Zaciura Chandre.txt

(28 KB) Pobierz
Lech Zaciura

Chandra

Nie jest pewne, czy kto� pami�ta wydarzenie, jakim by�a wizyta niejakiego Alfreda L. w dziale reklamacji firmy 
zajmuj�cej si� dostarczaniem us�ug telefonicznych. Tym bardziej jest w�tpliwe, by komukolwiek utrwali�y si� inne 
okoliczno�ci z ni� zwi�zane. Jak si� uprzecie, to mo�e kto� przypomni sobie cho� tyle, �e by� to kolejny ponury, s�otny 
dzie� wyra�nie nieudanego lata.
Alfred L. wpad� jak burza do holu i skierowa� swe kroki do pierwszego wolnego okienka. Siedz�ca w nim Daria z 
miejsca poj�a, �e ma przed sob� rozjuszonego posiadacza naprawd� horrendalnego rachunku i �e czeka j� ci�ka 
przeprawa. Westchn�a w duchu. Ludzie kompletnie nie zdaj� sobie sprawy, ile kosztuj� te wszystkie partyline'y, 
idiotyczne konkursy na telefon i tym podobne zabawy - dop�ki nie przyjdzie rachunek. I oczywi�cie najpierw s�dz�, �e 
zasz�a pomy�ka, kt�r� trzeba wyja�ni� z tymi przyg�upami od telefon�w.
M�czyzna z pasj� po�o�y� rachunek na kontuarze. Poza z�o�ci� i desperacj� w jego twarzy by�o co� niepokoj�cego; 
co�, co wykracza�o poza l�k o wybulenie ci�kich pieni�dzy na rozmowy z gor�cymi panienkami.
- S�ucham pana? - odezwa�a si� dziewczyna uprzejmie i zerkn�a na blankiet.
Widnia�a na nim kwota zapieraj�ca dech w piersiach.
- To absurd - rzek� z naciskiem m�czyzna, pukaj�c paluchem w kartk�. - Tu nie ma ani jednej mojej rozmowy. Ani 
jednego mojego telefonu! Rozumie pani? Zosta�em wrobiony w ten rachunek.
- Zaraz sprawdzimy dok�adny wykaz pa�skich po��cze� z tego miesi�ca i zobaczymy, jak to wygl�da. Czemu s�dzi 
pan, �e kto� mia�by nabi� panu rachunek?
Daria wygl�da�a sympatycznie, w jej g�osie brzmia�o szczere i �yczliwe zainteresowanie. Alfred nagle zapragn�� 
komu� zaufa�. Zbli�y� swoj� twarz do twarzy dziewczyny.
- S�ysz� g�osy - wychrypia� p�szeptem i nerwowo rozejrza� si� doko�a. Daria poczu�a gwa�town� potrzeb� zrobienia 
tego samego. - G�osy do mnie m�wi�... - powt�rzy� m�czyzna.
- J... jakie g�osy?
- Stale te same. I m�wi� takie rzeczy...
- Za...zaraz poprosz� kierownika - wtr�ci�a Daria po�piesznie.
- Nie trzeba. - Z�apa� j� gor�czkowo za r�k�. - Prosz� zrozumie�: nie dzwoni� do nikogo od tygodni, ale kiedy 
podnosz� s�uchawk�, za ka�dym razem s�ysz� rozmow�. Kto� albo co�... bo to nie s� ludzie, na pewno nie! Oni 
pochodz� gdzie� stamt�d, omawiaj� plany podboju Ziemi. Ustalaj� szczeg�y i s� ju� bardzo zaawansowani, i maj� 
prawie wsz�dzie swoich szpieg�w. Prosz� to zrozumie�! - �cisn�� jej d�o� jeszcze mocniej.
Dziewczyna przytakn�a. Oczy mia�a jak spodki.
- Z jakiego� powodu ich rozmowy s� s�yszalne na mojej linii. Wi�c s�ucham godzinami jak planuj� zaw�adn�� Ziemi�... 
I musz� jeszcze za to p�aci�! - Alfred w�ciek� si� naraz, ponownie przenosz�c uwag� na rachunek. Ale w tej samej 
chwili zoboj�tnia�, oklap� jakby usz�o z niego powietrze. Pu�ci� d�o� Darii.
- To wszystko nie ma sensu. Boj� si�, �e ju� za p�no dla nas na ratunek. Niech pani nic nie m�wi swemu 
kierownikowi; na pewno jest z nimi w zmowie.
Odwr�ci� si� i wyszed� oci�a�ym krokiem, pozostawiaj�c dziewczyn� z okienka w bezbrze�nym os�upieniu i z 
rachunkiem telefonicznym na sum�, kt�rej nawet arabski szejk nie uzna�by za bagateln�.
Rachunek wzbudzi� zrozumia�� sensacj� i sta� si� tematem numer jeden w dziale reklamacji.
- Ten facet to paranoik; dobrze, �e nie wpad� tu z brzytw�.
- Ale paranoje miewa ca�kiem realistyczne. Sam chyba tego nie wydrukowa�.
- To jaki� techniczny bzdet. Zobacz, wydzwania� stale pod nieistniej�cy numer...
- No w�a�nie. Je�li wykr�cisz nieistniej�cy numer, to on przecie� nie zostanie zarejestrowany.
- Fakt.
- Dziwne.
- Jest jedno logiczne wyja�nienie.
- No?
- Facet ma tak siln� obsesj�, �e odciska si� ona na rzeczywisto�ci - na przyk�ad poprzez prawdziwe rachunki 
telefoniczne za urojone rozmowy.
- I to jest wed�ug ciebie sensowne wyja�nienie?!
- Nie twierdz�, �e sensowne, tylko �e logiczne.
- Kupa �miechu, nie? Tylko co z tym zrobimy?
- Daj mi te wydruki - kierownik dzia�u kiwn�� r�k�. - Po prostu uwzgl�dnimy reklamacj� i trzeba b�dzie sprawdzi� 
numer tego Alfreda L. Mo�e ju� si� to nie powt�rzy. I w og�le trzeba na niego uwa�a�.
***
Wyszed�szy na ulic�, Alfred ponownie wzm�g� czujno��. Nie mo�na si� poddawa�. Trzeba odnale�� tych, kt�rzy te� 
przejrzeli na oczy i wiedz�, spr�bowa� wsp�lnie przeciwstawi� si�... Jest problem: musi komu� zaufa� tak naprawd�, 
od pocz�tku do ko�ca, a nie papla� ka�demu, kto wyda si� mi�y. �a�owa�, �e powiedzia� o spisku tej dziewczynie. 
Zostawi� nowy trop.
A teraz pewnie kto� go ju� �ledzi.
I nagle zobaczy� przed sob� m�czyzn� w przeciwdeszczowym p�aszczu. Mia� z�� twarz o grubych rysach; zmierzy� 
Alfreda ci�kim spojrzeniem, po czym min�� go ostentacyjnie. Alfred struchla�. Uspok�j si�, to po prostu przechodzie� 
- powiedzia� sobie stanowczo. Szybko obejrza� si� za odchodz�cym m�czyzn�. Potrz�sn�� g�ow�. Nie, chyba jeszcze 
mnie nie namierzyli... Na razie nie powinno by� szpicli.
Alfred poszed� dalej, zatopiony w my�lach, a m�czyzna o z�ej twarzy natychmiast rozp�yn�� si� w m�awce, znikn��, 
przepad�.
A mo�e zwr�ci� si� wprost do prezydenta? Alfred zastanawia� si� intensywnie. Tylko jak? W dodatku prezydent jutro 
wyje�d�a na konferencj�. Mo�e...
Naraz Alfreda ogarn�o straszne przeczucie, kt�re w nast�pnej chwili zmieni�o si� w pewno��. A wi�c prezydent te�! 
Nie mia� teraz cienia w�tpliwo�ci, czemu ma s�u�y� ta konferencja na szczycie. Sie� opl�tywa�a powoli ca�y �wiat...
***
Prezydent siedzia� w swoim gabinecie, jeszcze raz przegl�daj�c materia�y przygotowane na �wiatow� konferencj�. 
Wzrost o czterdzie�ci trzy procent. To prognoza, czy wyra�enie oczekiwa�? Chyba to pierwsze, skoro podano dok�adn� 
liczb�. Gdzie� tu powinna by� opinia kr�g�w gospodarczych... W trzecim roku sprawowania urz�du my�la� wi�cej o 
reelekcji ni� o takich g�upotach, jak reprezentowanie kraju na konferencji. To kancelaria powinna opracowywa� takie 
sprawy, a nie sam prezydent. Za du�o niekompetencji. Si�gn�� po telefon, �eby skontaktowa� si� ze swoim 
sekretarzem.
I zamar� w p� ruchu.
Poczu� niespodziewanie kompletn� pustk� wok� siebie i w sobie. Otoczenie odkszta�ci�o si� w przedziwny spos�b. 
Potrz�sn�� g�ow�... i r�wnie niespodziewanie wszystko wr�ci�o do normy. W dodatku wiedzia� ju�, co oznaczaj� te 
czterdzie�ci trzy procenty. Wynik ucieszy� go i zatroska� jednocze�nie: oznacza�, �e wszystko rozwija�o si� jak dot�d 
dobrze, z drugiej strony nadal nie b�dzie mia� pewno�ci podczas konferencyjnych spotka�.
Przede wszystkim na razie jak najmniej kontaktowa� si� z sekretarzem i reszt� personelu - mia� k�opoty z ukrywaniem 
macek pod ludzk� pow�ok�. Nies�ychane, �eby przez pospolity bubel nara�a� ca�e przedsi�wzi�cie na dekonspiracj�! 
No i w�a�nie, jak mia� rozpoznawa� swoich podczas konferencyjnych spotka�? Przygl�da� si�, czy komu� innemu te� 
nie wystaj� macki spod garnituru?
Zirytowany zajrza� w kartki z dyrektywami: "has�o kontaktowe - cheers!" Pi�knie. Urz�dnicze wa�y obmy�laj�ce plany 
podboju ca�ej planety. Wcielony w prezydenta obcy mia� nadziej�, �e w ci�gu tygodnia, jaki pozosta� do spotkania z 
innymi przyw�dcami, otrzyma dodatkowe instrukcje. Ufa�, �e nie b�d� ju� g�upsze.
***
Alfred �le spa� tej nocy. Zapada� w p�ytki sen i �ni� koszmary, aby po przeckni�ciu si� stwierdzi�, �e rzeczywisto�� jest 
jeszcze gorsza. Dopiero nad ranem zasn�� mocno. Kiedy si� obudzi�, dochodzi�o po�udnie.
W pokoju nadal by�o ciemno. Rozsun�� zas�ony, za oknem niskie, o�owiane chmury zn�w zsy�a�y na �wiat strugi 
deszczu. Przysz�o mu na my�l, �e kto� specjalnie wywo�uje te ulewy, aby obmy�y Ziemi�, nim nowi w�adcy wezm� j� 
w swe posiadanie.
Czu� si� zbola�y, jedyne, co go pociesza�o, to fakt, �e nie musi i�� do pracy. Lekarz przed�u�y� mu zwolnienie o kolejne 
dwa tygodnie. Nie m�g� rozgry�� tego lekarza - intuicyjnie wyczuwa�, �e dzia�a on dla jego dobra z g��bokim 
rozmys�em, �e rozumie ca�� sytuacj� - by� mo�e i on doszed� prawdy? Tymczasem w pracy Alfreda tak�e zaczyna�o si� 
robi� niebezpiecznie. Polgo by� w porz�dku, ale ju� jego nowa sekretarka... Alfred wiedzia�, �e Stella by�a 
najprawdziwsz� diablic� na ICH us�ugach i stara�a si� op�ta� Polgara, co mog�o pogrzeba� ostatecznie reszt� nadziei. 
Przecie� to takie oczywiste - kiedy� i on to dostrze�e?! Zauwa� to, cz�owieku!!!
Umys� Alfreda zn�w podj�� gor�czkow� prac�. M�czyzna zacz�� chodzi� w t� i z powrotem po mieszkaniu, omiataj�c 
wzrokiem okna, drzwi i szafy, a� przystan�� pod du�ym �ciennym zegarem. I wtedy wybi�o po�udnie: male�kie 
drzwiczki otworzy�y si� i wyskoczy�a kuku�ka, rado�nie oznajmiaj�c pe�n� godzin� - o centymetry min�a twarz 
Alfreda, kt�ry cofn�� si� ze zgroz�.
- Nawet ty..?
Przy trzecim kukni�ciu chwyci� zuchwa�e ptaszysko w gar�� i wyrwa� je zamaszy�cie, po czym ze wstr�tem rzuci� w 
k�t.
- Sko�czy�o si� twoje kukanie - warkn��.
Ogarn�a go rozpacz. Oni byli wsz�dzie i wsz�dzie czyhali, mogli zwerbowa� na swe us�ugi ka�d� istot�. "A w 
g��binach w�d czaj� si� potwory... A w g��binach..." Natarczywa my�l t�uk�a si� Alfredowi po g�owie. By� pewien, �e 
to nie przeno�nia.
***
W biurze agencji reklamowej "Godzilla" szef dzia�u globalnych projekt�w, Cydeon Polgar, sp�dza� do�� leniwie letni 
dzie� - rzecz niecz�sta jak na t� bran��. Zbli�a�a si� godzina dwunasta. Po raz kolejny Polgar przegl�da� opracowany 
przez Alfreda L. scenariusz kampanii reklamowej Windows 3D, kt�ra ju� gotowa czeka�a na wystartowanie 
r�wnocze�nie ze sprzeda�� nowego systemu. Scenariusz mia� zwart� formu�� inwazji obcych na Ziemi�, a ka�de 
promocyjne dzia�anie eksploatowa�o jaki� aspekt tej inwazji. Wszystkie motywy zgrabnie zaz�bia�y si� i ��czy�y w 
sp�jn� ca�o��. Pachnia�o Wellsem i Wellesem, ale podej�cie Alfreda do tematu by�o mimo to nadzwyczaj tw�rcze. 
Czasem zdawa�o si� nawet, �e a� za bardzo. Jego koncepcje najcz�ciej by�y kompletnie zwariowane, a jednak mia�y w 
sobie ten przedziwny rodzaj chorej magii,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin