszoną przez ramię. Oni muszą płacić za
kaŜdą serwowaną rzecz pocałunkami. Pawełek robi to świetnie. Adam nie umie,
po prostu nie umie.
20.4.76
Rano spacer po Starym Mieście, z tym tylko, Ŝe Adama nie moŜna było
wyciągnąć z domu. Nie chciał wyjść i juŜ. Ustąpił dopiero po długich
perswazjach. Wieczorem zaczęło się dziać z nim coś dziwnego. Adam jakoś
skurczył się w sobie, przylgnął gdzieś w kącie i tak tam tkwił nieruchomo, po
prostu jakby jakimś prawem mimikry starał się wtopić w otoczenie. O godzinie
dziewiętnastej, zgodnie z umową z DD, odprowadziłam go. Pobiegł bez słowa i
znikł w głębi gmachu. Zameldowałam w sekretariacie przyprowadzenie chłopca
i głęboko zamyślona, wróciłam do domu.
21.4.76
Znów brak kontaktu. Wychowawca zapytał, czy stało się coś u mnie w domu w
czasie świąt, bo Adam, po przyjściu wczoraj wieczorem płakał spazmatycznie i
długo, ale nie umiał powiedzieć dlaczego. Działalność Klubu Miśków
przekazałam wychowawczyni.
22.4.76
Przyniosłam cukierki. DuŜo. Dałam Adamowi bez komentarza. On sam zapytał,
czy moŜe poczęstować swoją grupę. Był nieprzytomny z dumy, kiedy
natychmiast ustawiła się kolejka, a on rozdawał te cukierki, aŜ do ostatniego.
Zapytany przez wychowawczynię, dlaczego nie zostawił dla siebie choć parę,
odpowiedział:
– Ja dziękuję, mam u cioci całe fury i mogę brać ile chcę.
Mówi do mnie „ciociu”, bo taki tu ujednolicony zwyczaj.
Na zakończenie wizyty reakcja znów bardzo słaba. Przynoszę mu codziennie
prasę młodzieŜową, bardzo lubi czytać gazety, zwłaszcza dotyczące sportu.
KsiąŜek czytać nie lubi.
23.4.76
Bez zmian.
25.4.76
Harcerska uroczystość na Szczęśliwicach. Poszłam z koleŜanką, która juŜ jest
zdrowa i z Pawełkiem. Ale radości u Adama nie widziałam. Jak teŜ nie
widziałam Ŝadnego zainteresowania sprawami harcerskimi, a przecieŜ poszedł
tam w mundurze i z całym swoim zastępem. Spełniał wszystkie rozkazy karnie,
jak automat, ale zawsze apatycznie, bez zaangaŜowania. W drodze powrotnej
do domu Adam pobiegł nagle na łąkę i przyniósł po chwili bukiecik maleńkich
fiołków, które wręczył mi bez słowa, w wyciągniętej niezdarnie, sztywnej ręce.
Po obiedzie graliśmy w Chińczyka. Ciekawe. Adam nie zbija nigdy, choć moŜe,
moich pionków. Nie pozwala nikomu dotykać się, prócz mnie. Próbuję to robić
bardzo ostroŜnie.
26.4.76
Dziś Adam powiedział:
– Ja pokochałem ciocię za pierwszym razem, bo ciocia miała cały świat w
oczach.
27.4.76
Pierwszy raz nie poszłam. Mam wysoką gorączkę i leŜę w łóŜku. Była Ewa,
poprosiłam, Ŝeby zaszła do Domu Dziecka i powiedziała Adamowi dlaczego nie
mogłam przyjść. Zaniosła mu ode mnie trochę słodyczy i piękny, duŜy,
plastykowy, niebieski samochód.
28.4.76
Pan dyrektor DD był uprzejmy poinformować mnie, Ŝe mój podopieczny
zachowuje się skandalicznie. Wczoraj przez dwie godziny siedział w sypialni i
walił bezmyślnie o ścianę samochodem, który mu przyniosła Ewa.
29.4.76
Adam dziś pierwszy raz mnie pocałował. Właściwie dotknął tylko wargami
mego policzka. Ale to był pocałunek.
30.4.76
Tu traktują mnie juŜ za swoją. Jest remont DD i trzeba dzieci rozparcelować po
ludziach. Adam oczywiście do mnie. Ciągle mnie dziwi, Ŝe on nigdy nie idzie ze
mną razem, ale albo dziesięć metrów przede mną, albo za mną. A tak byłoby
przyjemnie iść z nim za rączkę.
1.5.86
Bez zmian.
3.5.76
Lubi nastawiać i słuchać płyt. No i stało się. Wyciągnął płytę pt. „Matka” i przy
słowach: „O matce pieśń, to pieśń bez słów...” rozpłakał się Ŝałośnie. Potem
pokłócił się z Pawełkiem, który właśnie przyszedł.
4.5.76
Bardzo lubi, kiedy go nazywam: mój mały ciapuliński. Paweł był i był
niegrzeczny. Reakcja Adama natychmiastowa i odwrotna. Poszedł dobrowolnie
ze mną do mego znajomego, chorego chłopczyka. Z własnej inicjatywy zaniósł
mu swoją gazetkę, cukierki i zabawkę. Dostaje ode mnie pieniądze. Dziesięć
złotych kaŜdej soboty. Najpierw funduje sobie i mnie wodę sodową ze sokiem.
A potem resztę oddaje skrupulatnie do przechowania, bo tam dzieci kradną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin