Dworzec - o słuzbie wśród bezdomnych Tomasz Wróblewski.doc

(29 KB) Pobierz
Dworzec

Dworzec

autor: Tomasz Wróblewski

Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, potem przyjdź i naśladuj mnie.

To była zwykła niedziela cztery miesiące temu... Nie cieszyła mnie perspektywa opuszczenia nabożeństwa. Miałem wyjechać po teścia, który przyjeżdżał w odwiedziny. Nie to, że nie lubię teścia, ale konieczność opuszczenia zgromadzenia ludu Bożego niezbyt mi odpowiadała. Na dworzec wyjechałem odpowiednio wcześniej - autobus często przyjeżdżał przed czasem. Poranek, choć styczniowy, nie był chłodny, świeciło słońce. Siedząc w nagrzanym samochodzie zwróciłem uwagę na grupkę raczącą się na trawniku alkoholem. Z tej odległości nie rozpoznawałem twarzy, domyślałem się, że to bezdomni z dworca PKS. Nadeszła pora przyjazdu autobusu, pijący podnieśli się z ziemi. Idąc na dworzec musieli minąć mój samochód. Kiedy znaleźli się bliżej, rozpoznałem jednego z nich. To był Roman - człowiek wyrwany wcześniej przez Boga z nałogu.

Kto daje ubogiemu, nie zazna braku, lecz kto zasłania swoje oczy, zbiera wiele przekleństw.

Mimo, że przeszedł odpowiednią terapię w chrześcijańskim ośrodku dla alkoholików i dość długo trwał w Bogu, siła grzechu i nałogu znów go przemogła. Wyglądał żałośnie. Pamiętałem go z czasów przed upadkiem - wysoki, postawny mężczyzna. Teraz w niczym nie przypominał "tamtego" Romana.

Cały spuchnięty z zimna, jego ubranie porwane, brudne, ledwo okrywało ciało. Najgorzej wyglądały stopy. Grube niczym kłody, owinięte w szmaty, nie mieściły się w letnich tenisówkach. Spojrzał na mnie. Zarośnięta twarz, puste oczy... Nie wiem czy mnie poznał, poszedł dalej. Pomyślałem: "Panie Jezu, zobacz co się z nim stało!" Po jakiejś chwili wysiadłem z samochodu, chciałem zobaczyć co z autobusem, czyżbym się mylił co do godziny przyjazdu? Wracając zastanawiałem się, co można by zrobić dla tych ludzi na dworcu. W zamyśleniu podniosłem wzrok, przede mną stał Roman. Mogłem go minąć, nie miał zamiaru mnie zaczepić.

Błogosławiony jest człowiek życzliwy, gdyż udziela ze swojego chleba ubogiemu.

- Witaj Romanie - powiedziałem. Ze wstydem opuścił wzrok. - Kiedy ostatnio jadłeś? - spytałem. - Trzy dni temu. Kupiłem mu zapiekankę. Poprosił o jeszcze jedną i o oranżadę. Wzrok sprzedawczyni z budki wyrażał pogardę dla tego co robiłem. Zaczęliśmy rozmawiać. Prosiłem, żeby przyszedł do zboru, zapewniałem go o miłości Bożej i chęci pomocy z naszej strony. Przez chwilę milczał, potem odpowiedział: - Wstydzę się. No tak, trudno z tym dyskutować. Podjechał autobus. Jadąc z teściem nadal myślałem o tym, jak im pomóc. Gdyby mieć noclegownię, stołówkę, pracowników... Pytałem: "Boże co robić?" I nagle olśnienie! Zrób kanapkę! Tylko tyle. Opowiedziałem o swoim spotkaniu żonie i pomyśle z kanapkami. Słowa Asi: "Zawsze marzyłam o tym, żeby pomagać takim ludziom" utwierdziły mnie w przekonaniu, że tej niedzieli Bóg przygotował dla nas służbę.

Podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz.

Tego dnia rozpoczęły się nasze wizyty na dworcu i służba wśród bezdomnych. Pomysł z kanapkami zaakceptowali wszyscy zborownicy. Wyrazili chęć przynoszenia gotowych kanapek do rozdania. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że od prawie trzech miesięcy siostry z naszego miasta modliły się o pomoc dla tych ludzi. Bóg wysłuchał tych próśb. Jeździmy teraz dwa razy w tygodniu po nabożeństwie z kanapkami, herbatą i naszą obecnością. Ludzie na dworcu tak bardzo chcą się wyżalić, opowiedzieć swoje losy, szukają zrozumienia. Wiemy, że ich ciała potrzebują jedzenia (nigdy nie dajemy pieniędzy, bo wiemy, że są to gwoździe do trumny), a ich dusze - JEZUSA.

Gdyż nie braknie ubogich na tej ziemi, i dlatego nakazuję ci: W ziemi swojej otwieraj szczodrze swoją rękę przed swoim bratem, przed nędzarzem i biedakiem.

 

Co niedzielę głosimy im Słowo Boże, co wzbudza sensację wśród przechodniów, natomiast w środy rozmawiamy o ich problemach. Widzimy jak Bóg działa, porusza ich serca, jak zmienia się ich myślenie, i jak bardzo chcą słuchać o tym, że Bóg ich kocha. Każdy z tych ludzi to cała historia, mają tak pokręcone, tak pogmatwane życiorysy... Powoli zdobyliśmy ich zaufanie, zwierzają się nam i pytają o Boga. Nie, nie głosimy im Kościoła Zielonoświątkowego, wiemy, że niewiele mamy do zaoferowania, ale Jezusa ukrzyżowanego, który może zmienić ich życie. Bóg to potwierdza - Roman jest po odtruciu i przebywa u chrześcijan pod Białogardem, Ania, narkomanka z cieknącym butaprenem nosem, znalazła dla siebie kąt u znajomej, Wiesio przestał pić, czyta Biblię, szuka Bożej odpowiedzi, drugi Roman...

Ślepi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim zwiastowana jest ewangelia.

Modląc się o tę służbę wołam: "Boże, dzięki, że nie mamy noclegowni, stołówki, pracowników. Wiem, że nie możemy przypisać sobie za nic chwały - to wszystko Twoje działanie. Z czego mielibyśmy się chlubić, z tych kilku kanapek, herbaty, czasu poświęconego na rozmowy? To Ty i Twoja łaska przemienia ich, daje pragnienie zerwania z nałogiem. Boże, tak niewiele Ty przemieniasz w swoją chwałę. Wiem, że jeśli będziemy wierni w tym małym, to dasz nam więcej".

Służba wśród bezdomnych zjednoczyła olsztyńskie zbory (dziękuję Wam bracia i siostry z Kościoła Zborów Chrystusowych za pomoc i modlitwy), dała nam poczucie bycia potrzebnymi i ... cudownie leczy z egoizmu.

Kto zatyka ucho na krzyk ubogiego, nie będzie wysłuchany, gdy sam wołać będzie.

Myślenie o innych jest cudownym lekarstwem na własne problemy, które w porównaniu z losem tych ludzi wydają się być tak błahe.

To była zwykła niedziela cztery miesiące temu...

 

 

 

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin