Elliott Robin - Gwiazdkowy prezent.doc

(602 KB) Pobierz

ROBIN ELLIOTT

 

Gwiazdkowy prezent

(Brookes Chance)


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Nie! Wykluczone! Nie zrobię tego!Brooke Bradley była zdecydowana.

Dałaś słowo!

Julie! Litości!

O nie! Zakład był uczciwy. Twoi Kowboje przegrali jedną bramką, musisz płacić.

To śmiesznepowiedziała Brooke. – Mam dwadzieścia trzy lata i nie mogę ot tak, siąść na kolanach Świętemu Mikołajowi. Popatrz, ilu maluchów stoi w kolejce. Julie, jestem twoją najlepszą przyjaciółkąnie rób mi tego.

Ruszaj!

Już z daleka widać było Świętego Mikołaja. Siedział na tronie i przyjmował dzieci. Pomagała mu dziewczyna w kusym stroju elfa. Napis głosił: „Witamy na Biegunie Północnym”. Poprzez gwar dobiegały słowa kolędy.

Jesteś okropnapowiedziała Brooke. – Potrzymaj mi kurtkę.

Po co?

Ważę ponad pięćdziesiąt kilo, mógłby się załamać pod moim ciężarem.

Wyjątkowy humanitaryzmzachichotała Julie.

Daj te ciuchy.

Brooke owinęła się w pasie puszystym czerwonym swetrem. Zamyślona, skręcała palcami krótkie, ciemne loczki opadające jej na policzki. Niska i drobna Brooke wśród maluchów poczuła się jak olbrzymka.

Jeszcze raz rzuciła wściekle spojrzenie w stronę Julie i stanęła na końcu kolejki.

Poproś o coś wspaniałego!zawołała przyjaciółka.

Ja ci pokażęjęknęła Brooke.

Hejpowiedziała do dziewczynki stojącej przed nią. – Gdyby ktoś zapytał, powiedz, że jestem twoją mamą.

Nie rozmawiam z obcymi.

Przepraszam.

Brooke oglądała rozwieszone dekoracje, nuciła kolędy i całkiem ignorowała Julie Mason.

No, małazawołała Julieteraz twoja kolej. Nie zapomnij o proszę i dziękuję.

Zatłukę jązamruczała Brooke. Dziewczyna w stroju elfa zapytała:

A gdzie pani dziecko?

Zostało w domuma odrę. Zastępuję je.

Tak sobie pomyślałam... nie szkodzi, tylko że...

Proszę się nie przejmowaćpowiedziała Brooke. Wbiegła na podium i stanęła przed Mikołajem.

Ja... – zaczęła.

No, no, norozległ się donośny głos jakby z głębi wielkiego brzucha, okrytego czerwonym płaszczem.

Słuchaj, Mikołaju. Moja przyjaciółka Julie zawsze wrabia mnie w idiotyczne zakłady. Rozumiesz, Kowboje przepuścili bramkę i przegrali, dlatego musiałam tu przyjść. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.

Och!zawołała, gdy nagle duże dłonie objęły ją w pasie i uniosły, a po chwili znalazła się na twardych kolanach Świętego.

No, no, nozahuczał znowu Mikołaj.

Może już pójdę. Ja...

Przerwała, bo uświadomiła sobie, że oto patrzy w najbardziej błękitne oczy na świecie. Ocienione długimi, ciemnymi rzęsami sypały wesołe iskry. Ciężkie, białe brwi z waty łączyły się nad prostym, opalonym nosem. Brąz policzków odcinał się od bieli sztucznej brody. Obrzuciła spojrzeniem łagodny zarys ust pod obwisłymi wąsami i znowu zapatrzyła się w błękit jego oczu. Mikołaj mrugnął porozumiewawczo.

Ależ ty wcale nie jesteś starypowiedziała Brooke. Nawet przez gruby sweter czuła ciepło jego rąk.

No, no, nopowtórzył Mikołaj i uśmiechnął się odsłaniając równe, białe zęby. – To możeusłyszała silny i głęboki głospowiesz mi, czy byłaś grzeczna?

Wyjątkowo. A teraz puść mnie.

Nie wiem jeszcze, jaki prezent chcesz dostać na gwiazdkępowiedział, podczas gdy palcami błądził po jej plecach.

Przestańszepnęła.

CoMikołaj zniżył głoschciałabyś dostać ode mnie?

Brooke z trudem łapała powietrze, serce jej biło jak oszalałe. W błękitnych oczach Świętego nie widziała już rozbawienia. Czuła, że ją hipnotyzuje. Chyba ma biedak gorączkę, pomyślała. Żar jego dłoni przenikał przez jej ubranie, czuła dziwny dreszcz.

Hm... bernarda?

Co?

Psa. Psa świętego Bernarda. Naprawdę muszę iść. Do widzenia.

Nie wiem nawet, jak ci na imię. Jak mam doręczyć psa?

Spytaj elfów!

Przyjdę do ciebie we śnie.

Słucham?

A więcbądź grzeczna. I do zobaczenia.

Do widzenia... Mikołajupowiedziała Brooke, lecz nie mogła się poruszyć, zniewolona spojrzeniem tych błękitnych oczu.

Święty Mikołaju!zawołał elf. – Dzieci się niecierpliwią.

Co ja robię?Brooke zerwała się na równe nogi. – Cześć.

Wkrótce znów się zobaczymy. – Mrugnął do niej.

No, no, no!zawołała Brooke, zbiegając po schodach. – Julie, chodźmy stąd szybko.

Zaraz, tylko wezmę resztę.

Jaką resztę?

Zamówiłam dla ciebie zdjęcie z Mikołajem.

O Boże, po co?

Brooke odeszła kilka kroków. Teraz dopiero mogła odetchnąć. Kiedy była mała, nie spotykało się takich Mikołajów. Nigdy w życiu nie widziała równie wspaniałych błękitnych oczu. Ciekawe, jak wygląda bez tej okropnej sztucznej brody? A ta opalenizna? Pewnie jeździł na nartach. Ale co mnie to obchodzi?

Załatwione. – Julie oddała Brooke kurtkę.

Muszę koniecznie zjeść lody.

Tak się zdenerwowałaś? Na kolanach tego staruszka wyglądałaś ślicznie. O co go poprosiłaś?

O bernarda.

Żartujeszroześmiała się.

Julie! Mikołaj wcale nie był stary Co?Julie spojrzała na nią zaskoczona.

Nie, najpierw lody. – Brooke już wchodziła do cukierni.

Kilku mężczyzn odwróciło głowy, kiedy przechodziły przez salę. Brooke, drobna, z dużymi ciemnymi oczami, miękkimi, kasztanowymi loczkami i uroczym uśmiechem zawsze przyciągała uwagę.

Julie Mason była wysoką, smagłą dziewczyną. Fryzura w stylu afro uwydatniała jej wystające kości policzkowe i czarne jak węgle oczy.

Dziewczęta były serdecznymi przyjaciółkami. Od trzech lat wynajmowały wspólne mieszkanie.

Proszę o deser lodowypowiedziała Brooke do kelnerki.

Dla mnie sorbet. Mówisz, że Mikołaj był młody?

Wyglądał na trzydziestkę, ale pewności nie mam.

Przystojny?...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin