Z odsetkami
Autor: Morpheus
Odc. 10
„Spłacisz każdego centa z mojej kary kredytowej”.
Justin był niewzruszony słowami Briana bo jak mówił Daphne przez ucieczką miał zamiar wszystko mu zwrócić. Ucieczka to jednak było złe słowo. Chciał wziąć życie w swoje ręce i przeprowadzić się do Nowego Jorku, znaleźć pracę ale pojawienie się Briana pokrzyżowało jego plany. Kiedy otworzył drzwi pokoju hotelowego zobaczył go opierającego się o futrynę – był wściekły i miał ponury wzrok.
Serce zabiło mu mocniej. Zanim zebrał się w sobie i z uśmiechem zapytał: „Chcesz wejść?” Brian odepchnął go szorstko o rozejrzał szybko po pokoju.
Tak naprawdę chłopak poczuł ulgę, że Brian przyjechał za nim do Nowego Jorku. Kiedy żegnał się z Daphne i jechał na lotnisko miał głowę pełną wspaniałych planów, żeby wziąć szturmem Wielkie Jabłko. Zostałby sławnym modelem, pracowałby dla wielkich agencji i szybko zaczął zarabiać setki, tysiące dolarów. Wróciłby do Pittsburga i wszyscy by żałowali, że tak go potraktowali.
Kiedy czekał na swój lot jego plan wydawał się łatwy do zrealizowania. Jednak z czasem zaczął zdawać sobie sprawę, że popełnił błąd. Nie był głupi; wiedział, że nie zostanie nagle odkryty i że od razu zdobędzie sławę i pieniądze. Słyszał historie o nastolatkach na ulicach Nowego Jorku, którzy oddawali się za kilka dolarów żeby mieć na narkotyki. Nagle zdał sobie sprawę co zrobił - ukradł kartę kredytową. Mógł zostać aresztowany. Zamiast wspaniałego życia w Nowym Jorku, Paryżu czy Mediolanie prędzej wyląduje za kratkami.
Nowy Jork go przerósł. Był tam tylko raz – z rodzicami; z ojcem wspięli się na Statuę Wolności, a z mamą włóczył po Muzeum Sztuki Współczesnej. Kiedy jechał ulicami pełnymi głośnych i przepychających się ludzi otrzeźwiał. Wziął z lotniska taksówkę i instynktownie wybrał miejsce przeznaczenia – hotel Hilton w którym mieszkał z rodzicami. Kiedy się rozpakował dosłownie go sparaliżowało. Z jednej strony chciał odkryć tą wspaniałą metropolię, z drugiej natomiast schronić się przed czającą się za drzwiami rzeczywistością.
Pierwszej nocy w pokoju hotelowym schronił się jak w „kokonie”; zamówił kolację i oglądał telewizję. Był przekonany, że niedługo mu ten nagły lęk przejdzie, jednak nigdy się tego nie dowiedział gdyż następnego dnia przybył Brian żeby go uratować.
Na początku wcale nie czuł, że jest to misja ratunkowa. Brian był wściekły. Ale pod fasadą złości Justin wyczuł wrodzoną życzliwość i łagodność; obiecał mu pomóc zamiast kary, nie śmiał się z jego lęku przed opuszczeniem pokoju. Większość ludzi nie znała tej życzliwości, widzieli go takim jakim on chciał.
Brian dał mu dokładnie to czego oczekiwał – odkupienia, kiedy z brawurą, kryjąc lęk przed odrzuceniem rozebrał się i podszedł do niego nagi i bezbronny.
Kiedy wzięli prysznic i Justin spakował się Brian wykonał kilka telefonów. Dopiero później chłopak zdał sobie sprawę, że musiał wtedy rozmawiać z Debbie i jego matką, gdyż jak wrócili do Pittsburga wszystko było ustalone.
Michael i pozostali zachowali się w porządku kiedy z Brianem spotkali się z nimi na rogu ulicy w SoHo; Emmett uściskał go, Ted uśmiechnął i nawet Michael powstrzymał się od kazania. I tak był zawstydzony ucieczką i kradzieżą karty kredytowej. Zjedli obiad na świeżym powietrzu po biało-czerwonymi parasolami.
Kiedy kelner przyniósł rachunek, Brian dał go chłopakowi mówiąc, „Użyj swojej karty kredytowej”. Wszyscy się uśmiechnęli, nawet Brian. Justin zaczerwienił się bo poczuł głupio i oddał mu kartę.
Początkowo podróż z Nowego Jorku była niewygodna. Justin siedział ściśnięty między Tedem i Emmettem, które nie było przeznaczone dla trzech mężczyzn mimo, że jeden z nich był szczupłym nastolatkiem. Nikt się nie skarżył ale po ok. 50 milach Brian, który op jakiś czas patrzył w lusterko zatrzymał auto i powiedział, „Mikey prowadzisz, Ted siadaj z przodu”. Wszyscy byli zaskoczeni ale posłusznie się przesiedli, Brian usiadł na tylnym siedzeniu i wciągnął Justina na kolana.
„Rozluźnij się”, co chłopak z radością uczynił i wtulił w jego klatkę piersiową. Zrelaksowany wtulił się w jego klatkę piersiową. Po pewnym czasie zasnął. W Nowym Jorku Justin nie mógł spać, dopiero w ramionach Briana poczuł się bezpiecznie. Niedługo potem obudził się i zaskoczony poczuł, jak Brian go całuje i cicho szepcze, „Śpij”, wkrótce zasnął ponownie.
Debbie i Vic ciepło go przywitali. Debbie powiedział, że po telefonie Briana posprzątała stary pokój Michaela, zmieniła już pościel i przygotowała na obiad wielką patelnie lazanii. Jak jadł skarciła go łagodnie i wymogła obietnicę, że już nigdy tego nie zrobi. Zapewniła też, że rodzina nadal go kocha („Poza moim ojcem” wymruczał) i nawet frazesy takie jak „czas leczy rany” nie brzmiały w jej ustach banalnie.
Przed snem mocno go uściskała i ucałowała. Leżąc już w łóżku i wsłuchując się w odgłosy domu Justin poczuł łzy napływające do oczu. Był wdzięczny za przygarnięcie przez Debbie, był wdzięczny Brianowi za ratunek, ale desperacko pragnął być teraz w jego łóżku. Czuł, że wszystko spieprzył i Brian nie pozwoli mu więcej zostać u siebie.
Gdy rano zszedł na dół zaskoczony zobaczył siedzącego w kuchni Brian, który pił kawę z Vikiem. Brian jak zwykle rano był w zrzędliwym nastroju.
„Zawiozę cie do szkoły, ale dowiedz się jak jeżdżą autobusy bo będziesz nimi jeździł”.
„Okay”, mruknął biorąc od Debbie szklankę mleka. Szybko zjadł miskę płatków i porozmawiał z Vikiem o sąsiadach. Po śniadaniu poszli do samochodu. Justin pamiętał, że w takim nastroju lepiej się do Briana nie odzywać.
„Dobrze spałeś?”, Brian w końcu się odezwał.
„Taaaaa … ten dom wydaje dziwne odgłosy”.
„Pamiętam”, zgodził się Brian. Po chwili ponownie się odezwał, „Oczekuję, że wkrótce zaczniesz spłacać rachunki z mojej kart kredytowej. Powinieneś znaleźć pracę po szkole”.
„Okay”, Justin był zaskoczony, nie spodziewał się, ze Brian spyta się o zwrot pieniędzy. Nagle poczuł się zakłopotany, odwrócił twarz do okna. Był rozpuszczonym gówniarzem. Pamiętał jak ojciec dawał mu zaliczki na fundusz, ale nigdy nie chciał żeby mu oddawał; gdy mama cos mu kupowała, mówiła żeby oddał później ale nigdy tego robił. Oczekiwał, że Brian zrobi podobnie; gdy o tym myślał czuł jak rumieniec wstydu rozlewa mu się po twarzy i karku.
„Poszukam dzisiaj czegoś”, powiedział starając się zachować normalny głos.
„Mógłbyś pracować z Deb, jest wolne miejsce w jadalni”.
„Co to za praca?”
„Okropne!” krzyknął Justin kiedy Brian powiedział, że chodzi o sprzątanie w jadalni.
„Okropne?”, Justin zadrżał pod lodowatym spojrzeniem Briana.
„Mam na myśli … po prostu …”.
Głos Briana był niebezpiecznie cichy, „No tak, jesteś za dobry do takiej pracy. Może będą jakieś oferty na dyrektora lub prezesa banku. Sprawdzę dziś”.
„Nie to miałem na myśli! Ja nie … już nic.” Justin przełknął dumę, „Zrobię to”.
„Dobrze. Deb powiedziała, że możesz zacząć jutro rano. Opowie ci wszystko wieczorem.”
„Okay”, Justin milczał przez resztę drogi.
Kiedy zatrzymali się przy szkole wymruczał, „Dzięki za podwiezienie” i złapał klamkę.
„Poczekaj”.
Justin odwrócił się. Brian popatrzył przez okno wzdychając ciężko , spojrzał na chłopaka i pogłaskał po policzku.
„Wszystko się jakoś uł...
Kattze