Alistair MacLean - Partyzanci.pdf
(
732 KB
)
Pobierz
Alistair MacLean - Partyzanci
Alistair Maclean
Partyzanci
[przeło
Ň
yła Anna Kra
Ļ
ko]
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1989
ISBN 83-11-07766-5
Rozdział I
Noc
Ģ
nad Tybru wiał zimny wiatr, północny wiatr i niósł zapach
Ļ
niegu znad odległych
Apeninów. Niebo ja
Ļ
niało czyste, rozgwie
Ň
d
Ň
one, a na zaciemnionych ulicach mo
Ň
na było dojrze
ę
wiruj
Ģ
ce tumany kurzu, miotane wiatrem papiery, kawałki tektury i drobne kamienie. Tym razem
jednak ciemne i brudne zaułki Rzymu nie padły ofiar
Ģ
kolejnego, nie ko
ı
cz
Ģ
cego si
ħ
strajku
pracowników elektrowni i słu
Ň
b oczyszczania miasta, jak si
ħ
to zdarzało w czasach pokoju, teraz
bowiem trwała wojna. Działania w basenie Morza
ĺ
ródziemnego osi
Ģ
gn
ħ
ły ten delikatny etap, na
którym Wieczne Miasto nie chciało ju
Ň
zanadto rzuca
ę
si
ħ
w oczy o
Ļ
wietlaj
Ģ
c ulice latarniami, za
Ļ
słu
Ň
by komunalne w swej znakomitej wi
ħ
kszo
Ļ
ci biły si
ħ
gdzie
Ļ
daleko na południu, tocz
Ģ
c wojn
ħ
,
która tak naprawd
ħ
niewiele je obchodziła.
Petersen zatrzymał si
ħ
przed wej
Ļ
ciem do sklepu - trudno odgadn
Ģę
jakiego, bowiem witryny
szczelnie okrywał regulaminowy papier do zaciemniania - i szybko omiótł spojrzeniem Via Bergola.
Zdawała si
ħ
by
ę
wymarła jak wi
ħ
kszo
Ļę
ulic miasta i tej porze. Wyj
Ģ
ł
Ļ
lep
Ģ
latark
ħ
, du
Ň
y p
ħ
k zmy
Ļ
lnie
wygi
ħ
tych kluczy i wszedł do
Ļ
rodka z szybko
Ļ
ci
Ģ
, swobod
Ģ
i biegło
Ļ
ci
Ģ
, która przynosiła chlub
ħ
temu, kto szkolił go do takich zada
ı
. Skrył si
ħ
za otwartymi drzwiami, zdj
Ģ
ł osłon
ħ
latarki, wło
Ň
ył
wytrychy do kieszeni, w ich miejsce wzi
Ģ
ł mausera z tłumikiem i czekał.
Czekał blisko dwie minuty. Dwie minuty w pewnych okoliczno
Ļ
ciach mog
Ģ
si
ħ
bardzo dłu
Ň
y
ę
,
ale jemu chyba to nie przeszkadzało. Usłyszał skradaj
Ģ
ce si
ħ
kroki, a potem zza drzwi wychyliła si
ħ
niewyra
Ņ
na sylwetka m
ħŇ
czyzny, której jedynym rozpoznawalnym szczegółem była szpiczasta czapka
i dło
ı
zaci
Ļ
ni
ħ
ta na uchwycie rewolweru w tak jednoznacznym zamiarze,
Ň
e nawet w ciemno
Ļ
ciach
widział mdł
Ģ
biel napi
ħ
tych kostek.
Jeszcze dwa ciche kroki i m
ħŇ
czyzna zatrzymał si
ħ
nagle, gdy usłyszał pstrykni
ħ
cie wł
Ģ
czanej
latarki i gdy poczuł, jak tłumik mausera niezbyt delikatnie wbija mu si
ħ
w kark.
- Rzu
ę
bro
ı
! R
ħ
ce za głow
ħ
, trzy kroki do przodu i nie ogl
Ģ
daj si
ħ
!
Wykonał polecenie. Petersen zamkn
Ģ
ł drzwi, odnalazł kontakt i zapalił
Ļ
wiatło. Wszystko
wskazywało na to,
Ň
e znale
Ņ
li si
ħ
u jubilera, cho
ę
wła
Ļ
ciciel - najwyra
Ņ
niej człowiek małej wiary w
siły zbrojne wojsk okupacyjnych, b
Ģ
d
Ņ
rodzimych, a mo
Ň
e jednych i drugich - roztropnie i do cna
wymiótł swoje gablotki.
- Teraz mo
Ň
esz si
ħ
odwróci
ę
- rzekł Petersen.
M
ħŇ
czyzna odwrócił si
ħ
. Jego młoda twarz przybrała wojowniczy i nieugi
ħ
ty wyraz, ale niczym
nie udało mu si
ħ
zamaskowa
ę
oczu ani l
ħ
ku, który si
ħ
w nich czaił.
- Zastrzel
ħ
ci
ħ
- zacz
Ģ
ł Petersen tonem, jakim prowadzi si
ħ
rozmow
ħ
przy kawie - je
Ļ
li masz jeszcze
jak
ĢĻ
bro
ı
, któr
Ģ
przede mn
Ģ
ukrywasz.
- Nie mam innej broni.
- Dokumenty. Młodzieniec zacisn
Ģ
ł usta, nie odezwał si
ħ
, nie wykonał
Ň
adnego ruchu.
Petersen westchn
Ģ
ł
- Zakładam,
Ň
e wiesz, co to tłumik. Zapewniam ci
ħ
,
Ň
e... potem bardzo łatwo ci je odbior
ħ
. Nikt nie
b
ħ
dzie wiedział, kto ci
ħ
zabił, za co i kiedy, a co w tej chwili wa
Ň
niejsze, ty te
Ň
nie.
Chłopak si
ħ
gn
Ģ
ł za pazuch
ħ
i wyj
Ģ
ł portfel. Petersen otworzył go kciukiem i czytał na głos:
- Hans Winterman... Urodzony 24 sierpnia 1924 roku... Dziewi
ħ
tna
Ļ
cie lat i ju
Ň
porucznik! No prosz
ħ
,
musi by
ę
z ciebie niezły bystrzak!
Petersen zło
Ň
ył portfel i schował go do kieszeni. -
ĺ
ledziłe
Ļ
mnie dzi
Ļ
wieczorem. I wczoraj
prawie cały dzie
ı
. I przedwczoraj. A mnie natarczywo
Ļę
nu
Ň
y, zwłaszcza gdy jest tak nachalna.
Dlaczego za mn
Ģ
łazisz, co?
- Zna pan moje nazwisko, stopie
ı
, oddział...
Petersen machn
Ģ
ł r
ħ
k
Ģ
by go uciszy
ę
.
- Daruj sobie. No có
Ň
, nie dajesz mi wyboru...
Cała zadziorno
Ļę
znikn
ħ
ła z twarzy porucznika bez
Ļ
ladu.
- Pan mnie... zabije?
- Nie b
Ģ
d
Ņ
durniem.
Hotel Splendide daleki był od wspaniało
Ļ
ci, cho
ę
wła
Ļ
nie to sugerowała jego nazwa. Jednak
obskurna anonimowo
Ļę
budynku nader Petersenowi odpowiadała. Zagl
Ģ
daj
Ģ
c przez sp
ħ
kan
Ģ
i brudn
Ģ
szyb
ħ
frontowych drzwi, nie bez zdziwienia dostrzegł,
Ň
e tłusty, nie ogolony i dobrze ju
Ň
zaawansowany w latach portier cho
ę
raz nie drzemie, a przynajmniej jest na tyle rozbudzony, by co i
raz wychyla
ę
co
Ļ
z butelki. Petersen obszedł hotel od tyłu, wspi
Ģ
ł si
ħ
po schodkach
przeciwpo
Ň
arowych, dostał si
ħ
na trzeci
Ģ
kondygnacj
ħ
, aby tam skr
ħ
ci
ę
w korytarz na lewo i wej
Ļę
do
swego pokoju za pomoc
Ģ
wytrycha. Szybko sprawdził szafki i szuflady. Zadowolony z wyniku
inspekcji, narzucił na siebie ci
ħŇ
ki płaszcz, wyszedł z pokoju i zaj
Ģ
ł pozycj
ħ
na znanych mu ju
Ň
schodach ewakuacyjnych. Mimo dodatkowej ochrony, jak
Ģ
stanowił płaszcz, było tu zdecydowanie
chłodniej ni
Ň
, jak si
ħ
teraz zdawało, na przytulnych uliczkach miasta.
ņ
ywił zatem nadziej
ħ
,
Ň
e nie
b
ħ
dzie musiał czeka
ę
zbyt długo.
Czekał wr
ħ
cz krócej ni
Ň
si
ħ
spodziewał. W niespełna pi
ħę
minut w korytarzu pojawił si
ħ
niemiecki oficer. Ra
Ņ
no krocz
Ģ
c skr
ħ
cił w lewo, zapukał do drzwi, pó
Ņ
niej, tym razem stanowczo,
szarpn
Ģ
ł klamk
ħ
i cofn
Ģ
ł si
ħ
z zafrasowan
Ģ
twarz
Ģ
. Potem dało si
ħ
słysze
ę
skrzypienie i łoskot
wiekowej windy, pó
Ņ
niej nastała cisza, znów zaskrzypiała winda, a
Ň
wreszcie ukazał si
ħ
ten sam oficer
w asy
Ļ
cie stró
Ň
a z kluczem w r
ħ
ku.
Po dziesi
ħ
ciu minutach, gdy
Ň
aden z m
ħŇ
czyzn si
ħ
nie pokazywał, Petersen wsun
Ģ
ł si
ħ
do
Ļ
rodka, opu
Ļ
cił w dół i zza rogu obserwował lew
Ģ
odnog
ħ
korytarza. W jej
Ļ
rodkowej cz
ħĻ
ci stał
portier, bez w
Ģ
tpienia na czatach. Tak samo nie budził w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci fakt,
Ň
e był z niego zaprawiony i
przygotowany na ka
Ň
d
Ģ
okoliczno
Ļę
bojownik, z kieszeni bowiem wyjmował od czasu do czasu
piersiówk
ħ
i zamykaj
Ģ
c z ukontentowaniem oczy, rozkoszował si
ħ
jej zawarto
Ļ
ci
Ģ
. Petersen klepn
Ģ
ł go
jowialnie w rami
ħ
.
- Dobra robota, przyjacielu...
Portier zakrztusił si
ħ
, rozkaszlał, zapluł i usiłował co
Ļ
wychrypie
ę
, ale krta
ı
odmówiła mu
posłusze
ı
stwa. Petersen ju
Ň
go nie widział; zagl
Ģ
dał w gł
Ģ
b pokoju.
- Aaaa... Dobry wieczór, pułkowniku Lunz! Mam nadziej
ħ
,
Ň
e wszystko jest na swoim miejscu.
Lunz był niemal bli
Ņ
niaczo podobny do Petersena:
Ļ
redniego wzrostu, szeroki w ramionach, z
ostr
Ģ
twarz
Ģ
, szarymi oczami i rzedniej
Ģ
cymi ciemnymi włosami - nieco starsza wersja Petersena,
jednak niew
Ģ
tpliwie podobie
ı
stwo było uderzaj
Ģ
ce. Lunz nie zdawał si
ħ
by
ę
w najmniejszym stopniu
zbity z tropu.
- Dobry wieczór. Dopiero co przyjechałem i...
- No, no pułkowniku... - Petersen pogroził mu palcem. - Oficerowie, bez wzgl
ħ
du na narodowo
Ļę
, s
Ģ
ci
Ģ
gle oficerami i pod ka
Ň
d
Ģ
szeroko
Ļ
ci
Ģ
geograficzn
Ģ
d
Ň
entelmenami. A d
Ň
entelmeni nie kłami
Ģ
.
Jest pan tu dokładnie od jedenastu minut, mierzyłem czas.
Odwrócił si
ħ
do wci
ĢŇ
purpurowego i z trudem łapi
Ģ
cego oddech stró
Ň
a, który czynił szale
ı
cze
wysiłki, by przemówi
ę
. Klepn
Ģ
ł go zach
ħ
caj
Ģ
co w plecy.
- Chcesz nam co
Ļ
powiedzie
ę
, bracie?
- Nie było pana. - Konwulsje z wolna ustawały. - To znaczy był pan, ale widziałem, jak pan
wychodził. Jedena
Ļ
cie minut? Jedena
Ļ
cie minut? Nie zauwa
Ň
yłem... to jest... Pa
ı
ski klucz...
- Byłe
Ļ
wtedy pijany - rzekł Petersen pobła
Ň
liwie. Nachylił si
ħ
, poci
Ģ
gn
Ģ
ł nosem i skrzywił si
ħ
. -
Jeszcze jeste
Ļ
. Zabieraj si
ħ
st
Ģ
d. I przy
Ļ
lij nam butelk
ħ
brandy. Nie tego
Ļ
mierdziela, którego sam
ci
Ģ
gniesz. Francusk
Ģ
brandy, trzymasz j
Ģ
dla gestapo. Aha, i dwa kieliszki. Czyste! Pan, naturalnie,
dotrzyma mi towarzystwa, drogi pułkowniku - zwrócił si
ħ
do Lunza.
- Naturalnie.
Lunza trudno było wytr
Ģ
ci
ę
z równowagi. Spokojnie patrzył, jak Petersen zdejmuje płaszcz i
rzuca go na łó
Ň
ko. Uniósł w gór
ħ
brew i zapytał:
- Czy
Ň
by niespodziewany spacerek w chłodn
Ģ
noc?
- Po Rzymie w styczniu? To nie czas,
Ň
eby ryzykowa
ę
własne zdrowie. A i wiszenie na schodach
przeciwpo
Ň
arowych to nie igraszka, zapewniam pana.
- Wi
ħ
c tam si
ħ
pan ukrył... Powinienem był chyba lepiej si
ħ
zabezpieczy
ę
.
- A ju
Ň
na pewno wystawi
ę
lepsz
Ģ
wart
ħ
.
- Istotnie...
- Lunz wyj
Ģ
ł fajk
ħ
z wrzo
Ļę
ca i zacz
Ģ
ł j
Ģ
nabija
ę
. - Nie miałem wielkiego wyboru.
- Pan mnie zasmuca, pułkowniku, naprawd
ħ
. Zdobywa pan mój klucz, co stoi w sprzeczno
Ļ
ci z
prawem, wystawia pan stra
Ň
e,
Ň
eby nie zosta
ę
przyłapanym na kolejnym łamaniu prawa, szpera pan
w moich osobistych...
- Szpera?!
- Uwa
Ň
nie przegl
Ģ
da. Nie bardzo wiem, jakie to obci
ĢŇ
aj
Ģ
ce mnie dowody spodziewał si
ħ
pan znale
Ņę
?
- Prawd
ħ
mówi
Ģ
c
Ň
adnych. Nie wygl
Ģ
da pan na człowieka, który zostawiałby jakie
Ļ
...
- A do tego ka
Ň
e mnie pan jeszcze
Ļ
ledzi
ę
. Z cał
Ģ
pewno
Ļ
ci
Ģ
tak, bo inaczej nie wiedziałby pan,
Ň
e
wcze
Ļ
niej wychodziłem bez okrycia. Zasmuca mnie to, pułkowniku, wła
Ļ
ciwie szokuje. Gdzie
Ň
jest
wzajemne zaufanie, które powinno ł
Ģ
czy
ę
sojuszników?
- Sojuszników? - Zapalił zapałk
ħ
. - Nie my
Ļ
lałem o tym w ten sposób... - S
Ģ
dz
Ģ
c po jego minie, nadal
tak nie my
Ļ
lał.
- Oto kolejny dowód wzajemnego zaufania. - Petersen wr
ħ
czył Lunzowi portfel i rewolwer odebrane
młodemu porucznikowi. - Jestem przekonany,
Ň
e pan go zna. Ten człowiek bardzo niebezpiecznie
wymachiwał broni
Ģ
.
- Aaa... - mrukn
Ģ
ł pułkownik, odrywaj
Ģ
c wzrok od dokumentów - młody, zapalczywy porucznik
Winterman... Miał pan racj
ħ
zabieraj
Ģ
c mu rewolwer; mógł sobie niechc
Ģ
cy zrobi
ę
krzywd
ħ
. O ile
pana znam, mog
ħ
zało
Ň
y
ę
,
Ň
e nie spoczywa teraz gdzie
Ļ
na dnie Tybru, prawda?
- Nie traktuj
ħ
sojuszników w ten sposób. Siedzi zamkni
ħ
ty u jubilera.
- Oczywi
Ļ
cie - skontatował Lunz, jakby nie spodziewał si
ħ
usłysze
ę
nic innego. - Zamkni
ħ
ty.
Naturalnie, mo
Ň
e si
ħ
wydos...
- Nie mo
Ň
e. Pan mnie nie tylko zasmuca, ale i obra
Ň
a, pułkowniku. Dlaczego nie dał mu pan
czerwonej flagi albo werbla do r
Ģ
k? Czego
Ļ
, co naprawd
ħ
przykułoby moj
Ģ
uwag
ħ
?
Lunz westchn
Ģ
ł.
- Młody Hans nie
Ņ
le sprawdza si
ħ
w czołgu, ale subtelno
Ļę
nie jest jego specjalno
Ļ
ci
Ģ
. A propos
obra
Ň
ania: to nie był mój pomysł, tylko jego. Wiedziałem, oczywi
Ļ
cie, do czego zmierza, i nie
usiłowałem go powstrzyma
ę
. Guz na czole to niewielka cena za zdobyte do
Ļ
wiadczenie.
- Nawet guza nie ma. Widzi pan on jest sojusznikiem.
- Szkoda. Mo
Ň
e zapami
ħ
tałby nauczk
ħ
.
Pułkownik przerwał, gdy
Ň
rozległo si
ħ
stukanie do drzwi i wszedł portier nios
Ģ
c szkło i brandy.
Petersen nalał do kieliszków i podniósł swój.
- Za operacj
ħ
Weiss!
- Prosit - Lunz smakował trunek. - Nie wszyscy oficerowie gestapo to barbarzy
ı
cy. Operacja Weiss?
To pan wie? A nie powinien pan
- pułkownik nie zdawał si
ħ
by
ę
zaskoczony.
- Wiem o wielu rzeczach, o których wiedzie
ę
nie powinienem.
- Pan mnie zdumiewa - stwierdził Lunz oschle; umoczył usta w brandy. - Doskonała, wyborna... Tak,
ma pan wyra
Ņ
n
Ģ
skłonno
Ļę
do nierozwa
Ň
nych
Ň
arcików specyficznego gatunku, do uporczywego
nadu
Ň
ywania słowa "sojusznik". To za
Ļ
powoduje działania, które zapewne uwa
Ň
a pan za zbytnie
zainteresowanie pa
ı
sk
Ģ
osob
Ģ
z naszej strony.
- Nie ufacie mi?
- Musi pan jeszcze troch
ħ
popracowa
ę
,
Ň
eby osi
Ģ
gn
Ģę
prawdziwie ura
Ň
ony ton głosu. Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e
panu ufamy. Pa
ı
skie osi
Ģ
gni
ħ
cia, i to nie byle jakie, mówi
Ģ
same za siebie. Czego nie mo
Ň
emy
zrozumie
ę
, a zwłaszcza ja osobi
Ļ
cie, to faktu,
Ň
e człowiek pa
ı
skiego formatu opowiada si
ħ
po
stronie, pan daruje, zdrajcy. Mam nadziej
ħ
,
Ň
e nie uraziłem pa
ı
skich uczu
ę
?
- Najpierw trzeba by do nich dotrze
ę
, pułkowniku. Chciałbym panu przypomnie
ę
,
Ň
e to pa
ı
ski führer
przed dwoma laty zmusił naszego nie
Ň
yj
Ģ
cego ju
Ň
ksi
ħ
cia regenta do podpisania układu z wami i
Japo
ı
czykami. Rozumiem,
Ň
e to on miałby by
ę
tym zdrajc
Ģ
. Niew
Ģ
tpliwie ksi
ĢŇħ
regent był
człowiekiem słabym, niezdecydowanym, mo
Ň
e tchórzliwym; nie mo
Ň
na go nazwa
ę
człowiekiem
czynu. Nie powinni
Ļ
my go jednak obwinia
ę
, z natur
Ģ
walczy
ę
si
ħ
nie da, a w jego przypadku Matka
Natura wyra
Ņ
nie si
ħ
popisała. Nie był jednak zdrajc
Ģ
. Zrobił, co uwa
Ň
ał za najkorzystniejsze dla
Jugosławii. Chciał zaoszcz
ħ
dzi
ę
jej okropie
ı
stwa wojny. "Bolje grob nego rob". Czy wie pan, co to
znaczy?
Lunz potrz
Ģ
sn
Ģ
ł głow
Ģ
.
- Zawiło
Ļ
ci waszego j
ħ
zyka...
- "Lepsza
Ļ
mier
ę
ni
Ň
niewola" - to wła
Ļ
nie wykrzykiwały tłumy, kiedy okazało si
ħ
,
Ň
e ksi
ĢŇħ
Paweł
przyst
Ģ
pił do "paktu trzech", ten okrzyk słycha
ę
było na ulicach po odsuni
ħ
ciu ksi
ħ
cia i
uniewa
Ň
nieniu paktu. Ludzie nie rozumieli,
Ň
e
Ň
adne "nego",
Ň
adne "ni
Ň
" nie wchodzi w gr
ħ
, bo
miała by
ę
i
Ļ
mier
ę
, i niewola, co odczuli na własnej skórze, gdy führer w przyst
ħ
pie jednego ze
swych spektakularnych aktów szału zrównał Belgrad z ziemi
Ģ
i zmia
Ň
d
Ň
ył wojsko. Ja byłem jednym
z pokonanych...
- Jeszcze odrobin
ħ
tego wy
Ļ
mienitego koniaku. - Lunz wzi
Ģ
ł do r
ħ
ki butelk
ħ
. - Nie wydaje si
ħ
pan by
ę
zbytnio poruszony, wspomnieniami...
- Któ
Ň
z nas mo
Ň
e
Ň
y
ę
przeszło
Ļ
ci
Ģ
?
- Ani te
Ň
faktem,
Ň
e znalazł si
ħ
pan w tak nieszcz
ħ
snym poło
Ň
eniu i musi pan teraz zwalcza
ę
własnych
rodaków.
- Zamiast doł
Ģ
czy
ę
do nich i walczy
ę
przeciwko wam? Wojna ka
Ň
e dobiera
ę
sobie ró
Ň
nych
kompanów, pułkowniku. We
Ņ
my cho
ę
by was i Japo
ı
czyków. Przyganiał kocioł garnkowi.
- Punkt dla pana z tym,
Ň
e my nie zabijamy swoich.
- Jeszcze nie, ale nie dałbym za to głowy. Bóg jeden wie, jakie rzeczy robili
Ļ
cie. Tak czy owak,
moralizowanie nie ma tu sensu. Jestem rojalist
Ģ
i lojalist
Ģ
i kiedy - o ile w ogóle - ta wojna si
ħ
sko
ı
czy, chc
ħ
w Jugosławii zobaczy
ę
przywrócon
Ģ
monarchi
ħ
. Człowiek musi mie
ę
jaki
Ļ
cel,
Ň
eby
Ň
y
ę
, a je
Ň
eli mój jest wła
Ļ
nie taki, to tylko moja, wył
Ģ
cznie moja sprawa.
- Wszyscy trafimy do piekła, ka
Ň
dy własn
Ģ
Ļ
cie
Ň
k
Ģ
- skomentował Lunz pojednawczo. - Tyle tylko,
Ň
e
nie widz
ħ
pana jako serbskiego rojalisty...
- A jak miałby taki wygl
Ģ
da
ę
? No prosz
ħ
, skoro ju
Ň
o tym mówimy, jak pana zdaniem wygl
Ģ
da serbski
rojalista?
Lunz zamy
Ļ
lił si
ħ
i odrzekł:
- Wyznam co
Ļ
panu, Petersen: nie mam zielonego poj
ħ
cia.
- Moje nazwisko, pułkowniku - podsun
Ģ
ł uprzejmie Petersen - i pochodzenie. Petersenów jest
mnóstwo. We włoskich Alpach le
Ň
y wioska, gdzie nazwisko co drugiego mieszka
ı
ca zaczyna si
ħ
od
"Mac" - spu
Ļ
cizna, jak mi mówiono, po szkockim regimencie, który został tam odci
ħ
ty w jednej z
tasiemcowatych,
Ļ
redniowiecznych wojen. Mój pra-pra-pradziadek, czy kto
Ļ
tam, był
Ň
ołnierzem
fortuny; brzmi to nieco lepiej ni
Ň
"najemnikiem", jak si
ħ
dzisiaj mówi. Jak tysi
Ģ
ce jemu podobnych
znalazł si
ħ
tutaj i zapomniał wróci
ę
do domu.
- A gdzie był ten dom? W Skandynawii? W Albionie? Gdzie?
- Genealogia mnie nudzi, pułkowniku, nie obchodzi mnie. Zreszt
Ģ
naprawd
ħ
nie wiem. Niech pan
spyta pierwszego z brzegu Jugosłowianina, kim byli jego pi
ħę
razy wysiedlani przodkowie, a nie
b
ħ
dzie wiedział.
Lunz skin
Ģ
ł głow
Ģ
.
- Wy, Słowianie, macie do
Ļę
poszatkowan
Ģ
histori
ħ
... Do tego wszystkiego,
Ň
eby jeszcze bardziej
rzecz zagmatwa
ę
, jest pan absolwentem akademii w Sandhurst...
- Dziesi
Ģ
tki krajów kształciła tam swoich oficerów. Je
Ļ
li idzie o mnie, nic bardziej naturalnego - w
ko
ı
cu mój ojciec był attache wojskowym w Londynie. Gdyby był attache marynarki wojennej w
Berlinie, trafiłbym zapewne do Kiel albo do Mürwik.
- Nie mam nic przeciwko Sandhurst; bywałem tam jako go
Ļę
. Cokolwiek jednak konserwatywna to
szkoła. Chodzi mi o profil kształcenia....
- To znaczy?
- Nic na temat partyzantki wojennej, nic o wywiadzie i kontrwywiadzie, niczego nie ucz
Ģ
o
kryptografii, a ja mam wra
Ň
enie,
Ň
e pan w tych wszystkich dziedzinach jest specjalist
Ģ
.
- W niektórych dziedzinach jestem samoukiem.
- Zapewne... - Lunz zamilkł, chwil
ħ
smakował koniak, wreszcie rzekł: - Co si
ħ
stało z pa
ı
skim ojcem?
- Nie wiem. S
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e na ten temat pan wie wi
ħ
cej ode mnie. Po prostu znikn
Ģ
ł. Tysi
Ģ
ce ludzi znikn
ħ
ło
po wio
Ļ
nie czterdziestego pierwszego.
- Był tej samej orientacji co pan? Rojalista? Czetnik?
Petersen skin
Ģ
ł głow
Ģ
.
- I bardzo wysoki rang
Ģ
- ci
Ģ
gn
Ģ
ł Lunz. - Starsi oficerowie nie znikaj
Ģ
ot, tak sobie. Mo
Ň
e dostał si
ħ
w
r
ħ
ce partyzantów?
- Niewykluczone, wszystko jest mo
Ň
liwe. Jak pan widzi, znów nie wiem. - Petersen u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
. -
Plik z chomika:
madan33
Inne pliki z tego folderu:
Alistair Maclean - Pociag Smierci.pdf
(1358 KB)
Alistair MacLean - Mroczny Krzyzowiec.pdf
(1038 KB)
Alistair MacLean - HMS Ulisses.pdf
(1355 KB)
Alistair MacLean - Athabaska.pdf
(871 KB)
Alistair MacLean - Partyzanci.pdf
(732 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin