KÓŁKO.rtf

(8 KB) Pobierz

 

KÓŁKO

 

Nudzę się w pieprzony piątkowy tandetny poranek, na zewnątrz: światłość. Koszmar. Coś nie bardzo mogę pozbierać myśli, ale jakoś się muszę przywołać do pionu, w końcu tylko 8 godzin w biurze i hop w noc. No więc siegam trzęsącą ręką po niedopitą resztkę wina w szklance, to i tak jeden głębszy łyczek, staram się rozkręcić skołtunione w nogach prześcieradło i wstaję.

 

Delikatny zawrocik, może nie zwymiotuję. Najważniejsza kawka, potem golenie, małe czesanko zgrzebłem chaszczy na pustym łbie i zrywam się. Naturalnie kto jest w stanie o 8 rano znaleźć pasującą parę skarpet? Największy ból polega na tym, że wszystkie są czarne. Każda w lekko innym odcieniu. Ok, pełna automatyka, jeszcze papierosek i będę tylko 15 minut spóźniony w biurze. Pół godziny jazdy zaśmierdniętym jak trzystuletnia stajnia tramwajem i już mogę przepraszać współpracowników i namiętnie tłumaczyć obłemu w kształtach żałosnemu kierownikowi, że znowu uciekł mi czarterowy pociąg z najbardziej zapadniętej małopolskiej wsi.

 

Ten kit i tak do niego nie przemawia, ale co można wtłuc do czachy zastałemu heteryckiemu betonowi z bezzębną żonką i gromadą wściekłych jak psy bachorów? Biureczko, kawka i lecimy z papierami i zaraz mały lunch, nie daję tipa kelnerowi gejowi z racji na jego namolność, w dodatku wyglądał na tak samo pasywnego jak ja, tyle że ja się nie łamię w 10 miejscach wykonując jeden gest.

 

Ok, szybka kawka w biurze, porządeczek i jestem w domku. Ale, ale. Mam meeting. Dzisiaj w biurze... Taki jeden palant-klient... Stukam jak opętany w komputer szukając wolnego mieszkanka jednopokojowego, a ten osioł wypala mi spojrzeniem dziury w koszuli, nie wolno - firmowa. Oczywiście staram się totalnie ignorować ten look, ten cholerny zaopatrzony w okrutnie błękitne tęczówki look, ale to na nie wiele się zdaje, mimowolnie się uśmiecham. Podaje mi wizytówkę, z całkiem prywatnymi namiarami. Po pracy dzwonię, tak tutaj pan taki sraki z biura wynajmu, jak to dzisiaj? Dzisiaj w sprawie wynajmu mieszkania? Pan chyba żartuje? Prywatnie? A cóż takiego chciał Pan się zapytać? Ok, w Tucher Cafe o 20:00. Boże! Co za kretyn umawia się o 20:00, wiedząc że wyszedł z biura o 18:00? Zalewam łazienkę, zalewam ubrania, zalewam... Muszę spuścić z tonu. Wciągam kreseczkę proszku prosto w nosek, pieprzony, zafajdany białym proszkiem nosek i za parę sekund czuję się cholernie-kurwa-nie-do-pokonania-seksi, jeszcze tylko dzwonię do Pana na komóreczkę, ale jest pieprzony luzik i jest tak fajooowo i wszystko takie interesujące, strzelę sobie kawkę i może malutki gin przed wyjściem.

 

Taxi czeka, taryfiarz został zagadany na śmierć, kaska, szybki krok i otwieram drzwi od Tuchera. Trudno go nie zauważyć: przystojny bysiu wstaje na mój widok od stolika i zaraz tam jestem. Piję gin proszę Pana. Że coś mam pod nosem? To pewnie resztka waty, niedopatrzenie, zaciąłem się, przykleiło się. Owszem na prywatnej stopie zawsze jestem taki gadatliwy. O co Pan chciał zapytać? - Mam nadzieję, że w przyćmionym świetle nie widzi nienaturalnej wielkości źrenic. Poza tym coraz gorzej ze mną, muzyka cholernie mnie kręci, niech barman kurwa zgasi ten pieprzony sprzęt, ponosi mnie. Facet ma koszulę rozpiętą pod szyją o jeden guzik za dużo, widok gęstego zarostu na klacie doprowadza mnie do białej gorączki, kurwa, co za palant, pedał pieprzony. Wydupczy mnie, czy nie? O co Pan chciał zapytać? Czy ja się Panu podobam? Wali mnie to wszystko, oczywiście że mu się podobam. Chce mnie Pan przejebać? Oczywiście, że Pan chce.

 

Wstajemy od biurka, eee, stolika, już mi się popieprzyło w głowie od "lekarstwa" i wódy, muszę coś spalić, bo nie wychamuję i tak dziwne, że do tej pory nie skrewiłem, paranoja. Jest 22 i rusza dance floor, wychodzimy z lokalu. Nie wiem co teraz będziemy robić proszę Pana, muszę na sekundkę jeszcze gdzieś wyskoczyć. No więc krótki spacer i jesteśmy w "Pewexie", łapię jointa od kolesia, ściągam parę chmur w sraczu i znowu witam się z moim potencjalnym waleniem. Ale ma palant plecy. Gdzie on się uchował? Tak, mam ochotę potańczyć, że jestem na okropnym luzie? Troszkę wypiłem. W końcu każda wymówka jest dobra, ale tak na serio to czuję jak chemiczne kółko powoli zaczyna się zamykać, odpływam, to po tej zafajdanej trawie jest mi tak błogo. Kawa postawi mnie na nogi.

 

Zaliczamy "10" i co dalej? Wie Pan, ma Pan tak zajebistą klatę i muskuły, że może mnie Pan przejebać tu na stojąco... ostatecznie możemy to zrobić u mnie. Jaki on czarujący. Cholernie czarujący dupek. W taryfie gniecie mi udo. Jezu, jak mi stoi. Pan płaci, wysiadam. Jazda windą to 20-godzinny odlot. Stoimy na przeciwko siebie, widzę jak pyta rozpieprza mu rozporek, ale stoimy, nie mogę wytrzymać, w głowie wszystkie karuzele z Prateru, co ja narobiłem? Klucze wypadają mi przed drzwiam, sama klasyka, oczywiście że czuję na dupie jego duże ręce i jak się ociera kutasem i mam ochotę nie podnosić się tylko dać mu dupy zaraz, natychmiast.

 

Świecę światło w kuchni, rozbieraj się, muszę skorzystać z łazienki. Rozpuszczam łyżeczkę glukozy w szklance na szczotki do zębów, zbieram rozpieprzony na półce proszek, mycie zębów, solidny łyk, troche lepiej się czuję. Pan stoi na środku pokoju, spodnie, koszula, bez skarpet, konkretny z niego byczek. Palę świeczkę, przypalam sobie papieroska. Każe mi się rozbierać (ile jeszcze razy to ja pierwszy?). Stoję nago jak idiota z petem w ręce, podchodzi do mnie leniwym, kurewsko leniwym ruchem i kładzie mi te swoje wielkie ręce na biodrach.

 

O czym myślę? A o tym, że jesteśmy tego samego wzrostu. Że mam super ciało? Może, nie zastanawiam się nad tym, ale cieszę się, że Panu się podobam. Podobno nawet nie wiem jak bardzo! Rozpina koszulę, ja sięgam po gin. Zajebista klata, ramię jak moje udo, czuję że zjeżdżam pod stolik, wrzucam peta do szklanki. Pobija rekord w ściąganiu spodni. Obejmuje mnie silnie w pasie i przyciska bardzo mocno do siebie, wtula się w moją szyję. Ciągnie w stronę łóżka, gorąca faja ociera mi się o uda, jest zajebiście owłosiony. Mam ochotę wciągnąć sobie jeszcze raz zanim zejdę, ledwo stoję na nogach.

 

Facet nie lubi pierdół od razu kładzie mnie pod siebie, wkłada pośliniony palec do dupy, nie panuję już nad sobą. Kutas nie specjalnie długi, ale kurewsko gruby, zaciskam zęby, bysiu wydaje z siebie głębokie westchnienie w stylu: nareszcie cię mam. Z taką pałą w dupie i pod takim bykiem zaraz zginę, zajedzie mnie, litości, ale Pan raczej nie zna tego słowa, jebie zapamiętale i z całej siły, z tego łóżka już się nie podniosę. Najpierw dosiada mnie klasycznie, w tej pozycji nawet nie jest taki ciężki, okrakiem i jest nawet fajnie, poza tym że myślę czy zabrałem portfel z knajpy i że posłuchałbym fajnej muzyczki.

 

Dalsza część wieczoru to już nie przyjemne z pożytecznym, kiedy po kwadransie jebania z całej siły Pan rozkłada mi nogi ile się da i kładzie się na mnie z całej siły, eee, Boże ile on waży? Zagadka nieśmiertelności. Pytę ma twardą jak kamień mam nadzieję że zaraz dojdzie bo tak już wali od dłuższego czasu i nie bardzo wytrzymuję to tempo, kalejdoskop mam przed oczami, natychmiast muszę się zerzygać. Podpiera się na rękach jak do pąpek, jeszcze kilka walnięć w dupę z całej siły i spuszcza się wydając stłumiony okrzyk rozkoszy. Czy ten gość chce mnie utopić? Chyba nie miał faceta od roku. Ledwie żyję, jak na mój gust może spierdalać do domu. Nie mam ochoty obudzić się u jego boku. Muszę wybrać się na basen w sobotę, żeby oczyścić organizm. Cholera...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin