CLIFORD D. SIMAK odpowiedzi I poznacie prawd�, a prawda was wyzwoli. Ewangelia wed�ug �w. Jana 8, 32 I Zorientowali si�, opuszczaj�c statek. Wystarczy�o jedno spojrzenie. Nie spos�b wyt�umaczy�, sk�d pochodzi�a ta wiedza i pewno��, bo przecie� nie mieli poj�cia, czego szukaj�. Mimo to byli �wiadomi, na co trafili. Tr�jka z nich sta�a zapatrzona, a czwarty unosi� si� i obserwowa� otoczenie. Ka�demu umys�, serce albo intuicja - mniejsza o nazw� - podpowiada�y z g��bokim przekonaniem, �e trafili wreszcie na miejsce odpoczynku (by� mo�e jedno z wielu) legendarnego od�amu ludzkiej rasy, kt�ry przed wieloma tysi�cami lat zerwa� si� z �a�cucha zwyk�ej cz�owieczej egzystencji i pod��y� w mrok galaktycznych peryferii. Nie by�o wiadome, czy uciekli od przeci�tno�ci, mo�e po prostu zrejterowali albo te� odlecieli z innych powod�w, kt�rych mog�y by� dziesi�tki. Ta kwestia sta�a si� przedmiotem akademickich dyskusji prowadz�cych do roz�am�w w�r�d uczonych wyznawc�w r�nych opcji. W umys�ach obserwuj�cej czw�rki nie by�o jednak cienia w�tpliwo�ci, �e maj� przed sob� miejsce, kt�rego szukano - w spos�b mniej lub bardziej przypadkowy - przez sto tysi�cy lat. I oto jest. Trudno by�oby nazwa� je miastem, cho� zapewne mia�o za nie uchodzi�. Jego mieszka�cy �yli tutaj, uczyli si�, pracowali w licznych budynkach wtopionych w pejza�, nie dra�ni�cych oka ogromem albo lekcewa�eniem otoczenia, w kt�rym powsta�y. Miasto imponowa�o, ale nie wielko�ci� spi�trzonych wysoko kamiennych blok�w, nie wspania�o�ci� cudu architektury czy te� jej niezniszczalno�ci�. Nie by�o tu przyt�aczaj�cych gmach�w, a kszta�ty dom�w wydawa�y si� ca�kiem zwyczajne; wiele budynk�w posz�o w ruin�, inne pod wp�ywem kaprys�w pogody zyska�y patyn�, upodabniaj�c si� do trawy i drzew na okolicznych wzg�rzach. A jednak cechowa�a to miejsce swoista wielko�� wynikaj�ca z prostoty i celowo�ci oraz ustalonego sposobu �ycia. Wystarczy� jeden rzut oka, aby zorientowa� si�, �e b��dem jest uznanie tych budynk�w za miasto, by�a to bowiem rozleg�a wie� - w najszerszym znaczeniu tego wyrazu. Najistotniejszy element stanowi�o jednak pi�tno cz�owiecze�stwa - subtelne znaki wskazuj�ce, �e zaprojektowa� te budynki ludzki umys�, a wznios�y r�ce cz�owieka. Nie da�o si� jednak wskaza� konkretnego detalu i stwierdzi�: "Oto wytw�r ludzi". Ka�dy wskazany element m�g� by� tak�e dzie�em albo osi�gni�ciem innej rasy. Gdy jednak zosta�y zebrane w jedn� ca�o��, nie by�o w�tpliwo�ci, �e to wioska ludzi. Istoty rozumne tropi�y owo miejsce, szuka�y klucza b�d�cego zapewne �ladem, kt�ry m�g�by je doprowadzi� do zaginionego od�amu ludzkiej rasy. Kiedy poszukiwaczy spotka�y same niepowodzenia, niekt�rzy zacz�li w�tpi� w jego istnienie, bo podstaw� docieka� stanowi�a opowie�� na po�y mityczna, kt�rej �r�d�a wielokrotnie kwestionowano. Niekt�rzy twierdzili ponadto, �e to bez znaczenia, czy �w brakuj�cy element zostanie odnaleziony, bo przecie� nic istotnego nie mo�e pochodzi� od rasy tak pozbawionej znaczenia jak ludzko��. Kim s� ludzie, zapytaliby pewnie, i sami by odpowiedzieli, uprzedzaj�c inne stwierdzenia. Ich zdaniem to jedynie wynalazcy, i w dodatku raczej niegodni zaufania. Dodaliby, �e ich wytwory s� wspania�e, ale nie �wiadcz� o prawdziwym rozumie. Podkre�liliby, �e jednak dzi�ki tej marginalnej inteligencji ludzka rasa zosta�a przyj�ta do galaktycznego braterstwa. Malkontenci przypomnieliby r�wnie�, �e od tamtej pory ludzie nie zrobili �adnych post�p�w. Nadal s�, rzecz jasna, znakomitymi wynalazcami, ale to obywatele trzeciej kategorii, teraz ca�kiem s�usznie zepchni�ci na peryferie imperium. Szukano wspomnianego miejsca d�ugo i bezskutecznie. Poszukiwania wielokrotnie przerywano, bo pojawia�y si� znacznie wa�niejsze sprawy. Tamta kwestia by�a jedynie ciekawym fragmentem galaktycznej historii, a raczej mitem. Program poszukiwa� nie zyska� nigdy wysokiej rangi. I oto osi�gn�li wreszcie cel: wiosk� u podn�a wynios�ego urwiska, na kt�rym wyl�dowa� statek. Gdyby patrz�cy zadali sobie pytanie, czemu wcze�niej nikt tu nie trafi�, odpowied� by�aby prosta: jest za du�o gwiazd, nie mo�na sprawdzi� wszystkich. Zgadza si�, pomy�la� Pies, spogl�daj�c z ukosa na Cz�owieka i zastanawiaj�c si�, co sobie tam duma; z nich wszystkich chyba w�a�nie on najbardziej przej�� si� odkryciem. - Ciesz� si�, �e znale�li�my to miejsce - zwr�ci� si� do Cz�owieka, kt�ry odczu� subtelno�� tej my�li, blisko�� Psa, ogrom jego wsp�czucia oraz prawdziwe braterstwo. - Teraz si� dowiemy - rzuci� Paj�k. Ka�dy z nich rozumia�, co Paj�k chcia� przez to powiedzie�: wkr�tce b�d� wiedzieli, czy ci odszczepie�cy r�ni� si� od reszty ludzko�ci, czy s� tacy sami jak ca�a ta wiekowa, nieciekawa rasa. - Byli mutantami - doda� Globus. - Tak si� przynajmniej wydaje. Cz�owiek po prostu sta� bez s�owa, wpatrzony w budynki. - Gdyby�my pr�bowali znale�� to miejsce, na pewno by si� nam nie uda�o - stwierdzi� Pies. - Nie mo�emy zosta� tu d�ugo. Czasu starczy jedynie na wst�pny rekonesans. Mamy inne zadania. - Paj�k by� bardzo konkretny. - Najwa�niejsze, �e potwierdzili�my istnienie osiedla i znamy jego po�o�enie. Przy�l� specjalist�w. - Trafili�my na nie przypadkiem - wtr�ci� nieco zdziwiony Cz�owiek i zamilk�, gdy Paj�k wyda� d�wi�k przypominaj�cy chichot. - Pusto tu - oznajmi� Globus. - Znowu uciekli. - Mo�e s� w fazie schy�kowej - doda� Paj�k. - Zapewne t�ocz� si� w jakiej� dziurze, zastanawiaj�c si�, o co chodzi, przyt�oczeni brzemieniem legend i dziwacznych przes�d�w. - Nie s�dz� - rzuci� Pies. - Nie mo�emy zwleka� - przypomnia� znowu Paj�k. - Powinni�my odlecie� natychmiast -zgodzi� si� z nim Globus. - Mamy inn� misj�, nie do nas nale�y szukanie tego miejsca, a zatem jakakolwiek zw�oka jest niepotrzebna. - Skoro je znale�li�my, ha�b� by�oby po prostu odlecie� - zaprotestowa� Pies. - Rozejrzyjmy si� w takim razie - zdecydowa� Paj�k. - Trzeba wys�a� roboty i pojazd terenowy. - Je�li nie macie nic przeciwko temu - odezwa� si� Cz�owiek - chyba si� przejd�. Ruszajcie swoj� drog�, a ja zejd� tam, �eby si� rozejrze�. - P�jd� z tob� - zaproponowa� Pies. - Dzi�ki, ale nie ma takiej potrzeby. Pozwolili Cz�owiekowi odej��. We trzech zostali na szczycie i patrzyli, jak schodzi po zboczu ku milcz�cym budowlom, a potem uruchomili roboty. * Wr�cili o zachodzie. Cz�owiek ju� czeka� i przykucn�� na szczycie zapatrzony w wiosk�. Nie zapyta�, co odkryli. Mo�na by pomy�le�, �e wie, cho� to ma�o prawdopodobne, aby samodzielnie znalaz� odpowied� podczas zwyk�ego spaceru. - To dziwne - zacz�� �yczliwie Pies. - Brak �lad�w rozwini�tej cywilizacji; �adnych osobliwo�ci. W�a�ciwie nale�a�oby uzna�, �e cofn�li si� w rozwoju. Nie ma wielkich maszyn ani �ladu wspania�ych mechanizm�w. - S� tylko drobne wynalazki s�u��ce wygodzie i u�atwiaj�ce �ycie - powiedzia� Cz�owiek. - Innych nie dostrzeg�em. - Nie ma nic wi�cej - stwierdzi� kategorycznie Paj�k. - Brak ludzi - doda� Globus. - �adnych �lad�w ich obecno�ci. Nie ma istot rozumnych. - Specjali�ci zapewne co� znajd�, kiedy si� tu zjawi�. -Pies chcia� pocieszy� Cz�owieka. - W�tpi� - rzuci� Paj�k. Wpatrzony w osad� Cz�owiek odwr�ci� g�ow� i popatrzy� na trzech koleg�w. Pies oczywi�cie �a�owa�, �e tak ma�o obiekt�w tu odkryli, a ich znalezisko ma znikom� warto��. Jego nastawienie wynika�o z tkwi�cej g��boko pami�ci gatunkowej, z poczucia lojalno�ci. Dawne zwi�zki z rodzajem ludzkim zanik�y przed tysi�cami lat, ale pozosta� spadek, odwieczne dziedzictwo wsp�odczuwania - z lud�mi i dla ludzi, kt�rzy wobec jego antenat�w post�powali z takim zrozumieniem. Paj�k by� niemal zadowolony z niepowodzenia. Ucieszy� si�, �e nie trafi� na �lady wielko�ci, a ostatnie znami� pr�no�ci zachowane przez ludzko�� zostanie usuni�te raz na zawsze. Ich rasa zn�w powraca na szary koniec i nadal b�dzie patrze� ukradkiem na tryumf paj�k�w oraz innych stworze�. Globusowi rzecz ta by�a oboj�tna. Unosi� si� na wysoko�ci g��w Paj�ka i Psa. Nie przejmowa� si�, czy ludzko�� ma powody do dumy, czy te� powinna spokornie�. Nic si� dla niego nie liczy�o poza urzeczywistnianiem okre�lonych plan�w, osi�ganiem pewnych cel�w oraz wymiernymi sukcesami. Ju� spisa� na straty t� osad�; ju� wymaza� histori� ludzkich mutant�w jako element, kt�ry m�g�by tak czy inaczej op�ni� post�p. - Chyba zostan� tu na jaki� czas, je�li nie macie nic przeciwko temu - powiedzia� Cz�owiek. - Ale� sk�d! - mrukn�� Globus. - Zrobi si� ciemno - przypomnia� Paj�k. - B�d� gwiazdy. - Cz�owiek wzruszy� ramionami. - Mo�e pojawi si� ksi�yc. - Wkr�tce odlecimy. Przyjd�, �eby ci� uprzedzi�, kiedy b�dziemy si� zbiera� - obieca� Pies. * Gwiazdy pojawi�y si�, rzecz jasna. Zab�ys�y, kiedy s�oneczna zorza rozja�nia�a jeszcze zachodni� stron�. Najpierw mruga�o tylko kilka ja�niejszych, potem ich przybywa�o, a� wreszcie na ca�ym niebie zaroi�o si� od nieznanych gwiazdozbior�w. Ksi�yc nie wzeszed�. Je�li nawet istnia� jaki�, tej nocy si� nie pokaza�. Na urwistym szczycie zrobi�o si� ch�odno, wi�c Cz�owiek zebra� troch� le��cych wok� patyk�w. Znalaz� te� od�amane ga��zie, wyschni�te zaro�la, a tak�e drewno, najwyra�niej kiedy� czyszczone i obrabiane. Rozpali� ognisko. By�o niewielkie, ale jasno l�ni�o w ciemno�ciach, wi�c skuli� si� przy nim, bardziej z potrzeby blisko�ci ni� dla ciep�a. Siedzia� przy ogniu wpatrzony w le��c� na dole osad� i powtarza� sobie, �e co� jest nie tak. Wielko�� ludzkiej rasy nie mog�a przemin�� ca�kiem bez �ladu. By� samotny, ca�kiem samotny, a �ciskaj�ce za gard�o poczucie opuszczenia by�o g��bsze ni� wra�enie obco�ci na innej planecie, na ch�odnym i urwistym szczycie, pod nieznanymi gwiazdami. Czu� si� podle z powodu nadziei ja�niej�cej dot�d tak pi�knie, z powodu obietnicy, kt�ra niczym py� z porannym wiatrem rozwia�a si� w nico��, z powodu rasy skarla�ej gdzie� na peryferiach imperium w trakcie pogoni za gad�etami i wynalazkami. Imperium nie by�o domen� ludzko�ci, lecz w�adztwem globus�w i paj�k�w. ...
marszalek1