Emma Goldrick - Panna Latimore.pdf
(
709 KB
)
Pobierz
The Latimore bride
EMMA GOLDRICK
Panna Latimore
ROZDZIAŁ PIERWSZY
athilda Latimore niechętnie zeszła z chwiejnego,
drewnianego pomostu w Omdurmanie, żałując, iż
przybyła do tego miejsca. Gorące słońce oświetlało jej
smukłą sylwetkę i muskało kosmyki jasnych włosów wymykające
się spod tropikalnego hełmu. Zbliżał się koniec maja i temperatura
w południe dochodziła do trzydziestu ośmiu stopni Celsjusza. Lada
dzień oczekiwano nadejścia pory deszczowej.
W miejscu, gdzie Nil Biały łączy się z Nilem Błękitnym, widoczna
była kopuła meczetu, a nieco dalej na północ ciągnęła się
zadymiona dzielnica fabryczna północnego Chartumu.
Ze wszystkich stron osaczała Mathildę kakofonia dźwięków:
arabski pomieszany z dwudziestoma sześcioma nilockimi językami
Demokratycznej Republiki Sudanu. Parowiec, który zbliżał się do
doku, mógł zabrać pięćdziesięciu pasażerów, a czekało na niego już
ponad trzysta osób.
Dobrze mi tak, pomyślała gorzko Mathilda. Gdzież jest ten
człowiek? Nic nie przebiegało zgodnie z planem. A wszystko zaczęło
się w Bostonie, przy stole w starej posiadłości w miasteczku
East-boro.
- Straciliśmy panowanie nad sytuacją - oznajmił jej ojciec, Bruce
Latimore. - Ta linia kolejowa miała być naprawiona trzy miesiące
temu. A od trzydziestu dni nie dostajemy żadnych wiadomości od
Quinna. Ktoś musi pojechać.
- To nie będziesz ty, Bruce - wtrąciła się stanowczo jego żona. -
Jeszcze nie wyleczyłeś się z grypy. Na pewno nie pozwolę ci gnać do
Afryki dla jakiejś kolei! Mimo drobnej postury Mary-Kate Latimore
przemawiała władczym tonem matriarchini i mało kto z klanu
Latimore'ów był gotów stawiać jej opór.
Strona 1 z 143
M
- Mamy kilku innych inżynierów - nadzorców - sugerowała
Mathilda.
- Żaden nie mówi po arabsku, Mattie - odparł jej ojciec. -
Zresztą połowa z nich jest za stara na taki tryb życia. Potrzebujemy
młodego, energicznego inżyniera, który zna arabski i nie ma pilnych
zobowiązań.
- Nie patrzcie na mnie - powiedziała pośpiesznie Mathilda,
czując, że po grzbiecie przechodzą jej nieprzyjemne ciarki. - Jestem
z branży budowlanej. To znaczy wznoszę budynki. Nie mam
zielonego pojęcia o kolejach! - Ale ojciec patrzył na nią. Matka
również.
- Poza tym tylko studiowałam arabski, nie mogę powiedzieć, że
dobrze się nim posługuję - dodała wzburzona.
- To żadne zmartwienie - oznajmił ojciec. - Mamy w Chartumie
nowego człowieka, nazywa się Ryan Quinn. Jest jednym z
najlepszych. I zna arabski, a może i z pół tuzina innych języków.
- Dziwne, że jeszcze go nie poznałam - odrzekła Mathilda. -
Jestem wiceprezesem korporacji i nie znam jednego z kierowników?
- Ostatnim razem, gdy tu przyjechał, byłaś w Meksyku. Zawsze
tak się śpieszysz, że brakuje ci czasu na pojechanie gdzieś, na
zrobienie czegoś więcej, Mattie. Czasami żałuję, że... nieważne! On
mi się spodobał.
- To ma być cała rekomendacja? - zaśmiała się Mathilda.
- Czym się martwisz? - zapytał łagodnie Bruce. Byłaś ze mną na
wielu kontraktach za oceanem.
- Tak, w tym sęk - westchnęła. - Teraz chcesz, żebym była tam
sama, z jakimś facetem w kasku, który nawet mnie nie zna? Oboje
wiecie, jak ciężko jest dziewczynie zdobyć szacunek ludzi na
budowie. A może powiecie, że ten gość Quinn jest łagodny jak
baranek?
- Niezupełnie - odparła żywo jej matka. - Sądzę, że jest wręcz
przeciwnie. Sprawiał wrażenie bardzo...
- Przestań już, Mary-Kate - zachichotał Bruce. - Mattie
Strona 2 z 143
pojechałaby tam jako moja przedstawicielka. Wystarczy tylko, żeby
zachowywała spokój, skontrolowała wszystko i trochę porządziła, a
potem wróci do domu.
- Masz rację - zgodziła się żona z uśmiechem. Mattie dostrzegła
w nim coś więcej niż czułość. Po tylu latach małżeństwa nadal
kochają się do szaleństwa!
- W porządku, wyduś to z siebie! - zażądał. Jego drobna żona
wzruszyła ramionami.
- Ta podróż może się okazać dobra dla naszej Mattie -
powiedziała do nich. - Pozwoli jej dorosnąć. Ale jakoś nie mogę
zapomnieć, że tygrys niekiedy zjada świeże mięso, które wrzuca się
do jego klatki.
Ani Bruce, ani jego córka nie zrozumieli, o co jej chodziło.
Rodzina podjęła decyzję, wskutek której Mattie przebyła połowę
świata z torbami wypchanymi pigułkami przeciw malarii, z
tabletkami oczyszczającymi wodę i odpowiednią odzieżą, a także w
podłym nastroju, gdyż znalazła się w centrum jednego z najbardziej
niebezpiecznych miejsc na Ziemi. Gdzież, na Boga, był pan Ryan
Quinn?
- Ryan, podejrzewam, że po raz kolejny porywamy się z motyką
na słońce - mruknął Harry Crampton. Stojący obok niego wysoki,
krzepki mężczyzna zsunął lekki kask z czoła, otarł je z potu za
pomocą podniszczonej chusteczki i potrząsnął głową z niesmakiem.
- Tak mi się wydaje - wymamrotał w odpowiedzi. - Widzisz
cokolwiek?
- Po czym go poznać? - narzekał Harry. - Jak on wygląda?
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Wysoki. Przypuszczam, że
tęgi, jak jego ojciec. Okrutny. Ten jego staruszek wyglądał na
kogoś, kto dla rozrywki mocuje się z czarnymi niedźwiedziami i
zjada podkowy. Może jest blondynem. Nie wiem, do diabła.
- Ale dlaczego tutaj, w Omdurmanie?
- Ponieważ przyleciał późno w nocy sześć dni ternu i, psiakrew,
zarejestrował się w tym zapchlonym urzędzie w centrum miasta.
Strona 3 z 143
Przez ostatnie sześć dni odwiedzał wszystkie agencje rządowe, jakie
istnieją, i próbował uzyskać pozwolenie na wyruszenie w głąb kraju,
a ja ciągle zostawałem za nim w tyle, o pół dnia! W ostatnim biurze,
w którym byłem, powiedziano mi, że Matt Latimore zarezerwował
rejs na pokładzie „Hurrija". Dlatego tu jesteśmy. Miej oczy otwarte,
do cholery, mam dość kłopotów i bez gubienia wielkorządcy
imperium Latimore'ów!
- Spokojnie, Ryan, spokojnie. Popatrz lepiej na tamtą małą
ślicznotkę! - Harry Crampton, zwalisty mężczyzna, którego łysą,
pięćdziesięcioletnią czaszkę okalała siwa grzywka, spędził w głębi
kraju dużo czasu, toteż rozkoszne blond włosy pod tropikalnym
hełmem wzbudzały jego podziw. Do smukłej figury dziewczyny
przylegała, a właściwie przyklejała się beżowa kurtka. Sięgająca do
kolan spódnica nadawała się do noszenia w Bostonie. Teraz
przywierała do pełnych pośladków w sposób, który wzbudzał u każ-
dego faceta choć odrobinę pożądania.
- Do diabła, nie mam na to czasu - warknął Ryan Quinn. - Nie
mam pojęcia, dlaczego ci ludzie w Bostonie myślą, że potrzebuję
niańki! Nie mam czasu na takie imprezy. Spędziłem na tym odludziu
już miesiąc bez dobrych rezultatów.
Jego towarzysz chciał okazać mu sympatię, ale mały parowiec
zawinął już do przystani i na brzeg spuszczono dwie kładki o
szerokości półtora metra. Tłum zbił się, a potem ruszył do przodu.
Czterej członkowie załogi z plemienia Masakin Tiwal, którzy
górowali nad resztą wzrostem, przeszli na bok łodzi, żeby utrzymać
względny porządek. Byli wysmukli, odziani w przepaski na biodrach.
Pasażerowie tłumnie weszli na pokład. Mniej więcej połowa z nich
nosiła europejską odzież: koszule z długimi rękawami i długie
bawełniane spodnie. Jedna czwarta miała na sobie arabskie ubiory:
abę przykrytą tradycyjną dżellabą przypominającą płaszcz, albo po
prostu białą gallabiję, czyli coś w rodzaju długiej, zwyczajnej koszuli
nocnej. Przeważały turbany, ale można było dostrzec kilku
niedobitków pustynnej arystokracji noszących chusty, które
Strona 4 z 143
Plik z chomika:
Koteciek
Inne pliki z tego folderu:
Copeland Lori - Slodki kłamca.pdf
(497 KB)
Chastain Sandra - Srebrne bransoletki.pdf
(665 KB)
Pickart Joan Elliott - Tecza marzeń.pdf
(561 KB)
Bucheister Patt - Na tropie miłości.pdf
(596 KB)
Chastain Sandra - Kochankowie z Dark River.pdf
(662 KB)
Inne foldery tego chomika:
♥Biblioteczka Pod Różą ♥
♥Wszystko dla pań♥
004.Romanse
006.Romanse fantasy
3, 2, 1... Married
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin