245.txt

(389 KB) Pobierz
tytu�: "Czarny potok"
autor: Leopold BUCZKOWSKI


KOLEKCJA PROZY POLSKIEJ XX WIEKU

POD PATRONATEM MINISTRA KULTURY I SZTUKI
PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY
Leopold BUCZKOWSKI
CZARNY POTOK
PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY

Ksi��ka wydana przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Sztuki (c) Copyright by Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994

Drogi i nocy nie by�o ko�ca. Dopiero nad ranem Heindl dowl�k� si� po roztopach do Tr�jnoga i namacawszy w chacie okno zastuka�. Gor�ce czo�o dotkn�o szyby, m�wi�: - Otw�rz, nie b�j si�. Otw�rz, nie ma si� nad czym zastanawia�. Bo �eby� potem nie �a�owa�; zachowujesz si�, jakby� nie zdawa� sobie sprawy z tego, co zasz�o. Z ciemnego otworu drzwi do sieni s�ycha� by�o czyje� niecierpliwe i zm�czone wyczekiwaniem szepty. - Jak si� czujesz, co? - pyta� ten z ciemno�ci.
- Coraz gorzej. Ale teraz, kiedy si� to ju� sta�o ze mn�, nie �a�uj� �adnej chwili. - A czego� ty poszed� nie tymi drzwiami? Wyszli�my zaraz na schody za tob�, a ty� upad� nosem do ziemi. Podnie�� nie by�o czasu. �ydzi z bandy Szaji szukali ciebie i my te�. Rankami Cyruli�ski i Dukat, w po�udnie szli na zmian� Kunda z Latadywanem. Kunda znalaz� zabitego wnuka Buchsbauma pod Bo�durkami za stawem i opowiada�, �e do figury Pana Jezusa w lesie kto� strzela� z dum--dum, a troch� dalej na �cie�ce do Hucisk le�a�a laska i tefilim i on to przyni�s� do domu. A ciebie nigdzie nie by�o, ca�y rok. Trzeba, �eby� si� usprawiedliwi�, bo ludzie powiadaj�, �e� tyle biedy nawali�. - Nawali�, to nawali� - m�wi� przyby�y. - To tak samo jak z tym cz�owiekiem, kt�ry postawi� most nad

bagnem niby dla pokuty. I pewnego razu poszed� ten grzeszny cz�owiek pod most - stan�� i s�ucha, co te� ludzie m�wi� b�d� o jego uczynku. I id� ludzie, jedni kln�, �e drewniany, drudzy �aja, �e za wysoki i wiatr tam zimny wieje, �e dziura si� zrobi�a - zwyczajnie jak ludzie. Pierwszy strzeli�, powiadasz? Ja bym te� m�g� zapyta�: zaryglowa�e� drzwi, tak jak by�o m�wione? Ja mia�em na g�owie i fura� dla koni, i papierosy dla Chaima, z apteki ma�� na krosty, wystara� si� o obrazki �wi�tego Antoniego dla Emilki, bo tak jej si� zachcia�o, i kupa innego, �e ci teraz tego nie wylicz�. Ka�dy tam m�g� by� pierwszy. Siedzia�em ze szklank� ciep�ego mleka. Kunda m�wi�: "Na t� zaplut� pogod� trzeba by�o zabra� brezent." A ja: "Dobrze jest, przypomnia�em sobie, �e Bemstein zostawi� taki sam brezent furgonowy u Hanczarki - p�jdziemy dzi� do niej przed wyjazdem i to si� zabierze od tej szmaty, ceregieli �adnych robi� si� nie b�dzie." R�zia wdziewa�a spodnie na drog�, bo jej tak radzi�em. Sta�a za krzes�em i zagarnia�a sukienk� w te spodnie. A ty, na �rodku, kr�ci�e� papierosa. Trzeba by�o zaryglowa� drzwi albo strzeli� na filunek. Ani Szerucki, ani Kunda nie mieli broni tego dnia przy sobie, prosta rzecz. I kiedy z tamtej strony pad� strza� - zacz��e� krzycze�. Po choler� by�o to robi�? I nie dziw si�, �e ju� nie mia�em do ciebie zaufania. Tak jak z tym smrodem, kt�ry dokucza. Faceta takiego ju� nic nie uratuje, jak si� za�mierdzi. A ty wiesz, �e �ycie w ka�dej swojej chwili ma wielkie znaczenie, cho�by dlatego, �e zawsze jest na stole ten sam wabank. Wy�lizn�� si� nie da. Szpiclom to si� czasem udaje, ale w ko�cu przejedzie si� po nich chlebodawca, i le�y taki kot rozjechany na b�ocie. S�ysza�e�, jak Ciszka prosi�: "Ach, nie zabijcie mnie! B�d� wam s�u�y�." "Sukin-ty-synie!" - krzycza� Szerucki i da� mu w dusz� tajniack�, a� si� obsra�. Mo�na by�o patrze� na t� rozprawk� z prawdziwym wsp�czuciem, ale nie o to chodzi. Przecie� to dopiero pocz�tek. Pomy�l, co zrobili z R�zi�. Jak j� rozci�gali do gwa�cenia - ona m�wi�a: "B�agam was, dajcie mi spok�j" - to� ty akurat przebiega� po moich plecach. Niech ci to stoi w pami�ci: R�zia d�awi�a si� dwoma palcami mazepi�ca i nie mog�a oddycha�. Trzeba by�o strzeli�, ka�da chwila ma swoje znaczenie. W�skopyski ci tego nie daruje. Ty wiesz, taki chudy cz�owiek o stalowych oczach i cienkim nosie - nikomu nie daruje. Bekniesz za R�zi�, trzeba j� by�o ratowa�. To ci nic nie pomo�e, ile by� nie mia� pok�tniak�w. On zastuka kiedy� do ciebie, gdzie by� si� nie skry�. On ci da kres. - Rozdra�niasz si� - powiedzia� ten z ciemno�ci. - Zawsze m�wi�em ka�demu, �e jeste� m�dry ch�op, tymczasem zbarania�e� tej nocy. Po jakie licho by�o tobie by� takim ci�tym na mnie. Tobie mo�e si� zdawa�o, �e ja co� mam z R�zi�. Powiem ci uczciwie, �e nie. A je�eli sobie tego �yczysz, to powiem, �e... Szerucki. Nie zgrzytaj z�bami. Szerucki skry� jej matk� w Huciskach, nie spuszcza� z niej oka. A cholera wiedzia�a, �e to oni weszli do sieni. Stawia�em na tw�j niuch. A to zacz�� jeszcze trzeszcze� budzik na komodzie, Szerucki skoczy�, �eby go zatrzyma�. "Wszystko w porz�dku" - powiedzia�e� i to mnie zmyli�o. I co ci jeszcze chcia�em przypomnie�: nie mia�e� tej pary w sobie. Dusi�e� w palcach kruszynki chleba. Nie mog� przysta� na to, �eby wszystko na mnie zwala�. Przyznaj si� do b��du. Skoczy�e� nie w te drzwi. To Kunda krzycza� - nie ja. Zajechali mu w brzuch, on rzuci� r�ce mi�dzy nogi i j�cza�, potupuj�c nogami, jakby ogie� dusi�. I lampa zgas�a od huku. Cholera wie, do kogo by�o wygarnia� - tu cie�, tam cie�. R�zia zapl�ta�a si� pod r�ce. Ani ona mi nie dro�sza, ani ta�sza od sprawy. Zdawa�o si�, �e biegnie krok w krok za mn�. Dobra jest - pomy�la�em przez moment. A tymczasem ty upad�e� pierwszy w progu, a za mn� bieg� Szerucki, nie R�zia. - Nie, nieprawda twoja. Trzeba by�o wr�ci�, o�wieci� bateryjk� i strzeli� w kup�. Strach pop�dzi� ciebie i po-
my�la�e�: ach, nie warto, bo i tak musi by� coraz gorzej. Nawet jeszcze wtedy, jak pada�em, nie dopuszcza�em my�li, �e jeste� cz�owiekiem, kt�remu s�o�ce ju� znik�o z oczu. - Co ty wiesz, co ja my�la�em - powiedzia� ten z ciemno�ci. - Gadasz jak ksi�dz, kt�ry nabija beczk� s�owami w wielkim po�piechu. Rozumiem twoje rozdra�nienie, ale dlaczego ty nie zastanowi�e� si�, to by mog�o niejedno wy�wietli�. - Co wy�wietli�? - spyta� przyby�y.
- R�zia m�wi�a przed wieczorem do Szeruckiego: "Pom�w z nim o tym. W�skopyski chce mnie skry� u siebie, ale ja wola�abym ju� na ten temat nie m�wi�. Wola�abym nawet tamt� propozycj�, bo by�oby mi bli�ej ojca." Rzecz si� rozumie - by�oby jej bli�ej sasowskich kamienio�om�w. Do g�owy ci nie przysz�o, �e dziewczyna cierpi. Nie chcia�a was por�ni�. - Ja ci powiem, kiedy oni weszli do sieni, by�em pewny, �e to W�skopyski, a moje przekonanie do niego, cho� go na oczy nie widzia�em, mia�o znaczenie. Nie sta� mnie by�o, �eby ci to powiedzie�. By�em u ciebie na waleta. Go��, kt�ry przeszed� przez bicie krymina�ki, to tak jak szczur, kt�ry przeszed� przez palenisko. - Ty go nie obrzucaj obelgami - powiedzia� tamten. - Co�, czego zupe�nie nie rozumiesz, chcesz pomiesza� z rzeczami kryminalnymi. M�wisz jak cz�owiek, kt�rego uderzy� kto� nagle z ty�u ku�akiem po g�owie, nim zd��y� dowiedzie� si� cokolwiek o �yciu. - Nie ma sensu podsyca� w sobie rozdra�nienia. Jaka obelga? Chodzi tylko o to, �e ja nie mia�em wiary i to doprowadzi�o do takiej sytuacji. Nic nie poradz�. Jeszcze przed zabiciem To�ki wszystko mia�o sw�j sens, bez wzgl�du na powodzenie czy niepowodzenie, wszystko wydawa�o si� ja�niej o�wietlone. Teraz prze�uwam sam siebie i palcem nie rusz�. Kiedy� wy�amywa�em wszystkie drzwi, �eby j� 10
wydosta�. Dzi� ca�uj� miejsce, gdzie pad�a. Niczego si� nie spodziewam, niczego nie oczekuj�. - Buchsbauma widzia�e� kiedy? - spyta� ten z ciemno�ci.
- W tydzie� po Nowym Roku znalaz�y go dzieci Hyndy Glas. Le�a� zamarzni�ty pod sosn�, odtaja�o troch� pod nim, nic wi�cej. G�bczasta, wyblak�a twarz. Na obna�onej piersi le�a�a siwa broda. - A kto go pochowa�?
- Jacy� dwaj ludzie, kt�rzy ocaleli z sasowskich kamienio�om�w. Wiara u hutniak�w, jakoby on tam jeszcze chodzi� i zbiera� na polu na p� zmarzni�te dzieci, powsta�a z tego, �e kto� rzeczywi�cie wychodzi z krzak�w i przystawiwszy d�o� do czo�a patrzy z pag�rka na spalon� Szabasow�. Z sylwety - m�czyzna. To mo�e by� gabe Gude�. - Opowiada� mi kto� z Szabasowej, �e Buchsbaum znalaz� t� ma�� Kalm� w polu, pod Pasiekami. Gdzie ona potem by�a? - U Arbuzowskiej, kt�ra ju� owdowia�a.
- Co si� sta�o? Taki t�gi ch�op.
- Przyszli mazepi�cy zabiera� krow�. By�a noc. Arbuzowski nas�uchiwa�. W s�siedztwie krzyk. Zrobi�a si� smuga �wiat�a od po�aru. On wybieg� skulony, rozche�stany, z siekier� w r�ce. Przebieg� podw�rze. Pos�ysza� stukot ko�o drzwi stajni. Rzuci� si� tam, kogo� r�bn��, zamachn�� si� jeszcze raz... r�ba� bez pami�ci. Jeszcze wr�ci� do wr�t i tego we wrotach zdzieli� obuchem. Upad�. Rano dym obci��ony wilgoci� �cieli� si� po ziemi i pola� si� przez las, w jar i nad jar. Czad i g�ucha cisza. Arbuzowska przelamentowa�a ca�� noc. A reszt� �nieg zami�t�. Zaj�ce namere�kowa�y swoje, czasem sroka poskakuje za mysz�. - A przypomnij sobie, kto tam przyszed� do tego po�aru. Sta�em w ba�niku, s�ycha� by�o, jak Arbuzowska zawo�a�a: 11

"Jezu kochany, a ty si� gdzie tu wzi��?! Ha?"
"Tak czy tak, nie b�dziesz wiedzia�a" - m�wi� ten drugi. Arbuzowska sta�a ze spuszczon� g�ow� nad trupem m�a. "O Jezu! Jak to si� szybko zaj�o."
"Ty si� nie denerwuj. W�a� w �ar i szukaj tej blaszanej ba�ki. Ona powinna by� tam bli�ej pieca. Tam powinna by� te� g��wka od maszyny krawieckiej." - A tu pomy�le�, jeszcze z wieczora Arbuzowska zapala�a �wiat�o, wieczerz� szykowa�a przyb��dom. A mo�e krow� doi�a. Jezu, pomy�le�! Ty wlaz�e� do �aru i wyci�gn��e� kosturem k�ko z maszyny, blaszan� umbr� i jeszcze jakie� druty z samo-trzasku. "My�la�em, �e ju� masz" - m�wi� ten z boku.
"Ty, czekaj. Przecie� ta amunicja mog�a z gor�ca wypali� i z blaszanki ni k�aka nie zosta�o. Mo�e by tak obla� tu wod�, bo bardzo mnie dusi? O, jak dusi!" Ostry wiatr posypa� iskrami. Ty, pochylony, wyszar-pywa�e� co� ci�kiego spod g�owni. "No, jest?" - dopytywa� tamten.
"Trudno..." - sapa�e�.
"Ty fajny ch�op, bracie. Ci�gnij!"
"Jezu! Tu pod dylami kto� le�y spalony!" - krzykn��e�.
"Kto taki? Co?"
"Zawi� g�ow� czym� mokrym i chod� tu, pomo�esz. Dusi bardzo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin