Sandemo Margit - Opowieści 39 - Nierozwikązana zagadka.pdf

(319 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO
MARGIT SANDEMO
NIEROZWIKŁANA ZAGADKA
Ze szwedzkiego przełożyła
ELŻBIETA PTASZYŃSKA - SADOWSKA
POL - NORDICA
Otwock
1
ROZDZIAŁ I
Odd Stein nigdy nie mówił o Lindehede i o tym, co się tam właściwie wydarzyło przed
jedenastoma laty. Gdy ktoś przez przypadek wspomniał o tym miejscu lub spytał o nie
wprost, jego twarz zasnuwał cień, a on sam zupełnie się zamykał.
Był z nim wówczas także Nils Wangen. On też wolał nie wypowiadać się na temat
Lindehede, nawet w żartach. Gdy tylko zagadka z Lindehede stawała się przedmiotem
rozmowy, po prostu się wyłączał.
Odd Stein niemało widział w swojej karierze. Ale każdy policjant wcześniej czy później
natrafia na przypadek, po którym traci ochotę do dalszej służby. Stein rozwikłał tajemnicę
Lindehede, nie odczuwał jednak z tego powodu ani dumy, ani zwykłej zawodowej
satysfakcji.
Po prostu milczał i próbował ukryć jak najgłębiej wspomnienie o tej sprawie.
Było późne wiosenne popołudnie roku 1950, tajemnicze i trochę mroczne. Odd Stein
wracał właśnie do Oslo po wykonaniu zadania, które nadal zaprzątało jego myśli. Czuł
się zmęczony. Dlatego nawet nie zauważył, że skręcił w drogę, której zawsze
konsekwentnie unikał - drogę biegnącą przez Lindehede. Ostatni raz był tam przed
wojną, w 1939 roku. Kiedy z Nilsem Wangenem, roztrzęsieni, niemal w szoku, wyjeżdżali
z tej miejscowości, obaj byli przekonani, że ich noga już nigdy w niej nie postanie.
Stein zastanawiał się, czy nie zawrócić. Uznał jednak, że szkoda czasu, a poza tym jest
przecież dorosłym mężczyzną i niemało widział w życiu. Zresztą może byłoby dobrze
zobaczyć to miejsce po latach i raz na zawsze pozbyć się złych wspomnień?
Zacisnął zęby i jechał dalej.
Na drodze panował niewielki ruch. Steinowi jechało się dobrze. Zawsze uważał, że silnik
samochodu najlepiej pracuje w chłodnym i czystym powietrzu wiosennego wieczoru.
To już chyba niedaleko...
Minął tablicę informacyjną: LINDEHEDE.
Ładna nazwa, pod którą kryło się przerażające miejsce.
Teraz niewielkie wzniesienie, jeszcze kawałek i...
Odd Stein znalazł się już na wierzchołku wzgórza i teraz jechał drogą w dół.
Nagle, zdziwiony, uniósł lekko brwi.
2
Pierwsze, co zobaczył, to duża, pustawa stacja benzynowa upstrzona kolorowymi
podświetlanymi szyldami. Za nią wyłaniały się szeregiem wysokie domy.
Czyżby zabłądził?
Musiał nabrać paliwa. Lekko przyhamował i zajechał przed jeden z dystrybutorów.
Wyszedłszy z samochodu przeciągnął się, żeby rozprostować kości zesztywniałe po
długiej podróży. Młody chłopak zaczął napełniać bak jego wozu,
- Czy tu nie leżało kiedyś chłopskie gospodarstwo? - spytał Stein.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Jakiś tęgi starszy mężczyzna w luźnym ubraniu z wystającym pod szyją podkoszulkiem
usłyszał pytanie i zbliżył się do samochodu.
- Tak, chyba ma pan rację - powiedział niewyraźnie. - Stację pobudowano niedawno,
wcześniej było tu podobno jakieś gospodarstwo.
- Dużo się zmieniło - przerwał mu Stein.
- Owszem. I to w szalonym tempie. Mamy tutaj teraz i przemysł.
Komisarz spojrzał na ulicę, która prowadziła przez gęsto zabudowaną miejscowość.
- Jeśli się nie mylę, tuż obok był też cmentarz i mały kościółek.
- Zgadza się. Ale akurat tędy musiała biec droga, no to zbudowali nowy kościół na
drugim końcu Lindehede. Naprawdę elegancki, sam beton, od góry do dołu.
- A cmentarz?
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
- Zrównali go z ziemią. Groby chyba najpierw poprzenosili, tak myślę. Ale tamtego
cmentarza dawno już nie ma!
Może to i lepiej, pomyślał Odd Stein.
- A majątek? - spytał, ogarniając wzrokiem dolinę i całkiem nową dzielnicę eleganckich
domków jednorodzinnych.
3
- Jego też nie ma. Zdaje się, że z nim wiązała się jakaś podejrzana historia, ale nikt nic
nie wie.
- Nikt - potwierdził krótko Stein.
To właśnie było najdziwniejsze: prasa nigdy się nie dowiedziała, co tak naprawdę
wydarzyło się w Lindehede, bo całą sprawę okryła zmowa milczenia.
Chcąc lepiej widzieć, komisarz przymrużył oczy.
Poczuł się nieswojo, gdy w gęstniejącym mroku dostrzegł w oddali dwa, trzy wysokie
cienie świerków.
Resztki tamtego żywopłotu...
- Był tam też chyba las - bąknął.
- Zgadza się! Wycięty, prawie co do jednego drzewa. Na jego miejscu stoi teraz duża
fabryka, ale jest taka niska, że stąd jej nie widać. A ten staw to znowu napełnili wodą.
Ludzie mówią, że zawisł nad nim jakiś zły urok. Ale ja nie znam tej historii. Chyba nikt jej
tak do końca nie zna.
Mógłbyś ją usłyszeć ode mnie, pomyślał Stein. Ale nikt mnie nie zmusi, żebym
kiedykolwiek ją opowiedział.
Jak dużo zmieniła tu wojna! Wszystko, co się wtedy zdarzyło, należało już do minionej
epoki. To jednak były inne czasy... I zupełnie inny świat.
Dziś Lindehede można by uznać za symbol rozwoju. Zabudowania pochodzące sprzed
wojny zostały zrównane z ziemią. Wysokie, kanciaste betonowe bloki w żaden sposób
nie przypominały dawnego idyllicznego krajobrazu. Wieś licząca od piętnastu do
dwudziestu domów i gospodarstw, a także majątek, po prostu zniknęły. W ciągu zaledwie
kilku lat.
Ładnie teraz tu nie było. Mimo to Odd Stein doznał wielkiej ulgi.
Zapłacił za benzynę i ruszył przez owo nowe, nieznane Lindehede.
Jak się okazało, szosa prowadziła obok trzech świerków, które pozostały po dawnym
ciągnącym się kilometr żywopłocie. Wznoszące się ku niebu drzewa majaczyły niczym
widma w wieczornym mroku.
Świerkowy żywopłot...
4
Stein poczuł ciarki na plecach, dodał gazu. Po chwili Lindehede ze swymi dawnymi
strachami zostało już za nim.
Po kilku kilometrach w wozie komisarza zaczął szwankować zapłon. Coś złego działo się
ze świecą. Muszę wreszcie poważnie pomyśleć o wymianie tego samochodu, westchnął
Stein.
Silnik dławił się i parskał. Nie daj Bóg, gdyby miało się okazać, że nie da się już jechać
dalej. Gdzie ja w ogóle jestem?
Właśnie minął jakąś większą wieś. „Grand Hotel”, głosił szyld, a pod tą nieco napuszoną
nazwą kryła się po prostu dwupiętrowa drewniana buda. Wyglądała jednak dosyć czysto
i schludnie, dlatego Stein zdecydował się w niej zatrzymać. Czuł się zmęczony i nie miał
ochoty spieszyć się z powrotem do Oslo, gdzie czekało go przeprowadzenie rutynowego
dochodzenia w dość banalnej sprawie. Kierowniczkę jakiegoś domu starców
podejrzewano o to, że pozbawia życia swoich uciążliwych podopiecznych, aby zdobyć
ich pieniądze i ująć sobie nieco pracy. Tego rodzaju oskarżenia już dawniej stawiano
wielu kobietom pełniącym tę funkcję. Z reguły były to tylko podyktowane zawiścią
pomówienia, oznaczały jednak ciągnące się w nieskończoność przesłuchania, a te nie
bawiły Steina ani trochę.
Gdy otrzymał pokój, poprosił portiera o umówienie go z mechanikiem samochodowym.
Potem uznał, że po trudach dnia należy mu się solidny odpoczynek.
Jednakże noc okazała się niespokojna dla Odda Steina. Gdy tak leżał pod spraną
pościelą w „Grand Hotelu”, starając się zasnąć, powróciła cała historia z Lindehede. A
kiedy wreszcie usnął nad ranem, prześladowała go także we śnie: widział upiorne blade
twarze, na których malowało się przerażenie, rozpacz albo złość.
Po owej nocy zrozumiał, że nie uwolni się od tej historii sprzed lat, jeśli nie odtworzy jej
od początku do samego końca, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów. Może w ten
sposób wyrzuci ją z pamięci raz na zawsze.
Pozostało jeszcze do wyjaśnienia kilka detali, które zarówno Wangen, jak i on uważali za
mało istotne dla sprawy, i bynajmniej się nie mylili. Jednakże w ciągu minionych lat Stein
często o nich myślał. Bo choć nie miały większego znaczenia dla rozwiązania zagadki,
sprawiły, że nie potrafił zapomnieć ani Lindehede, ani przerażających wydarzeń, jakie się
tam rozegrały.
Ta historia nie miała żadnych jasnych punktów.
No, może jeden. Ciągłe słowne utarczki Nilsa Wangena z Unni.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin