ZBIGNIEW MACHEJ TRZECI BRZEG Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Wiersz po�egnalny o u�miechach Tw�j u�miech czerpie z glorii pierwszego dnia �wiata, z imion s�owia�skich, kt�re na chrzcie tobie dano i z obcowania z dzie�mi w szk�ce co niedziela jak r�wnie� z ewangelii czytywanej rano. Chyba te� z woni frezji oraz smaku jab�ek, trudnego tremolanda granego na flecie, figury gimnastycznej nazywanej gwiazd�, a tak�e z ogl�dania zim� drogi mlecznej. Tw�j u�miech bywa smutny, nie maskuje troski, nie umie by� nieszczery, wywo�ywa� z�udze�, ale czasami lubi igra� w �otrzykowski spos�b, co mu wybacz� p�niej dobrzy ludzie. Splendor s�o�ca w dolinie rado�nie migoce. W b��kitn� otch�a� leci synogarlic para. Na zboczach g�r widocznych z twojego pokoju w liliowych chmurach brz�z zn�w ziele� zmartwychwsta�a. Blask twojego u�miechu ma nade mn� w�adz�. Nie by�by mi z nim straszny �aden Bo�y dopust. Dzi� musz� ci� po�egna�. C� na to poradz�? D�u�ej chwili rozstania odwleka� nie spos�b. Przes�anie U�miechy, o, u�miechy, pasa�e do raju, archanielskie postscripta do Ksi�gi Rodzaju. A ka�dy z nich m�drzejszy nad wiek nasz i p�e�, nad wszystkie rzeczy ziemskie, kt�re mo�na mie�. Zamykam si� Zamykam si� w swoim pokoju �eby rozmawia� z tob� w ciszy i �eby nikt, nawet ty, nie widzia�, �e ta rozmowa ko�czy si� �zami. Teraz jestem jeszcze bardziej milcz�cy, jeszcze bardziej zamkni�ty, jeszcze bardziej daleki i obcy. Teraz tylko ty jedna mo�esz za�piewa� ko�ysank� mojej t�sknocie. Dziesi�� s��w dla Safony ........................................... ........................................... i do czyjego� zn�w policzka modli si� czyja� d�o� p�ywa Ma�a, blador�owa Ma�a, blador�owa r�ko, naigrawasz si� ze mnie. Szyderczo koronujesz moj� czu�o�� czerwieni� swoich paznokci. 9 * * * Jaskry i polne mlecze te� wyruszaj� w drog� nad ranem, kiedy n�w powoli i delikatnie wbija si� w czarn� bry�� fabryki silnik�w jak w urodzinowy tort. W wagonie drugiej klasy poci�gu po�piesznego t�sknota zapada w p�ytki sen. Za brudn� szyb� uciekaj� drzewa obsypane gwiazdami i �wiat�o znowu k�adzie si� na ciemno�ci. * * * Oto cz�owiek, kt�ry odkry� w sobie Boga. Odt�d jego �ycie sta�o mu si� obce. I teraz jest jak ogie� z�otnika albo �ug farbiarza. Wyr�nia to, co nie jest, by to, co jest, unicestwi�. Wspomnienie drezde�skie W 1945 roku pada�y bielsze �niegi. A� do jesieni chodzili�my pod r�k� ze �mierci�. Skomlenie kobiet i wrzaski m�czyzn wyrywa�y dzieci ze snu. Tu� obok eksplodowa�y domy. Raz za razem rozdziera�y si� sploty naszego szcz�cia. Ca�e nasze przesz�e �ycie znieruchomia�o jak rozbity kalejdoskop. A nasze �ycie przysz�e hucza�o mrokiem i scytyjskim mrozem. Przypis do pewnej teorii widzenia Astygmatyczne oczy s� w�a�nie po to, by � bezb��dnie odr�niaj�c g��bi� od otch�ani � odwa�niej m�c przekroczy� tysi�c p�ynnych granic. To nic, �e czasem przy tym makija� zniszcz� �zy. * * * Gdy wraca�em od Ciebie, pia�y koguty. Atramentowe niebo blad�o od wschodu, a s�o�ce, niewidoczne jeszcze, r�owi�o pasmo chmur nad horyzontem. Za miastem, za cmentarzem, ujrza�em nagle Wenus. Ja�nia�a jak monstrancja nad procesj� czarnych top�l w oddali. Bezwstydna i kr�lewska l�ni�a blu�nierczo ponad golgot� trzech s�up�w wysokiego napi�cia. * * * Ju� wiemy, co dla nas znaczy twe dobrowolne wygnanie, wi�c � by nie ulec rozpaczy � ob�askawiamy otch�anie. Cho� czas nie jest naszym wrogiem, a przestrze� nas nie rozdziela, wybieramy jednak drog� s�owa, kt�re si� nie wciela. Ziemia dla nas nie przy�pieszy swego biegu wok� s�o�ca. Gorycze naszej roz��ki wys�czamy a� do ko�ca. �ywio�, kt�ry nas prowadzi, nie jest �lepy ani g�uchy. Lepiej wierzy�, �e sprawuj� nad nim w�adz� dobre duchy. * * * Mi�o�� w chrystusowych latach chce podbija� �wiaty nowe. Nie przypadkiem jej zwyci�stwa oka�� si� pyrrusowe. Bo wcale jej nie obchodzi, co powiedz� o niej ludzie. Bo jest nieludzko okrutna dla ich spokoju i z�udze�. Bo sakrament i majestat prawa dla niej nic nie znacz�. Wszystko ko�czy si� na gestach, kt�re chroni� przed rozpacz�. W sercach sprzeczne lojalno�ci walcz� jak anio� z Jakubem, lecz nie dla b�ogos�awie�stwa, ale na ha�b� i zgub�. * * * Bo to jest tak: jeste� w ci��y i coraz bardziej czujesz si� jak emeryt. Co prawda dziecko jest jeszcze dla ciebie abstrakcj�, ale masz zupe�nie inne poczucie czasu i przestrzeni ni� kondycja ci na to pozwala. Na przyk�ad za pi�� minut masz autobus i normalnie w tym czasie dochodzisz st�d na przystanek dziesi�� razy, a tu tymczasem nic z tego, nie zd��asz w tym normalnym czasie. I to jest koszmar, czas si� wyd�u�a, przestrze� rozci�ga, czujesz si� jakby� mia�a sze��dziesi�t, siedemdziesi�t lat. Potem dziecko si� rodzi. To wielka ulga, bo ju� nie jeste� taka ci�ka i zazwyczaj znikaj� problemy z chodzeniem. Nie do��, �e ju� nie masz tego brzucha, to jeszcze masz w�zek, kt�rym si� podpierasz, a jest to taki �rodek lokomocji jak samoch�d. Robisz wtedy nieprzytomne zakupy, bo wszystko mo�na na nim powiesi�. Po dw�ch, trzech latach, kiedy dziecko ju� nie potrzebuje w�zka, czujesz si� jak bez r�ki. Nie do��, �e musisz targa� ze sob� zakupy, to jeszcze ci�gniesz dziecko. Ale s� kobiety, kt�re z tego potrafi� wybrn�� i jak dziecko ju� nie potrzebuje w�zka, zachodz� znowu w ci���. I tak mo�na w niesko�czono��. * * * Kwitn� ziemniaki. Ca�e pole od tor�w a� do drogi. Dalej ziele� posiwia�ego owsa i k�py czerwonolistnej leszczyny. Nad nimi g�ste, popielate chmury. Poci�g zwalnia. Odwracam g�ow� i znowu widz� przed sob� u�miechni�t� staruszk�, kt�ra trzyma w r�kach cztery lilie. Rynny Rynny s� pu�apkami, w kt�re �atwo wpada pierwszy lepszy frajerski ksi�yc lub pierwszy lepszy frajerski feniks. Czy nigdy nie s�yszeli�cie ich syreniego miauczenia? Wystarczy przecie� do kt�rej� z nich przy�o�y� ucho w pierwsz� lepsz� bezchmurn� noc. * * * Kroplo deszczu, moja nauczycielko, najmniejsza pasierbico zachodniego wiatru, wyodr�bniasz si�, wyobcowujesz, ale nie po to, by si� oddzieli� od �wiata albo go sob� zas�oni�. Bezbronna i znikoma � poruszasz bezkres horyzontu. Ko�yszesz ciemniej�c� otch�a� niebios. Pod sto�em W dni deszczowe by�em bardziej zach�anny. Obw�chiwa�em krzes�a zaraz potem jak opuszczali je ludzie. Wodzi�em nosem i pal � cami po tych miejscach, kt�re przez chwil� przechowywa�y obce, lu � dzkie ciep�o. Ze spi�arni krad�em jajka, aby na surowo wysysa� je ze skorup. Przesiadywa�em pod sto�em i ogl�da�em zdj�cia w tygo � dniku �Dooko�a �wiata". Pod blach� sycza� wilgotny w�giel, z�owie � szczo hucza� ogie�. O pi�� krok�w ode mnie drzwi otwiera�y si� i za � myka�y, lecz ub�ocone gumowce m�czyzn i �ylaki na nogach kobiet rozw�ciecza�y mnie. W bezsilnej, niepoj�tej z�o�ci zgrzyta�em z�bami, zaciska�em pi�ci i plu�em do gar�w na piecu, gdzie gotowa�a si� bry � ja dla �wi�. Powtarzaj�ce si� napady podobnej w�ciek�o�ci zosta�y jednak ukarane. Wkr�tce w prze�yku wyr�s� mi trzeci migda�, wielki jak w�oski orzech. Pudel Jak�e wyt�skniony, jak�e by� wyczekiwany ten deszcz, kt�ry pa � da ju� prawie od godziny. S�ysz� jak rynny krztusz� si� niespodzie � wanym nadmiarem brudnej wody. Ale c� to? Co si� dzieje? Zdaje si�, �e jakie� czarne psisko chce dosta� si� przez ma�e okno do mojej piw � nicznej, sublokatorskiej izdebki. Zwabi�y go tu zapachy kolacji, sma � �one jajka i holenderska wo�owina z puszek. G�upi, mokry pudel. Jak rozpaczliwie drapie ub�oconymi pazurami w szyb�. Jego skom � lenie irytuje mnie jednak coraz bardziej, och, ju� tak bardzo, �e a� musz� wewn�trznie z sob� walczy�, aby nie cisn�� we� widelcem. Wiem bowiem, �e poza zasi�giem mojego wzroku, pod ociekaj�c� de � szczem grusz�, stoi d�ugow�ose dziecko, kt�re w�ciek�ym szeptem i histerycznym �miechem podjudza to biedne zwierz�. Autobus nr 107 W tych dniach, kiedy ciep�e deszcze spada�y na dachy fabryk i korony drzew, pewien m�ody in�ynier zab��dzi� w mie�cie, w kt� � rym mieszka� od urodzenia, a od o�miu lat pracowa� jako nauczyciel fizyki. Jego sytuacja by�a tym bardziej �a�osna, �e gdzie� zapodzia� mu si� r�wnie� portfel z osobistymi dokumentami. Pal licho doku � menty, m�wi� sobie na g�os in�ynier, ale jak tu si� teraz dobra� do w�asnego konta w banku? Z og�uszaj�cym hukiem mija�y go poci�gi towarowe za�adowane koksem, bo znajdowa� si� gdzie� w pobli�u wiaduktu. Zanim si� wreszcie przedosta� na bulwar po drugiej stro � nie rzeki przez par� kwadrans�w kluczy� uporczywie mi�dzy wago � nami, semaforami a wie�� wodn�. Na bulwarze, na �awkach w cie � niu, mali ch�opcy w kr�tkich portkach i pi�ropuszach zabawiali si� gr� w szachy. Poniewa� jeden z nich pogrozi� mu �ukiem, przy�pie � szy� kroku i ni st�d ni zow�d znalaz� si� w dzielnicy willowej. Wszy � stkie okna by�y tu zas�oni�te gazetami. W pobli�u za� musia�o by� jakie� bajoro, bo powietrze drga�o od rechotania �ab. Zapada� zmierzch, ale latarnie si� nie zapala�y. M�ody in�ynier brn�� dalej pu � stymi ulicami w�r�d �ywop�ot�w. Wci�� dr�czy�a go rozterka, co robi� najpierw: szuka� portfela czy odnale�� znajom� okolic� i blok, gdzie na dziewi�tym pi�trze pozostawi� �on� z trzyletnim synkiem. Kiedy wi�c zza wilgotnych, paruj�cych drzew wy�oni�y si� wie�owce, wszed� do pierwszego z nich i nacisn�� guzik sprowadzaj�cy wind�. Po chwi � li winda dotar�a na parter, ale nie otworzy� nawet drzwi jej kabiny, gdy� wewn�trz, oparty o lusterko, sta� m�czyzna w marynarskiej czapce i z blad�, g�adko ogolon� twarz�. Przed nim kl�cza�a kr�tko ostrzy�ona blondynka w czarnej sp�dnicy. Obejmowa�a go r�kami po � wy�ej kolan, a jej pi�knie wygi�ty grzbiet i przechylona g�owa po � ch�oni�te by�y bez reszty jego m�sko�ci�. Poniewa� winda natych � miast ruszy�a w g�r� m�ody in�ynier postanowi� skorzysta� ze scho � d�w. Jednak ju� na pierwszym pi�trze musia� zawr�ci�. Na klatce...
Poszukiwany