Koniec świata jaki znamy.
Wielu szaleńców zachęca ludzi do przygotowywania się na koniec świata. Jateż się przygotowuję, ale na koniec świata, jaki znamy. Na czym polega ta subtelna różnica?
Jeśli chodzi o przysłowiowy koniec świata, który spowoduje wymarcie ludzkości (czy będzie tobiblijna powódź czy uderzenie meteorytu czy może globalna wojna termojądrowa), to nie masię na co przygotowywać. Wszyscy zginiemy. Kropka.
Warto natomiast przygotowywać się na ten koniec świata, jaki znamy. Co ja przez torozumiem?
Generalnie chodzi o to, że po jakimś kataklizmie (choćby po wojnie jądrowej na mniejszą skalę) cywilizacja, gospodarka i infrastruktura będą w opłakanym stanie. Sprawi to, że korzystanie z codziennych wygód, do których się przyzwyczailiśmy, będzie niemożliwe.
Mam na myśli:
* brak prądu, czyli zero komputera, internetu, telewizji,
* co za tym idzie, brak wiedzy w komputerze i wiadomości,
* brak bieżącej wody w kranie,
* a zatem także brak działającej kanalizacji,
* potężne braki zaopatrzenia w żywność
* a także w paliwa samochodowe,
* oraz paliwa do ogrzewania domów i przygotowywania posiłków,
* brak pracy i opieki medycznej
* i tak dalej.
Przyczyn takiego kataklizmu może być wiele, wspominałem o nich choćby tutaj. Co by się jednak nie stało, skutek będzie jeden: życie w sposób, jaki znamy, będzie niemożliwe.
Trzeba będzie własnoręcznie nosić wodę ze studni albo rzeki, dbając o jej czystość (filtracja, odkażanie ). Trzeba będzie własnoręcznie zagospodarowywać odpady i ścieki. Żywność podrożeje, zwłaszcza ta bardziej luksusowa, jak choćby mięso i nabiał! W domu będziemy mieli zimno i ciemno a jedzenie będziemy jadać głównie na surowo i na zimno.
Oczywiście dotyczy to ludzi, którzy się nie przygotują…
A ja chcę siebie i Was przygotować właśnie na to —na ten koniec świata jaki znamy.
art.w