Jan Paweł II - Światło ze Wschodu.pdf

(53 KB) Pobierz
22706311 UNPDF
Kościół i świat sprzed 28 laty
Światło ze Wschodu
Ojciec Święty Paweł VI umiera w Castel Gandolfo w uroczystość
Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia 1978 roku. Jak twierdzą naoczni
świadkowie jego śmierci, opuszcza ten świat wpatrzony w obraz Matki
Bożej Częstochowskiej… Tak dobiega końca pontyfikat lat wielkich
ludzkich tragedii i dramatów. Gaśnie życie Papieża, któremu wiele razy
przyszło podnosić krzyk wobec zbrodni świata. Takim samym krzykiem
wydaje się milczenie podczas jego ceremonii pogrzebowej. Wtedy to wzrok
wszystkich przyciąga zwykła drewniana trumna stojąca na ziemi. Bez
kwiatów, bez splendoru, z położoną na wieku księgą Ewangelii, której karty
delikatnie przewraca wiatr…
Dramaty świata
W chwili jego śmierci ziemski krajobraz nie jest olśniewający. Od
zakończenia II wojny światowej nie było dnia pokoju. Świat przeżył ponad 150
wojen, krwawych powstań i zamachów stanu. Bilans ofiar w owym „czasie
pokoju” znacznie przekroczył liczbę poległych na froncie obydwu ostatnich
wojen światowych. Mimo wszystkich nawoływań ludzkość jak gdyby nie
chciała się niczego nauczyć ze swej pełnej katastrof historii, usiłując budować
sprawiedliwość na fundamencie ignorancji, a pokój na podwalinach
nietolerancji. Działalność przeróżnych organizacji międzynarodowych jakoś nie
przyczynia się do lepszego funkcjonowania mechanizmów kontrolnych, a
wszelkie wymyślone przez nie środki zapobiegawcze na niewiele się zdają.
Wskutek wojen, przemocy, terroru codziennie giną ludzie. W imię wodzów,
proroków, o autonomię, własne państwo, a często po prostu o przetrwanie,
ludzie zabijają się nawzajem. Wielu jest przekonanych, że żadnego sporu nie
można rozwiązać drogą pokojowych zabiegów. Wojna stała się jakby
przeznaczeniem człowieka. Wojny się nawet nie wypowiada. Wybucha z dnia
na dzień, a później często się udaje, że jej w ogóle nie było. Jednak dla
poległych nie ma to już znaczenia…
Nie pierwszy raz w historii ludzkości szerzą się nastroje eschatologiczne. Już
nie tylko futurolodzy czy autorzy powieści fantastyczno-naukowych układają
apokaliptyczne scenariusze. Takie prognozy snują znakomici uczeni i wytrawni
politolodzy. Czasopisma i dzienniki zapełniają się wywiadami i artykułami na
1
temat możliwości wybuchu konfliktu światowego. Francuski konserwatysta
Raymond Aron jako jeden z pierwszych formułuje straszliwe pytanie: Czy
Europa dożyje 1984 roku? Wbrew pozorom posiada ono racjonalne podstawy.
Oto Instytut Badań Pokojowych w Sztokholmie opublikował tragiczny raport.
Wynika z niego, że w ciągu ostatnich piętnastu lat wydatki zbrojeniowe na
świecie wzrosły o ponad 40 procent, osiągając sumę 400 miliardów dolarów.
Liczebność sił zbrojnych zwiększyła się o 30 procent, a obroty w handlu bronią
wzrosły pięciokrotnie. Arsenał zgromadzonych głowic nuklearnych równa się
milionowi bomb zrzuconych na Hiroszimę. Ten potencjał umożliwia
wielokrotne zniszczenie naszej planety… Nigdy dotąd na świecie nie było tyle
broni i nigdy jeszcze świat nie czuł się tak niepewnie. Jak na ironię niektórzy
specjaliści – chcąc niby uspokoić – wyjaśniają, że doskonałość nowoczesnych
rodzajów broni jądrowej, w porównaniu z Hiroszimą i Nagasaki, może nawet
zmniejszyć liczbę ofiar… Szaleństwo i obłęd człowieka zdają się przekraczać
jego wielkość.
Trzydzieści lat po rozpoczęciu zimnej wojny świat jest skrajnie podzielony.
Co gorsza, wyścig zbrojeń między dyktującymi prawa supermocarstwami nie
ma końca. W Stanach Zjednoczonych tłumaczy się to agresywnością
komunizmu oraz jego chęcią zapanowania nad światem. W Związku Sowieckim
oskarżenie jest podobne. Tyle tylko, że winny jest amerykański imperializm.
Nie przeszkadza to jednak obu mocarstwom, by poprzez sprzedaż broni na
wszystkie kontynenty uzyskiwać status protektora w wielu z tych rejonów. A
tutaj skutek owych działań jest właściwie jeden: ciągły brak stabilizacji, lęk
wzmagany nieustannie przez wojny, przewroty, konflikty rasowe i ideologiczne.
To jest tragedia człowieka siłą odartego ze swego człowieczeństwa.
Opublikowany w 1978 roku raport ONZ ujawnia jeszcze inne dane: na ziemi
żyją 4 miliardy ludzi, każdego roku z głodu umiera ponad 40 milionów
obywateli Trzeciego Świata…, kilkaset milionów choruje na malarię…, kilkaset
milionów przez większą część roku pozostaje bez pracy…, kilkaset milionów
dzieci nie uczęszcza do szkoły… Wykarmienie nie jest najtrudniejsze. Już w
1977 roku brytyjska Akademia Nauk opublikowała wyniki dwuletnich studiów
nad głodem światowym, prowadzone z udziałem ponad 1500 ekspertów z
całego świata. We wnioskach stwierdzono: „Jeśli zaistnieje wola polityczna w
naszym kraju i w pozostałych, […] istnieje możliwość rozwiązania głównych
aspektów światowego głodu i niedożywienia w okresie jednej generacji”. Jednak
jedyną rzeczą, która powstrzymuje od likwidacji światowego głodu, jest więc
brak woli, by to zrobić.
Krótko mówiąc: myśl, że epoka powojenna przydała jakiejś wartości
szczególnej ludzkiemu życiu i godności wciąż należy do sfery złudzeń. Chyba
nigdy nie było tylu powodów, by wątpić w szanse przeżycia ludzkiej
cywilizacji. „Doszliśmy do punktu krytycznego” – powie o tej epoce Konrad
Lorenz, znany biolog i filozof niemiecki. Jeszcze nigdy ludzkość nie stała w
obliczu tak głębokiej przepaści między swymi zadaniami a ich wypełnieniem…
2
Problemy Kościoła
Nic dziwnego, że ostatnie publiczne wypowiedzi zmarłego Papieża Pawła VI
stają się swoistym krzykiem sprzeciwu wobec okrucieństw świata, który zdaje
się cofać ku wiekom barbarzyństwa. Przecież sam Biskup Rzymu zmuszony był
oglądać wydarzenia budzące w stolicy Włoch grozę.
Nadzieja spoczywa w rękach Kościoła. Rzecz w tym, że Kościół również
znajduje się w niełatwym położeniu. Reformy Soboru Watykańskiego II nie
zawsze roztropnie wprowadzane są w życie, a ich różnorodne interpretacje
często stanowią niemały problem. Na wielu płaszczyznach prowadzi to do
swoistych dysonansów, które nie pozostają bez wpływu na całościowy obraz
Kościoła. Jedni przypuszczają ostry atak na celibat kapłański czy zamieszanie
związane z reformą liturgii, inni toczą zażarte dyskusje między wiarą a nauką.
Pewnego rodzaju zamęt przybiera czasami wręcz groteskowe formy. Na
przykład „modernizacja” doktryn wiary, dokonywana przez tzw. teologów
postępowych w Niemczech, doprowadziła do stanu, w którym ich troska o
Kościół – nie wiadomo dlaczego – wyraża się w seriach instrukcji, do których
gotowi są zobowiązać nawet Następcę św. piotra. We Francji zwolennicy
nieprzychylnego Soborowi arcybiskupa w jednej chwili odmawiają opieki
Ducha Świętego wszystkim biskupom świata z rzymskim na czele. Rozbicie
wewnątrz Episkopatu holenderskiego sprawia wrażenie, że Kościół holenderski
właściwie niewiele już łączy z rzymskokatolickim. Amerykę Łacińską
opanowuje dziwny trend, według którego księża – w imię miłości bliźniego –
stają się działaczami społecznymi, przyjmującymi na siebie niemalże wszystkie
obowiązki, z wyjątkiem duszpasterskich. Jakby tego było mało, zarazem maleje
liczba powołań do stanu duchownego.
Jest jeszcze inny problem. Można odnieść wrażenie, że w niektórych
regionach antyinstytucjonalizm i pogarda względem autorytetów w samym
Kościele przybrała duże rozmiary, odczuwalne niemal we wszystkich sferach
jego życia i działalności. A przecież jego misja w świecie i tak nie jest łatwa.
Żelazna kurtyna, dzieląca dwa świata, tworzy jakby dwa oblicza religii i
Kościoła. Na Zachodzie, gdzie światopogląd indywidualny oraz osobistą
filozofię życia coraz częściej kształtuje zasada pożytku i kosztów lub zasada
przyjemności, religia wydaje się rzeczą zbędną. Na Wschodzie dla odmiany
nawet światopogląd jest kolektywny, a filozofia osobista z góry ustalona. Nie
ma zatem miejsca dla Kościoła. Co prawda również tam ludzie kierują się
pożytkiem, jednak – jeśli chodzi o Wschód – na koszta z reguły są skazani, a o
przyjemności lepiej nie mówić…
3
Trudne zadanie
Konklawe, które zbiera się po śmierci Papieża Pawła VI, stawia przed
kardynałami nie lada problem. W niektórych kręgach katolickich od dłuższego
czasu powtarzane są posępne przypuszczenia, iż posoborowe zmiany
doprowadzą do „rozwodnienia” chrześcijaństwa, a tym samym do kryzysu,
jakiego dotąd kroniki Kościoła nie odnotowały. Wśród teologów krąży obawa
przed odejściem od wszystkich specyficznych dla katolicyzmu zasad i
spowodowaniem całkowitego rozmycia się treści teologicznych i norm
moralnych różniących katolicyzm od innych wyznań chrześcijańskich. Wszyscy
są przekonani, iż dużo zależeć może od następcy Pawła VI. Biorąc pod uwagę
całokształt problemu, wielu ludzi Kościoła zdaje sobie sprawę z tego, że nowym
Biskupem Rzymu nie może zostać „urzędnik”, albowiem nastały czasy, którym
sprostać może jedynie duszpasterz z krwi i kości. Nie zmienia to jednak faktu, iż
pewna wydaje się kandydatura któregoś z kardynałów włoskich, nieprzerwanie
przez ponad czterysta pięćdziesiąt lat wybieranych na tron Piotrowy. Jednak na
tym konklawe Włosi po raz pierwszy nie stanowią większości w Kolegium
Kardynalskim. Pierwszy raz natomiast liczebną przewagę posiadają purpuraci
spoza Europy. Drugą co do wielkości grupą – po Włochach – są kardynałowie
amerykańscy. Co więcej, oni właśnie wydają się przekonani, iż należy przerwać
tradycję wybierania Papieża spośród „papieskich dyplomatów”. Wielu zwraca
uwagę, że nowy Papież, nawet jeśli miałby to być Włoch, sprosta oczekującym
go zadaniom jedynie wtedy, gdy nie będzie ograniczony włoskimi normami:
musi być otwarty na świat.
Prasa dość otwarcie obnosi nazwiska potencjalnych kandydatów. Częściowo
dopuszcza się nawet myśl o kandydacie spoza Włoch. Ale nie wchodzą w grę
przedstawiciele żadnego z państw zdających się dyktować światu warunki, by
przypadkiem Kościół nie został połączony pewnego rodzaju „unią personalną” z
mocarstwem. W rzymskich kołach dyplomatycznych podkreśla się równie jasno,
że nigdy nie będzie można wybrać kandydata z kraju Wschodu. Jako
niewyobrażalny fakt ten graniczyłby nawet z prowokacją. A zatem nikt stamtąd
nie figuruje na liście „papabili”, czyli potencjalnych kandydatów na Papieża…
Ex Oriente lux
Nigdy jednak na mapie Europy 1978 roku jest jeden kraj, którego nie mogą
nie dostrzegać kardynałowie Kościoła powszechnego. W nim to bowiem
odnowa soborowa nie tylko postępuje ze swoistym wyczuciem, ale wyzwala
także nowe siły i przynosi zaskakujące efekty, o czym świadczą pełne świątynie
4
i seminaria duchowne. Nie tkwiłaby w tym może tak wielka rewelacja, gdyby od
przeszło 30 lat nie był on rządzony przez komunistów, a zamieszkujący go
ludzie nie podlegali ściśle zaplanowanej ateizacji… To Polska – komunistyczny
kraj, w którym każdego roku z wielu miast kilkanaście tysięcy ludzi wędruje
pieszo na Jasną Górę. Komunistyczny kraj, w którym ludzie odkładają gazety,
by biec do katedry i wsłuchiwać się w to, co mówi nieugięty Prymas.
Komunistyczny kryj, którego mieszkańcy nie boją się drwić z Marksa i Lenina,
ale nikomu nie przyjdzie do głowy, by obrazić Matkę Bożą… Kościół polski
jako jedyny na Wschodzie sprostał wyzwaniu komunizmu. I choć
niejednokrotnie przechodził dziejowe burze, zawsze wychodził z nich
zwycięsko.
Dwóch polskich kardynałów tak czy inaczej musi przyciągać wzrok
pozostałych: Prymas Polski Stefan Wyszyński i metropolita krakowski Karol
Wojtyła. Pierwszy zasłynął jako wielki pasterz i obrońca Kościoła. Kardynał z
Krakowa już jako biskup zwracał na siebie uwagę Kościoła. To on podczas
Soboru miał znaczący wpływ na ostateczny kształt konstytucji o Kościele w
świecie współczesnym „Gaudium et spes”. Nieprzypadkowo w 1971 roku został
powołany do Rady Sekretariatu Synodu Biskupów. Znany zarówno w
episkopatach na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Jemu to w 1976 roku Paweł VI
powierzył prowadzenie swoich tradycyjnych rekolekcji wielkopostnych. Zatem
nieobcy jest również dostojnikom Kurii Rzymskiej… W opinii swoich
zachodnich kolegów, arcybiskup krakowski uosabia wzór pasterza
posiadającego zdobyte w trudach głębokie doświadczenie.
Tymczasem 26 sierpnia 1978 roku, w święto Matki Bożej Częstochowskiej,
na następcę Papieża Pawła VI zostaje wybrany Włoch – kardynał Albino
Luciani z Wenecji. Przyjmuje imiona: Jan Paweł I. Tradycji stało się zadość.
Jednak podczas tego konklawe kilka głosów elektorskich otrzymuje również
arcybiskup z Krakowa. Po dokonaniu elekcji zaskakujące słowa wygłasza do
dziennikarzy kardynał Giovanni Colombo: „Gdybyśmy wybrali cudzoziemca,
mógłby to być tylko Wojtyła…”. Jednak bardziej nieprawdopodobne słowa
padają z ust nowego Papieża. Podczas pierwszej audiencji dla kardynałów Jan
Paweł I niespodziewanie mówi o pomocy dla Kościoła, która może przyjść z
dalekiego kraju
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin