HOWARD PYLE Weso�e przygody Robin Hooda Tytu� orygina�u The Merry Adventures of Robin Hood By� niedo�cignionym mistrzem w strzelaniu z �uku. Odwa�ny, dzielny, szlachetny, urodziwy. Wraz z band� weso�ych kompan�w jak on wyj�tych spod prawa - znalaz� schronienie w go�cinnych, rozleg�ych lasach Sherwoodu, gdzie wi�d� �ycie beztroskie i� pe�ne przyg�d. Pomaga� biedakom i przetrz�sa� kiesy wielmo�om. Dzi�ki sile, zr�czno�ci, sprytowi i brawurze wymyka� si� z najprzemy�lniejszych zasadzek. Z niezr�wnanym dowcipem i tupetem o�miesza� swych prze�ladowc�w. W �redniowieczu na jego cze�� urz�dzano zawody i zabawy ludowe. Na jarmarkach w�drowni kuglarze* przedstawiali epizody z jego �ycia. Poeci uk�adali o nim ballady, minstrele �piewali pie�ni. Legenda o Robin Hoodzie rozesz�a si� szeroko, poza granice jego ojczystego kraju. Sta�a si� integraln� cz�ci� kultury europejskiej, przedmiotem wielu opracowa� literackich. Sugestywno�� i wdzi�k tej postaci zapewni�y nie�miertelno�� pewnemu m�odemu cz�owiekowi, kt�ry obra� Robin Hooda za bohatera swej powie�ci. By� nim Howard Pyle (urodzony 3.III. 1853 w Wilmington w stanie Delaware - zmar� we Florencji 9.XI.1911), znany ameryka�ski pisarz i r�wnocze�nie ilustrator swoich ksi��ek. Biografowie Pyle'a powtarzaj� zabawn� anegdotk� maj�c� dawa� �wiadectwo jego wczesnym zami�owaniem literackim. Opowiada ona o tym, jak ma�y Howard pisa� pierw�zy w �yciu poemat. Zacz�� od przemy�liwania nad form� swego dzie�a i... na tym te� poprzesta�, gdy� - ku swemu wielkiemu roz�aleniu - zda� sobie spraw�, �e jeszcze nie potrafi czyta� ani pisa�. Karier� rozpocz�� Pyle w Nowym Jorku, dok�d wyjecha� po uko�czeniu Akademii Sztuk Pi�knych, w roku, 1870. Wsp�pracowa� tam ze znanymi periodykami, kt�re zamieszcza�y jego opowiadania i rysunki. Wr�ci� do rodzinnego miasta jako 26- letni m�odzieniec, w blasku s�awy. Obdarzony bujn� fantazj�, Pyle zrewolucjonizowa� sztuk� ilustratorstwa w Stanach Zjednoczonych. Celowa� zw�aszcza w rysowaniu pi�rkiem, ale malowa� tak�e akwarele. Dzi� wiele jego prac znajduje si� w ameryka�skich galeriach sztuki. S� to przewa�nie scenki rodzajowe z dziej�w pionierstwa ameryka�skiego oraz motywy �redniowieczne. Odznaczaj� si� romantyk�, bogactwem kolor�w i du�� staranno�ci� w odtworzeniu t�a historycznego. Pyle by� r�wnie� �wietnym pedagogiem. Prowadzi� klas� rysunku w Instytucie Technologii im. Drexela w Filadelfii. Swym talentem, �agodno�ci� charakteru i niebanaln� osobowo�ci� podbija� serca s�uchaczy. Howard Pyle jest autorem wielu ksi��ek dla m�odzie�y, z kt�rych niemal wszystkie po�wi�cone s� jego ulubionej tematyce - �redniowiecznym legendom* Opisywa� rycerstwo, zamki i turnieje! rycerskie obyczaje. T�em tych opowie�ci bywa Stara Weso�a Anglia, czasem S�odka Francja, ale zawsze s� pe�ne przyg�d, fantazji, wiernie oddaj� klimat i koloryt wiek�w �rednich, a zarazem osobisty, entuzjastyczny stosunek pisarza do historii. Kiedy Pyle obchodzi� 50 urodziny, jego uczniowie chc�c sprawi� mu niespodziank�, przebrali si� za postaci z jego ulubionej ksi��ki: "Weso�e przygody Robin Hooda" (1883). Napisana pi�knym, j�drnym j�zykiem, zawiera malownicze plenery i obrazki obyczajowe z XII-wiecznej Anglii.. Jest to powie�� pe�na s�o�ca, humoru, rado�ci �ycia i optymizmu. Jej bohaterowie s� dzielni, odwa�ni i wierni. Kochaj� wolno��, przygod�, muzyk�, wino. Autor traktuje ich nieco z przymru�eniem oka, podkpiwa sobie z ich rubaszno�ci i nadmiernej mi�o�ci w�asnej. A jednocze�nie ceni za wra�liwo�� na ludzk� krzywd�, za dum� i odwag� w obliczu �mierci. �ycie w XII-wiecznej Anglii nie by�o bynajmniej sielankowe. Pyle wspomina - gwoli prawdy historycznej - o okrutnych prawach dla wie�niak�w, o �dzierstwie mo�nych i przekupstwie w�adz miejskich, o d�ugoletnich wojnach krzy�owych. Ale s� to wzmianki jakby przyciszone, przyt�umione. Bo "Weso�e przygody Robin Hooda" to niefrasobliwa ba�� o wdzi�ku m�odo�ci i rado�ci �ycia, szlachetnych zb�jcach i niezwyk�ych przygodach, o starych, dobrych czasach - jakie przetrwa�y w pie�niach trubadur�w. Ewa Kieruzalska Prolog, kt�ry opowiada o zwadzie Robin Hooda z kr�lewskim le�niczym, a tak�e o tym, jak Robin stworzy� band� i w weso�ej przygodzie zdoby� sobie przyjaciela, s�awnego Ma�ego Johna Za dawnych czas�w, gdy w weso�ej Anglii panowa� dobry kr�l Henryk II, w sherwoodzkich borach, nie opodal miasta Nottingham, �y� s�awny rozb�jnik imieniem Robin Hood. Nie by�o na �wiecie tak znakomitego �ucznika jak on ani nie by�o nigdy tak uciesznej kompanii jak jego stu czterdziestu kamrat�w, kt�rzy wraz z nim' buszowali po le�nych ost�pach. �yli 'sobie weso�o w sherwoodzkich borach, bez trosk i niedostatk�w, zabawiaj�c si� urz�dzaniem zawod�w �uczniczych albo szermierczych pojedynk�w na kije, �ywi�c si� kr�lewsk� dziczyzn�, t�go popijan� pa�dziernikowym piwem. Nie tylko sam Robin Hood, ale i wszyscy jego kamraci byli wyj�ci spod prawa i trzymali si� � dala od ludzi, a jednak pro�ci mieszka�cy okolic kochali ich, gdy� kto tylko w potrzebie zwr�ci� si� do weso�ego Robina o pomoc, nie odchodzi� nigdy z pustymi r�kami. A teraz opowiem wam, jak to si� sta�o, �e Robin Hood pope�ni� przest�pstwo, za co �cigany by� przez prawo. Gdy Robin Hood wyr�s� na osiemnastoletniego m�odzie�ca, o krzepkich mi�niach i dzielnym sercu, Szeryf Nottinghamu og�osi� zawody �ucznicze, wyznaczaj�c w nagrod� anta�ek piwa za najcenniejsz� strza�� w ca�ym hrabstwie Nottingham. "Wybior� si� i ja - rzek� Robin - rad bym spr�bowa� szcz�cia dla �licznych oczu mojej dziewczyny r anta�ka dobrej pa�dziernikowi!". Wsta� wi�c, wzi�� sw�j t�gi cisowy �uk, z tuzin albo i wi�cej wysmuk�ych strza� i wyruszy� do Nottinghamu z miasta Locksley przez sherwoodzkie bory. By� radosny majowy poranek, gdy �ywop�oty si� zieleni�, a ��ki ton� w kwiatach; 'gdy r�nobarwne stokrotki i ��te p�ki rze�uchy, i �liczne pierwiosnki sypi� si� wzd�u� ciernistych g�og�w; gdy kwitn� jab�onie i ptaki s�odko �piewaj�, skowronek. O brzasku, drozd i kuku�ka; gdy ch�opcy i dziewcz�ta spozieraj� na siebie z my�l� s�odk�; gdy skrz�tne gospodynie rozpo�cieraj� p��tna na soczystej trawie, by je s�o�ce wybieli�o. Szed� przez cudny las, w�r�d rozmigotanych li�ci ptaki �piewa�y pe�n� piersi� I rozweselony Robin pogwizdywa� sobie, id�c tak i my�l�c o jasnych oczach Marianny, bo o takiej porze my�li ch�opi�ce ch�tnie uciekaj�"do ukochanej dziewczyny. Kiedy tak szed� szparkim krokiem, pogwizduj�c beztrosko, natkn�� si� niespodzianie na grup� le�niczych siedz�cych pod ogromnym d�bem. By�o ich pi�tnastu, zabawiali si� ucztuj�c i pij�c. Obsiedli kr�giem olbrzymi pasztet, kt�rym ka�dy si� raczy� pe�n� .gar�ci� i popija� spienionym piwem, czerpi�c je wielkimi rogamr ze stoj�cej obok bary�ki. Ubrani w str�j le�niczych z jasnozielonego sukna, pi�knie si� prezentowali siedz�c tak na murawie pod roz�o�ystym, wspania�ym drzewem. Kt�ry� z nich, z pe�nymi ustami, zawo�a� do Robina: - Hej, dok�d to idziesz, ch�opaczku, z �ukiem za dwa grosze i ko�czanem niewartym szel�ga? Robin oburzy� si�, jako �e ch�opcy nie' cierpi�, aby im wytykano ^smarka ty wiek. - M�j �uk i moje strza�y - odpar� - nie gorsze s� od waszych. Co wi�cej, id� do miasta NottinghanVna zawody �ucznicze, sam Szeryf je og�osi�. I b�d� strzela� wraz z innymi dzielnymi szlachcicami, a najlepszy otrzyma w nagrod� anta�ek wybornego piwa. Na co odezwa� si� le�niczy ze spienionym rogiem w r�ce: - Patrzcie no go! Ch�opaczku, masz mleko pod nosem, a pleciesz, �e dor�wnasz najt�szym- strzelcom z Nottinghamu? Przecie� ty nawet prawdziwego �uku nie potrafisz porz�dnie naci�gn��. - Za�o�� si� z wami o dwadzie�cia marek - rzek� �mia�o Robin- �e na sto metr�w trafi� ka�dy cel z pomoc� Najja�niejszej Panienki,. Tamci wybuchn�li �miechem, a kt�ry� powiedzia�: -- Brawo, osesku, brawo za przechwa�k�! Dobrze wiesz, �e nikt ci� nie sprawdzi, bo nie ma tu do czego strzela�. A inny zawo�a�: - Zafunduj sobie, ch�opaczku, piwo z mleczkiem. Rozw�cieczy�o to Robina. - S�uchajcie no, wy - powiedzia�. - Tam, na skraju polany, widz� stado jeleni, dalej ni� sto metr�w. Za�o�� si� o dwadzie�cia marek, �e upoluj� najt�szego rogacza w stadzie, z przyzwoleniem Matki Naj�wi�tszej. - Przybijam - zawo�a� ten, kt�ry go zaczepi�. - I k�ad� dwadzie�cia marek. Za�o�� si�, �e nie ubijesz �adnej zwierzyny, cho�by� do jutra wzywa� Matk� Naj�wi�tsz�. Robin wzi�� do r�ki sw�j cisowy �uk, opar� go gryfem o podbicie stopy i zr�cznie na�o�y� ci�ciw�; po czym osadzi� smuk�� strza�� i podnosz�c �uk przyci�gn�� szare pi�ro do swego ucha; w jednej chwili zabrz�cza�a ci�ciwa i strza�a pomkn�a nad polan�, szybuj�c jak jastrz�b na p�nocnym wietrze. Na j szlachetniejszy rogacz w stadzie wspi�� si� rozpaczliwie i pad� martwy, rosz�c zielon� �cie�k� serdeczn� krwi�. - Ha! - wykrzykn�� Robin - jak wam si� ten strza� podoba, druhu mi�y? Dawaj zak�ad. Szkoda, �e nie za�o�y�em si� o trzysta funt�w. Le�niczych gniew ogarn��, a ten, kt�ry zaczepi� Robina i przegra� zak�ad, roze�li� si� najwi�cej. - Fig� dostaniesz, a nie zak�ad - zawo�a�. - I zmykaj lepiej, gdzie pieprz ro�nie, bo jak mi B�g mi�y, tak ci obij� gnaty, ze ci si� wszystkiego odechce. - Czy ty nie wiesz - powiedzia� drugi - �e zabi�e� kr�lewskiego jelenia i wedle praw Najja�niejszego Pana, kr�la Henryka, powinno ci si� zgoli� uszy? - �apa� go! - zawo�a� trzeci. - Wara - odezwa� si� czwarty - pu��my go wolno, bo to m�odzik jeszcze. Robin Hood nie odezwa� si� ni s�owem, tylko patrzy� na le�niczych ponuro; wreszcie odwr�ci� si� na pi�cie i poszed� precz przez polan�. Ale okrutny gniew �ciska� mu serce, gdy� Robin mia� krew m�od�, gor�c� i sk�onn� do wrzenia. Ot� lepiej by by�o dla tego, kt�ry, go pierwszy zaczepi�, gdyby zostawi� Robina w spokoju; ale z�o�� go ponios�a, bo mia� ju� mocno w czubie i nie m�g� znie��, �e taki smarkacz zakpi� sob...
zck68