S.M. Stirling & David Drake - General 06 - Wybraniec.pdf

(1488 KB) Pobierz
384868223 UNPDF
S.M. Stirling
David Drake
WYBRANIEC
G ENERAŁ - KSIĘGA VI
ISA
GTW
WYBRANIEC
Tytuł oryginału: THE CHOSEN
Copyright © 1996,2004 S.M. Stirling i David Drake.
Prawa do wydania polskiego należą do ISA Sp. z o.o., Warszawa 2004.
Ilustracja na okładce: Steven Hickman
Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do
osób prawdziwych, żyjących lub nie, jest całkowicie przypadkowe,
Wydanie I
Wydawca: ISA Sp. z o.o.
Tłumaczenie: Marta Koniarek
Korekta: Tomasz Zrąbkowski
Skład: Jarosław Polański
Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej:
ISA Sp. z o.o.
Al. Krakowska 110/114
02-256 Warszawa
tel./fax (0-22) 846 27 59
e-mail: isa@isa.pl
ISBN: 83-88916-96-3
Rozdział pierwszy
Visager
1221 P.U. (Po Upadku)
305 R.P. (Roku Przysięgi )
Komandor Maurice Farr zdjął z głowy czapkę i otarł chusteczką pot z czoła. Mężczyzna
stał w dokach dla liniowców pasażerskich na północnym nabrzeżu Zatoki Składania
Przysięgi. Za plecami miał szerokie i ciche ulice Starego Miasta, którego centrum stanowił
Plac Pomnika. Na placu stały rzeźby z brązu przedstawiające założycieli ze wzniesioną w
dłoniach bronią - kordami i rusznicami skałkowymi rozpowszechnionymi trzy wieki temu.
Wojna Imperium z Sojuszem zakończyła się miażdżącym zwycięstwem Imperium. Pierwszą
rzeczą, jaką zrobili uciekinierzy z Sojuszu, było złożenie uroczystej przysięgi zemsty na tych,
którzy pogrzebali ich ambicje i wyrżnęli wszystkich ich ziomków, jacy nie umknęli z
kontynentu.
Po trzech latach spędzonych jako attache marynarki wojennej w Krainie Wybrańców,
Farr miał pewność co do dwóch rzeczy: ich potomkowie wciąż mieli taki zamiar i zamierzali
podbić nie tylko Imperium, ale i całą planetę Visager. Może i cały wszechświat.
Na zachód i południe wokół zatoki rozciągało się nowoczesne miasto Składanie
Przysięgi, zbudowane z czarnego bazaltu i szarego tufu dostarczonego z pobliskich
kamieniołomów. Widać było kolejowe bocznice, stocznie, stalownie, fabryki, magazyny i
niekończące się czynszowe bloki, w których zamieszkiwali protegowani robotnicy. Skupisko
ogromnych budynków znaczyło centrum handlowe; sześć a nawet osiem pięter wysokości, ze
szkieletem dźwigarów osłoniętych granitem rzeźbionym w surowym, kolumnowym stylu
architektury Wybrańców. Większość miasta, znajdująca się poniżej zielonych przedmieść na
stokach wzgórz, spowita była przez całun węglowego dymu, przydający siarkowy zapach
gorącemu, tropikalnemu powietrzu. Nad ulicą z kamiennych bloków pobrzmiewał stukot
podkutych kopyt, pisk żelaza ocierającego się o żelazo, syk pary i gwizd fabrycznych syren.
Statki tłoczyły się w dokach i zatoce, począwszy od staromodnych żaglowców przybyłych z
ładunkami zboża z Imperium po nowoczesne parowce o stalowych kadłubach wybudowane w
Krainie lub Republice.
W środku zatoki krąg wysp połączonych groblami znaczył miejsce po starożytnym,
zapadniętym stożku wulkanicznym, gdzie obecnie znajdował się nowoczesny dok basenowy
marynarki. Obok niego poruszał się niski, masywny, szary kształt ciężkozbrojnego okrętu
wojennego. Umysł Farra automatycznie go zaszufladkował . Ezerherzog Grukin , od którego
pochodziła nazwa tej klasy, zwodowany w zeszłym roku. Dwanaście tysięcy ton wyporności,
cztery dwieściepięćdziesiątki na podwójnych wieżyczkach z przodu i z tyłu, osiem
stosiedemdziesiątekpiątek w czterech bocznych wieżyczkach z podwójnymi lufami, osiem
stopięćdziesiątekpiątek na otwartych platformach strzelniczych po obu stronach,
dwustumilimetrowe płyty pancerne poniżej poziomu wody, o powierzchni z utwardzonego
stalowego stopu. Czterokominowy, z trójcylindrowymi silnikami, osiemnaście tysięcy koni
mechanicznych, osiemnaście węzłów.
Największa, najokropniejsza rzecz, która pływa po wodzie - przynajmniej do momentu,
gdy za osiemnaście miesięcy Republika zwoduje pierwszy okręt z klasy Demokrata .
Farr potrząsnął głową. Dość. Jedziesz do domu . Podniósł wzrok.
Wulkany ze śnieżnymi czapami otaczały miasto portowe Składania Przysięgi z trzech
stron. Wznosiły się w mgiełce tropikalnego powietrza niczym doskonałe stożki, ich podnóża
zachodziły na siebie w gąszczu dolin i bruzd pokrytych lasami deszczowymi niczym
ciemnozielonym aksamitem. Pod lasem znajdowały się tarasowe pola. Farr pamiętał, jak
przez nie przejeżdżał. Pyliste aleje rozciągnięte pomiędzy rzędami eukaliptusów i
wianowłostek [Drzewo o widowiskowo czerwonych lub żółtych kwitach, zwane również
„płomiennym drzewem”. [Przypis tłum.]] wyłożone były żwirem. Nieco chłodniej niż tu w dole,
w dokach; nieco mniej wilgotno. Z pewnością pachniało tam lepiej niż nad oleistymi wodami
zatoki. Ładnie na swój sposób; lśniąca zieleń kawowych krzewów i pomarańczowych gajów.
Wybrał się tam kilkakrotnie, zapraszany do dworów w rodowych posiadłościach
przedstawicieli marynarki Wybrańców, pragnących poznać attache marynarki Republiki.
Niezłe chłopy, niektórzy z nich. Dobrzy żeglarze, okropni szpiedzy, mający tendencje do
zadawania pytań ujawniających więcej, niż chcieliby powiedzieć pytani.
Oznaczało to również, iż musiał podróżować poza Dystrykt Składania Przysięgi. Istniały
pewne miejsca, z których dobra lornetka pozwalała dojrzeć bazę, jeśli działałeś szybko i
dyskretnie. Nic wstrząsającego, tylko to, co stało w porcie, w suchym doku i co budowano na
pochylniach. Potwierdzenie informacji, które wywiad uzyskał od informatorów
zwerbowanych spośród szeregów protegowanych robotników w stoczni. W taki sposób
buduje się obraz potencjału bojowego, krok po kroku. Był tu od trzech lat, wykonał kawał
niezłej roboty - zdobył dane dotyczące eksperymentów z turbiną parową - i nadszedł czas, aby
wrócić do domu.
Spojrzał na rozmawiających niedaleko mężczyznę i kobietę.
* * *
Cóż takiego w nim widziałam? - pomyślała Sally Hosten.
Jej mąż - który wkrótce miał zostać byłym mężem - stał w formalnej pozycji, z rękoma
splecionymi na plecach. Karl Hosten był wysokim mężczyzną nawet jak na jednego z
Wybrańców, z szerokimi barami i wąską talią, wyglądającym równie dobrze w wieku
trzydziestu pięciu lat, jak dwanaście lat temu, gdy się pobrali. Twarz miał kwadratową i tak
mocno opaloną, że turkusowoniebieskie oczy błyszczały przez kontrast niczym klejnoty;
krótko przycięte włosy były jasnoblond. Miał na sobie nieoficjalny mundur: szare spodenki,
tunikę z krótkimi rękawami i pasem na broń.
- To rozstanie nie następuje z mojej woli - rzucił energicznie w krajowym z mocnym
akcentem Wybrańców.
- Ale z mojej - przyznała Sally po angielsku.
Od dłuższego czasu mówiła po krajowemu, więc miała małe problemy z dobrym
akcentem, gdy udała się do ambasady Santander w celu odzyskania swojego republikańskiego
obywatelstwa. Spotkała tam Maurice’a. I jeśli tylko się da, nie zamierzała mówić w języku
Karla.
- Nie zmienisz postanowienia? - spytał.
Dwanaście lat spędzonych razem sprawiło, iż łatwo jej było odczytać emocje ukryte pod
przypominającym maskę obliczem Wybrańca. Smutek, jaki wyczuwała, sprawił, iż poczuła
gniew.
- Czy zwrócisz Johnowi możliwość posiadania dzieci? - spytała.
Krótkie spojrzenie rzucone w bok potwierdziło, iż jej syna Johna nie ma już w pobliżu.
Gdzie on jest... a, jakieś dwadzieścia stóp stąd, pochylony nad siecią ładunkową wraz z innym
chłopcem wyglądającym też na dwanaście lat. Jeffrey Farr, syn Maurice’a.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin