7691.txt

(41 KB) Pobierz
Edward Bryant        Rekin 
       
         Wojna rozpocz�a si� i zako�czy�a, ale przypomnia�a sobie o nim 
      osiemna�cie lat p�niej. 
         Kiedy znikn�y chmary ma�ych rybek, Folger powinien ju� wiedzie�. 
      Powinien si� domy�le�, ale zaj�ty by� umocowywaniem klatki na g��boko�ci 
      dziesi�ciu metr�w, a potem gramoleniem si� na zewn�trz przez g�rny w�az. 
      Unosz�c si� swobodnie, wpatrywa� si� w szarozielone wody po�udniowego 
      Atlantyku. Nic. Uruchomi� j�zykiem trzymany w ustach mikrofon. Transmiter 
      d�wi�k�w prze�o�y� impuls na j�zyk zakodowanych symboli i wyemitowa� 
      sygna�: "Pytanie - Waleria - Po�o�enie". Powt�rzy� to raz jeszcze. 
      Elektronika trzeszcza�a mu w uszach, ale odpowiedzi nie by�o. 
         Co� ruszy�o si� na prawo od niego - co� ciut bardziej szarego i 
      bardziej zielonego od wody. Potem Folger zobaczy� dwoje ciemnych oczu. Z 
      mroku wy�oni�o si� jej cia�o. Kszta�t pruj�cej wod� st�pionej torpedy. 
      Sun�a nieprawdopodobnie szybko. 
         Folger pope�ni� b��d, b��d niemal fatalny. Sadzi�, �e najpierw op�ynie 
      go dooko�a. Tymczasem wielki bia�y rekin p�dzi� z szeroko otwart� paszcz� 
      wprost na niego. Folger widzia� z�by, tylko z�by, rz�dy ostrej bieli. 
      "Pytanie!" - wrzasn�� do mikrofonu. 
         W desperackim odruchu wyci�gn�� przed siebie praw� r�k� z pa�k� na 
      rekiny. Wielkie, bia�e szcz�ki, tr�jk�tne z�by bezg�o�nie tn�ce wod�. 
         Folger uni�s� pa�k� - pr�bowa� j� unie�� - zobaczy� krew i jakie� bia�e 
      od�amki stercz�ce poni�ej jego �okcia i zrozumia�, �e widzi ko��, uci�ta z 
      chirurgiczna precyzj�. 
         W szoku wszystko by�o zwodniczo �atwe. Folger si�gn�� za siebie, poczu� 
      klatk� i zacz�� wci�ga� si� w g�r� do w�azu. Rekin gdzie� odp�yn��. Z 
      jedn� r�ka trudno by�o dosta� si� do klatki. Utkwi� we w�azie, w��czy� 
      wynurzanie i straci� przytomno��. 
         Nazywa�a si� Maria, podobnie jak po�owa kobiet z wioski. Od ponad 
      dziesi�ciu lat prowadzi�a Folgerowi dom. Co nieco sprz�ta�a. 
      Przygotowywa�a mu dwa posi�ki dziennie - zazwyczaj gotowane ziemniaki i 
      gulasz z baraniny. Kocha�a go z pasj� cich�, zawzi�t� i bezwzajemn�. Przez 
      te wszystkie lata nigdy o tym nie rozmawiali. Nie byli kochankami, co 
      wiecz�r po przygotowaniu kolacji wraca�a do wioski, do swego domu z 
      kamienia i gliny. Gdyby Folger wzi�� sobie ze wsi jaka� kobiet�, 
      zasztyletowa�aby oboje we �nie. Ale nigdy nie musia�a tego uczyni�. 
         - Ludzie do ciebie - powiedzia�a Maria. 
         - Kto to? 
         - Obcy. 
         Folger nie mia� go�cia spoza wyspy od. dw�ch lat, kiedy to wraz z 
      dowo��c� raz na p� roku zapasy ��dka odp�yn�� pewien brazylijski 
      dziennikarz. 
         - Przyjmiesz ich? - zapyta�a Maria. 
         - A jak mam tego unikn��? 
         Maria zni�y�a g�os. 
         - Rz�d. 
         - Cholera - zakl�� Folger. - Ilu? 
         - Tylko dw�ch. Chcesz strzelb�? - Zawini�ta w naoliwione szmaty 
      dwunastka z uci�ta lufa sta�a w kuchennej szafce. 
         - Niee - westchn�� Folger. - Wprowad� ich. 
         Maria mrukn�a co� odwracaj�c si� do drzwi. 
         - Co? 
         Potrz�sn�a matowoczarnymi w�osami. 
         - Jeden z nich to kobieta! - prychn곹. 
          Waleria przysz�a do niego p�nym popo�udniem. Wcze�niej Folger 
      rozmawia� z szefem projektu. Wiedz�c, co od niej us�yszy, zaaplikowa� 
      sobie przed jej przyjazdem dwa mocniejsze ni� zazwyczaj drinki. 
         - Chyba nie masz zamiaru naprawd� tego zrobi� - to by�o pierwsze, co 
      powiedzia�. 
         U�miechn�a si�. 
         - A wi�c ju� wiesz... 
         - Nie mog� ci na to pozwoli�. 
         U�miech znikn�� z jej twarzy. 
         - Nie jestem twoj� w�asno�ci�. 
         - Wiem, �e nie jeste�, ale... - utkn��. 
         - Do licha, to dla mnie naprawd� wstrz�s. 
         Wzi�a go za r�k� i posadzi�a przy sobie na kanapie. 
         - Czy ja odmawia�abym ci spe�nienia twoich marze�? 
         - Kocham ci� - j�kn�� b�agalnie. 
         Waleria jakby by�a gdzie� indziej. 
         - To jest to, czego chc�. 
         - Jeste� szalona. 
         - Ty mo�esz by� oceanografem. - Dlaczego ja nie mog� by� rekinem? 
          
          Maria nie grzeszy�a etykiet�. 
         - Sp�ywajcie - powiedzia�a g�o�no. Senor Folger jest zaj�ty. 
         - Nie zajmiemy mu wiele czasu - odpar� kobiecy glos. 
         Go�cie musieli si� schyli�, by unikn�� uderzenia o framug� drzwi. 
      Kobieta mia�a prawie dwa metry wzrostu; m�czyzna by� o p� g�owy wy�szy. 
      Ubrani w identyczne, jednocz�ciowe kombinezony mieli na twarzach 
      identyczne u�miechy. Byli - Folger szuka� przez chwil� w�a�ciwego 
      okre�lenia jakby tacy "za bardzo". Ich w�osy by�y zbyt mi�kkie i 
      jedwabiste, oczy zbyt niebieskie, z�by zbyt bia�e i ostre. 
         Spojrzeli w d� na Folgera. 
         - Jestem Inga Lindfors - przedstawi�a si� kobieta. - M�j brat Per. 
         M�czyzna skin�� lekko g�ow�. 
         - Mnie zapewne znacie - mrukn�� Folger. 
         - Jeste� Marcus Antonius Folger - powiedzia�a Inga. 
         - W�a�ciwie to powinienem by� Marcus Aurelius - zauwa�y� ni w pi��, ni 
      w dziewi�� Folger. - M�j ojciec nigdy nie by� dobry ze staro�ytno�ci. 
         - To raczej szcz�liwa pomy�ka - powiedzia�a Inga. - Wed�ug mnie Marcus 
      Antonius by� znacznie bardziej fascynuj�c� osobowo�ci�, a przede wszystkim 
      cz�owiekiem stanowczych dzia�a�. 
         Zdumiona Maria przenosi�a wzrok z jednej twarzy na druga. 
         - Pracowa�e� w Instytucie Morskim na wschodnich Falklandach - 
      stwierdzi� Per. 
         - Owszem. Ale to by�o dawno. 
         - Chcieliby�my porozmawia� z tob� odezwa�a si� Inga - jako 
      przedstawiciele Protektoratu Starej Ameryki. 
         - Ach, tak? S�ucham. 
         - To b�dzie rozmowa oficjalna. 
         - Aha. - Folger u�miechn�� si� do Marii. - Musz� zosta� sam z tymi 
      lud�mi. 
         Wyspiarka spojrza�a podejrzliwie na Lindfors�w. 
         - B�d� w kuchni - powiedzia�a. 
         - Nie�atwo dosta� si� do Tres Rocas zacz�� Per. - Z Cape Pembroke 
      wyruszyli�my dziewi�� godzin temu, ale po drodze napotkali�my 
      niesprzyjaj�ce wiatry. 
         Folger podrapa� si� w g�ow� i nic nie odpowiedzia�. Inga roze�mia�a 
      si�. By� to �miech taki, jak ona sama, �miech m�odej dziewczyny. 
         - Marcus Antonius Folger, chyba zbyt d�ugo przebywa� pan poza zasi�giem 
      ameryka�skiej cywilizacji. 
         - Nie s�dz� - odpar� Folger. - Zadali�cie sobie wiele trudu, �eby mnie 
      odnale��. Dlaczego? 
          
          Dlaczego? 
         Podczas wspinaczki na g�ruj�ce nad przyl�dkiem ska�y zadawa�a mu zawsze 
      mn�stwo pyta�. Waleria pyta�a, Folger odpowiada� i zwykle oboje 
      dowiadywali si� czego� nowego. Dlaczego roczne wahania temperatury na 
      Falklandach nie przekraczaj� dziesi�ciu stopni? Co to s� kwazary? Czym 
      r�ni� si� komputery trzeciej generacji od tych drugiej? Czy p�aszczki s� 
      bardzo niebezpieczne? Kiedy umrze wszech�wiat? Dzisiaj zada�a nowe 
      pytanie. 
         - Jak to w�a�ciwie jest z t� wojn�? 
         Zatrzyma� si�, wtulony w naturalny komin. 
         - O co chodzi? 
         Od zimnej ska�y zmarz� mu policzek, zesztywnia�y szcz�ki. S�owa te� 
      by�y jakby sztywne. 
         Folger zapatrzy� si� w d�, na ska�y i morze. Jak mo�na wyt�umaczy�, 
      czemu jedni ludzie zabijaj� drugich? Mo�na przekartkowa� s�ownik - "cele 
      pierwszo -, drugo - i trzeciorz�dne", "priorytet populacyjny", 
      "�mierciono�no��", ale co z tego? Czy pozwoli to uwierzy� w s�uszno�� 
      jatek na l�dzie, w kosmosie i pod powierzchni� m�rz? Czy te� mo�e pozwoli 
      co� zmieni�? 
         - Nie wiem w�a�ciwie nic - ze smutkiem w g�osie powiedzia�a Waleria. 
      Tylko to, co nam m�wi�. 
         - I lepiej im uwierz - mrukn�� Folger. - S� troch� dra�liwi. 
         - Ale dlaczego? . 
          
         - Protektorat pomi�to o swoich przyjacio�ach - powiedzia� Per. 
         Folger zacz�� si� �mia�. -
         - Nie bierz mnie pod w�os. Nawet u szczytu mej lojalno�ci dla 
      Protektoratu, czy jak tam si� wtedy to nazywa�o, by�em absolutnie 
      apolityczny. 
         - Dwadzie�cia lat temu by�by� oskar�ony o zdrad�. _ 
         - Ale nie teraz - wtr�ci�a si� szybko Inga. - Liberalizm odradza si� z 
      dnia na dzie�. 
         - Tak s�ysza�em. Czasami przywo�� mi gazety. 
         - Lata odbudowy nie nale�� do naj�atwiejszych. Na kontynencie 
      przyda�oby si� twoje do�wiadczenie: 
         - Bardziej przydaje si� tutaj. Od czasu do czasu pomagam wyspiarzom. 
         - Jako oceanograf? 
         Folger wskaza� za okno. 
         - Morze to dla nich �ycie. Przydaj� si�. 
         - Raczej marnujesz sw�j talent. 
         - Pomagam im likwidowa� resztki. 
         - Resztki? - niepewnie powt�rzy�a Inga. 
         - Wojenne superaty. Sp�jrzcie. 
         Zdj�� ze sto�u prostok�tny kawa�ek wysuszonej sk�ry i rzuci� Perowi. 
         - To z miecznika, zabi�em go zesz�ej zimy. Bydl� zabi�o przedtem dw�ch 
      ludzi i zatopi�o trzy �odzie. Przyjrzyj si� drugiej stronie. 
         Per zbli�y� sk�ry do oczu. Wypalone znaki wida� by�o dosy� wyra�nie: 
      USMF-343. 
         - Widzicie? W morzu p�ywa jeszcze ca�y arsena�. Ten trafi� do Instytutu 
      jeszcze na rok przed moim przyj�ciem. Mo�e niezbyt b�yskotliwy, ale za to 
      d�ugowieczny. 
         - Wielu jeszcze spotykasz? - zapytala Inga. 
         Folger potrz�sn�� g�ow�. 
         - Z tych prawdziwych - niewielu: 
          
          Gdy go odnaleziono, dryfowa� bez �ywej duszy na pok�adzie. Niewielki, 
      dwumasztowy statek wyp�yn�� tego ranka w kierunku wyspy Dos, jednej z 
      dw�ch ma...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin