Józefowicz T Na pograniczu.txt

(41 KB) Pobierz
J�zefowicz Tadeusz

Na pograniczu

I
Pawe� le�a� na w�zku przed sal� operacyjn�. Na korytarzu obok niego ci�gle kto� 
przechodzi�, to 
przeje�d�a� jaki� w�zek i by�o s�ycha� ciche, prawie szeptem wymawiane s�owa. Z 
dalszej cz�ci 
korytarza dochodzi�y g�o�niejsze rozmowy i odg�os rozstawianych talerzy. W 
szpitalu by�a pora 
�niadaniowa. Wszystko to dzia�o si� jednak jakby w innym �wiecie. A mo�e to on, 
Pawe�, 
znajdowa� si� w innym �wiecie. Teraz dopiero pocz�� zastanawia� si�, w jaki 
spos�b tu si� znalaz�. 
Kiedy po�egna� swoich go�ci z nieznanej planety, d�ugo rozmy�la� nad t� 
nies�ychan� tragedi�, a� 
ogarn�� go bezw�ad. Potem poczu� gwa�towne bicie serca i zrobi�o mu si� gor�co, 
a czo�o zrosi� 
zimny pot. Za�y� tabletk�, jaka zwykle przynosi�a mu ulg�, ale i to nie wp�yn�o 
na popraw� jego 
samopoczucia. Wprost przeciwnie. Czu� si� coraz gorzej i zacz�� go ogarnia� 
dziwny l�k. Z 
ostatkiem si� podszed� do telefonu i zadzwoni� do swojego lekarza. By�o par� 
minut po sz�stej i 
lekarz w�a�nie wybiera� si� do pracy. Mieszka� niedaleko, tote� wkr�tce zjawi� 
si� u Paw�a. Kiedy 
spojrza� na niego i zapozna� si� z dolegliwo�ciami, nawet go nie bada�, tylko 
da� mu zastrzyk i 
zabra� ze sob� do szpitala. W szpitalu badanie by�o kr�tkie. I oto le�a� teraz 
na ruchomym ��ku 
przed sal� operacyjn�. By�o mu ca�kiem oboj�tne, co si� z nim stanie. Gdyby mu 
powiedziano, �e 
za chwil� opu�ci ten �wiat, nie zmartwi�by si� tym wcale. Zapewne czu� si� tak 
pod wp�ywem 
zastrzyku, jaki dosta� zanim umieszczono go na tym w�zku. Chcia�by jeszcze 
zobaczy� swoje 
dzieci i wnuki, ale je�li nie zd��� przyjecha� przed jego odej�ciem, to wida� 
tak musi by�. 
Przypomnia� sobie, z jak� determinacj� Doranno i Wirulla s�uchali straszliwych 
wiadomo�ci o 
losach swoich najbli�szych i ca�ej planety. Gdzie oni byli teraz i co porabiali. 
Dla niego oni istnieli 
ju� tylko we wspomnieniach, tak jak jego �ona, rodzice, siostry, przyjaciele i 
wszyscy znajomi, 
kt�rzy odeszli z tego �wiata. W�a�ciwie co on wiedzia� teraz o nich. Ci, co 
pomarli i ci, kt�rzy 
odlecieli na dalek� planet�, odeszli na zawsze. Doranno i Wirulla przeszli do 
innego �ycia. Czy nie 
to samo m�wi si� o tych, kt�rzy odeszli na tamten �wiat? By� mo�e Doranno i 
Wirulla lub ich 
dzieci czy wnuki przylec� kiedy� na ziemi�, ale nie spotkaj� si� z nim, Paw�em, 
tylko z innymi 
lud�mi. Mo�e tak samo ci, kt�rzy pomarli, odrodz� si� kiedy�, ale i z nimi on 
nigdy si� nie 
zobaczy. Sk�d zreszt� wiadomo, �e to b�d� ci sami, kt�rzy kiedy� ju� �yli. �eby 
si� jednak o tym 
przekona�, trzeba rozsta� si� z �yciem i przej�� na drug� stron�. Paw�owi nagle 
wyda�o si� to takie 
proste i naturalne, �e zapragn�� przedosta� si� na tamten �wiat. Nigdy nie 
wyobra�a� sobie miejsca 
wiecznego szcz�cia, spokoju i bezczynno�ci. Tym bardziej nie m�g� sobie 
wyobrazi� miejsca 
wiecznej kary. Obce mu by�o poj�cie wiecznego bytu w jednostajno�ci, ale te� nie 
m�g� pogodzi� 
si� z my�l�, �e po �mierci nie pozostanie po nim nic pr�cz gar�ci prochu i 
stopniowo zanikaj�cego 
o nim wspomnienia. To wszystko by�o dla niego niezrozumia�e.
Dalsze rozwa�ania zm�ci�y g�osy kilku os�b zbli�aj�cych si� do jego w�zka.
