Julian Tuwim Kwiaty polskie CZʌ� PIERWSZA ROZDZIA� PIERWSZY Bukiety wiejskie, jak wiadomo, Wi�zane by�y wzwy� i stromo. W barwach podobne do o�tarza, Kszta�t serca mia�y lub wachlarza Albo palety. Z niej to, kwietnej, Kolory bra� bohomaz �wietny, Rafael Rawy i Studzianny, Kiedy ku czci Naj�wi�tszej Panny Malowa� uczu� swoich kwiaty W tonacji bladej, cho� pstrokatej. Ja nie o wiechciach z byle chwastu, Stawianych na werandzie na st�, Nie o wi�zankach z kwiat�w polnych, Mo�e i wdzi�cznych, lecz dowolnych, Nie o "nar�czach", specjalno�ci Wiochen i starszych dam rozwianych, Nosz�cych je dla wykazania Polsko�ci swej lub niewinno�ci; Ja o bukietach z kunsztem, �adem, Z przewodni� my�l� i uk�adem, O za�ciankowych, niesto�ecznych, Lecz ogrodniczych, lecz dorzecznych, Z kwiat�w �cinanych no�ycami, �ci�ganych pasemkami �yka ' Przez pop�kane, czarnoziemne, Zgrubia�e r�ce ogrodnika. Sp�jrz, jak przejmuje i przetyka �odygi ich mi�dzy palcami, Jak coraz now� barw� plami, Przeplata, wi�zi i zamyka, Zn�w k�adzie, przewi�zuje, �ci�ga, Palcami jak na drutach robi - I ro�nie wizja p�okr�g�a, On wzmacnia j�, przystraja, zdobi, �ledzi spod g�stych brwi oczyma, Jak pe�znie w g�r� klombik pn�cy, A ta�m� �yka w z�bach trzyma, Milczek surowy - bo tworz�cy. Patrz: znowu wybra� - odgryz� - wstawi�, Na przejmy chwyci� i przewin��, �yczan� �cie�ni� p�powin� I �wie�ym rzutem pojaskrawi�, Tu tkn��, tu trzepn��, tutaj prztykn��, A bukiet zaraz si� odezwa�: Rezed� szepn��, r� krzykn��, Westchn��, pokiwa� si� i przesta�. Wi�c on palcami po bukiecie Przejecha� si� jak po szpinecie, Falistym musn�� go pasa�em I wtem - do g�ry go nogami, �odygi chlasn�� no�ycami, �e a� omdla�y pod �elazem, A� dreszczem posz�o przez ogrody, A� poblad� w grz�dkach lud pstrokaty... Wi�c mistrz nabiera do ust wody I opryskuj�c cuci kwiaty. Jaki� to bukiet? Zaraz s�u�� Opisem �cis�ym. Najpierw r�e. Nie karminowe, kosmetyczne, R�e kr�lowe poetyczne, Pragn�ce, pachn�c, uszcz�liwi�, Z �odyg� jak balowa kibi�: Metr wysoko�ci, p�atki r�ni�te W krwawym koralu, zawini�te; R�e Hiszpanki feudalne, Nieopisanie seksualne, Przy kt�rych by sam rubin poblad�, Z jakimi na bajeczny obiad Przychodzi� bogacz pe�nokrwisty, Lawend� woniej�cy ogier, Do gi�tkiej i wysokonogiej Panny Anieli - smutnej, czystej, Szaro jedwabnej, no i z tymi Wargami z lekka mi�sistymi, Kt�rymi, po koniaku ciemnym I mocnej kawie na wanilii, Chwyta�a r�y p�omie� silny I warg Alfreda smak korzenny. Pi�kna Aniela, utrzymanka, Ta�czy�a na sto�ecznej scenie. Przychodzi� do niej ("po natchnienie") Kto� inny jeszcze pr�cz amanta: Marny wierszopis, neurastenik, Z dziurami w p�ucach i w kieszeni. Jest w�a�nie teraz: z�y, pijany I patrzy w r�e wzrokiem szklanym; Patrzy nie widz�c; pije koniak I m�otem �ar mu wali w skroniach, I wie - bez r� - �e j� zabije, Czy dzi�, czy jutro, czy za tydzie�, Cho� nie wie nic i r� nie widzi, I ci�gle tamten koniak pije. A r�e nie zauwa�one Jak rany j�trz� si� czerwone, Osypuj�ce pier� kochanki, Pi�knej Anieli-utrzymanki. I oto krwi morderczej kurzem Ju� dymi� gorej�ce r�e... Jak dzi�, jak jutro, jak za tydzie�, �egna si� i do "Adrii" idzie. Ja te� tam siedz� z moj� �on�, Bardzo daleko zapatrzon�; I patrzy na nas krwisty, brwisty, Pij�cy przy stoliku whisky, I puszcza z g�by k��by dymne, A w k��bach wida� czerwonawe P�atki odblask�w, prawie krwawe, I huczy noc pijackim hymnem... "Wi�c to nie takie r�e. Inne. W bukiecie wiejskim, jak wiadomo, R�e s� skromne, bo po-domu; Nie tkwi� w kryszta�ach na wystawie Za l�ni�c� tafl� szk�a w Warszawie, Nie stercz� sw� �odyg� d�ug�, Jakby po�kn�y jedna drug�; Bez aspiracji do salonu, Bez wywodzenia si� z Saronu, Bez d�s�w, p�s�w i purpury, Nie zadzieraj� g��w do g�ry; Jak porzucone narzeczone, Trzymaj� g��wki opuszczone, A oczy wznosz� - i tak trwaj�, I spogl�daj�c - przepraszaj�. Owe z cieplarni emigrantki, Sztamowych biedne familiantki, Nie s� wynios�e ni zawistne, Lecz dobroduszne, drobnolistne, G�ste i niskie, krasne, kra�ne, Zawsze z ��tawym proszkiem w �rodku, Dobre przy bluzkach u podlotk�w Lub w szklance. Takie r�e w�a�nie. A wo� kwiatowej maj� wody, �wie�ej jak w mojej �odzi m�odej Kwietniowy dyngus na Piotrkowskiej I u�miech Zosi Op�chowskiej. Gdzie jeste� dzi�, dziewczyno �liczna O dwu warkoczach wyz�oconych, Na pier�, wzd�u� ramion, przerzuconych, Smuk�a i smag�a, i pszeniczna, Miodna, dysz�ca plonem pszczelnym I wiatrem w zbo�u pochylonem, I wczesnym na wsi dniem niedzielnym, Gdy kolorowe, krochmalone, Krajkami szumi�c wzorzystemi, �cie�k� przydro�n� id� z sio�a Kwietne dziewcz�ta do ko�cio�a: Z oczyma niebu odj�temi I chabrom inow�odzkiej ziemi; Cho� wystrojone, id� boso, Trzewiki na ramionach nios�. Wcze�nie na �wiecie - i po ��ce �wie�o�ci p�yn� paruj�ce. Ja, siad�szy na zwalonym drzewie, Patykiem w pniu �ywicznym grzebi�, Wyci�gam bursztynowe pasmo W nitk� wci�� cie�sz�, a� paj�cz�; Las pachnie mocno, kwiaty brz�cz�; Zamykam oczy - jak w nich jasno! Otwieram oczy - co to? o czem? Urwana nitka... Gdzie warkocze? Gdzie echo napi�tego rymu? Gdzie wiersz? gdzie sen? "K��bami dymu Niechaj otocz� si�"... I p�acz�. Drobnomieszcza�skie nasze r�e, R�yczki raczej lub r��ta, Tak jak je widz� i pami�tam, Z barwy przyr�wna�bym tynkturze Na si�dmej wodzie po purpurze. Co� mia�y z barszczu i co� z malin Rosn�cych dziko �r�d rozwalin, Gdzie �u�le, ceg�y, osypiska I z�om kredowy w s�o�cu b�yska, I rozpalony wielki kamie� (I b�ystki l�ni�cej miki na nim, A pod nim wilgny, ch�odny piasek I panika sp�oszonych mr�wek: Dla skarb�w wymarzony schowek, Wi�c ukrywa�em je tam czasem... O, czarodziejstwo tych kryj�wek!) - Gdzie stary trzewik szpilki szczerzy, Gdzie zardzewia�y nocnik le�y, Gdzie na cykorii kwiat niebieski, Faluj�c, siada pa� kr�lewski, Progenitury p�jask�czej, Skrzyde�ka sk�ada i rozk�ada I w lot - i na dziewann� spada: Bardziej mu swojsko tam, bo ��ciej; Gdzie stare gonty, klepki z cebra I smr�d, i �ar, i ko�skie �ebra Albo zbiela�y kundla szkielet I pot�uczone szk�o butelek, Przez kt�re wida� �wiat na piwno, Gdzie rozeschni�te k� obr�cze, Gdzie chaos zielska i rozbrz�cze�, Gdzie parz� si� o dzicz pokrzywn� I siek� kijem, ma�y wariat, Ro�linny lumpenproletariat - Tam, zawsze w rumowisku owem Sta� malinowy krzak, przyb��da. Sam nie wie, jak si� tu przyszwenda�, Lecz r�s�, lecz trwa� - i malinowe Grube �zy roni�... Jednym s�owem, R� wiejskich czerwie� rozcie�czona Co� mia�a z malin, co� z burak�w, Co� z pomidor�w i co� z rak�w, Ot, jaka� niedoczerwieniona. Ogrodnik, czu�y na harmoni� I rozk�ad si� mi�dzy barwami, Rezed� przypi�� pod r�ami. Poeta da�by tu piwonie, Lewkonie albo. pelargonie, �eby s�uchowi by�a rado��, By rymem wzmocni� t� harmoni� - Lecz on, kwiecistej znawca flory, Patrz�cym oczom czyni�c zado��, Dba� nie o rymy, lecz kolory. Pos�uszny tedy barw naturze, K�pk� rezedy podpar� r�e. Bo je�li czerwie� r� naoczna Jaka� barszczowa jest, uboczna (Patrz wy�ej, bo ju� nie powt�rz�), To ziele�, tutaj mu niezb�dna, Te� musi w tonie by� podrz�dna, Inaczej - zgin� biedne r�e... Przez ziele� brn�� i jej odcienie Mo�na, jak wiemy, niesko�czenie (Patrz "Ziele�", bo ju� nie powt�rz�), Lecz gdy si� pi�ro raz rozjedzie (Rok nie pisa�em, nawet d�u�ej), To trudno! musz� o rezedzie. Jak barszcz (pami�taj i o uszkach!) Przedstawi� r�e-prowincja�ki, Tak o rezedzie - ul�ga�ki Niech barw� �wiadcz�; owoc mia�ki, B�karty po karlicach gruszkach. Zgni�awe by�y i rudawe, A gdy rozgryz�e� mi��sz ich cierpki, Fermentuj�cy, ziarnkowaty, Widzia�e� br�z - br�z taki prawie Jak cukier umoczony w kawie. A przysypane s� te kwiaty Rdz� bardzo �wie�� lub przetart� Pomara�czow� sk�rk�. Rosn� - Nie wiem, jak rosn�; lecz �e mszyste, G�bczaste, wilgne i porzyste, Jakby szczeliny w nich otwarto, By ch��d ch�on�y i ciem� nocn� I �e s� rdzawe, wi�c w pobli�u - Musi by� woda zielonawa, Staw zarz�siony, zgni�a trawa I jar bedo�ski na Zakrzy�u - I st�d ten "przyrodzony wyrzut, I le�no�� kwiatu st�d wynika (Za ^pozwoleniem botanika, Kt�ry mi tutaj racji nie da, Bo - ogrodowa jest rezeda). A pachnie - W�a�nie! Jak opisz� Wo�, kt�r� kwiat swobodnie dysze? Ile s��w trzeba i �ama�c�w! Jaki zawi�y sprz�gn�� musz� Metafor i por�wna� �a�cuch! Jak m�zg utrudz� i wysusz�, Zanim wykr�tnie i wymy�lnie Pi�ro t� wo� w wyrazy wci�nie, W s�owa bezradne i bezsilne, W fa�szywe s�owa i omylne, Co ju�, tu�- tu�, s� niby blisko, Ju� wlaz�y w kwietny py� jak osa - - I nic. A przytkn�� kwiat do nosa, Pow�cha� raz - i wie si� wszystko. We� ja�min. Cho�by� zamkn�� oczy, On ca�� ja�mie� mleczn� leje I ��t� farbk� z�oci�cieje, I blaski listk�w swoich toczy, I p�ki jak jajeczka ptasie, I gi�tkich krzak�w g�szcz i trzepot, - Wszystko na d�oni masz, g�uptasie, Gdy raz nim westchniesz - cho� na �lepo. A r�a, pachn�c samej sobie, Sobie i g�upiej twej" osobie (I niezawodnie innym r�om, Kt�re na wy�cig tamtej wt�rz�), R�a, wkrwawiona w dzie� rozgrzany, Sk�ada ci paszport sw�j r�any. Ona w ogrodzie, ty w pokoju, Ale ci ca�� siebie powie, Je�li na chwil� dzie� u znoju Wyb�aga upragniony powiew: Ten aromat�w wierny aliant Przywionie przez otwarte okno Ni� jedn� tchn�cy, oczywisty, Cudowny dow�d osobisty, Zawieraj�cy personalia. Jak ^pachn� niezapominajki W glinianej misce pod kamieniem? Jak narcyz, bia�y ksi��� z bajki, W kryzie, z zielon� d�ug� szpad�? Jakim wyrazi� mam imieniem Wo� mi�kkiej mi�ty nad strumieniem? Za aptekarsk� stan�� lad� I pocz�stowa� czytelnika Past� do z�b�w albo proszkiem? A mo�e pani dobrodzika Pozwoli eliksiru troszk�? A mo�e podam na och�od� Angielk� pepermintu z lodem? Bardzo orze�wia zgrzanych go�ci, A tak�e, co do zielono�ci... Rzecz by to by�a niepoj�ta, Gdyby po tylu por�wnaniach Kto� nie wyrobi� sobie zdania, Jak (najdok�adniej) pachnie mi�ta. ...
Poszukiwany