Prus B., Placówka (streszczenie 9 str.).doc

(86 KB) Pobierz

Bolesław Prus – „Placówka”

 

I.

W dolinie rzeki Białka była położona wieś. Na wzniesieniu nad nią stał dwór. Nieco dalej położone były liczne pagórki – trzy z nich należały do gospodarza Józefa Ślimaka. Kiedyś wraz z żoną mieli oni tylko 7 morgów, ale w wyniku carskiej reformy uwłaszczeniowej (serwituty z 1864r.) zyskał kolejne 3, a żona powiła mu kolejno 2 synów (13 i 8 lat). Józef przywoził Żydom ze wsi towary z miasta, chodził też pracować do dworu. A w domu pracy przybywało, to też Ślimakowa zatrudniła starą Sobieską i „głupią Zośkę”, ale obie uciekły lub po prostu odeszły. Wzięła więc 15-letnią Magdę. Raz też Maciek Owczarz wracał ze szpitala, bo mu wóz nogę wykręcił i przechodził wówczas obok Ślimaków. Prosił ich o to, żeby za pracę dali mu jeść i spać. Ślimakowa przyjęła kalekę i od tej chwili nikt więcej już nie przybył do grona domowników. A celem ich życia było tylko przeżycie dnia powszedniego.

 

II.

Był kwiecień po obiedzie. Wszyscy wrócili już do swoich domowych obowiązków, Staszek (8-letni syn Ślimaków) biegał po polu, a Magda zmywała. Józef mimo uczucia senności poszedł bronować. Wszystko jednak stawiało opór – ziemia skarżyła się, że za rzadko daje jej jeść i odpocząć. Groziła wyjałowieniem. Ślimak zdał sobie sprawę, że nie stać go na pozostawienie ziemi ugorem. Marzył o łące i krowie. Wraz zobaczył nadjeżdżającego konno jeźdźca. Jechał on tak, jakby to pierwszy raz robił. Zaczepił Jagnę Ślimakową (żonę Józefa), ale ta go pogoniła. Ślimak zorientował się, że to pański szwagier. Kiedy spadła mu czapka, Jędrek nie chciał jej podnieść. Pan prosił, żeby nie bić syna, a Jagnę nazwał „panią”. Odjechał, za to przyjechał ktoś z krową. Była to krowa Wojciecha Grochowskiego, którą to krowę Jagna chciała kupić. Marzenie Józefa miało się spełnić, chociaż on się tego bał, bo musiałby wydzierżawić też łąkę od dziedzica. Ślimakowa nie ustępowała. Gdy Ślimak wracał do domu targować się o krowę, podjechali dwaj panowie i pytali go o ziemię, potem odjechali. Ślimak wrócił do domu.

 

III.

Kiedy gospodarz doszedł do domu, na podwórzu zobaczył krowę. Była piękna, w czarne łaty. Chciał się z nią przejść przy obejściu, ale był zbyt zmęczony, więc ją tylko głaskał. Z domu wyszła Jagna i kazała mężowi iść targować się o tę krowę, na nic innego nie zważać, a w razie czego spoglądać na nią. Weszli do domu. Jagna podała kolację – kaszę jaglaną. Sołtys Grochowski dostał dużą miskę, a Maciek małą i usiadł poza stołem. Mimo to był dumny, że siedzi w jednym pokoju z tak ważną personą. Chłopi zaczęli mówić o krowie – w istocie była to krowa Magdy (Grochowski był stryjem Magdy), ale żona sołtysa chciała się jej pozbyć. Ten zaś pomyślał, że za te pieniądze może kupić Magdzie morgę ziemi (będzie miała wtedy 2,5 morgi, które zdołałaby sobie powiększyć przy ewentualnej kolejnej reformie carskiej).chciał za nią 35 rubli w papierku i 1 rubla srebrnego za postronek[1], nie chciał nic spuścić. Jagna przyniosła wódkę, opili się nią. Wówczas sołtys chciał oddać krowę za 33 ruble, a Ślimak nie chciał jej przyjąć za tak niską kwotę. Okazało się, że Grochowski chciał od razu sprzedać krowę Ślimakowi, mimo że – jak wcześniej twierdził – obiecał ją Grzybowi. Jagna wypędziła ich do stodoły spać. Ślimak zasnął na gnoju. W nocy obudził go deszcz. Poszedł do Staszka się położyć, a chłopak mówił mu, że śniły mu się ci Niemcy, co nich przyszli w sprawie ziemi.

 

IV.

Nazajutrz Ślimakowa zbudziła męża, kazała mu się wyszykować i iść do dworu prosić o łąkę. Sama odprawiła wcześniej Grochowskiego, dając mu 32 ruble za krowę. Kazała mężowi utargować coś u pana, choćby ze 3 ruble. Ślimak Miał też wziąć synów, aby go pilnowali, a następnie zdali relację matce. Po drodze Józefa ogarnęły wątpliwości, czy aby na pewno zgodzą my się oddać tę łąkę. Tłumaczył też Jędrkowi nierówności klasowe, gdyż chłopak nie rozumiał dlaczego jedni mają więcej, a drudzy mniej. Doszli do dworu, Ślimak tłumaczył synowi co jest czym w obejściu pana. Nagle drogę zajechał im szwagier pana. Poznał syna Ślimaka – Jędrka, i za akcję z czapką dał mu srebrną czterdziestkę. Ślimak wyjaśnił po co przyszedł, a panicz powiedział mu, że ze swoich 10 morgów powinien już żyć jak pan. Ale on nie umie po prostu gospodarzyć. Kazał mu też nie ściągać czapki przy rozmowie z nim. Ślimak myślał, że panicz coś przeciwko niemu kombinuje. Ten pojechał po swoją siostrę. Namawiał ją do wyjścia naprzeciw potrzebom tych ludzi, a ona zaproponowała uczenie dzieci Józefa. Chłop odmówił, gdyż chłopcy byli potrzebni w domu do roboty. Rodzeństwo zaczęło się śmiać po francusku ze Ślimaka. Przyszedł pan, zapoznał się z tematem. Jędrek od razu się wygadał, że mają dopilnować, aby pan spuścił 3 ruble, bo tak kazała matka. Cała trójka państwa zaczęła się śmiać, że chłop bez żony nic nie załatwi. Pan dał Józefowi propozycję – da w dzierżawę tę łąkę za 17 rubli (normalnie bierze 20) albo sprzeda ją za 120 pod warunkiem, że chłop zdecyduje się teraz, bez żony. Ten odmówił mówiąc, że bez żony to tak nieładnie. Wydzierżawił więc tylko i dał zadatek 10 rubli. Łąka była warta ok. 200 rubli. Wietrzył w tym jakiś podstęp, domyślał się, że pan wolałby sprzedać im łąkę taniej niż potem oddać za darmo w wyniku uwłaszczenia.

Po powrocie do domu opowiedział wszystko żonie, która go pochwaliła. Nie chcieli oboje uwierzyć w łaskę szlachcica. Chociaż Ślimak chwilę zastanawiał się czy dobrze zrobił. Chciał potem zbić Jędrka za jego zuchwałą postawę, ale Jagna go zawołała, żeby chłopak miał czas się schować.

 

V.

W lipcu zaczęły się żniwa. Dziedzic z żoną od dawna przebywali za granicą. U Ślimaków, tak jak w całej wsi, rozpoczynał się najgorętszy okres pracy. Pierwszego dnia żniw Magda zobaczyła na zboczu jakieś postaci mierzące pole. Nie dawało im to spokoju – Józef posłał Jędrka. Chłopiec wrócił po pewnym czasie. Od przybyszów dostał 2 pln i kazał matce szykować mleko dla nich. Chwilę potem obcy przyszli i pytali się o mleko, masło, kurczęta. Kupili to wszystko od niej za 16 rubli. Dla nich było to tanio, a dla niej to cały majątek. Powiedzieli też, że obok powstanie kolej żelazna, a Ślimak zbije majątek na przewozie ludzi i sprzedaży, gdyż będzie mieszkać najbliżej stacji. Przez kilka dni dostarczał inżynierom różnych rzeczy, dużo na tym zarobił. We wsi zaczęli ich szanować, ustępować miejsca w kościele. Dał też 6 rubli Maćkowi za samotną pracę przy żniwach. Ten miał sobie kupić nowe buty, żeby też mógł iść do kościoła. Po drodze chciał dać jałmużnę, wstąpił do karczmy, żeby rozmienić pieniądze, a tam szynkarz chciał zwrotu fikcyjnego długu (7zł). Potem robotnicy mieli mu wyjaśnić istotę kolei, bo on nie mógł sobie tego wyobrazić. Ale musiał postawić butelkę. W istocie przepił te 6 rubli. Ale we wrześniu dostał coś więcej. W deszczowy wieczór przyszła Zośka ze swoją 2-letnią córką prosić o pracę gospodarzy-bogaczy. Ślimak jej nie chciał, ale Owczarzowi zrobiło się żal zabiedzonego dziecka. Zośka położyła je na podłodze i poszła, a Maciek zabrał je do siebie do stajni. Potem wziął je do obory i nakarmił mlekiem od krowy.

 

VI.

Nowina o wybudowaniu kolei we wsi wywołała ogromną burzę. Tymczasem w grudniu wrócili z letniego wyjazdu dziedzice. Od razu rozeszła się wieść, że chcą oni sprzedać majątek. Do Ślimaków przyszła Sobieska, ażeby im powiedzieć, że bogatsi chłopi chcą wykupić całą wieś od dziedzica, jednak bez udziału Ślimaka, gdyż on także nie myślał o współmieszkańcach, kiedy robił interes z koleją. Józef poszedł do karczmy, a Żyd Josel potwierdził słowa kobiety. Josel znalazł wyjście z sytuacji: pogodzi Ślimaka z obrażonymi na niego gospodarzami, jeśli ten odda mu 50 rubli, a potem wybuduje na swoich gruntach dom i wynajmie go szwagrowi karczmarza (czyli Josela), aby ten trzymał tam konie i dojeżdżał nimi do kolei. Ślimak się nie zgodził. Po powrocie do domu obiecał żonie, że załatwi tę sprawę bezpośrednio u pana. Ale kolejne dni mijały, a Ślimak nie wybierał się do dworu – brakowało mu odwagi. Wreszcie przyszła kiedyś Sobieska i znów naopowiadała, że chłopi już prawie się dogadali z dziedzicem – teraz tylko chodzi o cenę, bo oni chcą dać 50 rubli/morgę, a pan chce 100 rubli. Nazajutrz Józef wybrał się do dworu. Lokaj Mateusz powiedział, że państwo szykują stroje na wieczorne tańce i ani myślą o rozmowach w sprawie gruntu. Pan powiedział mu to samo, a Ślimak zaplanował pójść tam już po tańcach.

Tymczasem Maciek Owczarz opiekował się córką głupiej Zośki. Wszyscy przepowiadali dziewczynce rychłą śmierć, jednak ona – z pomocą Maćka – przetrwała. Tego wieczoru jechał do lasu po drzewo. Zabrał ją ze sobą, ponieważ zawsze tak czynił. Podczas gdy Owczarz zbierał drewno, na dworze zapadł zmierzch i ściągnął się silny mróz. Z ciężarem dziecka i drewna wóz nie mógł ruszyć. Maciek bał się wypadku (jeden już taki przeżył). Siekierą rozbijał lód na drodze i takim sposobem po półgodzinnej pracy dotarł do gościńca. Było tam wysokie wzgórze, przez które nie miał szans przejechać. Stanął i wtedy usłyszał nadjeżdżający kulig. Było to roześmiane towarzystwo zmierzające na balety do dziedzica. Przed wzgórzem również przystanęli – panie z obawy wysiadły z sań, a odważni panowie pokonali barierę tak, że następne sanie także mogły się tamtędy przeprawić. Barwny korowód w rytm poloneza Ogińskiego przejechał dalej. Zaraz za górką naprzeciw Maćkowi wyszedł Ślimak szczęśliwy, że Owczarzowi udało się cało dojechać do domu. Przed domem zatrzymało ich jednak dwoje sań, a troje podróżnych pytało dokąd podążał ten kulig, czy pan sprzedał już swój majątek, a także o Żyda Josela. Ślimak rozpoznał w nich Niemców z Wólki, którzy pojawili się u niego latem. Trzecim mężczyzną był jakiś Żyd.

Całą trojką pojechali oni do domu dziedzica. Niemcy mieli wątpliwości co do robienia interesów w trakcie zabawy. Żyd jednak był pewny siebie i wiedział, że się uda. Nie miał czasu na czekanie. Za 1 zł kazał chłopu przysłać lokaja Mateusza. Mateusz dostał rubla za przyjście i drugiego za przywołanie pana. Miał mu powiedzieć, że czeka pan Hirszgold i ma list od pani ojca. Dziedzic zaprosił Żyda do biura, jednak nie w smak było mu przerywać zabawę. Hirszgold budował kolej i chciał kupić folwark. Jeśli teraz tego by nie zrobił, nazajutrz wykupiłby od kogoś innego. Przyniósł ze sobą list polecający od teścia dziedzica. Żyd oferował 2 250 rubli/włókę, gdy chłopi chcieli dać 1 500. Dziedzic i tak nie chciał się zgodzić, z każdej strony jednak go poganiano. Ostatecznie się zgodził, kazał pisać umowę, a sam wrócił do tańców. Po kwadransie wrócił i podpisał papiery, a pan Hirszgold odszedł zadowolony.

Nad ranem Ślimak wstał i wyszedł na dwór. Napotkał tych samych dwóch Niemców. Chcieli od niego odkupić grunty. Stary Fryc tłumaczył, że byłoby to dla jego syna Wilhelma, aby ten wreszcie mógł się usamodzielnić. Ślimak nie chciał sprzedać swojej ojcowizn – jego ojciec dostał tę ziemię w akcie uwłaszczenia. Dowiedział się też, że kupili oni folwark. Informację przekazał żonie, sam zaś był zrozpaczony tą sytuacją – martwił się o swoją łąkę. Jagna zaczęła płakać, a Ślimak obiecał żonie, że załatwi sprawę z łąką.

O tej porze we dworze zamilkła muzyka. Dziedzic przekazał żonie nowinę o sprzedaży majątku, tą jedna bardziej interesowało to, jak wypadło przyjęcie.

 

VII.

Tydzień później dziedzic z panią przenieśli się do Warszawy, a na ich miejsce wprowadził się bojaźliwy pełnomocnik Hirszgolda – Żyd, który spał z dwoma rewolwerami. Sprzęty z dworu zostały sprzedane, a same budynki zniszczone. Część służby odeszła, część znalazła się w areszcie. Po kilku dniach pojawili się nowi ludzie – Niemcy, którzy zaczęli przebudowę terenu. Najpierw wycięli oni las, potem wiercili dziury w skałach, aby je wysadzić. Ślimak widział, że nawet największe głazy padają przed Niemcami. Sobieska uważała, że Niemcy szukają w skałach żab. Z początku kwietnia Ślimak, jak zwykle przed wschodem słońca, poszedł przed dom zmówić pacierz. Widział jak wreszcie nadchodzą koloniści, aby się osiedlić. Wśród nich była dziewczyna, która niczym koń ciągnęła wóz z chorym ojcem. Przystanęła, aby porozmawiać z Józefem. Chłop wysłał Jędrka po mleko dla starca. Okazało się, że w kraju Niemców jest mało ziemi, a ludzi dużo, nie jest im tam dobrze i dlatego przyjechali tutaj. Hamer (Niemiec, który był kilka razy u Ślimaka w lato) ściągnął ich tutaj ze względu na kolej. A za Bugiem, tam gdzie chcieli, ziemia dwa razy tańsza. Ludzie musieli zatem zaciągnąć dług u Żyda, a z tego mogą być kłopoty. Ślimaki po tej rozmowie zaczęli inaczej patrzeć na tych ludzi.

W południe przyszło dwóch kolonistów po masło, ziemniaki i siano. Ślimak nie miał siana, żeby im sprzedać. Ci zaś za to winą obarczyli Hamera. Gdy opuszczali dom Ślimaka, nadjechali Hamerowie. Koloniści zaczęli się z nimi kłócić, a potem podali sobie rękę. Ślimak nie rozumiał o czym mówili, ale według niego Hamer to szlachcic, a koloniści – chłopi. A i tak podali sobie ręce niczym równy z równym. Wieczorem przyszła Sobieska i powiedziała, że Grzyb z Orzechowskim mieli nadzieję, że koloniści jednak nie przyjadą. Chcieli bowiem, aby ich dzieci się pobrały i osiadły na gruntach dworskich. Grzyb podobno oszalał ze złości.

Ślimak ok. północy usłyszał dwa strzały – na drugi dzień okazało się, że ktoś zakradł się do stadniny kolonistów. Wieści doszły aż do policji carskiej – przyjechał wachmistrz. Oskarżał Kubę Sukiennika i Jaśka Rogacza, dawnych dworskich ludzi. Wachmistrz odwiedził w tym celu Fryderyka Hamera, Josela, a nawet Ślimaka. Chłopi ze wsi przestali mieć wątpliwości, że Niemcy tu zostaną na stałe. Wreszcie przyjechał też geodeta i zaczęła się budowa. Pewnego dnia Owczarz zauważył, że koloniści wyszli w odświętnych ubraniach. Ślimaki wyszli, aby przyjrzeć się temu, jak Niemcy śpiewają wesołe pieśni do Boga. Ślimak zdjął kapelusz, a Ślimakowa zaczęła się modlić. Staszek zemdlał na dźwięk pięknych pieśni. Jędrek, gdy usłyszał głos śpiewu córki starego bakałarza, pobiegł za radosną procesją. Kiedy zobaczyli go tak młodzi Niemcy, zaczęli z niego drwić. Stary Hamer opanował młodego, a dziewczyna podała mu piwo. Gdy wracał do domu spotkał Grzyba. Ten wymówił mu, że widział jak chłopak pił piwo z „obcymi”, Ślimak modlił się z nimi, a na Staśka nawet „coś padło” za karę.

 

VIII.

Ślimak tej wiosny mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Pracę w polu wykończył Maciek, a pieniądze i tak były ze sprzedaży kolonistom. Do końca maja Hamer postawił swoje gospodarstwo, a i inni koloniści-sąsiedzi Ślimaka kończyli budowę. Lepiej mu było z Niemcami niż z dziedzicem. Choć żona mówiła nieraz, że szybko może się to skończyć. Josel także ponownie proponował interes ze szwagrem. Sobieska zaś donosiła, że wszyscy ze wsi odsunęli się od Ślimaków przez ich kontakty z Niemcami.

W końcu maja Owczarz zauważył, że koloniści przed wschodem słońca biorą furmanki i gdzieś jadą. Nikt jednak nie wiedział gdzie. Ślimak wpadł na pomysł, że to już pewnie kolej budują, a Niemcy czerpią zyski nie dzieląc się z nim pracą. Chłop zdecydował się tam pojechać. We wsi po drodze dowiedział się, że faktycznie kopią pod kolej i że dobrze płacą za pracę furmanką. Ślimak pojechał na miejsce, lecz Żyd zawiadujący tym nie chciał nic od niego kupić. W sprawie pracy miał się udać do pisarza. Obok niego zaś stał Fryc Hamer. Hamer powiedział coś pisarzowi, a ten szybko odesłał Ślimaka. W drodze do domu zorientował się, że to spisek przeciwko niemu. Pojechał do kolonii Hamerów. Tam udało mu się porozmawiać ze starym bakałarzem, który był też nauczycielem. Otóż Hamer chciałby dla swojego syna Wilhelma górkę z sosną od Ślimaka, żeby tam postawić wiatrak. Gdyby tak było, to dwa tygodnie potem Wilhelm mógłby się ożenić z córką młynarza Knapa z Woli, za którą dostałby 20 tysięcy rubli posagu, a pieniądze te uratowałyby całą rodzinę od bankructwa. Ślimak jednak uparł się, aby nie sprzedawać ojcowizny. Hamer ponowił swoją propozycję, tak że obaj rozstali się w gniewie.

Ślimak widział ze swojego wzgórza jak Niemcy odgradzają swój teren od rzeki. Ślimak też tak chciał, ale jak zwykle u niego – na zamiarach się skończyło. Była susza, więc nie istniało niebezpieczeństwo wylania rzeki. Jednak pewnego dnia przyszła ogromna burza. Wszyscy domownicy byli spokojni, tylko Stasiek chodził nerwowy. Po godzinnej ulewie grunty Ślimaka były zalane, a w rzece pływały całe pnie. Niemcy wyszli wspólnie, aby je stamtąd pousuwać, śpiewając przy tym. Stasiek, który był bardzo wrażliwy, szedł za głosem. W tym czasie Owczarz i Ślimak obchodzili gospodarstwo. Owczarz przeczuwał, że coś się stało złego i kazał gospodarzowi iść w stronę Niemców. Za chwilę wyszedł zza górki Ślimak z nieżywym Staśkiem na ręku. Chłopak utonął. Zaniesiono go do domu, przyszedł bakałarz i próbował go reanimować, ale nic z tego. Ślimak zaczął mówić, że to niemieckie pieśni zabiły Staśka. Zaś Owczarz powiedział, że Stasiek chorował w zimie bardzo ciężko i od tego czasu szybko się męczył, więc pewnie zemdlał i wpadł do wody. Wcześniej też nie padł przez śpiewy kolonistów, ale dlatego, że wbiegł pod górkę i się tym zmęczył. Owczarz mówił o tym wtedy Jagnie, ta zaś wyśmiała go od felczerów. Po trzech dniach pochowali Staśka, wszyscy rozpaczali, a Ślimaka dręczyły wyrzuty, że gdyby ogrodził swoje pole, to rzeka nie wylałaby na nie, a jego syn byłby żył.

 

IX.

Nadeszła jesień, a wraz z nią ożywiona budowa kolei. U Ślimaków zaczęło brakować paszy do wykarmienia krów. Ślimak nie miał żadnej roboty, bo dworu nie było, a i handel z koleją i ze wsią przejęli Niemcy. W tym czasie też w okolicy zaobserwowano nowe zjawisko – kradzieże. Złodzieje kradli od garnków suszących się na płocie po konie ze stajni, pozostając nieuchwytnymi. O Staśku w domu powoli zapominano, tylko Jędrek nie umiał znaleźć sobie miejsca. Chodził wtedy po polach albo zachodził do bakałarza, który uczył go alfabetu, a bakałarzówna później czytania. Ślimaki byli bardzo zadowoleni z nauki syna – Józef nawet obiecał zapłacić nauczycielowi za pracę z jego synem. Ślimak jednak myślał ciągle o czymś innym – o rosnącej biedzie. W domu wszyscy o tym myśleli, jednak nikt nie mówił głośno. Wreszcie, z uwagi na brak paszy, gospodarz wraz z żoną podjął decyzję o sprzedaży krowy. Dostał za nią 15 rubli, chociaż gdy rzeźnicy zabierali ją, miał ochotę cofnąć transakcję i uratować zwierzę. Gdy tak stał na mostku i widział odchodzącą krowę podszedł stary Hamer. Znów zaproponował Ślimakowi sprzedaż gruntu, już za 100 rubli. Ten zaś znów w gniewie odrzucił propozycję i nawet zapomniał o krowie. Hamer zaś zarzucił, że Jędrek chodzi do kolonii. Po powrocie do domu usłyszał, jak żona żegna Magdę. Nie było już tu dla niej pracy, a że młoda dziewczyna – to znajdzie sobie jeszcze jakąś robotę. Owczarz bał się o swoją pozycję, ale Jagna uspokoiła go, że póki są konie – będzie dla niego praca w ich domu. Tymczasem Ślimak wciąż myślał o zabezpieczeniach przed złodziejami. Ale że robić mu się ich nie chciało, a na gotowe szkoda było pieniędzy, to i zabezpieczeń nie było. Jednej nocy pies – Burek głośno szczekał. Ślimak z Maćkiem poszli w tamtą stronę, usłyszeli odgłosy, jednak – z uwagi na panującą ciemność, nie rozpoznali intruzów. W obawie przed chłopami złodzieje uciekli zostawiając swoją zdobycz i nazywając Józefa „szwabskim stróżem”. Jednocześnie od Hamera przyszli ludzie z łuczywem. Okazało się, że łupem był wieprz, a Niemcy o kradzież podejrzewali…Ślimaka! Nazajutrz przyjechał strażnik i choć nic nie zdziałał, to kradzieże na pewien czas ustały. Za to przyszła zima.

Pewnego wieczoru przyszedł Jędrek z kolonii cały posiniaczony – pobił się z Hermanem od Hamera. Jędrek oddał mu z belki w głowę, aż chłopak padł. Na drugi dzień przyszedł do Fryc, Wilhelm, Hamer i Herman ze skargą na Jędrka. Chcieli też iść z tą skargą do gminy, nie zważając na to, że Ślimak pomógł im przecież złapać wieprza. Ojciec zaczął martwić się o losy syna. Wybrali się całą trójką do kościoła w niedzielę, aby tam zaczerpnąć opinii mądrzejszych ludzi. W tym czasie w domu został Owczarz ze znajdą. Przyszli do niego podróżni – mężczyzna z kobietą, którzy w drodze do rodziny zakopali się w śniegu. Za pomoc Maciek otrzymał kiełbasę, wódkę i tajemniczy lek na wszystkie dolegliwości. Parobek nie podejrzewał niebezpieczeństwa i choć kusił go trunek „od zakonników w Radecznicy”, to wolał z nim zaczekać na Ślimaków. A ci wrócili do domu w dobrych humorach, wszyscy podpici. Ugościł ich tak Jasiek Grzyb zapewniając, że Jędrkowi nic nie grozi. Po powrocie cała trójka poszła szybko spać. Zaś Maciek znów czuł się samotny, toteż przed snem łyknął owy trunek o okropnym smaku i zasnął. Śnił o Jagnie, która do niego przychodzi, a sen miał wyraźny podtekst erotyczny wręcz.

Po 10 h snu obudził go Ślimak krzycząc, że konie zniknęły, a Maćka nazwał złodziejem. Kazał mu się wynosić wraz z dzieckiem i nie pokazywać się bez koni. Maciek poszedł, chociaż po alkoholu głowa go bolała i zbierało mu się na wymioty. Za płotem minął zdechłego Burka (złodzieje go otruli). Poszedł po śladach na śniegu dwóch ukochanych koni – Wojtka i Kasztana, aż doszedł do domu sołtysa Grochowskiego. Przed jego domem bowiem ślady rozdzielały się. Maciek opowiedział swoją historię sołtysowi, który wiedział o co chodzi, nawet wiedział, że jeden z tych tropów prowadził do domu brata szwagra Josela. Kazał Maćkowi sprawdzić drugi ślad. Owczarz  szedł więc przed siebie z dzieckiem na ręku, aż dopadło go zmęczenie, a ślad zaginął. Zapadł zmrok, więc Maciek postanowił sobie przysiąść. Zasnął. Rano pewien chłop próbował go obudzić, ale zastał jedynie 2 zamrożone ciała. Zabrał je do wsi, gdzie ludzie ubolewali nad losem parobka i przeklinali Ślimaka. Zdecydowali się zawieźć ciała na gminę. Po drodze minęli Zośkę – matkę dziewczynki, którą ostatni rok spędziła w szpitalu i areszcie, skąd właśnie ją prowadzili. Na widok zmarłego dziecka wpadła w szał. Jednak po pewnym czasie, gdy wóz z ciałami się oddalał, kobieta się uspokoiła, życząc Ślimakowi podobnej śmierci.

 

X.

Strata koni ogromnie dotknęłam Ślimaka. Cały czas chodził i starał się pozbyć swojego gniewu. Zbił Jędrka, aż do krwi. Zauważył, że na to nic nie zareagowała żona. Wcześniej było jej niedobrze. Ślimak uważał, że się przeziębiła, bo najpierw zgrzała się, potem napiła wódka, a w drodze do domu rozpięła koszulę. Wieczorem przyszedł szynkarz Josel. Mówił o tym, że nazajutrz Jędrek ma być pozwany do sądu w sprawie pobicia. Powiedział też o śmierci Owczarza. Ślimak w pierwszej chwili usprawiedliwiał się, wykluczał swoją winę. Potem zaczął przypuszczać, że Josel go okłamuje. Nie mógł uwierzyć, że jego pomocnik mógłby nie żyć. Nazajutrz przyjechał sołtys z wezwaniem dla Jędrka do sądu. Potwierdził też słowa Josela o śmierci Maćka i dziecka. Wziął ze sobą chłopaka, aby odwieźć go do aresztu. Przy pożegnaniu ojciec dał mu rubla, matka zaś wcale nie była tym przejęta. Ślimak zrobił krótki rachunek strat z tytułu sąsiedztwa z Niemcami: utopiony Staszek, oddana krowa pod nóż rzeźników, 2 skradzione konie, otruty Burek, proces Jędrka, zmarli Owczarz i dziecko, oddelegowana Magda i chora Jagna – 10 stworzeń! Wreszcie przyszła mu myśl, że sprzedaż gruntu pomoże zahamować nieszczęścia.

Nagle ktoś przyszedł – była to Zośka, którą z gminy wydalono w celu poszukiwania jakiejś pracy. U Ślimaka poprosiła o nocleg i jedzenie. Ślimak ugościł ją w izbie, miał ogromne wyrzuty sumienia z powodu śmierci jej dziecka, a sam nie wiedział czy Zośka już o tym w ogóle wie. Dlatego w sypialni nie zasnął, a tylko usiadł w nogach chorej żony i czuwał. Do izby wpadła łuna, a on wyszedł, aby to sprawdzić. To cała jego chata się paliła! Ślimak mógł jeszcze ten ogień ugasić, ale zaczął zamiast tego wynosić z domu żonę, pieniądze, ciuchy. Wtedy zauważył, że i stodoła się pali, a koło niej stałą Zośka krzycząc, że to za jej dziecko. Zaraz z pomocą zaczęli przybiegać Niemcy od Hamera. Fryc Hamer obiecał pomóc Ślimakowi i chorej żonie. Kazał też posłać po młynarza Knapa. Rano Ślimak rozejrzał się po zgliszczach i zrozumiał, że nie ma już z kim dzielić swojego gruntu. Kiedy przyszedł Hamer okazało się, że żaden gospodarz nie chce pomóc Ślimakom. W przeciwieństwie do kolonistów. Ślimak zdecydował się oddać ziemię za 70 rubli za morgę. Hamer zabrał Ślimaka i nieprzytomną Jagnę do kolonii. Obiecał też zatrudnić go jako parobka, co nie spodobało się chłopu. W rozmowie z bakałarzem, który sam poszedł spać do stajni, aby zwolnić miejsca Ślimakowej, Ślimak dowiedział się, że gdyby nie sprzedał gruntu Hamerowi, to Hirszgold wypędziłby ich stamtąd, a ziemię sprzedały Grzybowi, który chciał ją dla syna – Jaśka (bo to Hirszgold wykupił ziemię dziedzica, a koloniści mieli go dopiero spłacić!). ślimak nie chciał Grzyba za sąsiada, wolał Niemców.

W nocy do izby Józefa przyszła bredząca Jagna – zarzucała mu, że chce sprzedać ich ziemię Niemcom, ciągnęła go domu, a po drodze wymyślała „sakralne argumenty” i skutki takiej transakcji (typu „piekło cię pochłonie). Józef nie mógł tego słuchać, obiecał więc żonie, że nie sprzeda ziemi. Doszli do domu, wygonił z szopy kolonistów, którzy mieli tam pełnić dyżur i ułożył żonę do snu. Rano okazało się, że Jagna umarła. Ślimak leżał koło ciała i nawet nie wstawał. Przyszła Sobieska i kazała mu zorganizować choć pogrzeb żonie. On jednak nie reagował. Wreszcie nadszedł Jojna Niedoperz – najuboższy Żyd z okolicy. Robił wszystko, ale nigdy nie miał pieniędzy. Do Ślimaka zaszedł z nadzieją na pracę. Przeprowadził taką samą rozmowę ze Ślimakiem jak Sobieska. Gospodarz chciał umrzeć. Jojna był przerażony tym, co zobaczył. Poszedł po pomoc. Sołtys Grochowski nie uwierzył – sądził, że Jojna chce go wypłoszyć z domu, żeby go okraść. Jojna poszedł więc do księdza. Był to dobry ksiądz, ale dziś miał zaproszenie do sąsiadów-dziedziców, gdzie miała być pani Teofilowa, o której ciągle marzył na jawie i śnie (a zwłaszcza o jej oczach). Długo toczył ze sobą walkę czy udać się na raut, czy też do obłąkanego Ślimaka. Wreszcie kazał zapakować żywność dla chłopa.

 

XI.

Pół godziny później ksiądz był już u Ślimaka. Na widok proboszcza chłop wyszedł z szopy i padł na kolana. Nie mógł uwierzyć, że duchowny odwiedza jego właśnie – biednego Ślimaka. Opowiedział plebanowi swoją historię, aż od sprzedaży gruntów przez dziedzica. Ksiądz przysłał mu masło, miód, jedzenie. Był wstrząśnięty faktem, że jego „owce się gryzą (…), Niemcy ich trapią, Żydzi im radzą”, a on sam jeździ na zabawy. Ksiądz odjechał do wsi, wrócił za jakiś czas i zapewnił Ślimaka, że nazajutrz przyjdzie mu z pomocą Grzyb. Następnie odjechał – gdyż było jeszcze przed 22. – na raut.

Rzeczywiście, rano na podwórzu Ślimaka pojawił się stary Grzyb z parobkiem Kubą, którego od razu wysłał do miasta po trumnę. Sam przyszedł pogodzić się ze Ślimakiem, dlatego wzajemnie się przeprosili. Okazało się, że wieczorem proboszcz pojechał właśnie do Grzyba, aby mu powiedzieć, żeby pomóc Ślimakowi, gdyż jest tego wart. Nie sprzedał wszak ziemi Niemcom. A jest to prawda, bo u Grzyba następnie pojawił się Hamer, że chce sprzedać folwark. Grzyb podkreślił, że Niemcy robili co chcieli, nawet zwierzęta były im poddane, a przewieźli się na chłopie z ambicjami, czyli na Ślimaku. Był bardzo dumny z postawy przyjaciela. Grzyb obiecał też pomoc w pochówku Ślimakowej.

W tym czasie przyjechał także Grochowski. Był zaskoczony obecnością Grzyba, ale też i z tego zadowolony, ponieważ właśnie do niego jechał. Wiózł ze sobą syna Grzyba – Jaśka, którego złapał na próbie kradzieży koni w nocy. Okazało się, że to on w ogóle stoi za tymi wszystkimi kradzieżami, a Grochowski właśnie wiózł go do kryminału. Chyba że stary Grzyb zapłaci: jemu 150 rubli za milczenie, Ślimakowi 80 rubli za skradzione konie i sto rubli długu Jaśka u Josela (dlatego też Jasiek kradł na życzenie Josela). Ojciec nie chciał płacić, ale w ostatniej chwili zrobiło mu się żal syna i odciągnął Ślimaka na stronę. Zaproponował mu, aby ożenił się z siostrą Grzyba – Gawędziną. Ma ona 15 morgów gruntu, a że przylega on do ziemi Grzyba, to zamieniłby je z ziemią Hamera tak, że Ślimak miałby 25 morgów w jednym kawałku. Za to Ślimak miałby spłacić Grochowskiego i Josela. Ślimak chwilę się wahał z uwagi na zmarłą żonę, ale Grochowski go przekonał. Przy okazji sołtys dowiedział się, że Niemcy się wyprowadzają. Panowie umowę przypieczętowali miodem od dobrodzieja. Wieczorem zaś na pogrzebie Ślimakowej zebrało się tyle ludzi, że dawno nie pamiętano tak licznego pożegnania.

 

Grzyb w ciągu tygodnia nabył folwark. Przed Wielkim Piątkiem odbyły się wesela: Jaśka Grzyba z Orzechowską i Ślimaka z Gawędziną. Z początkiem wiosny geodeta mierzył już ziemię gospodarzy do wymiany, a Niemcy się wyprowadzili.

Na jesień na folwarku osiedli młodzi Grzybowie. Józef miał zaś nową chałupę i dziecko w drodze. Czasem na wzgórzu myślał o tej „walce z Niemcami, w której Niemcy stracili ziemię, a on – 4 najbliższe osoby”. Chłop pamiętał nawet o Burku i krowie oddanej pod nóż.

„Z innych osób, zamieszanych do walki Ślimaka z Niemcami, głupia Zośka umarła w więzieniu, a stara Sobieska w szynku Josela. Reszta, nie wyłączając Jojny Niedoperza, żyje i są zdrowi”.

 

KONIEC

 

Józef Ślimak – gospodarz we wsi Białka

Jagna Ślimakowa – żona Józefa

Staszek Ślimak – (8 lat) syn Józefa i Jagny

Jędrek Ślimak – (13 lat) syn Józefa i Jagny

Magda – młoda pomocnica w domu Ślimaków

Maciej Owczarz – parobek u Ślimaków

Sobieska – stara baba, za każdą wiadomość ze wsi chciała wódki

Josel – szynkarz, Żyd, u którego wszyscy się radzili, dużo osób miało też u niego długi

Grochowski – sołtys Białki

Grzyb – gospodarz w Białce

Zośka – wariatka, która porzuciła swoje dziecko, a resztę swojego życia spędziła w więzieniu,                  istna patologia

Jasiek Grzyb – syn Grzyba

Hamer – stary Niemiec, który sprowadził kolonistów do Białki i który chciał odkupić ziemię                 Ślimaka (pole chłopa było w samym środku ziemi Hamera)

Fryc i Wilhelm Hamerowie – synowie Hamera

Hirszgold – Żyd, który to wykupił grunty pańskie, a Niemcy mieli je od niego w posiadaniu,                       lecz nie do końca spłacone

8

 


[1] Mocno skręcony sznur

Zgłoś jeśli naruszono regulamin