- Jak pan si� czuje? - spyta�a m�oda, s�dz�c z g�osu, kobieta, kt�ra 
przedstawi�a si� wcze�niej jako 
anestezjolog. Czu� si� dobrze. Nic go nie bola�o, nie mia� �adnych l�k�w, nie 
dociera�o nawet do 
jego �wiadomo�ci, �e czeka go powa�na operacja. Tymczasem zauwa�y�, �e jego 
w�zek zacz�� 
przesuwa� si� w stron� sali operacyjnej. Zorientowa� si�, �e nadesz�a decyduj�ca 
chwila. Nie czu� 
obawy. By� spokojny jak dotychczas, a jednak pod�wiadomie doznawa� dziwnego 
uczucia. By� to 
niepok�j, wywo�any nie strachem o siebie, lecz raczej ciekawo�ci�. Takie 
podniecenie odczuwa�, 
kiedy przyst�powa� do egzamin�w. Wiedzia�, �e by� dobrze przygotowany, a jednak 
gdzie� w g��bi 
duszy tkwi� okruch niepewno�ci i ciekawo�ci. Teraz nie my�la� o gro��cej mu 
�mierci, ale r�wnie� 
by� ciekawy, jak b�dzie przebiega� ca�a operacja i co b�dzie odczuwa�, kiedy 
nast�pi koniec. 
Tymczasem przygotowywano go do zabiegu. Nigdy w �yciu nie le�a� na stole 
operacyjnym i nie 
bardzo zdawa� sobie spraw�, co si� z nim dzia�o. Co� do niego m�wiono, na co 
odpowiada� 
mechanicznie, nie zwracaj�c nawet uwagi, o co go pytano i czy jego odpowiedzi 
by�y logiczne. 
Wiedzia�, �e przymocowano go do sto�u, umyto klatk� piersiow� i pod��czono 
jakie� w�yki. 
Odezwa�y si� sygna�y d�wi�kowe, poczu� kilka uk�u� i g�osy otaczaj�cych go os�b 
pocz�y si� 
oddala�, a on sam zapad� w g��bok� przepa��. Nie potrafi� okre�li� stanu, w 
jakim si� znajdowa�. 
Zupe�nie straci� poczucie �wiat�a, nie s�ysza� �adnych odg�os�w, nie czu� nic 
poza �wiadomo�ci�, 
�e istnieje. Nie zatraci� r�wnie� pami�ci. Nie zdawa� sobie jednak sprawy, jak 
d�ugo to trwa�o i 
kiedy popad� w stan ca�kowitej nie�wiadomo�ci.
Nagle poczu�, �e jaka� si�a podrzuci�a go do g�ry tak, �e min�� osoby stoj�ce 
doko�a sto�u 
operacyjnego i zawisn�� pod sufitem. Nie wiedzia�, jak to si� sta�o, ale le�a� 
na wznak w powietrzu, 
niczym na wygodnym ��ku. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e mia� ca�kiem bystry wzrok 
i widzia� 
doskonale najdrobniejsze szparki na suficie. Pod sob� s�ysza� rozmow�, jak� 
prowadzili operuj�cy 
go lekarze, kt�rzy nawet nie zauwa�yli, jak obok nich przelatywa�. Jak mogli go 
operowa�, kiedy 
on znajdowa� si� ponad nimi, wreszcie jak si� tu dosta� i czemu nie opada�. 
Lekarze zdawali si� go 
nie dostrzega�, jakby by� niewidzialny. Wszystko to by�o jakie� dziwne i 
niezrozumia�e. Obr�ci� si� 
twarz� ku do�owi i ze zdumieniem zauwa�y�, �e cho� znalaz� si� pod sam� lamp�, 
nie odczuwa� 
bij�cego od niej ciep�a i nie widzia� swojego cienia, kt�ry powinien j� 
zas�ania�. Ujrza� za to swoje 
cia�o le��ce na stole operacyjnym i kilka os�b krz�taj�cych si� doko�a. W 
otwartej klatce 
piersiowej lekarz dokonywa� jakiego� zabiegu. Wida� by�o, �e wszyscy byli 
skupieni, powa�ni i 
bardzo zm�czeni. Co chwila pada�y jakie� polecenia, kt�rych nie rozumia�. Za 
ka�dym poleceniem 
lekarza siostra asystuj�ca podawa�a jakie� b�yszcz�ce narz�dzie. Nie rozumia� 
te�, czemu wszyscy 
ci ludzie tak si� troszczyli. Chcia� nawet powiedzie� im, by odpocz�li, lecz nie 
m�g� wydoby� 
g�osu. Znalaz� si� wi�c w niezwyk�ej sytuacji. Na stole operacyjnym le�a�o jego 
cia�o, jak wida� z 
dzia�ania personelu medycznego, jeszcze �ywe, ale pozbawione wszelkiej 
�wiadomo�ci i czucia. 
�wiadomym wszystkiego by� on, kt�ry unosi� si� w powietrzu, widzia�, s�ysza�, 
zachowa� dobr� 
pami��, ale sam by� lotn� postaci� utkan� ze srebrzystej mgie�ki, niewidzialn� 
dla tych, kt�rzy 
m�czyli si� nad jego cia�em. Nie m�g� z nimi nawi�za� �adnego kontaktu. Po 
prostu dla nich nie 
istnia�. Zauwa�y� przy tym, �e wszelkimi ruchami swojej mglistej postaci nie 
kierowa� wysi�kiem 
fizycznym. Wysi�ek fizyczny by� mu niepotrzebny i w og�le nie istnia�. Dla 
spe�nienia jakiego� 
czynu wystarczy�a tylko jego wola. Unosi� si� teraz nad ca�ym zespo�em lekarzy 
operuj�cych jego 
cia�o. Jego srebrzyste d�onie ociera�y im pot z czo�a i �ciska�y im r�ce, bo w 
ten spos�b chcia� 
doda� im otuchy i podzi�kowa� za trud. Zauwa�y� przy tym, �e cho� pot pozosta� 
na twarzach, to 
jego uczucie wdzi�czno�ci jakby przynosi�o im ulg�. Niczego wi�cej nie m�g� dla 
nich uczyni�, a 
�e nie interesowa�o go jego cia�o, pocz�� kr��y� doko�a sali. Szybko 
przyzwyczai� si� do nowych 
warunk�w, jakby by�y czym� naturalnym. Bawi�o go przelatywanie z okna na lamp�, 
od drzwi do 
szafy, a nawet siada� swobodnie na ramieniu lekarza i przygl�da� si� jego pracy. 
Nagle zauwa�y�, 
�e w miejscu gdzie by�o okno, rozsun�a si� �ciana i ukaza� si� ciemny, obszerny 
tunel, na ko�cu 
kt�rego widnia�o jasne, ale �agodne �wiat�o. Czyta� kiedy�, �e ludzie b�d�cy na 
pograniczu �ycia i 
�mierci miewali podobne zwidzenia, postanowi� wi�c zag��bi� si� w mrokach 
tunelu, by przekona� 
si�, jaki b�dzie koniec tej przygody.
II
Za Paw�em jakby zatrzasn�y si� drzwi dotychczasowego istnienia. Znikn�o jego 
cia�o, 
znikli lekarze, znikn�a sala operacyjna i pozosta� ciemny tunel prowadz�cy ku 
owemu 
tajemniczemu �wiat�u. Znajdowa� si� w dziwnym stanie. Zdawa� sobie spraw� z 
niezwyk�o�ci 
sytuacji, w jakiej si� znajdowa�, a jednak czu� si� bezpiecznie tu w ciemnym 
nieznanym tunelu. Nie 
stara� si� nawet wp�ywa� w jakikolwiek spos�b na sw�j los, tylko biernie 
poddawa� si� temu, co 
mia�o nast�pi�. Nie odczuwa� �alu za �yciem ani �adnego l�ku o to, co go mog�o 
spotka�. Jedynym 
uczuciem, jakie nim ow�adn�o, by� jaki� niewypowiedziany b�ogi spok�j i 
ciekawo�� tego, co 
mia�o nast�pi�. Bezwiednie p�yn�� �rodkiem tunelu, d���c niejako do swego 
przeznaczenia.
Nagle zauwa�y� w bocznej �cianie wg��bienie zako�czone szklanymi drzwiami. 
R�wnocze�nie 
jaka� si�a nakaza�a mu zobaczy�, co si� za nimi znajduje i natychmiast znalaz� 
si� w szpitalnej sali. 
Sta�o w niej 10 metalowych, bia�ych ��ek. Pomi�dzy nimi przesuwa� si� m�czyzna 
w bia�ym 
fartuchu, kieruj�c si� ku jednemu z pacjent�w.
- Nie mo�e pan si� wysika�? Zaraz temu zaradzimy.
Sanitariusz podszed� do ��ka, na kt�rym le�a� m�czyzna lat mo�e oko�o 60.
- Nie mia� pan czasami w m�odo�ci trypelka? W p�niejszych latach lubi si� to 
tak m�ci� na 
cz�owieku.
- Nic z tych rzeczy. Po prawdzie nawet nie by�o okazji si� o to postara�. Teraz 
po operacji 
przepukliny nie mog� odda� moczu.
Pytanie by�o bez znaczenia. Sanitariusz zada� je, by powiedzie� co�, co mia�o go 
zbli�y� do 
pacjenta, a zarazem wykaza�, �e tu, w szpitalu, nie potrzeba si� niczym 
kr�powa�. Odkry� ko�dr� i 
przyst�pi� do wykonywania swych czynno�ci. Tymczasem pacjent czy to dla 
zapomnienia o 
niemi�ym zabiegu, czy te� z potrzeby wyrzucenia z siebie goryczy zacz�� m�wi�. 
Zrazu niby do 
sanitariusza, a potem chyba do samego sieb...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin